11.11.2015 – środa

Djiguibombo > Sevare > Douentza - 260km

Rankiem opuszczamy wioskę i zarazem niezwykły świat Dogonów. W Sevare, pozostawiamy naszego sympatycznego przewodnika Ismaila, nieco zaniemógł po trudach wczorajszego dnia i wspinaczki do górskiej wioski w nieznośnym upale, toteż poratowaliśmy go specyfikami na wzmocnienie i zostało mu dotrzeć do Djenne. Podajemy jego namiary, gdyż uważamy go za przyjemnego w obyciu i uczynnego chłopaka. Soumaila Traore, guide touristique, Djenne, e-mailDiese E-Mail-Adresse ist vor Spambots geschützt! Zur Anzeige muss JavaScript eingeschaltet sein!, tel. 0022376200718. Jedziemy dalej na wschód do miejscowości Douentza z myślą o dalszej jeździe do sławetnego, saharyjskiego Tombouctou (Timbuktu). Tymczasem droga wciąż płatna (500 CFA za auto) i nieprzerwanie kiepska, ale mijane strefy nenufarów, wynagradzają zmysłom braki. Przychodzi nam na myśl… „Calineczka”, „ Noce i Dnie”, wiele lat temu zachwycił się nimi wielki impresjonista Claude Monet… namalował całą serię tych przepięknych lilii wodnych… natomiast Maria Pawlikowska-Jasnorzewska ujęła to tak: „… liść nawodny porozumiał się z deszczem: podobne są ich kręgi i w kształcie i obwodzie… nenufar… koła wodne pochwala… innym formom nie ufa…”.

 

 

Ale wróćmy do tu i teraz… dotarliśmy dość szybko do miasteczka, zbaczamy z głównej trasy na północ i po kilku kilometrach, zatrzymujemy się przed wojskowym posterunkiem, obok czołg i inne pojazdy opancerzone. Niestety, nie pozwalają nam jechać dalej i kierują nas do miejscowego posterunku policji. Tam, dowiadujemy się, że nie ma możliwości indywidualnego przejazdu przez pustynię do Timbuktu, raz w tygodniu formowane są konwoje zabezpieczane przez wojsko i właśnie dzisiaj o 6.00 rano taki wyjechał, następny będzie za tydzień. Do Gao sytuacja analogiczna, ale szczęśliwym trafem, jutro jest do tej miejscowości formowany konwój i po aprobacie takiego rozwiązania, jesteśmy dopisani do jego składu… start 6.00 rano. Nocleg w skromnym „Campement Dogon Aventures” (15tys. CFA za pokój), preferowanym przez szefa miejscowej policji, ze względu na bezpieczeństwo. Jesteśmy przymusowo uziemieni na dalszą część dnia i czekamy. No cóż… marzenia o Timbuktu… rozwiały się jak proch na wietrze. 

Szczęśliwym trafem, jutro mamy konwój do Gao i po wizycie na policji, jesteśmy dopisani do jego składu… start 6.00 rano. Nocleg w skromnym „Campement Dogon Aventures”, preferowanym przez szefa miejscowej policji.