Do granicy z Marokiem i pierwsza guma...

Po uzyskaniu informacji od Francuza (właściciela campingu) odnośnie godzin odpływu, ruszyłem rano plażami w dalszą drogę. Ujechałem z 15 km i zostałem zatrzymany przez wojsko okazało się że to strefa wojskowa. Grzecznie acz stanowczo kazali kierować się na drogę asfaltową. Podążałem w stronę granicy Mauretanii i Maroka (a właściwie, będącej pod okupacją Maroka, Sahary Zachodniej). [Królestwo Marokańskie państwo położone w północno-zachodniej Afryce nad Oceanem Atlantyckim i Morzem Śródziemnym. Graniczy z Algierią (na wschodzie), Saharą Zachodnią (na południu) i hiszpańskimi eksklawami w Afryce: Ceutą i Melillą (na północy)].

 


No, ale jak przygoda, to przygoda. Tuż przed granicą złapałem gumę (jak się potem okazało pierwszą z wielu i problem z oponami zdominował całą wyprawę). Po sprawnej zmianie, ruszyłem dalej. Na granicy trafiłem na kolejkę. Wyglądało na to, że kilka godzin będę musiał stać bezczynnie. Na szczęście podszedł do mnie „pomocnik pograniczników” i złożył interesująca propozycję... za 20 euro. Postawiłem ultimatum - jeśli w ciągu 20 minut zostanę odprawiony, jestem w stanie zapłacić 20 euro. Zastanawiał się 5 sekund i ruszył biegiem wzdłuż kolejki. Wrócił w towarzystwie mundurowego. Ten, lokując się na zderzaku mojego auta, konwojował mnie na początek ogonka! Następnie biegał jak oparzony od okienka do okienka (trudno mówić tu o okienkach, bardziej właściwe byłoby określenie "szopa") i w ten sposób byłem w 18 minut za szlabanem!!!! To był jedyny raz kiedy wziąłem pomagiera na granicy. Uważam jednak, że w tym wypadku było warto…


Teraz musiałem przejechać parę kilometrów przez strefę niczyją, podobno zaminowaną. Było tam mnóstwo porzuconych samochodów.
W końcu dotarłem do Maroka. "Tylko" 1,5 godziny trwała odprawa; bieganie od okienka do okienka, aby uzyskać informacje. Przeskanowano moje auto (wszyscy podlegają tej procedurze). Potem kolejne okienka i ufff!!! szlaban w górze. W tej gonitwie od okienka do okienka uczestniczyli też Czesi, którzy wracali z rajdu Hiszpania-Senegal. To było bardzo miłe i pomocne spotkanie. Ale o tym za chwilę...

 

Druga guma i Zwrotnik Raka 

W drogę!! Chciałbym jeszcze tego dnia dojechać do Dakhli [jest jednym z największych portów rybackich w Maroku, którego liczba ludności podwaja się w okresach wzmożonych połowów. Pierwsza osada założona została przez Hiszpanów. W XX wieku stanowiła ważny punkt na szlaku kurierskim pomiędzy Europą a Czarną Afryką]. Po 20 km złapałem drugą gumę, a zapasowego koła jeszcze nie naprawiłem. No to jestem w czarnej d***e - zaświtało mi w głowie. Łatanie zajęło mi godzinkę. Ale jedna z opon praktycznie nie nadaje się do jazdy czyli jestem bez zapasu a przede mną jeszcze kilka tys. km. Na szczęście Czeska ekipa zatrzymała się na obiad. Kupiłem od nich dętkę i mocno podniszczonego AT-ka w moim rozmiarze. Miałem co prawda opony MT, ale w Afryce nie ma co wybrzydzać!!
Znalazłem wulkanizatora, gdzie połatali i zmienili dętki. Gdy patrzyłem na ich "warsztat" przypomniały mi się czasy sprzed 50 lat. Warunki pracy spartańskie; młotki, łyżki do kół i diabli wiedzą co jeszcze. O wyważeniu koła nawet nikt nie słyszał. Trzeba będzie jechać wolniej...


Do Dakhli jednak tego dnia nie udało mi się dojechać. Zatrzymałem się w przydrożnym pensjonacie. Przy kolacji zaczął schodzić się tłum miejscowych. Włączyli telewizor, by obejrzeć mecz Real Madryt - Manchester United. Atmosfera, jak na stadionie; wrzaski. gwizdy... tylko piwa brak. Nie wiem komu bardziej kibicowali, ale to w sumie nieważne. Dawno nie widziałem takiej atmosfery (która i mnie się udzieliła), nawet na stadionach podczas Mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie!!!


Po drodze do Dakhli przejeżdżałem przez Zwrotnik Raka [W momencie przesilenia letniego Słońce dochodzi do zwrotnika półkuli północnej, moment ten rozpoczyna astronomiczne lato. Gdy nazywano ten zwrotnik 2000 lat temu, Słońce wstępowało jednocześnie w znak Raka, stąd nazwa zwrotnika północnego]. Spotkałem tam zupełnie zwariowanych włoskich podróżników. Byli w drodze dookoła świata (zapraszam na stronę www.ramingoworldcrossing.com). Ich wyprawa zaplanowana jest na 2-2,5 roku. Umówiłem się z nimi na spotkanie w RPA, jak tam dojadą… gdzieś w czerwcu, lipcu 2013.