Jak zaczęła sie nasza przygoda z toyotową terenówką? Po kolejnych wakacjach All inclusive w naszych podróżniczych duszach pojawiła się myśl, że chcielibyśmy przeżyć prawdziwą przygodę, poczuć smak "niedźwiedziego mięsa" jak mawiał Jack London, wyprawy zorganizowanej samodzielnie. W miejsca, których nie obsługują biura podróży... Pierwszy krok to zakup sprawdzonego auta terenowego, z zamiarem przebudowy na wyprawówkę. Wybór padł na Land Cruisera 95!

 

 

Auto wybieraliśmy rozważnie. Przez około pół roku przeglądając różne oferty, szukaliśmy samochodu, który spełniałby założenia: jak najlepszy stan techniczny i kwota do 40 tyś. Ważną kwestią było to, aby wybrany egzemplarz był jak najprostszy, z ograniczoną ilością elektroniki, ekonomiczny w użytkowaniu, ze żwawym silnikiem. Te założenia spełniał LC 95 d4d 3.0 z 2001 roku z przebiegiem 140 tyś.

Po zakupie przez rok zbieraliśmy fundusze i przygotowywaliśmy się do modernizacji auta. Pierwsze przyszło zawieszenie Old Emu przód +150, Tył +200 zamontowane w 2011 roku.

 

  

 

Przy jego wyborze było wielu doradców i wiele propozycji, jednak górę wziął rozsądek. Samochód miał wyglądać, a po załadowaniu dodatkowych gratów i namiotu dachowego musiał spełniać dalej swoją funkcję, czyli być terenówką z charakterem i wygodnym autem zarazem. Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że to był strzał w 10.

Łącznie z zawieszeniem przyszły opony BF MT 265/75/16. Wprawdzie wielu sugerowało kompromis i zakup AT-ków, ale... liczyliśmy się z koniecznością bardziej wymagających tras terenowych podczas podróży i stąd taka a nie inna decyzja. Pomimo tego, że większość podróży to asfaltowe dojazdówki wiemy, że możemy liczyć na trwałość i lepszą trakcję takiego ogumienia w terenie, daleko od domu. I o to nam chodziło. Kolejnym potrzebnym nabytkiem został bagażnik dachowy wraz z oświetleniem we wszystkich kierunkach oraz dodatkowym zbiornikiem na wodę. 

Rok 2011 upłynął nam na poprawianiu wizerunku auta. Land Cruiser pierwotnie był niebieski, ale Asia (żona i podróżniczy partner wypraw) przekonała mnie, że musi być czarny i już. Zdecydowaliśmy się na czarny półmat i w tej kolorystyce sprawdzaliśmy go w terenie. Podczas BIESÓW, na tle malowniczych Bieszczadów, prezentował się nieźle, ale czegoś mu brakowało...

 

  

 

W kolejnym roku dodaliśmy to, co ostatecznie zdecydowało o charakterze auta. W trakcie zimy wykonaliśmy własnoręcznie, z pomocą kolegi stolarza zabudowę wnętrza. Jak wszystko w naszym aucie, zabudowa miała być funkcjonalna i jak najbardziej prosta w swojej konstrukcji. Samochód dostał też snorkel, wyciągarkę i grafikę na bokach z literami KAT autorstwa Pawła Jagodzińskiego "Pyrki". Wówczas też uwidoczniło się dlaczego na forach używam właśnie nicka KAT: jest to skrót od imion uczestników wypraw Kacpra (syn), Asi i Tomka.

 

 

 

 

Pod presją przygotowania auta do kolejnego wyjazdu zakonserwowaliśmy ramę i zamontowany został uchwyt na karnister z paliwem. 

Czy w samochodzie zostało wszystko zrobione? Niby tak. Ale? No właśnie, samochód wyprawowy to skarbonka. Wszyscy to wiemy. W 2014 roku stare oświetlenie zastąpiło nowe, ledowe. Po raz kolejny strzał w 10-kę. Na bezdrożach Gruzji w nocy okazało się bezcenne. W tym samym roku przód auta zyskał także zderzak stalowy polskiej produkcji, dodatkowo pomalowane i odnowione felgi.

 


Tak przygotowany samochód to rodzinne auto wyprawowe, na które mogliśmy liczyć podczas objazdów całych Bałkanów, Korfu, podróży przez Gruzje, Armenię, Turcję. Rok 2014 to kolejna literka, którą powinniśmy dodać do nazwy naszego auta, w rodzinie pojawiła się bowiem Zuzia. Pomimo, że w 95-kę włożyliśmy wiele serca i pracy, zapadła decyzja o zakupie auta większego i bardziej pojemnego. Od niedawna przed domem cieszy oko Land Cruiser 100. Dzięki doświadczeniu zdobytemu podczas przebudowy poprzedniej wyprawówki, postaramy się uczynić tę również autem sprawnym i dopracowanym jak jego poprzednik. A 95-ka? Już w następnych rękach, ale nowy właściciel obiecał, ze toyotowego spotkania we Włościejewkach, które odbędzie się w terminie 9-12 czerwca, na pewno nie opuści!

 

 

Przed nami kolejne wyprawy, kolejne miejsca które chcemy zobaczyć. Dlaczego, to wszystko? Dlatego, że ciągnie nas po świecie tam gdzie osobówką się nie dojedzie? Mamy marzenia, które chcemy spełniać, mamy rodzinę która w takich podróżach widzi radość życia, mamy też przyjaciół z którymi możemy dzielić te chwile. Wiele z tego co zrobiliśmy poniekąd jest ich zasługą. Wspomnę tutaj  o Danielu BETLINie i jego rodzinie, który nie przestraszył sie nicka KAT. Pierwszym sprawdzianem wspólnej wyprawy był zlot Toyoty w 2011 roku i sprawdzian ten trawa do dziś, gdzie większość wypraw zawsze razem. BETLIN, "WIELKIE DZIĘKI", jeszcze nie jedna wyprawa przed nami.

 

Do zobaczenia na offroadowym szlaku. Od dziś szukajcie nas w J100. 

 

 

Tekst i zdjęcia: Tomasz Panek

 

 

GALERIA ZDJĘĆ