Po 30 dniach podróży i pokonaniu dystansu 12.100 km Wojtek i Wiola dotarli do stolicy Nigru. Ich opowieść przerwana w Mauretanii ma już ciąg dalszy. Co zdarzyło się przez te dwa tygodnie, gdy ich Hilux przemierzał  Senegal, Gambię i niespokojne Mali, przeczytacie w relacji spisanej przez bohaterów tej wyprawy. Zapraszamy...

 

Relacja Wojtka Ilkiewicza i Wioli Hutnik

 

01.11.2015 – niedziela

Saint-Louis > Dakar (śpimy na najbardziej wysuniętym na zachód punkcie Afryki) – 270km

„Hotel Mermoz” jest tak przyjemnym miejscem, że wyjeżdżamy dopiero o 10.00. Dzień rozpoczynamy od zwiedzenia Saint-Louis, kolonialnego miasta wpisanego na światową listę UNESCO. Ciężko dziś w mocno nadgryzionym zębem czasu mieście ujrzeć „Perłę Afryki Zachodniej”. Piękne kiedyś kamienice i pałace robią wrażanie, jakby za chwilę miały się rozpaść lub co najmniej zamierzały prowokować do remontu… kilka z nich wyprosiło renowację. Promenada nadmorska mimo rzędu malowniczych palm nie kusi do spacerów, a tam, gdzie cumują kolorowe pirogi, zalegają ogromne stery śmieci i właśnie stąd zaczynamy naszą włóczęgę.

 

 

Niesamowitą przygodą są odwiedziny w dzielnicy rybackiej Guet Ndar. To miejsce niezwykłe nie tylko ze względu na położenie na mierzei. Z jednej jej strony mamy rzekę, a z drugiej ocean. Środkiem biegnie główna ulica, od której odchodzi kilka małych traktów. Główną atrakcją są ludzie. To bardzo specyficzna społeczność żyjąca w odrębności od innych mieszkańców Saint – Louis lud Lebou. Przedstawiciele Leobu zajmują się rybołówstwem. Wieczorem wyruszają na połów swymi kolorowymi pirogami, albo większymi łodziami. O poranku wyładowują swoje „skarby” z wyprawy, do koszy pełnych lodu, które mężczyźni wynoszą do ciężarówek – chłodni, rozwożących ryby po Senegalu i innych krajach Afryki. To, czego nie uda się sprzedać, znajduje się na straganach dla mieszkańców miasta, albo suszone, by w takiej formie trafiać nawet do najodleglejszych zakątków Afryki.

 

 

Ich domostwa są zaniedbane do granic możliwości. Całe życie toczy się na chodnikach. Tu kobiety gotują, piorą, suszą pranie. Mężczyźni odpoczywają po pracy, a dzieciaki, których jest tu mnóstwo, bawią się, grają w piłkę, biegają, a pomiędzy nimi stada kóz i owiec. Znajdziemy tu prymitywne garkuchnie i kramy ze wszystkim, co możliwe do sprzedania. Są też ogromne połacie śmieci, wędrują po nich kozy, które pożerają wszystko, co jadalne… niestety, toreb foliowych i plastikowych butelek, jeszcze nie potrafią trawić… a to byłoby doskonałe rozwiązanie… Gdyby chcieć pokusić się o określenie atmosfery, to słowo cuchnąca, będzie najbardziej akuratne… patrząc na wszystko to z bliska, zastanawiamy się… ile bakterii, zarazków i wirusów… prowadza się tutaj pod rękę, wyczekując zaangażowania w chorobę. W bardzo gwarnym centrum, mnóstwo kolorowych samochodów transportowych, które nie posiadają szyb, bagaże układa się na dachu, ci co nie zmieścili się do środka, wiszą na tyle pojazdu. Na chodnikach siedzą kolorowo ubrane przekupki. Sprzedają warzywa, owoce i orzeszki ziemne. Tych jest tu naprawdę dużo. Wszak Senegal, to główny producent tych przysmaków.

 

 

Jest też elegancki metalowy most. Ten most został zaprojektowany przez pracownię francuską Gustave Eiffela, tego samego od paryskiej wieży. Obiekt wzniesiono pod koniec wieku XIX, a jego długość to ponad pół kilometra. Kręcimy się po uliczkach, które za czasów kolonii francuskiej, musiały był naprawdę piękne. Kamienice z wewnętrznymi dziedzińcami, balkonami, okiennicami zamieszkane były przez najbogatszych, teraz odpadają z nich tynki i gzymsy, okna często pozbawione są szyb.

 

 

Dalsza nasza trasa, biegła następne 260km do stolicy Senegalu, Dakaru. Jedziemy do miasta podrzędną drogą, omijając autostradę, więc mamy sposobność podziwiać przydrożne życie mieszkańców małych osad i wiosek. Docieramy wreszcie do portu, ustalamy położenie urzędu celnego, robimy zakupy w świetnym sklepie na stacji paliw (ceny niższe niż na przydrożnych bazarach) i już końcem dnia, objeżdżamy Dakar wzdłuż brzegów i na najdalej na zachód wysuniętym punkcie miasta i zarazem kontynentu afrykańskiego, pozostajemy na nocleg. Miejsce to, to dawny fort ze stanowiskami dział, obecnie pozostający pod jurysdykcją armii Senegalu. Ale, żeby pozostać na nocleg, należało zapytać mundurowych, oni chętnie się zgodzili, spisali nasze dane i za miejsce na trawniku pod drzewem zażądali… 40 tys. CFA - to jest 264 zł! Oni mają problem z rozpoznawaniem wartości pieniądza! Po uzasadnieniu z naszej strony, zgodzili się na 10 tys. CFA.

Senegal to kierunek turystyczny numer jeden w Afryce Zachodniej, można go uznać za zimowe słońce Europy. Od tryskającego życiem Dakaru po magiczne i spokojne Saint-Louis, od sawann wschodniego Senegalu, po idylliczną wyspę Goree i buntowniczą, fascynującą rzekę Casamance — wszędzie znajdziemy interesujące miejsca. Wybieramy się więc na podbój kraju o tysiącu obliczy, zamieszkanego przez plemiona Wolofów, Sererów, Fulanów, Tukulerów, Diola, Mandingo i jeszcze kilku innych… Ciut historii… Senegal był zamieszkany już w paleolicie i neolicie, co stwierdzono po odkryciach domowych narzędzi lub kamiennych kręgów. Ponadto w rejonie deltowego ujścia rzek Sine i Saloum, odkryto wyroby z miedzi i żelaza. Od XI w. stwierdza się w istnienie w dolnym Senegalu ludu Tukulerów oraz istnienie państwa Takrur. W XI w. poprzez kontakty z krajami arabskimi, Senegal uległ islamizacji. W latach 1549-1886 na terenie północnego Senegalu istniało królestwo Kajor ludu Wolof. Szczyt potęgi królestwo osiągnęło w XVIII w. W 1886 r. tereny te zostały zajęte przez Francuzów, a w 1895 r. weszło w skład ich koloni Francuskiej Afryki Zachodniej. W okresie kolonialnym w latach 30. XX w. rozpoczął się proces kształtowania tożsamości narodowej, na co największy wpływ mieli działacze przebywający na imigracji w Europie. W okresie II wojny światowej Senegal znalazł się pod kontrolą marionetkowego rządu Vichy. Po Wojnie dzięki lokalnym grupom politycznym zlikwidowano podział nielicznych „poddanych” i nielicznych „obywateli”, dzięki temu każdy mieszkaniec był traktowany jako pełnoprawny obywatel. Początkowo politycy senegalscy opowiadali się raczej za federacją afrykańską aniżeli niepodległością. Wybory z marca 1957 r. wygrał Blok Postępowy, który utworzył własny rząd, a 1958 r. w referendum, obywatele kraju opowiedzieli się za zachowaniem związków z Francją, jednak dwa lata później, kraj uzyskał całkowitą niepodległość.