Hiluxem z Polski do południowej Afryki - cz.3
10.11.2015 – wtorek
Teli > Ende > Begnemato > Koni Kombole > Djiguibombo (nocleg u szefa wioski na zamkniętym podwórku) – 30km
Rankiem udajemy się na skalne zbocza, podziwiać niegdysiejsze domostwa mieszkańców tej wioski. Obecnie przenieśli się do ich podnóża i tu prowadzą swe życie. Dogoni, to jedno z najbardziej tajemniczych plemion Afryki. Skomplikowana mitologia i fascynujące zwyczaje plemienne od lat interesują etnografów i antropologów. Ich dziejami interesują się również archeologowie, bo jak dotąd nie udało się dokładnie ustalić, skąd pochodzi ten niezwykły lud. Do licznego grona wielbicieli plemienia z Mali z pewnością powinni zaliczać się też architekci, albowiem wioski Dogonów to istne dzieła sztuki konstrukcyjnej. Czy pradawni bogowie z systemu gwiezdnego Syriusza odwiedzili przed 5000 lat jedno z afrykańskich plemion? Dogoni zamieszkujący Mali w Afryce posiadają znaczną wiedzę o Syriuszu, której nie mogli pozyskać od gości z Zachodu. Czy możliwe, że ów lub był, jak próbowali nas przekonywać wszelkiej maści pisarze, żywym dowodem na odwiedziny obcej cywilizacji. A może to nic więcej, jak jeden wielki mit?
Historia o plemieniu Dogonów, którzy posiedli w starożytności zaawansowaną wiedzę o systemie gwiezdnym Syriusza, zyskała światową sławę w roku 1976 dzięki książce Roberta Temple’a pt. „The Syrius Mystery” („Tajemnica Syriusza”). Dogoni, wierzą w bóstwo zwane Nommo, który był synem stwórcy świata. Aby oczyścić ludzi z grzechów, rozerwał się na 60 kawałków i po kilku dniach zmartwychwstał, jednakże stracił prącie, które zostało zjedzone przez rybę. Uważają, iż sami pochodzą z kosmosu i wylądowali przy akompaniamencie huków i płomieni nad jeziorem Debo. Ciekawą sprawą jest to, iż religijnie mieszkańcy dogońskich wiosek podzieleni są na dzielnice wyznaniowe, gdzie często w jednej wiosce zamieszkują muzułmanie, chrześcijanie (głównie owoc pracy amerykańskich misjonarzy) i animiści. Religia Dogonów łączy w sobie wątki monoteizmu, animizmu wraz z kultem przodków oraz wiarę w magię. Wiara w dusze i duchy, oraz przypisywanie ich posiadania obiektom natury, zwierzętom, roślinom itp. jest najstarszą formą wierzeń religijnych, a zjawiska określane mianem animizmu, są blisko powiązane z zachowaniami określanymi mianem szamanizmu. Opiekunem duchowym wioski jest hogon… dogoński szaman. Hogoni to wymierająca profesja, ma ich niewiele wiosek, bo to wymagający zawód. Trzeba porzucić rodzinę i żyć w pustelni. I nie myć się, bo hogona wylizuje do czysta święty wąż leve… a przecież żyć z turystów można przyjemniej.
Niestety obecnie sytuacja napływu turystów diametralnie się zmieniła, wojna domowa i zagrożenia terrorystyczne w Mali, pozbawiły również Dogonów ich napływu… co obserwujemy tu na każdym kroku i chyba ta okoliczność, jeszcze przez długi okres się nie zmieni.
Dziś Pays Dogon, charakteryzuje się wioskami położonymi na odcinku około 200 km, wzdłuż spektakularnego uskoku Bandiagara. Dziedzictwo naturalne i kulturowe Dogonów zostało wpisane w 1989 roku na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Obecnie kraj Dogonów, ich tańce, maski, drewniane rzeźby i architektura, są jedną z najważniejszych atrakcji turystycznych Mali. Przez całe ubiegłe stulecie badacze odnotowywali znaczące zmiany w organizacji społecznej, kultury materialnej i wierzeń tego ludu. W dużej mierze za tę transformację odpowiada duży ruch turystyczny w tym regionie. Dylematy, przed którymi stają jej mieszkańcy… z jednej strony pragnący dostosować się do nowoczesności panującej wokół… z drugiej chcący zachować swoje unikalne tradycje. Tymczasem, zamieszkują około 700 wiosek, z których żadna nie przekracza 500 mieszkańców. Wiodą spokojne życie rolników i hodowców bydła, uprawiając na pobliskich poletkach kukurydzę, sorgo, milet, czy bardzo popularną tu cebulę. Są ludem bardzo pracowitym, przez co cenieni są nie tylko w Mali, ale i w innych krajach Afryki Zachodniej, gdzie często emigrują na saksy Sami są bardzo dumni ze swej pracowitości i żartują, że w ich społeczności nie ma złodziei… wszyscy są zbyt zajęci, by zajmować się tym procederem.
Centralnym punktem każdej wioski jest Togu-na… drewniany, bądź kamienny szałas, na szczycie którego umieszczone są snopki siana. Pełni on rolę miejsca spotkań rady starszych. Tu właśnie zapadają najważniejsze decyzje dotyczące bieżących spraw, czy rozstrzygane są spory pomiędzy zwaśnionymi sąsiadami. Togu-ny są stosunkowo niskie po to, by przebywający w nich mężczyźni (kobietom wstęp jest zabroniony) musieli siedzieć, co zapobiega „żywiołowym wymianom zdań” podczas burzliwych dyskusji. Każde gospodarstwo domowe składa się z kilku glinianych domków, zbudowanych na podstawie małego kwadratu, osiągających wysokość około dwóch metrów, nie licząc krytego strzechą, spadzistego dachu. Domownicy zajmują zaledwie część zabudowań, większość z nich przeznaczona jest dla trzody lub na magazyny żywności. Charakterystyczne jest też, że każdy z takich domków nie stoi bezpośrednio na ziemi, a wznosi się na palach… ma to zapobiegać dostawaniu się do pomieszczenie insektów i gryzoni. Tak więc, po kolei jedziemy od wioski, do wioski podziwiając i podpatrując miejscowe życie, zwyczaje i sztukę tego ludu.
Do ostatniej wioski Begnemato, porzuciliśmy swe auta pomiędzy polami sorgo i zabieramy się w ponad godzinny trekking w góry, do czego zbytnio nie nastraja panująca temperatura sięgająca 43ºC. Wpinamy się po skałach w górę, polewamy się wodą i brniemy naprzód. Jesteśmy na klifie, a nagroda już czeka… panorama z górnej skały i odmienność nie tylko architektoniczna. Zmierzamy prosto do szefa (hunting man), gdzie za odpowiednia opłatą (30 tys. CFA za naszą trójkę), wcześniejsza stawka wynosiła 100 tys. CFA… ludzie kosmiczni… to i ceny prosto z kosmosu, zyskujemy możliwość podziwiania masek i rytualnych strojów. Tancerze w strojach ozdobionych kwiatami, piórami ptaków i koralikami, odprawiają rytualny taniec.
Jak w całej kulturze afrykańskiej, stanowi on odtworzenie wydarzeń z dalekiej przeszłości. Zdumiewają precyzją wykonania i przywodzą na myśl… hełmy, jakich mogliby używać astronauci. Tancerze-aktorzy uzmysławiają epizod, że do wioski przybywa ktoś z „nieba”… prawdopodobnie z układu Syriusza. Aha… bez przewodnika turysta może nieświadomie zbezcześcić wiele świętych miejsc lub rzeczy, których „odkażenie” będzie go kosztować słoną ofiarę. Jak zwykle kobiecie czegoś nie wolno, w tym przypadku niczego dotykać, czego dowiedziałam się po fakcie, a przewodnik nie zdążył powiedzieć… toteż muśnięte, aczkolwiek skalane „obiectum”… poleci w próżnię.
Po zejściu w dół, dzisiejszy obchód i objazd kończymy w wiosce Djiguibombo, a na nocleg pozostajemy na zamkniętym podwórku szefa miejscowej społeczności (3500 CFA od auta).