LandCruiserAdventureClub - EuropaLand Cruiser Adventure Club - najlepsza polskojęzyczna strona dla fanów terenowych Toyot.
Zapraszamy fanów Toyota Land Cruiser, Hilux, RAV4 i innych. https://landcruiser.pl/en/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa2024-11-23T20:57:22+01:00LandCruiserAdventureClubklub@landcruiser.plJoomla! - Open Source Content ManagementRumunia 2000m n.p.m.2022-03-11T08:21:37+01:002022-03-11T08:21:37+01:00https://landcruiser.pl/en/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/1191-rumunia-2000m-n-p-mirkoirek@bluephoto.pl<p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/tytulowe/rymunia_marcin_samborski.jpg" alt=""></p><h4> </h4>
<h4>Mam w domu papierową mapę Europy, na której zaznaczyłem obowiązkowe miejsca do sfotografowania. Trochę tego jest, bo zgodnie z zasadą "cudze chwalicie, swego nie znacie" nie trzeba ruszać na inne kontynenty, aby zobaczyć miejsca zapierające dech w piersiach. Tak właśnie jest w przypadku oddalonej zaledwie o 800km (Oradea) od Warszawy, Rumunii. Państwo kojarzące się z Drakulą i Nicolae Ceauşescu, posiada w obrębie swoich granic dwie wspaniałe drogi, wyróżniające się położeniem w najwyższym ich punkcie ponad 2000m n.p.m. Transalpina (DN67C) oraz Szosa Transfogaraska (DN7C) stały się moim celem umieszczenia ich w kadrze.</h4>
<p class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0"> </p>
<p> <img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_marcin_samborski&file=02.jpg" alt="" /></p>
<p class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0"> </p>
<h1><strong>Słów kilka o Transalpinie</strong></h1>
<p class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0">Kiedyś rumunska mekka pasjonatów offroadowych podróży, dziś w całości wylana jest asfaltem. Sprawia to, że jest dostępna również dla typowo rodzinnych pojazdów. Droga ta przecina z północy na południe Góry Parâng - pasmo Karpat. Jej najwyższy punkt to przełęcz Urdele polożona na wysokości 2145m n.p.m. W tym miejscu warto być jeszcze przed wschodem słońca i wyczekać, aż pierwsze promienie zaczną wyłaniać się zza szczytów gór. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_marcin_samborski&file=03.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0">Widok, który rozpościera się z tego miejsca nie pozwala odsunać aparatu od twarzy. Z drugiej strony warto chwilę popatrzeć jak chmury przedzierają się przez pasmo gór. Każde przejechanie samochodem kilkudziesięciu metrów zmusza człowieka do zatrzymania się i zrobienia kolejnych zdjęć. Na fotografowanie 135km trasy najlepiej zaplanować cały dzień.</p>
<div>
<h1><strong>Szosa Transfogarska</strong></h1>
</div>
<p class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0">Według Jeremy Clarkson'a najlepsza droga na świecie. Pamiętam jakie wrażenie zrobił na mnie odcinek Top Gear, w którym ekipa testowała tam swoje samochody. Szosa Transfogaraska przecina z północy na południe Góry Fogaraskie, które są najwyższym pasmem górskim Karpat. Powstała za czasów sprawowania władzy przez Nicolae Ceauşescu, a jej budowie przyświecały cele militarne.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_marcin_samborski&file=11.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0">Najwyżej położony punkt osiąga 2034 m n.p.m. , a jednym z bardziej charakterystycznych miejsc na trasie jest najdłuższy tunel w Rumunii (884 m). Wjeżdżając od strony południowej pierwszym obowiązkowym punktem do obejrzenia jest zapora na rzece Ardżesz. Dla fanów Drakuli warty zwiedzenia jest zamek Poienari, należący do Włada Palownika uznanego za pierwowzór Drakuli.</p>
<p class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0">Czas na zdjęcia w tym miejscu nie może trwać zbyt długo, ponieważ prawdziwa zabawa dopiero przed nami.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_marcin_samborski&file=10.jpg" alt="" /></p>
<p class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0"> </p>
<p class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0">Droga do najwyższego punktu szosy, w którym znajduje się jezioro Vidraru wiedzie przez niezliczoną ilość zakrętów. Zanim dojedzie się do szczytu, warto zatrzymać się na kilka zdjęć, których robieniu towarzyszyć może stado osłów. Po dojechaniu nad Vidraru można zrobić sobie przerwę na kupienie pamiątek lub jedzenia, ale trzeba mieć odporny żołądek. To miejsce zbyt mocno przesiąknęło klimatem jarmarcznym, ale to dobrze, bo główny punkt programu znajduje się tuż za zakrętem. Po przejechaniu 100 m oczom ukazuje się kwintesencja tego miejsca. Panorama krętej drogi, powstałej za sprawą wysadzania gór dynamitem robi piorunujące wrażenie. Słupy kolejki górskiej, wyglądające niczym samotne drzewa, prowadzą nasz wzrok w dół zbocza. Każdy kadr jest dobry, każda kolejna klatka to jeszcze za mało, a i tak nie można oddać na zdjęciu tego, co czuje się stojąc w tym miejscu.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_marcin_samborski&file=13.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<div>
<p>Jeśli kochacie góry i chcecie przemierzyć je za sprawą nawet rodzinnego samochodu, to te dwa miejsca są obowiązkowym punktem na mapie Europy. Dodam jeszcze, że Rumunia to kraj życzliwych, uśmiechniętych ludzi, miast, w których na ulicach unosi się jeszcze zapach poprzedniego ustroju, i wszędzie biegają bezdomne psy, które chętnie coś od nas smacznego przyjmą.</p>
<p class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0"> </p>
<p class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0" style="text-align: right;"><strong>TEKST: <a href="https://www.facebook.com/samborski.marcin">Marcin Samborski</a>, ZDJĘCIA: <span style="color: #ff6600;">Agata Bartosz</span>/<a href="https://www.facebook.com/samborski.marcin">Marcin Samborski</a></strong></p>
</div>
<div class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0" style="text-align: right;">
<h1> </h1>
<h1 style="text-align: center;">GALERIA ZDJĘĆ</h1>
<p style="text-align: center;">{eventgallery event='rumunia_marcin_samborski' attr=images mode=lightbox max_images=100 thumb_width=170 offset=0 }</p>
<p style="text-align: center;"> </p>
</div>
<div class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0"> </div>
<div> </div><p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/tytulowe/rymunia_marcin_samborski.jpg" alt=""></p><h4> </h4>
<h4>Mam w domu papierową mapę Europy, na której zaznaczyłem obowiązkowe miejsca do sfotografowania. Trochę tego jest, bo zgodnie z zasadą "cudze chwalicie, swego nie znacie" nie trzeba ruszać na inne kontynenty, aby zobaczyć miejsca zapierające dech w piersiach. Tak właśnie jest w przypadku oddalonej zaledwie o 800km (Oradea) od Warszawy, Rumunii. Państwo kojarzące się z Drakulą i Nicolae Ceauşescu, posiada w obrębie swoich granic dwie wspaniałe drogi, wyróżniające się położeniem w najwyższym ich punkcie ponad 2000m n.p.m. Transalpina (DN67C) oraz Szosa Transfogaraska (DN7C) stały się moim celem umieszczenia ich w kadrze.</h4>
<p class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0"> </p>
<p> <img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_marcin_samborski&file=02.jpg" alt="" /></p>
<p class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0"> </p>
<h1><strong>Słów kilka o Transalpinie</strong></h1>
<p class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0">Kiedyś rumunska mekka pasjonatów offroadowych podróży, dziś w całości wylana jest asfaltem. Sprawia to, że jest dostępna również dla typowo rodzinnych pojazdów. Droga ta przecina z północy na południe Góry Parâng - pasmo Karpat. Jej najwyższy punkt to przełęcz Urdele polożona na wysokości 2145m n.p.m. W tym miejscu warto być jeszcze przed wschodem słońca i wyczekać, aż pierwsze promienie zaczną wyłaniać się zza szczytów gór. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_marcin_samborski&file=03.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0">Widok, który rozpościera się z tego miejsca nie pozwala odsunać aparatu od twarzy. Z drugiej strony warto chwilę popatrzeć jak chmury przedzierają się przez pasmo gór. Każde przejechanie samochodem kilkudziesięciu metrów zmusza człowieka do zatrzymania się i zrobienia kolejnych zdjęć. Na fotografowanie 135km trasy najlepiej zaplanować cały dzień.</p>
<div>
<h1><strong>Szosa Transfogarska</strong></h1>
</div>
<p class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0">Według Jeremy Clarkson'a najlepsza droga na świecie. Pamiętam jakie wrażenie zrobił na mnie odcinek Top Gear, w którym ekipa testowała tam swoje samochody. Szosa Transfogaraska przecina z północy na południe Góry Fogaraskie, które są najwyższym pasmem górskim Karpat. Powstała za czasów sprawowania władzy przez Nicolae Ceauşescu, a jej budowie przyświecały cele militarne.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_marcin_samborski&file=11.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0">Najwyżej położony punkt osiąga 2034 m n.p.m. , a jednym z bardziej charakterystycznych miejsc na trasie jest najdłuższy tunel w Rumunii (884 m). Wjeżdżając od strony południowej pierwszym obowiązkowym punktem do obejrzenia jest zapora na rzece Ardżesz. Dla fanów Drakuli warty zwiedzenia jest zamek Poienari, należący do Włada Palownika uznanego za pierwowzór Drakuli.</p>
<p class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0">Czas na zdjęcia w tym miejscu nie może trwać zbyt długo, ponieważ prawdziwa zabawa dopiero przed nami.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_marcin_samborski&file=10.jpg" alt="" /></p>
<p class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0"> </p>
<p class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0">Droga do najwyższego punktu szosy, w którym znajduje się jezioro Vidraru wiedzie przez niezliczoną ilość zakrętów. Zanim dojedzie się do szczytu, warto zatrzymać się na kilka zdjęć, których robieniu towarzyszyć może stado osłów. Po dojechaniu nad Vidraru można zrobić sobie przerwę na kupienie pamiątek lub jedzenia, ale trzeba mieć odporny żołądek. To miejsce zbyt mocno przesiąknęło klimatem jarmarcznym, ale to dobrze, bo główny punkt programu znajduje się tuż za zakrętem. Po przejechaniu 100 m oczom ukazuje się kwintesencja tego miejsca. Panorama krętej drogi, powstałej za sprawą wysadzania gór dynamitem robi piorunujące wrażenie. Słupy kolejki górskiej, wyglądające niczym samotne drzewa, prowadzą nasz wzrok w dół zbocza. Każdy kadr jest dobry, każda kolejna klatka to jeszcze za mało, a i tak nie można oddać na zdjęciu tego, co czuje się stojąc w tym miejscu.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_marcin_samborski&file=13.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<div>
<p>Jeśli kochacie góry i chcecie przemierzyć je za sprawą nawet rodzinnego samochodu, to te dwa miejsca są obowiązkowym punktem na mapie Europy. Dodam jeszcze, że Rumunia to kraj życzliwych, uśmiechniętych ludzi, miast, w których na ulicach unosi się jeszcze zapach poprzedniego ustroju, i wszędzie biegają bezdomne psy, które chętnie coś od nas smacznego przyjmą.</p>
<p class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0"> </p>
<p class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0" style="text-align: right;"><strong>TEKST: <a href="https://www.facebook.com/samborski.marcin">Marcin Samborski</a>, ZDJĘCIA: <span style="color: #ff6600;">Agata Bartosz</span>/<a href="https://www.facebook.com/samborski.marcin">Marcin Samborski</a></strong></p>
</div>
<div class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0" style="text-align: right;">
<h1> </h1>
<h1 style="text-align: center;">GALERIA ZDJĘĆ</h1>
<p style="text-align: center;">{eventgallery event='rumunia_marcin_samborski' attr=images mode=lightbox max_images=100 thumb_width=170 offset=0 }</p>
<p style="text-align: center;"> </p>
</div>
<div class="css-16aryjy-Html--Container eyyskcn0"> </div>
<div> </div>Hiluxem przez Kosowo2022-01-11T08:30:21+01:002022-01-11T08:30:21+01:00https://landcruiser.pl/en/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/1172-hiluxem-przez-kosowoirkoirek@bluephoto.pl<p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/kosowo_2022_hilux/tytulowa_hilux_kosowo_2022.jpg" alt=""></p><p> </p>
<h4>Serbski celnik na granicy z Kosowem przywitał się z nami grzecznie i zeskanował dowody osobiste. Nie chciał niczego więcej, certyfikatów, dowodu rejestracyjnego, ubezpieczenia. Oddał dokumenty i z uśmiechem skierował auto w kierunku grupki sześciu pograniczników. Wysiadamy, wszystkie rzeczy trzeba wypakować na przyniesiony właśnie duży, stalowy stół. Za chwile będą je sprawdzać, pies obwącha wszystkie zakamarki auta ale zanim to zrobią wyjmą narzędzia i zaczną rozbierać śrubka po śrubce klapę naszego pick-upa…</h4>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8090.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8090" /></p>
<p> </p>
<p>Tak właśnie pożegnało nas Kosowo po naszym kilkudniowym pobycie na terenie zbuntowanej, serbskiej prowincji. Nie mieliśmy nic do ukrycia więc kibicowaliśmy staraniom pograniczników czekając co tam znowu każą otworzyć, wyjąć, rozebrać. Kolejna ciekawostka w podróży. Bez nerwów czy złości, taka praca. Ta podróż zamykała ostatni rozdział naszej podróży przez Bałkany, ostatni kraj w jakim jeszcze nie byliśmy…</p>
<p> </p>
<h1><strong>PRZYGOTOWANIA</strong></h1>
<p>Szykując się na taki wypad w obecnych czasach naprawdę nie trzeba wiele. Przewodnik po Bałkanach z rozdziałem poświeconym Kosowu, karta kredytowa bo wszędzie właściwie już można płacić plastikiem, kilka euro na drogę, plan wyjazdu wgrany w nawigację. Ponieważ mapa Google uparcie i niepotrzebnie prowadziła tu przez Macedonię, na wszelki wypadek zielona karta dla auta (w Serbii jest niepotrzebna, w Macedonii tak) oraz ubezpieczenie zdrowotne obejmujące covid. I to właściwie wszystko, można ruszać w drogę…</p>
<p> </p>
<h1><strong>DOJAZD</strong></h1>
<p>Podczas naszej majowej wyprawy do Macedonii nie robiliśmy postojów. Każdy kraj po drodze wówczas robił jakieś problemy wiec najwygodniej było po prostu skorzystać z dobrodziejstwa tranzytu i dojechać „na raz”. Pod koniec roku 2021 sprawa wygląda już o wiele prościej, wystarczy mieć po prostu certyfikat szczepienia którego i tak nikt nie sprawdza i przenocować po drodze. Wybraliśmy wiec Belgrad oraz Suboticę w drodze powrotnej na odpoczynek w podróży.</p>
<p>Na granicę Kosowa jedziemy najbliższą drogą ignorując Google. Na przejściu pod Podujevë nie ma właściwie ruchu. Pod jednym dachem jest tu odprawa serbska i zaraz potem Albańczycy z Kosowa. Tutaj trzeba pamiętać o zakupie ubezpieczenia na auto. Nasze obowiązuje w całej Europie, obowiązuje w Serbii ale nie tu. Wizyta w okienku boli. Hilux jest traktowany jak ciężarówka do 3,5t wiec z portfela ubyło 77 euro… Zakup jest jednak szybki i bezproblemowy i można uwinąć się z nim zanim auto dojedzie w kolejce do kosowskiego okienka (kontener gdzie je sprzedają jest pomiędzy punktami kontrolnymi, po prawej stronie).</p>
<p>Po przejechaniu granicy droga ku przygodzie jest już otwarta i… przez kilka kilometrów dokładnie obwieszona czerwonymi, albańskimi flagami na każdej latarni.</p>
<p> </p>
<h1><strong>DROGI</strong></h1>
<p>Po kilku dniach spędzonych w tym miejscu można wyrobić sobie opinie na ich temat i docenić pracę jaką tu wykonano. Pomiędzy dużymi miastami poprowadzone są nowiutkie autostrady lub dwupasmowe drogi. Lokalne zwykle również posiadają świeże asfalty i widzi się tutaj wiele rozpoczętych inwestycji, zupełnie nowych szos budowanych w miejscach gdzie dotąd wiódł szutrowy szlak. Najciekawsze są jednak trasy bez utwardzonej nawierzchni. To kochamy najbardziej, szukając przygody właśnie na takich drogach. I Kosowo daje nam takie możliwości, bo gdziekolwiek wiedzie taki trakt i wasze auto da nią radę przejechać – możecie to zrobić. Nigdzie nie spotkaliśmy tu zakazu wjazdu, wycofując się tylko wówczas gdy szlak był zbyt trudny, zniszczony, zasypany kamieniami czy po prostu zaśnieżony na poziomie powyżej 1500 m n.p.m.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9510.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9510" /></p>
<p> </p>
<p>Na drogach jest bezpiecznie. Mieszkańcy Kosowa jeżdżą czasami nawet przesadnie ostrożnie, dbając przede wszystkim o auta. Gdy na asfalcie jest dziura szybkość aut zwalnia drastycznie. Częste tu, zakamuflowane progi zwalniające (nie są oznaczone ani malowaniem ani znakami) pokonują bardzo delikatnie. Pomimo korków i braków w sygnalizacji w miastach ruch w gruncie rzeczy jest płynny.</p>
<p> </p>
<h1><strong>KOSOWO - DZIEŃ I – PRISZTINA I PRIZREN</strong></h1>
<p>Wzrok skierowany na mapę zdradza co tu jest ważne a co jakby mniej. Gruba kreska autostrady tnie kraj przede wszystkim w kierunku Albanii i Macedonii. Trasa z Serbii ma niższy priorytet więc i asfalty tutejsze pamiętają lepsze czasy. Pierwszy przystanek – Prisztina.</p>
<p> </p>
<p>PRISZTINA</p>
<p>Po stolicy spodziewać by się można takiego przepychu i starań o wygląd najważniejszego miasta w kraju jak chociażby w pobliskim Skopie. Nic bardziej mylnego. To co zobaczymy tutaj dokładnie odzwierciedla charakter całego Kosowa i można podsumować je jednym z słowem. CHAOS… Wszystko tu biegnie w kierunku nowoczesności i zachodowi, po drodze zadeptując to stare, zabytkowe, oryginalne. W noworocznym czasie znajdziecie więc tu choinki i Mikołajów, lampki, gwiazdki, spory samochodowy ruch bezładnie przeciskający się ulicami pozbawionymi sygnalizacji i parkingów. Zabytkowe, stare domy rozpoznać można po tym że odpadają z nich tynki. Nowe budowane są bez spójnego planu i pomysłu co najbardziej widać po bryle parlamentu, która przypomina blok na Ursynowie a nie siedzibę najważniejszej instytucji w kraju…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8118.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8118" /></p>
<p> </p>
<p>Czy Prisztina ma cos do zaoferowania? Większość z osób tu przyjeżdżających fotografuje się pod dużym logo NEWBORN upamiętniającym ogłoszenie niepodległości w 2008r i… ucieka. A przecież to nie jest tak, że tu zupełnie nic ciekawego nie ma… W Prisztinie znajdziecie:</p>
<ul>
<li>Wielki Meczet lub Meczet Sułtana Mehmeda (Xhamia e Madhe lub Xhamia e Mbretit) – meczet zbudowany w 1461 roku na polecenie sułtana tureckiego Mehmeda II Zdobywcy. Po 1689 roku przez krótki okres rządów austriackich był kościołem katolickim</li>
<li>Meczet Çarshi (zwany także Xhamia e Sulltan Muratit i Xhamia e Gurit) z 1389 roku, wybudowany na polecenie sułtana Bajazyda I po bitwie pod Kosowem i rozbudowany w XV wieku przez Murada II. Jest to najstarsza świątynia islamska na terenie Kosowa.</li>
<li>Meczet Pirinaz z XVI wieku zbudowany przez Piri Nazira pełniącego funkcję wezyra u dwóch sułtanów.</li>
<li>Wielki Hammam – łaźnie z XV wieku</li>
<li>reprezentacyjny dom osmański typu konak należący do rodziny Hynyler</li>
<li>Fontanna Shadërvan w stylu osmańskim</li>
<li>Wieża zegarowa (Sahatkulla) z XIX wieku</li>
<li>Meczet Jashara Paszy (Xhamia e Jashar Pashës) z 1834 roku</li>
<li>Mauzoleum Sułtana Murata I (Bajraktari Türbe) z 1850 roku</li>
<li>Hotel Union z 1927 roku</li>
<li>Cerkiew św. Mikołaja z XIX wieku. Zniszczona w 2004 roku i odbudowana przez Unię Europejską. We wnętrzu cenne ikonostasy.</li>
<li>Plac Skanderbega (Sheshi Skënderbeu) – główny plac miasta przy którym znajduje się parlament, ministerstwa, teatr, Hotel Union i Swiss Diamond Hotel Prishtina.</li>
<li>Cmentarz żydowski z XIX wieku</li>
<li>Katedra Matki Teresy z Kalkuty z 2010 roku</li>
<li>Biblioteka Narodowa Kosowa z 1982 roku o bardzo ciekawej architekturze</li>
</ul>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8175.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8175" /></p>
<p> </p>
<p>My mamy czas zaledwie na kilkugodzinny, wieczorny spacer wiec zajrzymy tu i tam i ruszamy w drogę do miasta Prizren gdzie spędzimy kilka dni. Niespodzianka w drodze będzie niesamowita ilość dużych, wielostanowiskowych stacji na wylocie z miasta. Rozmieszczonych po kilka obok siebie, i znów, i znów…</p>
<p> </p>
<p>PRIZREN</p>
<p>Nowa autostrada, potem zjazd i przebijanie się w kierunku zabytkowego centrum w którym mieszkamy. Tu ciąg dalszy chaosu. Powolny ruch, przeciskanie się w wąskich uliczkach bez chodników, poszukiwanie parkingu. Prizren to bardzo popularne i chętnie odwiedzane miasto. Po kilku dniach tu spędzonych, powiedzieć można że to nic dziwnego. Jest naprawdę ładne i wieczorami jest tu co robić bo znajdziecie tu i restauracje, i bary, i ciekawe zabytki do pooglądania. Dla nas po przyjeździe ta popularność oznacza brak możliwości zatrzymania się choćby na chwile co wykorzystują parkingowi naciągacze. Jest drogo. Miejsce dla auta na cały dzień to 10 euro… Za tyle da się tu zjeść obiad dla dwóch osób.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8242.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8242" /></p>
<p> </p>
<p>Co ciekawego można tu zobaczyć? </p>
<ul>
<li>Cerkiew Chrystusa Zbawiciela z freskami (połowa XIV wieku)</li>
<li>Ruiny monasteru Świętych Archaniołów (1348)</li>
<li>Ruiny twierdzy powstałej w czasach imperium rzymskiego i rozbudowywanej przez Bizancjum a potem imperium osmańskie.</li>
<li>Cerkiew klasztorna Bogurodzicy Ljeviškiej początkami sięgająca Xw. I rozbudowana z fundacji króla Milutina (1307), wewnątrz zdobiona freskami stanowiącymi jeden z najcenniejszych przykładów malarstwa bizantyjskiego okresu Paleologów,</li>
<li>Ruiny soboru św. Jerzego z 1856;</li>
<li>Katedrę Matki Bożej Nieustającej Pomocy z XIX wieku.</li>
<li>Kamienny most z XVIw, odbudowany po powodzi z 1979r.</li>
<li>Dom Shena Hasana – przykład osmańskiej architektury miasta</li>
<li>Taqja Helveti – XVIIw. siedziba bractwa</li>
<li>Siedzibę Ligi Prizreńskiej z 1878, odbudowana po zniszczeniu w 1999r. przez armię jugosłowiańską.</li>
<li>Sahat Kula (wieża zegarowa) z siedziba muzeum etnograficznego</li>
<li>Gazi Mehmet Pasha Hammam, łaźnia z XVIw. działająca aż do początku XXw.</li>
<li>Meczet Emina Paszy, zbudowany w latach 30 XIXw.</li>
<li>Meczet Sinan Paszy - z 1615</li>
<li>Meczet Mehmet Paszy z 1574r.</li>
</ul>
<p>Prizren to też zły czas roku 2004 gdy podczas pogromów Albańczycy zbezcześcili i spalili świątynie chrześcijańskie, w tym cerkiew Bogurodzicy Ljeviškiej, cerkiew Chrystusa Zbawiciela, sobór św. Jerzego oraz cerkiew pod tym samym wezwaniem w Rujnewaczu, cerkiew św. Mikołaja, cerkiew św. Niedzieli, klasztor i katolikon Świętych Archaniołów oraz miejscowe prawosławne seminarium duchowne. Tego typu działania prowadzone były na terenie całego Kosowa jednak to tutaj odnotowano 1/3 wszystkich ataków na chrześcijańskie świątynie.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8643.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8643" /></p>
<p> </p>
<p>To już minęło. Pieniądz z Unii Europejskiej popłynął tu szeroko i mieszkańcy wykorzystali go lepiej niż w stolicy. Wyremontowano stare kamienice i turystyczne centrum kwitnie. Jednak cerkiew Bogurodzicy Ljeviškiej, czy cerkiew Chrystusa Zbawiciela to nadal ruiny, otoczone drutem kolczastym i pilnowane przez strażników. Zawsze, podczas naszej podróży prawosławne cerkwie i monastyry w całym Kosowie będą oznaczały uzbrojony posterunek policji, nawet 20 lat po wojnie…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8338.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8338" /></p>
<p> </p>
<p>Będąc tutaj trzeba oczywiście zajrzeć na górującą nad miastem twierdzę. Zimą widok psuje trochę smog, bo każdy pali w piecu i miasto spowija sina mgła. Jednak droga nie jest daleka a zobaczyć z lotu ptaka morze czerwonych dachów z widokiem na ośnieżone, nieodległe szczyty – warto. Wieczory w mieście to knajpki, restauracje, ogródki w których lokalna młodzież spędza czas na paleniu wodnych fajek, grzejąc się przy ogniu rozpalanym na przygotowanych, stalowych płytach. Zwiedzanie czegokolwiek w okresie noworocznym jest utrudnione. Wszystko oprócz twierdzy do której wstęp jest bezpłatny i otwarty cała dobę – jest pozamykane. Meczet Sinana Paszy udaje się zobaczyć tylko dzięki temu, że odbywała się tu noworoczna modlitwa. Zwykle jednak jest zamknięty. Tutaj też dowiaduje się, że nie tylko wewnątrz świątyni należy zdjąć buty, również na dywanie przed, co gestykulując przekazuje mi nie nerwowo kilku młodych ludzi …</p>
<p> </p>
<h1><strong>KOSOWO – DZIEŃ II – PRZEŁĘCZ PREVALA</strong></h1>
<p>MONASTER ŚWIĘTYCH ARCHANIOŁÓW</p>
<p>Droga zaraz za miastem jest fenomenalna. Poranne słońce pięknie rysuje się na stromych ścianach kanionu rzeki Bistrica. Zaraz za miastem przy głównej drodze ruiny monasteru Świętych Archaniołów. Podjeżdżamy pod bramę. Z kontenera wychodzi lokalny policjant i tłumaczy że nie można sobie ot tak fotografować, trzeba zapytać w świątyni. Idziemy razem do bramy, nikt nie odpowiada, w otwartych wrotach kilka psów pokazuje że chce zarobić na swoja miskę… Przez wrota widać że trwają tu prace renowacyjne po zniszczeniach z 2004r.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8428.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8428" /></p>
<p> </p>
<p>Monaster w tym miejscu ma długą historię. Powstał w latach 1343–1352 na miejscu wcześniej istniejącej świątyni, z fundacji cara Stefana Urosza IV Duszana. Nadał on również mnichom 93 wsie, kopalnię w Toplicy, ziemie uprawne i winnice, jak również polecił przekazywać jej zyski z handlu na rynku prizreńskim. Został on tu też pochowany. Monastyr był również świadkiem oficjalnego pojednania Patriarchatów Konstantynopolitańskiego i Serbskiego w 1375r, po wcześniejszym zerwaniu kontaktów z powodu ustanowienia w Serbii patriarchatu w miejsce arcybiskupstwa. W 1455 zajęty i zniszczony przez Turków. W II poł. XVI w. był już niezamieszkany i popadał w ruinę a w 1615 Sinan Pasza nakazał jego rozbiórkę, by wznieść z pozyskanego materiału meczet w Prizrenie. Odnowa życia monastycznego w tym miejscu nastąpiła dzięki biskupowi Artemiuszowi, działającemu w latach 1991–2010. W obrębie średniowiecznych murów wzniesiono wówczas nowy budynek mieszkalny z kaplicą św. Mikołaja Serbskiego. Monaster stał się ważnym centrum życia religijnego kosowskich Serbów. W 1999 po porwaniu jednego mnichów (jego zwłoki, z odciętą głową, znaleziono rok później) pozostali wyjechali wracając po przybyciu na miejsce sił KFOR.</p>
<p> </p>
<p>PRZEŁĘCZ PREVALA</p>
<p>Przełącz, położona na wysokości 1515m n.p.m. pomimo wysokich, dodatnich temperatur zasypana jest śniegiem. Pobliska górka to popularne miejsce saneczkowych zjazdów (sprzęt wypożyczamy na miejscu). Latem można pojechać jeszcze dalej i w pobliżu wsi Murat Lika zjechać w szutrową drogę docierając prawie na 2500m, na szczyt Ljubotena. Zimą śnieg zatrzymuje już powyżej 1300 m n.p.m. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8535.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8535" /></p>
<p> </p>
<p>Droga powrotna to odwiedziny w kościele sw. Mikołaja we wsi Sredska, którego jak wszędzie pilnuje policja i przejazd obok „Białego Domu” czyli restauracji Shtëpia e Bardhë zbudowanej w klasycystycznym stylu, z godłem USA i pasiastymi flagami powieszonymi obok albańskich – częsty widok w tym kraju. Powłóczymy się jeszcze po okolicy drogami szutrowymi jak i asfaltami przez wsie. Jednak im dalej od cywilizacji tym tutaj ładniej i przyjemniej. Miejscowości to zwykle nowe, nie otynkowane domy z czerwonej cegły i śmieci. Całe mnóstwo śmieci zrzucanych gdzie popadnie.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8612.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8612" /></p>
<p> </p>
<p>Sylwester i Nowy Rok w Prizrenie będzie specyficzny. Na głównym placu szykowany jest koncert jednak grali będą tylko do 23.00 potem jak w całym kraju trzeba wracać do domu bo w Kosowie obowiązuje godzina policyjna do 5 nad ranem.</p>
<p> </p>
<h1><strong>KOSOWO – DZIEŃ III - VELIKA HOCA, ZOCISTE</strong></h1>
<p>Pobudka zaplanowaną mieliśmy bardzo późno ale w nocy na początek odezwały się dzwony, potem wyły psy a na koniec muezini ze wszystkich pobliskich meczetów. Jak co dzień gdy mieszka się w zabytkowym centrum…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8623.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8623" /></p>
<p> </p>
<p>Dzień wstał bardzo ciepły i słoneczny. Powietrze wypełnia jeszcze dym z ogni sztucznych i mgły z parującej gwałtownie ziemi tworzące gęstą zasłonę. W planach jazda po terenowych szlakach, wśród winnic do wsi Velika Hoca i Zociste. Widoków jednak nie będzie, pojedziemy asfaltem. Cel to serbskie enklawy i cerkwie z XIVw. Po drodze jak wszędzie bardzo wiele nowych domów, meczety, tradycyjnej muzułmańskie cmentarze z nagrobkami z których spoglądają Albańczycy w białych, spiczastych czapkach (tzw. plis lub qeleshe).</p>
<p> </p>
<p>VIELKIKA HOCA</p>
<p>Do wsi docieramy gruntową drogą wśród winnic. Nie jest wielka. Trudno uwierzyć, że w średniowieczu była silnym ośrodkiem gospodarczym i duchowym z 24 kościołami i trzema klasztorami oraz produkcją wina przynajmniej od XIVw. Pod jedną z cerkwi mamy odrobinę szczęścia, akurat na pogrzeb wychodził miejscowy duchowny i pozwala na chwilę zobaczyć świątynie. Miejscowość jest bardzo tradycyjna, z drewnianymi bramami, ścianami murowanymi z warstw cegieł i desek, często pustymi domami. Za wsią kapliczka z serbska flagą i nazwiskami tych którzy polegli w zamieszkach. Zajrzymy jeszcze do kościółka przy cmentarzu oraz małej świątyni ulokowanej na wzgórzu nad wsią. Po chwili pojawia się dwóch mężczyzn, tylko patrzą, pilnują?</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8697.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8697" /></p>
<p> </p>
<p>Na jednym z domów wymalowana graffiti upamiętnia Lazara Kujundzicia, bojownika z serbskiej organizacji czetnickiej, która miała chronić serbską ludność Poreča przed atakiem oddziałów VMRO (Vatreshna Makedonska Revolyutsionna Organizatsiya) i muzułmańskich gangów grabieżczych. </p>
<p> </p>
<p>ZOCISTE</p>
<p>Próba podjechania szutrami do wioski nie powiodła się. Droga widoczna na mapach OSM urywa się nagle w polach. Docieramy do głównej bramy asfaltową szosą by znów natrafić na posterunek policji. Życzliwy funkcjonariusz informuje, że turyści wchodzą dopiero od 14.00. Czekamy, czeka też serbska rodzina, która jest tu na noworocznej wizycie u rodziny. Nie otworzyli… Szkoda. Monaster Świętych Kosmy i Damiana w Zociste to kolejny klasztor z historią sięgającą czasów króla Stefana Urosza III Deczańskiego, który to wg przekazów pisanych nadał część posiadłości w sąsiedztwie klasztoru wspólnocie monasteru Chilandar. Najstarszy, zachowany tu fresk datowany jest na XIVw. Szczególnym kultem otaczane były przechowywane w monasterze relikwie świętych Kosmy i Damiana. Z ich powodu klasztor były celem pielgrzymek nie tylko prawosławnych Serbów ale także Albańczyków i Romów.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8783.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8783" /></p>
<p> </p>
<p>W czasie wojny monaster był kilkakrotnie atakowany przez Armię Wyzwolenia Kosowa. Po bombardowaniu Jugosławii przez siły NATO w 1999, które zaskutkowało wycofaniem się wszystkich serbskich jednostek wojskowych z Kosowa, Albańczycy zniszczyli ostatnie serbskie domy w okolicy, zaś w czerwcu 1999 zmusili czterech zamieszkujących w klasztorze mnichów do wyjazdu. Zabudowania klasztoru zostały ostatecznie zniszczone we wrześniu tego samego roku. Mnisi w to miejsce wrócili dopiero w październiku 2004r dzięki żołnierzom włoskich oddziałów KFOR, którzy częściowo wysprzątali ruiny. Ochronę nad monastyrem objęły wówczas austriackie jednostki międzynarodowych sił pokojowych. Na powrót zakonników zgodziła się również miejscowa społeczność albańska.</p>
<p> </p>
<h1><strong>KOSOWO – DZIEŃ IV – PRIZREN, JASKINIE KUSARIT I QIRAVE, DJAKOWICA, MONASTYR VISOKI DECAN, KANION RZEKI DECAŃSKA BISTRICA, PEĆ</strong></h1>
<p>Czas pożegnać Prizren, Fatimę z zajazdu Hani i Vjeter, która codziennie robiła nam śniadania, spryciarzy z pobliskiego parkingu, pomagających ulokować Hiluxa w zabytkowym centrum. Kierujemy auto bocznymi drogami i jest to dobry wybór. Piękne widoki, mniej domów i śmieci.</p>
<p> </p>
<p>JASKINIE KUSARIT I QIRAVE</p>
<p>Znajdujemy je całkiem, z drogi wypatrując brązowe drogowskazy atrakcji turystycznej. Do zwiedzania udostępniono je niedawno, asfaltowe alejki dopiero są układane, brak kas, oświetlenia w podziemnych zakamarkach. Autem obecnie wszyscy podjeżdżają do samych wejść ale jest też parking przy głównej drodze. Jaskinia Qirave po otwarciu kraty strzeżonej tylko mała zasuwką okazuje się mała i płytka. Kusarit jest już o wiele ciekawsza, w wejściem przez skalne oko, z kilkoma tunelami oglądanymi przy latarkach z komórki.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8984.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8984" /></p>
<p> </p>
<p>DJAKOWICA</p>
<p>Patrząc na miasto z punktu widokowego na górze Cabrat zobaczymy czerwone dachy zabytkowego, starego miasta oraz otaczającego go wysokie bloki nowego. Przy zabytkowym centrum parking nie jest kosztowny, można zostawić samochód za 1-2 euro i już pieszo zwiedzać najstarszą jego część. W tym czwartym co do wielkości mieście Kosowa niegdyś zamieszkiwały różne nacje jednak większość stanowili Albańczycy (89%). Wojna z lat 1998-99 przyniosła zniszczenia i prześladowania. Ludność pochodzenia albańskiego zmuszono do ucieczki, wiele osób zginęło. Pamiątką po tych zdarzeniach jest cmentarz przy drodze z góry Cabrat z wieka tablicą i portretami zabitych mieszkańców, wypominającą Serbom ich ofiary.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9043.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9043" /></p>
<p> </p>
<p>Po ustaniu walk Albańczycy wrócili, natomiast w obawie przed zemstą swoje domy musiała opuścić cała ludność niealbańska. Większość zabytkowej architektury miasta uległa zniszczeniu jednak po ponad 20 latach nie ma już śladów tych wydarzeń. Stara część miasta została odrestaurowana. XVI-wieczny meczet, któremu pocisk artyleryjski odstrzelił połowę minaretu z przepięknymi malowidłami w kopule odbudowano. Uporządkowano też cmentarz, gdzie spoczywają możni osmańskiej Djakowicy.</p>
<p>Odbudowano także doszczętnie spalony przez Albańczyków w 2004 roku Klasztor Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w centrum. Kiedyś ta XIXw. świątynia była kościołem parafialnym lokalnej, serbskiej mniejszości. Obecnie mieszkają tu ostatnie cztery, starsze Serbki.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9024.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9024" /></p>
<p> </p>
<p>Będąc w Diakowicy oczywiście najlepiej skierować się wprost na Wielki Targ w klimatyczne zaułki ulicy Ismail Qemali, stanowiące największy tego typu kompleks postosmański w Europie. Kiedyś drewniane kramiki były rzadko uczęszczane przez turystów, dziś wypełnia je kolorowy tłum skupiony w klimatycznych barach. Jednak i tu znaleźć można pozostałości dawnego charakteru tej dzielnicy. W warsztacie lokalnego rzeźbiarza rozmowa klei się na migi, zdjęcia i pojedyncze słowa jakie rozumiemy. Właściciel warsztatu, starszy pan pokazuje fotografie na których widać nagrody i wyróżnienia podczas festiwalów etnograficznych w których brał udział. Pokazuje zdjęcia syna, który pracuje w Prisztinie, skrawki swojego życia…</p>
<p>Co jeszcze warto zobaczyć w mieście:</p>
<ul>
<li>Pomnik Ligi Prizreńskiej</li>
<li>Teke Sheh Rafi, budynek bractwa z XVIIw.</li>
<li>Wieża zegarowa z 1597r.</li>
<li>Wielki klasztor bractwa Sa’adi</li>
<li>Meczet Haduma z 1595r.</li>
<li>Teqja Bektashive – budynek współczesny wzniesiony na miejscu spalonego w ostatniej wojnie</li>
<li>Wielka Medresa z połowy XVIIIw.</li>
<li>Muzeum Etnograficzne</li>
<li>Odremontowane, osmańskie zajazdy (hany) z XVII i XVIII w</li>
</ul>
<p>Dajakovica, nazywana też Gjakove jest całkiem sporym, ponad 100 tys. miastem. Za rzeką piętrzą się tu nowe, wysokie bloki. W odróżnieniu jednak od wcześniej widzianych miejsc w Kosowie całość jednak sprawia bardzo dobre wrażenie porządku i przemyślanego planu.</p>
<p> </p>
<p>MONASTYR VISOKI DEČANI</p>
<p>Trafimy tu jadąc lokalną drogą, omijając centrum miasta Decan. Jest to główny monaster Serbskiej Cerkwi Prawosławnej w Kosowie. Jadąc przez góry, szutrową drogą nazwaną na cześć albańskich partyzantów ulicą UCK, trafiamy najpierw na betonowe pozostałości nieukończonego, ogromnego hotelu. Potem parking i strażnica KFOR. Chorwacki żołnierz pobiera od nas dokumenty i wydaje przepustki. Tyle lat po wonie a miejsce to nadal wymaga wojskowej ochrony… </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9118.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9118" /></p>
<p> </p>
<p>Klasztor w 1327r. założył król Stefan Dečanski, który po śmierci został tu pochowany co przyczyniło się do zaistnienia tego miejsca jako ważnego miejsca kultu. Centralne miejsce kompleksu zajmuje katedra poświęcona Chrystusowi Pantokratorowi. Ta zbudowana z różowo-purpurowego, jasnożółtego i onyksowego marmuru świątynia jest największą tego typu średniowieczną budowlą na Bałkanach. Od innych, ówczesnych serbskich kościołów poza rozmiarami wyróżniają ją widoczne cechy architektury romańskiej. Wewnątrz znajdziecie zbiór fresków składający się z ponad tysiąca portretów dotyczących niemal wszystkich głównym tematów z Nowego Testamentu. Katedra zawiera też oryginalne XIV-wieczne drewniane ikonostasy, tron igumena oraz rzeźbiony sarkofag króla Stefana. Jak podaje przewodnik w 2004 UNESCO umieściło monaster na liście światowego dziedzictwa, uznając miejscowe freski za „jeden z najlepszych przykładów tak zwanego renesansu paleologowskiego w sztuce bizantyjskiej” oraz „warte zauważenia zarysy czternastowiecznej rzeczywistości”.</p>
<p>Wyjazd główną drogą to dodatkowa atrakcja która ominęliśmy jadąc bokiem. Na asfalcie mijamy wielkie, drewniane donice, stanowiące szykany spowalniające i wojskowy posterunek. Tutaj nie trzeba się już legitymować ale wrażenie zagrożenia i niepewności pozostaje…</p>
<p> </p>
<p>DOLINA RZEKI DECANSKA BISTRICA</p>
<p>Kolejny etap to asfaltowy szlak wijący się serpentynami wzdłuż rzeki. Jest odśnieżony na odcinku 15 km od monastyru i tyle przejechaliśmy. Można dalej ale słońce już dawno położyło ostatnie promienie na szczytach pobliskich szczytów. Nocą w górach nie znajdziemy ładnych widoków. Ta sama trasa w druga stronę to okazja do zatrzymania się w miejscowym zajeździe. Jedzenie jak zwykle dobre i niedrogie.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9179.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9179" /></p>
<p> </p>
<p>Już po zmroku osiągamy docelowe na dziś miasto Pec. Na pierwszy rzut oka przyjazne, z niezbyt dużym ruchem oraz normalnymi, nie zastawionymi przez auta chodnikami…</p>
<p> </p>
<h1><strong>KOSOWO – DZIEŃ V – PEC, KANION RUGOVE</strong></h1>
<p>KANION RUGOVE</p>
<p>Wspomniany w tytule kanion to jedno z najbardziej efektownych miejsc Kosowa. Najbardziej widowiskowy jest na początku, strome ściany, wykute tunele i nawisy skalne, serpentyny. Przy jednym z wodospadów machają nam polscy policjanci z sił KFOR. Zatrzymujemy się i witamy serdecznie z chłopakami, którzy pełnia tutaj potrzebna i jednak niebezpieczna służbę. Obecnie jest już spokojnie ale parę lat temu, chociażby po jednostronnym ogłoszeniu przez Kosowo niepodległości, gdy Serbowie zajęli budynek UNMIK w Mitrovicy (Misji Tymczasowej Administracji Organizacji Narodów Zjednoczonych w Kosowie) podczas odbijania go przez siły ONZ rannych zostało 28 naszych funkcjonariuszy…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9261.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9261" /></p>
<p> </p>
<p>Serpentynami docieramy aż do wsi Boge. Tu na wysokości 1500m n.p.m. kończy się odśnieżona droga i zaczynają atrakcje dla narciarzy. Kto chce może podjechać wyciągiem i poszusować na śniegu. Planuję odbić od głównej trasy i szutrowymi drogami dojechać do wodospadu na Białym Drinie około 5 km na północ od miasta Pec. Niestety przygoda zawsze kończy się tak samo, całkiem wygodny i dobrze utrzymany trakt dociera do miejsca gdzie zalega grubo śnieg albo trasa jest zasypana głazami.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9209.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9209" /></p>
<p> </p>
<p>MONASTYR PEĆKA PATRIJARŠIJA</p>
<p>Pod miastem Pec warto zajrzeć do monastyru będącego siedziba Patriarchatu Serbskiej Cerkwi Prawosławnej. Składa się on z czterech świątyń z dużym babińcem. Najstarsza powstała z fundacji arcybiskupa Arsenija I w pierwszej połowie XIII wieku. Fundatorami kolejnych byli Arcybiskup Nikodem I (Cerkiew św. Demetriusza z około 1320 r.) oraz arcybiskup Danilo II (kościół Najświętszej Marii Panny i mały kościół św. Mikołaja z około 1330 roku). Przy wejściu do nich zbudowano dużą kruchtę, przed którą z kolei postawiono wieżę. W zespole tych kościołów znajdują się liczne freski oraz ikony i malowidła sakralne. Najstarsze z nich pochodzą z XIII wieku. W kościele św. Demetriusza znajdują się też liczne sarkofagi biskupów i arcybiskupów, ozdobione rzeźbami, które nadają im wyjątkowego charakteru. Tak jak wszędzie kompleksu strzeże policja która zajęła umocnione posterunki KFOR.</p>
<p> </p>
<p>MIASTO PEC</p>
<p>Nie wygląda zbyt imponująco. Wojna z roku 1998-99 i późniejsze zamieszki z 2004r sprawiły, że ponad 80 procent ze wszystkich 5280 domów zostało poważnie uszkodzonych lub zniszczonych. Niestety odbudowa została przeprowadzona chaotycznie i bez klimatu i charakteru. Szkoda bo miejsce to miało długą i ciekawa historię. Średniowieczny Pec został zbudowany prawdopodobnie na ruinach Siparantum, rzymskiego municypium co sugerują licznie odkryte stele z tego okresu. Dla Serbów zdobył je w końcu XIIw książę Stefan Nemanj. Pod panowaniem króla Stefana Dušana stał się głównym ośrodkiem religijnym średniowiecznej Serbii i zachowało ten status aż do 1766 r. Pod władzą imperium osmańskiego znalazł się w 1455 r. W latach 1689 i 1739 w obawie przed represjami tureckimi znaczna liczba jego mieszkańców uciekła do Wojwodiny a w 1835 r. ludność albańska przejęła miasto od Turków. Obecnie zdecydowana większość mieszkańców to Albańczycy. Większość kosowskich Serbów mieszka w pobliskich wsiach Goraždevac , Belo Polje i Ljevoša.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9411.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9411" /></p>
<p> </p>
<p>To czwarte co do wielkości miasto Kosowa niestety ma niewiele do zaoferowania. W samym centrum znajdziecie bardzo wiele barów fast food ale ani jednej lokalnej restauracji. Żeby zobaczyć odrobinę starego charakteru miasta najlepiej pójść przez bazar w kierunku na meczet Barjrakli. Uporządkowane stoiska ulokowano tu w zabytkowych, odnowionych budynkach. Co jeszcze zobaczycie w mieście?</p>
<ul>
<li>Meczet Bajrakli, zbudowany w 1471r. przez sułtana Mehmeda II Zdobywcę.</li>
<li>Czerwony Meczet, ufundowany w latach 60-tych XVIIIw.</li>
<li>Meczet Kurshumli (ołowiany), z XVIw.</li>
<li>Hamman Hadzi Beja, ufundowany przez lokalnego, albańskiego urzędnika, w 2 poł. XVw. który jako jeden z pierwszych przeszedł na islam.</li>
<li>Konak Tahir Beja, pałac z XVIIIw. będący przykładem tureckiego budownictwa, obecnie Muzeum Etnograficzne</li>
<li>Wieża Jashira Paszy z 1803r – miejsce pierwszego posiedzenia Ligi Albańskiej z roku 1899.</li>
<li>Wieża Hadzi Zeki,</li>
<li>Wieża Gockaj</li>
<li>Młyn i spichlerz Hadzi Zeki z XIXw.</li>
<li>Kościół św. Katarzyny, z 1929r.</li>
</ul>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9412.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9412" /></p>
<p> </p>
<h1><strong>KOSOWO – DZIEŃ VI – WODOSPADY MIRUSHA, JASKINIA GADIME</strong></h1>
<p>To już ostatni dzień naszego pobytu w Kosowie. Już zwykłymi drogami, bez kombinowania wytyczam trasę wprost na Wodospady Mirusha. Zanim tam dotrzemy popatrzymy jeszcze w drodze na wielki browar PEJE (od nazwy miasta) i… poszukamy myjni. Całe Kosovo to niezliczona ilości punktów AUTOLARI, nie brakuje ich również w Pec, jednak nie cierpią na brak klientów a my na nadmiar czasu… Auto po offroadowych przeprawach poprzedniego dnia jest tak brudne, ze nie da się do niego wsiąść bez pobierania próbek gleby na ubraniu. Pod miastem znajdujemy taka gdzie czekać nie trzeba długo i uganiamy kwotę: 8 euro za całość z wyczyszczeniem środka. Właściciel myjni, Izmet wraz z synem który przyjechał na nowy rok w odwiedziny z Niemiec zapraszają nas na kawę na pobliskiej stacji benzynowej. Rozmawiamy o ludziach, kraju, emigracji.</p>
<p> </p>
<p>WODOSPADY MIRUSHA</p>
<p>Tą przyrodniczą perełkę odnajdziemy w pobliżu miejscowości Klina (Klinë). Dojazd początkowo asfaltowy, za wsią Llapçevë zamienia się w szeroki, szutrowy trakt, który prowadzi do dużego parkingu i restauracji ulokowanej u zakończenia kanionu. Tu znajdziemy dwa najbardziej popularne wodospady na oglądaniu których poprzestajemy. Ale dla wytrwałych przygotowano szlak wzdłuż 10-kilometrowego kanionu, pozwalający dotrzeć do pozostałych jezior (wszystkich jest 13) z wodospadami między nimi. Najwyższy, zlokalizowany między szóstym a siódmym jeziorem ma 22 metry wysokości.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9466.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9466" /></p>
<p> </p>
<p>JASKINIA GADIME</p>
<p>Jaskinie zwana też Marmurową znajdziemy około 20 km na południe od Prisztiny w wiosce Gadime e Poshtme. Odkryta przypadkowo, w 1969 roku obecnie zaprasza na ciekawa trasę liczącą około 800 m z półtora kilometra zbadanej długości. Wyrzeźbiona marmur powstał z transformacji wapienia, kolor ścianom nadają różne odcienie aragonitu - począwszy od przezroczystego kryształu poprzez biały, aż do czerwonego</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9523.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9523" /></p>
<p> </p>
<p>Około 20 km na południe od Prisztiny znajduje się wioska Gadime e Poshtme, a w niej - imponująca marmurowa jaskinia, którą odkryto przypadkowo w 1969 roku. Z jej półtora kilometrowej, zbadanego długości ok. 800 metrów jest udostępnione dla turystów. Jej niezwykłość polega na tym, że tutejszy marmur powstał z transformacji wapienia, kolor ścianom nadają różne odcienie aragonitu - począwszy od przezroczystego kryształu poprzez biały, aż do czerwonego. Wstęp to koszt 2 euro/os . Pomimo, że cena obejmuje przewodnika zwiedzaliśmy ja sami (w noworocznym czasie może było za mało osób do jej obsługi?). Nie jest to trudne, jest dobrze oświetlona a jej dno wyrównane betonem.</p>
<p>SERBIA</p>
<p>Serbowie nie uznają suwerenności Kosowa, starając się utrudnić podróżnym przekraczanie granicy. Przed wyjazdem słyszeliśmy historie w których opowiadano, że nie wpuszczali do kraju osób z kosowskimi pieczątkami w paszportach motywując to faktem posiadania stempli z nieistniejącego państwa. Na to byliśmy przygotowani i na granicy okazywaliśmy tylko dowody osobiste, choć jak się okazało Kosowscy pogranicznicy pożałowali nam w paszportach swoich pieczątek. Odprawa, dzięki małej liczbie podróżnych odbyła się szybko, jednak parę minut zeszło się na cały ten cyrk z przeszukaniem, sprawdzaniem, rozkręcaniem.</p>
<p>Dalsza droga to kolejne niespodzianki. Ograniczenie prędkości w obszarach zabudowanych w Serbii to tak jak u nas 50 km/h. Jadąc za innym autem nie zwolniłem i… kontrola radarowa wykazała iż przekroczyłem prędkość o 20 km/h. Sympatyczny policjant pokazał mi nawet nagranie z ustawionego na statywie wideo rejestratora… Dlaczego nie nagrali auta przede mną? To było auto miejscowego, którego znali i zatrzymał się obok domu niedaleko od nich. Koszt 20 euro wymienione na dinary w pobliskiej stacji benzynowej i na pamiątkę wielki arkusz mandatu który Policjanci wypełniali równym i ładnym pismem chyba z pół godziny.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9560.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9560" /></p>
<p> </p>
<p>PALIĆ</p>
<p><a href="http://www.bluephoto.pl/5-dni-w-serbii/">Pobliską Suboticę znamy już z naszego wypadu do Serbii z przed kilku lat</a>. Zatrzymamy się więc na obrzeżach, blisko wylotu na granicę Węgiersko-Serbską, nad jeziorem Palić w miejscowości o tej samej nazwie. Jest to ciekawy wybór, brzeg zbiornika to liczne, obecnie podnoszące się z ruin hoteliki i pensjonaty o architekturze pamiętającej stare Austro-Węgry. Tutejsze jezioro jest największe naturalnym zbiornikiem w Serbii. Według legendy powstało z łez pasterza Pavla, który stracił swoje stado i dlatego woda w nim jest słona. Ładny park z zoo, zadbane nabrzeże, warto tu się zatrzymać. Tu kończą się przyjemności podróży a zaczyna mozolne pokonywanie setek kilometrów w kierunku do domu.</p>
<p style="text-align: right;">Tekst i zdjęcia: <a href="http://www.bluephoto.pl/">Ireneusz Rek</a></p>
<p> </p>
<p> </p><p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/kosowo_2022_hilux/tytulowa_hilux_kosowo_2022.jpg" alt=""></p><p> </p>
<h4>Serbski celnik na granicy z Kosowem przywitał się z nami grzecznie i zeskanował dowody osobiste. Nie chciał niczego więcej, certyfikatów, dowodu rejestracyjnego, ubezpieczenia. Oddał dokumenty i z uśmiechem skierował auto w kierunku grupki sześciu pograniczników. Wysiadamy, wszystkie rzeczy trzeba wypakować na przyniesiony właśnie duży, stalowy stół. Za chwile będą je sprawdzać, pies obwącha wszystkie zakamarki auta ale zanim to zrobią wyjmą narzędzia i zaczną rozbierać śrubka po śrubce klapę naszego pick-upa…</h4>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8090.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8090" /></p>
<p> </p>
<p>Tak właśnie pożegnało nas Kosowo po naszym kilkudniowym pobycie na terenie zbuntowanej, serbskiej prowincji. Nie mieliśmy nic do ukrycia więc kibicowaliśmy staraniom pograniczników czekając co tam znowu każą otworzyć, wyjąć, rozebrać. Kolejna ciekawostka w podróży. Bez nerwów czy złości, taka praca. Ta podróż zamykała ostatni rozdział naszej podróży przez Bałkany, ostatni kraj w jakim jeszcze nie byliśmy…</p>
<p> </p>
<h1><strong>PRZYGOTOWANIA</strong></h1>
<p>Szykując się na taki wypad w obecnych czasach naprawdę nie trzeba wiele. Przewodnik po Bałkanach z rozdziałem poświeconym Kosowu, karta kredytowa bo wszędzie właściwie już można płacić plastikiem, kilka euro na drogę, plan wyjazdu wgrany w nawigację. Ponieważ mapa Google uparcie i niepotrzebnie prowadziła tu przez Macedonię, na wszelki wypadek zielona karta dla auta (w Serbii jest niepotrzebna, w Macedonii tak) oraz ubezpieczenie zdrowotne obejmujące covid. I to właściwie wszystko, można ruszać w drogę…</p>
<p> </p>
<h1><strong>DOJAZD</strong></h1>
<p>Podczas naszej majowej wyprawy do Macedonii nie robiliśmy postojów. Każdy kraj po drodze wówczas robił jakieś problemy wiec najwygodniej było po prostu skorzystać z dobrodziejstwa tranzytu i dojechać „na raz”. Pod koniec roku 2021 sprawa wygląda już o wiele prościej, wystarczy mieć po prostu certyfikat szczepienia którego i tak nikt nie sprawdza i przenocować po drodze. Wybraliśmy wiec Belgrad oraz Suboticę w drodze powrotnej na odpoczynek w podróży.</p>
<p>Na granicę Kosowa jedziemy najbliższą drogą ignorując Google. Na przejściu pod Podujevë nie ma właściwie ruchu. Pod jednym dachem jest tu odprawa serbska i zaraz potem Albańczycy z Kosowa. Tutaj trzeba pamiętać o zakupie ubezpieczenia na auto. Nasze obowiązuje w całej Europie, obowiązuje w Serbii ale nie tu. Wizyta w okienku boli. Hilux jest traktowany jak ciężarówka do 3,5t wiec z portfela ubyło 77 euro… Zakup jest jednak szybki i bezproblemowy i można uwinąć się z nim zanim auto dojedzie w kolejce do kosowskiego okienka (kontener gdzie je sprzedają jest pomiędzy punktami kontrolnymi, po prawej stronie).</p>
<p>Po przejechaniu granicy droga ku przygodzie jest już otwarta i… przez kilka kilometrów dokładnie obwieszona czerwonymi, albańskimi flagami na każdej latarni.</p>
<p> </p>
<h1><strong>DROGI</strong></h1>
<p>Po kilku dniach spędzonych w tym miejscu można wyrobić sobie opinie na ich temat i docenić pracę jaką tu wykonano. Pomiędzy dużymi miastami poprowadzone są nowiutkie autostrady lub dwupasmowe drogi. Lokalne zwykle również posiadają świeże asfalty i widzi się tutaj wiele rozpoczętych inwestycji, zupełnie nowych szos budowanych w miejscach gdzie dotąd wiódł szutrowy szlak. Najciekawsze są jednak trasy bez utwardzonej nawierzchni. To kochamy najbardziej, szukając przygody właśnie na takich drogach. I Kosowo daje nam takie możliwości, bo gdziekolwiek wiedzie taki trakt i wasze auto da nią radę przejechać – możecie to zrobić. Nigdzie nie spotkaliśmy tu zakazu wjazdu, wycofując się tylko wówczas gdy szlak był zbyt trudny, zniszczony, zasypany kamieniami czy po prostu zaśnieżony na poziomie powyżej 1500 m n.p.m.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9510.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9510" /></p>
<p> </p>
<p>Na drogach jest bezpiecznie. Mieszkańcy Kosowa jeżdżą czasami nawet przesadnie ostrożnie, dbając przede wszystkim o auta. Gdy na asfalcie jest dziura szybkość aut zwalnia drastycznie. Częste tu, zakamuflowane progi zwalniające (nie są oznaczone ani malowaniem ani znakami) pokonują bardzo delikatnie. Pomimo korków i braków w sygnalizacji w miastach ruch w gruncie rzeczy jest płynny.</p>
<p> </p>
<h1><strong>KOSOWO - DZIEŃ I – PRISZTINA I PRIZREN</strong></h1>
<p>Wzrok skierowany na mapę zdradza co tu jest ważne a co jakby mniej. Gruba kreska autostrady tnie kraj przede wszystkim w kierunku Albanii i Macedonii. Trasa z Serbii ma niższy priorytet więc i asfalty tutejsze pamiętają lepsze czasy. Pierwszy przystanek – Prisztina.</p>
<p> </p>
<p>PRISZTINA</p>
<p>Po stolicy spodziewać by się można takiego przepychu i starań o wygląd najważniejszego miasta w kraju jak chociażby w pobliskim Skopie. Nic bardziej mylnego. To co zobaczymy tutaj dokładnie odzwierciedla charakter całego Kosowa i można podsumować je jednym z słowem. CHAOS… Wszystko tu biegnie w kierunku nowoczesności i zachodowi, po drodze zadeptując to stare, zabytkowe, oryginalne. W noworocznym czasie znajdziecie więc tu choinki i Mikołajów, lampki, gwiazdki, spory samochodowy ruch bezładnie przeciskający się ulicami pozbawionymi sygnalizacji i parkingów. Zabytkowe, stare domy rozpoznać można po tym że odpadają z nich tynki. Nowe budowane są bez spójnego planu i pomysłu co najbardziej widać po bryle parlamentu, która przypomina blok na Ursynowie a nie siedzibę najważniejszej instytucji w kraju…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8118.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8118" /></p>
<p> </p>
<p>Czy Prisztina ma cos do zaoferowania? Większość z osób tu przyjeżdżających fotografuje się pod dużym logo NEWBORN upamiętniającym ogłoszenie niepodległości w 2008r i… ucieka. A przecież to nie jest tak, że tu zupełnie nic ciekawego nie ma… W Prisztinie znajdziecie:</p>
<ul>
<li>Wielki Meczet lub Meczet Sułtana Mehmeda (Xhamia e Madhe lub Xhamia e Mbretit) – meczet zbudowany w 1461 roku na polecenie sułtana tureckiego Mehmeda II Zdobywcy. Po 1689 roku przez krótki okres rządów austriackich był kościołem katolickim</li>
<li>Meczet Çarshi (zwany także Xhamia e Sulltan Muratit i Xhamia e Gurit) z 1389 roku, wybudowany na polecenie sułtana Bajazyda I po bitwie pod Kosowem i rozbudowany w XV wieku przez Murada II. Jest to najstarsza świątynia islamska na terenie Kosowa.</li>
<li>Meczet Pirinaz z XVI wieku zbudowany przez Piri Nazira pełniącego funkcję wezyra u dwóch sułtanów.</li>
<li>Wielki Hammam – łaźnie z XV wieku</li>
<li>reprezentacyjny dom osmański typu konak należący do rodziny Hynyler</li>
<li>Fontanna Shadërvan w stylu osmańskim</li>
<li>Wieża zegarowa (Sahatkulla) z XIX wieku</li>
<li>Meczet Jashara Paszy (Xhamia e Jashar Pashës) z 1834 roku</li>
<li>Mauzoleum Sułtana Murata I (Bajraktari Türbe) z 1850 roku</li>
<li>Hotel Union z 1927 roku</li>
<li>Cerkiew św. Mikołaja z XIX wieku. Zniszczona w 2004 roku i odbudowana przez Unię Europejską. We wnętrzu cenne ikonostasy.</li>
<li>Plac Skanderbega (Sheshi Skënderbeu) – główny plac miasta przy którym znajduje się parlament, ministerstwa, teatr, Hotel Union i Swiss Diamond Hotel Prishtina.</li>
<li>Cmentarz żydowski z XIX wieku</li>
<li>Katedra Matki Teresy z Kalkuty z 2010 roku</li>
<li>Biblioteka Narodowa Kosowa z 1982 roku o bardzo ciekawej architekturze</li>
</ul>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8175.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8175" /></p>
<p> </p>
<p>My mamy czas zaledwie na kilkugodzinny, wieczorny spacer wiec zajrzymy tu i tam i ruszamy w drogę do miasta Prizren gdzie spędzimy kilka dni. Niespodzianka w drodze będzie niesamowita ilość dużych, wielostanowiskowych stacji na wylocie z miasta. Rozmieszczonych po kilka obok siebie, i znów, i znów…</p>
<p> </p>
<p>PRIZREN</p>
<p>Nowa autostrada, potem zjazd i przebijanie się w kierunku zabytkowego centrum w którym mieszkamy. Tu ciąg dalszy chaosu. Powolny ruch, przeciskanie się w wąskich uliczkach bez chodników, poszukiwanie parkingu. Prizren to bardzo popularne i chętnie odwiedzane miasto. Po kilku dniach tu spędzonych, powiedzieć można że to nic dziwnego. Jest naprawdę ładne i wieczorami jest tu co robić bo znajdziecie tu i restauracje, i bary, i ciekawe zabytki do pooglądania. Dla nas po przyjeździe ta popularność oznacza brak możliwości zatrzymania się choćby na chwile co wykorzystują parkingowi naciągacze. Jest drogo. Miejsce dla auta na cały dzień to 10 euro… Za tyle da się tu zjeść obiad dla dwóch osób.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8242.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8242" /></p>
<p> </p>
<p>Co ciekawego można tu zobaczyć? </p>
<ul>
<li>Cerkiew Chrystusa Zbawiciela z freskami (połowa XIV wieku)</li>
<li>Ruiny monasteru Świętych Archaniołów (1348)</li>
<li>Ruiny twierdzy powstałej w czasach imperium rzymskiego i rozbudowywanej przez Bizancjum a potem imperium osmańskie.</li>
<li>Cerkiew klasztorna Bogurodzicy Ljeviškiej początkami sięgająca Xw. I rozbudowana z fundacji króla Milutina (1307), wewnątrz zdobiona freskami stanowiącymi jeden z najcenniejszych przykładów malarstwa bizantyjskiego okresu Paleologów,</li>
<li>Ruiny soboru św. Jerzego z 1856;</li>
<li>Katedrę Matki Bożej Nieustającej Pomocy z XIX wieku.</li>
<li>Kamienny most z XVIw, odbudowany po powodzi z 1979r.</li>
<li>Dom Shena Hasana – przykład osmańskiej architektury miasta</li>
<li>Taqja Helveti – XVIIw. siedziba bractwa</li>
<li>Siedzibę Ligi Prizreńskiej z 1878, odbudowana po zniszczeniu w 1999r. przez armię jugosłowiańską.</li>
<li>Sahat Kula (wieża zegarowa) z siedziba muzeum etnograficznego</li>
<li>Gazi Mehmet Pasha Hammam, łaźnia z XVIw. działająca aż do początku XXw.</li>
<li>Meczet Emina Paszy, zbudowany w latach 30 XIXw.</li>
<li>Meczet Sinan Paszy - z 1615</li>
<li>Meczet Mehmet Paszy z 1574r.</li>
</ul>
<p>Prizren to też zły czas roku 2004 gdy podczas pogromów Albańczycy zbezcześcili i spalili świątynie chrześcijańskie, w tym cerkiew Bogurodzicy Ljeviškiej, cerkiew Chrystusa Zbawiciela, sobór św. Jerzego oraz cerkiew pod tym samym wezwaniem w Rujnewaczu, cerkiew św. Mikołaja, cerkiew św. Niedzieli, klasztor i katolikon Świętych Archaniołów oraz miejscowe prawosławne seminarium duchowne. Tego typu działania prowadzone były na terenie całego Kosowa jednak to tutaj odnotowano 1/3 wszystkich ataków na chrześcijańskie świątynie.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8643.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8643" /></p>
<p> </p>
<p>To już minęło. Pieniądz z Unii Europejskiej popłynął tu szeroko i mieszkańcy wykorzystali go lepiej niż w stolicy. Wyremontowano stare kamienice i turystyczne centrum kwitnie. Jednak cerkiew Bogurodzicy Ljeviškiej, czy cerkiew Chrystusa Zbawiciela to nadal ruiny, otoczone drutem kolczastym i pilnowane przez strażników. Zawsze, podczas naszej podróży prawosławne cerkwie i monastyry w całym Kosowie będą oznaczały uzbrojony posterunek policji, nawet 20 lat po wojnie…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8338.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8338" /></p>
<p> </p>
<p>Będąc tutaj trzeba oczywiście zajrzeć na górującą nad miastem twierdzę. Zimą widok psuje trochę smog, bo każdy pali w piecu i miasto spowija sina mgła. Jednak droga nie jest daleka a zobaczyć z lotu ptaka morze czerwonych dachów z widokiem na ośnieżone, nieodległe szczyty – warto. Wieczory w mieście to knajpki, restauracje, ogródki w których lokalna młodzież spędza czas na paleniu wodnych fajek, grzejąc się przy ogniu rozpalanym na przygotowanych, stalowych płytach. Zwiedzanie czegokolwiek w okresie noworocznym jest utrudnione. Wszystko oprócz twierdzy do której wstęp jest bezpłatny i otwarty cała dobę – jest pozamykane. Meczet Sinana Paszy udaje się zobaczyć tylko dzięki temu, że odbywała się tu noworoczna modlitwa. Zwykle jednak jest zamknięty. Tutaj też dowiaduje się, że nie tylko wewnątrz świątyni należy zdjąć buty, również na dywanie przed, co gestykulując przekazuje mi nie nerwowo kilku młodych ludzi …</p>
<p> </p>
<h1><strong>KOSOWO – DZIEŃ II – PRZEŁĘCZ PREVALA</strong></h1>
<p>MONASTER ŚWIĘTYCH ARCHANIOŁÓW</p>
<p>Droga zaraz za miastem jest fenomenalna. Poranne słońce pięknie rysuje się na stromych ścianach kanionu rzeki Bistrica. Zaraz za miastem przy głównej drodze ruiny monasteru Świętych Archaniołów. Podjeżdżamy pod bramę. Z kontenera wychodzi lokalny policjant i tłumaczy że nie można sobie ot tak fotografować, trzeba zapytać w świątyni. Idziemy razem do bramy, nikt nie odpowiada, w otwartych wrotach kilka psów pokazuje że chce zarobić na swoja miskę… Przez wrota widać że trwają tu prace renowacyjne po zniszczeniach z 2004r.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8428.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8428" /></p>
<p> </p>
<p>Monaster w tym miejscu ma długą historię. Powstał w latach 1343–1352 na miejscu wcześniej istniejącej świątyni, z fundacji cara Stefana Urosza IV Duszana. Nadał on również mnichom 93 wsie, kopalnię w Toplicy, ziemie uprawne i winnice, jak również polecił przekazywać jej zyski z handlu na rynku prizreńskim. Został on tu też pochowany. Monastyr był również świadkiem oficjalnego pojednania Patriarchatów Konstantynopolitańskiego i Serbskiego w 1375r, po wcześniejszym zerwaniu kontaktów z powodu ustanowienia w Serbii patriarchatu w miejsce arcybiskupstwa. W 1455 zajęty i zniszczony przez Turków. W II poł. XVI w. był już niezamieszkany i popadał w ruinę a w 1615 Sinan Pasza nakazał jego rozbiórkę, by wznieść z pozyskanego materiału meczet w Prizrenie. Odnowa życia monastycznego w tym miejscu nastąpiła dzięki biskupowi Artemiuszowi, działającemu w latach 1991–2010. W obrębie średniowiecznych murów wzniesiono wówczas nowy budynek mieszkalny z kaplicą św. Mikołaja Serbskiego. Monaster stał się ważnym centrum życia religijnego kosowskich Serbów. W 1999 po porwaniu jednego mnichów (jego zwłoki, z odciętą głową, znaleziono rok później) pozostali wyjechali wracając po przybyciu na miejsce sił KFOR.</p>
<p> </p>
<p>PRZEŁĘCZ PREVALA</p>
<p>Przełącz, położona na wysokości 1515m n.p.m. pomimo wysokich, dodatnich temperatur zasypana jest śniegiem. Pobliska górka to popularne miejsce saneczkowych zjazdów (sprzęt wypożyczamy na miejscu). Latem można pojechać jeszcze dalej i w pobliżu wsi Murat Lika zjechać w szutrową drogę docierając prawie na 2500m, na szczyt Ljubotena. Zimą śnieg zatrzymuje już powyżej 1300 m n.p.m. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8535.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8535" /></p>
<p> </p>
<p>Droga powrotna to odwiedziny w kościele sw. Mikołaja we wsi Sredska, którego jak wszędzie pilnuje policja i przejazd obok „Białego Domu” czyli restauracji Shtëpia e Bardhë zbudowanej w klasycystycznym stylu, z godłem USA i pasiastymi flagami powieszonymi obok albańskich – częsty widok w tym kraju. Powłóczymy się jeszcze po okolicy drogami szutrowymi jak i asfaltami przez wsie. Jednak im dalej od cywilizacji tym tutaj ładniej i przyjemniej. Miejscowości to zwykle nowe, nie otynkowane domy z czerwonej cegły i śmieci. Całe mnóstwo śmieci zrzucanych gdzie popadnie.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8612.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8612" /></p>
<p> </p>
<p>Sylwester i Nowy Rok w Prizrenie będzie specyficzny. Na głównym placu szykowany jest koncert jednak grali będą tylko do 23.00 potem jak w całym kraju trzeba wracać do domu bo w Kosowie obowiązuje godzina policyjna do 5 nad ranem.</p>
<p> </p>
<h1><strong>KOSOWO – DZIEŃ III - VELIKA HOCA, ZOCISTE</strong></h1>
<p>Pobudka zaplanowaną mieliśmy bardzo późno ale w nocy na początek odezwały się dzwony, potem wyły psy a na koniec muezini ze wszystkich pobliskich meczetów. Jak co dzień gdy mieszka się w zabytkowym centrum…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8623.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8623" /></p>
<p> </p>
<p>Dzień wstał bardzo ciepły i słoneczny. Powietrze wypełnia jeszcze dym z ogni sztucznych i mgły z parującej gwałtownie ziemi tworzące gęstą zasłonę. W planach jazda po terenowych szlakach, wśród winnic do wsi Velika Hoca i Zociste. Widoków jednak nie będzie, pojedziemy asfaltem. Cel to serbskie enklawy i cerkwie z XIVw. Po drodze jak wszędzie bardzo wiele nowych domów, meczety, tradycyjnej muzułmańskie cmentarze z nagrobkami z których spoglądają Albańczycy w białych, spiczastych czapkach (tzw. plis lub qeleshe).</p>
<p> </p>
<p>VIELKIKA HOCA</p>
<p>Do wsi docieramy gruntową drogą wśród winnic. Nie jest wielka. Trudno uwierzyć, że w średniowieczu była silnym ośrodkiem gospodarczym i duchowym z 24 kościołami i trzema klasztorami oraz produkcją wina przynajmniej od XIVw. Pod jedną z cerkwi mamy odrobinę szczęścia, akurat na pogrzeb wychodził miejscowy duchowny i pozwala na chwilę zobaczyć świątynie. Miejscowość jest bardzo tradycyjna, z drewnianymi bramami, ścianami murowanymi z warstw cegieł i desek, często pustymi domami. Za wsią kapliczka z serbska flagą i nazwiskami tych którzy polegli w zamieszkach. Zajrzymy jeszcze do kościółka przy cmentarzu oraz małej świątyni ulokowanej na wzgórzu nad wsią. Po chwili pojawia się dwóch mężczyzn, tylko patrzą, pilnują?</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8697.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8697" /></p>
<p> </p>
<p>Na jednym z domów wymalowana graffiti upamiętnia Lazara Kujundzicia, bojownika z serbskiej organizacji czetnickiej, która miała chronić serbską ludność Poreča przed atakiem oddziałów VMRO (Vatreshna Makedonska Revolyutsionna Organizatsiya) i muzułmańskich gangów grabieżczych. </p>
<p> </p>
<p>ZOCISTE</p>
<p>Próba podjechania szutrami do wioski nie powiodła się. Droga widoczna na mapach OSM urywa się nagle w polach. Docieramy do głównej bramy asfaltową szosą by znów natrafić na posterunek policji. Życzliwy funkcjonariusz informuje, że turyści wchodzą dopiero od 14.00. Czekamy, czeka też serbska rodzina, która jest tu na noworocznej wizycie u rodziny. Nie otworzyli… Szkoda. Monaster Świętych Kosmy i Damiana w Zociste to kolejny klasztor z historią sięgającą czasów króla Stefana Urosza III Deczańskiego, który to wg przekazów pisanych nadał część posiadłości w sąsiedztwie klasztoru wspólnocie monasteru Chilandar. Najstarszy, zachowany tu fresk datowany jest na XIVw. Szczególnym kultem otaczane były przechowywane w monasterze relikwie świętych Kosmy i Damiana. Z ich powodu klasztor były celem pielgrzymek nie tylko prawosławnych Serbów ale także Albańczyków i Romów.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8783.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8783" /></p>
<p> </p>
<p>W czasie wojny monaster był kilkakrotnie atakowany przez Armię Wyzwolenia Kosowa. Po bombardowaniu Jugosławii przez siły NATO w 1999, które zaskutkowało wycofaniem się wszystkich serbskich jednostek wojskowych z Kosowa, Albańczycy zniszczyli ostatnie serbskie domy w okolicy, zaś w czerwcu 1999 zmusili czterech zamieszkujących w klasztorze mnichów do wyjazdu. Zabudowania klasztoru zostały ostatecznie zniszczone we wrześniu tego samego roku. Mnisi w to miejsce wrócili dopiero w październiku 2004r dzięki żołnierzom włoskich oddziałów KFOR, którzy częściowo wysprzątali ruiny. Ochronę nad monastyrem objęły wówczas austriackie jednostki międzynarodowych sił pokojowych. Na powrót zakonników zgodziła się również miejscowa społeczność albańska.</p>
<p> </p>
<h1><strong>KOSOWO – DZIEŃ IV – PRIZREN, JASKINIE KUSARIT I QIRAVE, DJAKOWICA, MONASTYR VISOKI DECAN, KANION RZEKI DECAŃSKA BISTRICA, PEĆ</strong></h1>
<p>Czas pożegnać Prizren, Fatimę z zajazdu Hani i Vjeter, która codziennie robiła nam śniadania, spryciarzy z pobliskiego parkingu, pomagających ulokować Hiluxa w zabytkowym centrum. Kierujemy auto bocznymi drogami i jest to dobry wybór. Piękne widoki, mniej domów i śmieci.</p>
<p> </p>
<p>JASKINIE KUSARIT I QIRAVE</p>
<p>Znajdujemy je całkiem, z drogi wypatrując brązowe drogowskazy atrakcji turystycznej. Do zwiedzania udostępniono je niedawno, asfaltowe alejki dopiero są układane, brak kas, oświetlenia w podziemnych zakamarkach. Autem obecnie wszyscy podjeżdżają do samych wejść ale jest też parking przy głównej drodze. Jaskinia Qirave po otwarciu kraty strzeżonej tylko mała zasuwką okazuje się mała i płytka. Kusarit jest już o wiele ciekawsza, w wejściem przez skalne oko, z kilkoma tunelami oglądanymi przy latarkach z komórki.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A8984.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A8984" /></p>
<p> </p>
<p>DJAKOWICA</p>
<p>Patrząc na miasto z punktu widokowego na górze Cabrat zobaczymy czerwone dachy zabytkowego, starego miasta oraz otaczającego go wysokie bloki nowego. Przy zabytkowym centrum parking nie jest kosztowny, można zostawić samochód za 1-2 euro i już pieszo zwiedzać najstarszą jego część. W tym czwartym co do wielkości mieście Kosowa niegdyś zamieszkiwały różne nacje jednak większość stanowili Albańczycy (89%). Wojna z lat 1998-99 przyniosła zniszczenia i prześladowania. Ludność pochodzenia albańskiego zmuszono do ucieczki, wiele osób zginęło. Pamiątką po tych zdarzeniach jest cmentarz przy drodze z góry Cabrat z wieka tablicą i portretami zabitych mieszkańców, wypominającą Serbom ich ofiary.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9043.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9043" /></p>
<p> </p>
<p>Po ustaniu walk Albańczycy wrócili, natomiast w obawie przed zemstą swoje domy musiała opuścić cała ludność niealbańska. Większość zabytkowej architektury miasta uległa zniszczeniu jednak po ponad 20 latach nie ma już śladów tych wydarzeń. Stara część miasta została odrestaurowana. XVI-wieczny meczet, któremu pocisk artyleryjski odstrzelił połowę minaretu z przepięknymi malowidłami w kopule odbudowano. Uporządkowano też cmentarz, gdzie spoczywają możni osmańskiej Djakowicy.</p>
<p>Odbudowano także doszczętnie spalony przez Albańczyków w 2004 roku Klasztor Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w centrum. Kiedyś ta XIXw. świątynia była kościołem parafialnym lokalnej, serbskiej mniejszości. Obecnie mieszkają tu ostatnie cztery, starsze Serbki.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9024.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9024" /></p>
<p> </p>
<p>Będąc w Diakowicy oczywiście najlepiej skierować się wprost na Wielki Targ w klimatyczne zaułki ulicy Ismail Qemali, stanowiące największy tego typu kompleks postosmański w Europie. Kiedyś drewniane kramiki były rzadko uczęszczane przez turystów, dziś wypełnia je kolorowy tłum skupiony w klimatycznych barach. Jednak i tu znaleźć można pozostałości dawnego charakteru tej dzielnicy. W warsztacie lokalnego rzeźbiarza rozmowa klei się na migi, zdjęcia i pojedyncze słowa jakie rozumiemy. Właściciel warsztatu, starszy pan pokazuje fotografie na których widać nagrody i wyróżnienia podczas festiwalów etnograficznych w których brał udział. Pokazuje zdjęcia syna, który pracuje w Prisztinie, skrawki swojego życia…</p>
<p>Co jeszcze warto zobaczyć w mieście:</p>
<ul>
<li>Pomnik Ligi Prizreńskiej</li>
<li>Teke Sheh Rafi, budynek bractwa z XVIIw.</li>
<li>Wieża zegarowa z 1597r.</li>
<li>Wielki klasztor bractwa Sa’adi</li>
<li>Meczet Haduma z 1595r.</li>
<li>Teqja Bektashive – budynek współczesny wzniesiony na miejscu spalonego w ostatniej wojnie</li>
<li>Wielka Medresa z połowy XVIIIw.</li>
<li>Muzeum Etnograficzne</li>
<li>Odremontowane, osmańskie zajazdy (hany) z XVII i XVIII w</li>
</ul>
<p>Dajakovica, nazywana też Gjakove jest całkiem sporym, ponad 100 tys. miastem. Za rzeką piętrzą się tu nowe, wysokie bloki. W odróżnieniu jednak od wcześniej widzianych miejsc w Kosowie całość jednak sprawia bardzo dobre wrażenie porządku i przemyślanego planu.</p>
<p> </p>
<p>MONASTYR VISOKI DEČANI</p>
<p>Trafimy tu jadąc lokalną drogą, omijając centrum miasta Decan. Jest to główny monaster Serbskiej Cerkwi Prawosławnej w Kosowie. Jadąc przez góry, szutrową drogą nazwaną na cześć albańskich partyzantów ulicą UCK, trafiamy najpierw na betonowe pozostałości nieukończonego, ogromnego hotelu. Potem parking i strażnica KFOR. Chorwacki żołnierz pobiera od nas dokumenty i wydaje przepustki. Tyle lat po wonie a miejsce to nadal wymaga wojskowej ochrony… </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9118.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9118" /></p>
<p> </p>
<p>Klasztor w 1327r. założył król Stefan Dečanski, który po śmierci został tu pochowany co przyczyniło się do zaistnienia tego miejsca jako ważnego miejsca kultu. Centralne miejsce kompleksu zajmuje katedra poświęcona Chrystusowi Pantokratorowi. Ta zbudowana z różowo-purpurowego, jasnożółtego i onyksowego marmuru świątynia jest największą tego typu średniowieczną budowlą na Bałkanach. Od innych, ówczesnych serbskich kościołów poza rozmiarami wyróżniają ją widoczne cechy architektury romańskiej. Wewnątrz znajdziecie zbiór fresków składający się z ponad tysiąca portretów dotyczących niemal wszystkich głównym tematów z Nowego Testamentu. Katedra zawiera też oryginalne XIV-wieczne drewniane ikonostasy, tron igumena oraz rzeźbiony sarkofag króla Stefana. Jak podaje przewodnik w 2004 UNESCO umieściło monaster na liście światowego dziedzictwa, uznając miejscowe freski za „jeden z najlepszych przykładów tak zwanego renesansu paleologowskiego w sztuce bizantyjskiej” oraz „warte zauważenia zarysy czternastowiecznej rzeczywistości”.</p>
<p>Wyjazd główną drogą to dodatkowa atrakcja która ominęliśmy jadąc bokiem. Na asfalcie mijamy wielkie, drewniane donice, stanowiące szykany spowalniające i wojskowy posterunek. Tutaj nie trzeba się już legitymować ale wrażenie zagrożenia i niepewności pozostaje…</p>
<p> </p>
<p>DOLINA RZEKI DECANSKA BISTRICA</p>
<p>Kolejny etap to asfaltowy szlak wijący się serpentynami wzdłuż rzeki. Jest odśnieżony na odcinku 15 km od monastyru i tyle przejechaliśmy. Można dalej ale słońce już dawno położyło ostatnie promienie na szczytach pobliskich szczytów. Nocą w górach nie znajdziemy ładnych widoków. Ta sama trasa w druga stronę to okazja do zatrzymania się w miejscowym zajeździe. Jedzenie jak zwykle dobre i niedrogie.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9179.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9179" /></p>
<p> </p>
<p>Już po zmroku osiągamy docelowe na dziś miasto Pec. Na pierwszy rzut oka przyjazne, z niezbyt dużym ruchem oraz normalnymi, nie zastawionymi przez auta chodnikami…</p>
<p> </p>
<h1><strong>KOSOWO – DZIEŃ V – PEC, KANION RUGOVE</strong></h1>
<p>KANION RUGOVE</p>
<p>Wspomniany w tytule kanion to jedno z najbardziej efektownych miejsc Kosowa. Najbardziej widowiskowy jest na początku, strome ściany, wykute tunele i nawisy skalne, serpentyny. Przy jednym z wodospadów machają nam polscy policjanci z sił KFOR. Zatrzymujemy się i witamy serdecznie z chłopakami, którzy pełnia tutaj potrzebna i jednak niebezpieczna służbę. Obecnie jest już spokojnie ale parę lat temu, chociażby po jednostronnym ogłoszeniu przez Kosowo niepodległości, gdy Serbowie zajęli budynek UNMIK w Mitrovicy (Misji Tymczasowej Administracji Organizacji Narodów Zjednoczonych w Kosowie) podczas odbijania go przez siły ONZ rannych zostało 28 naszych funkcjonariuszy…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9261.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9261" /></p>
<p> </p>
<p>Serpentynami docieramy aż do wsi Boge. Tu na wysokości 1500m n.p.m. kończy się odśnieżona droga i zaczynają atrakcje dla narciarzy. Kto chce może podjechać wyciągiem i poszusować na śniegu. Planuję odbić od głównej trasy i szutrowymi drogami dojechać do wodospadu na Białym Drinie około 5 km na północ od miasta Pec. Niestety przygoda zawsze kończy się tak samo, całkiem wygodny i dobrze utrzymany trakt dociera do miejsca gdzie zalega grubo śnieg albo trasa jest zasypana głazami.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9209.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9209" /></p>
<p> </p>
<p>MONASTYR PEĆKA PATRIJARŠIJA</p>
<p>Pod miastem Pec warto zajrzeć do monastyru będącego siedziba Patriarchatu Serbskiej Cerkwi Prawosławnej. Składa się on z czterech świątyń z dużym babińcem. Najstarsza powstała z fundacji arcybiskupa Arsenija I w pierwszej połowie XIII wieku. Fundatorami kolejnych byli Arcybiskup Nikodem I (Cerkiew św. Demetriusza z około 1320 r.) oraz arcybiskup Danilo II (kościół Najświętszej Marii Panny i mały kościół św. Mikołaja z około 1330 roku). Przy wejściu do nich zbudowano dużą kruchtę, przed którą z kolei postawiono wieżę. W zespole tych kościołów znajdują się liczne freski oraz ikony i malowidła sakralne. Najstarsze z nich pochodzą z XIII wieku. W kościele św. Demetriusza znajdują się też liczne sarkofagi biskupów i arcybiskupów, ozdobione rzeźbami, które nadają im wyjątkowego charakteru. Tak jak wszędzie kompleksu strzeże policja która zajęła umocnione posterunki KFOR.</p>
<p> </p>
<p>MIASTO PEC</p>
<p>Nie wygląda zbyt imponująco. Wojna z roku 1998-99 i późniejsze zamieszki z 2004r sprawiły, że ponad 80 procent ze wszystkich 5280 domów zostało poważnie uszkodzonych lub zniszczonych. Niestety odbudowa została przeprowadzona chaotycznie i bez klimatu i charakteru. Szkoda bo miejsce to miało długą i ciekawa historię. Średniowieczny Pec został zbudowany prawdopodobnie na ruinach Siparantum, rzymskiego municypium co sugerują licznie odkryte stele z tego okresu. Dla Serbów zdobył je w końcu XIIw książę Stefan Nemanj. Pod panowaniem króla Stefana Dušana stał się głównym ośrodkiem religijnym średniowiecznej Serbii i zachowało ten status aż do 1766 r. Pod władzą imperium osmańskiego znalazł się w 1455 r. W latach 1689 i 1739 w obawie przed represjami tureckimi znaczna liczba jego mieszkańców uciekła do Wojwodiny a w 1835 r. ludność albańska przejęła miasto od Turków. Obecnie zdecydowana większość mieszkańców to Albańczycy. Większość kosowskich Serbów mieszka w pobliskich wsiach Goraždevac , Belo Polje i Ljevoša.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9411.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9411" /></p>
<p> </p>
<p>To czwarte co do wielkości miasto Kosowa niestety ma niewiele do zaoferowania. W samym centrum znajdziecie bardzo wiele barów fast food ale ani jednej lokalnej restauracji. Żeby zobaczyć odrobinę starego charakteru miasta najlepiej pójść przez bazar w kierunku na meczet Barjrakli. Uporządkowane stoiska ulokowano tu w zabytkowych, odnowionych budynkach. Co jeszcze zobaczycie w mieście?</p>
<ul>
<li>Meczet Bajrakli, zbudowany w 1471r. przez sułtana Mehmeda II Zdobywcę.</li>
<li>Czerwony Meczet, ufundowany w latach 60-tych XVIIIw.</li>
<li>Meczet Kurshumli (ołowiany), z XVIw.</li>
<li>Hamman Hadzi Beja, ufundowany przez lokalnego, albańskiego urzędnika, w 2 poł. XVw. który jako jeden z pierwszych przeszedł na islam.</li>
<li>Konak Tahir Beja, pałac z XVIIIw. będący przykładem tureckiego budownictwa, obecnie Muzeum Etnograficzne</li>
<li>Wieża Jashira Paszy z 1803r – miejsce pierwszego posiedzenia Ligi Albańskiej z roku 1899.</li>
<li>Wieża Hadzi Zeki,</li>
<li>Wieża Gockaj</li>
<li>Młyn i spichlerz Hadzi Zeki z XIXw.</li>
<li>Kościół św. Katarzyny, z 1929r.</li>
</ul>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9412.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9412" /></p>
<p> </p>
<h1><strong>KOSOWO – DZIEŃ VI – WODOSPADY MIRUSHA, JASKINIA GADIME</strong></h1>
<p>To już ostatni dzień naszego pobytu w Kosowie. Już zwykłymi drogami, bez kombinowania wytyczam trasę wprost na Wodospady Mirusha. Zanim tam dotrzemy popatrzymy jeszcze w drodze na wielki browar PEJE (od nazwy miasta) i… poszukamy myjni. Całe Kosovo to niezliczona ilości punktów AUTOLARI, nie brakuje ich również w Pec, jednak nie cierpią na brak klientów a my na nadmiar czasu… Auto po offroadowych przeprawach poprzedniego dnia jest tak brudne, ze nie da się do niego wsiąść bez pobierania próbek gleby na ubraniu. Pod miastem znajdujemy taka gdzie czekać nie trzeba długo i uganiamy kwotę: 8 euro za całość z wyczyszczeniem środka. Właściciel myjni, Izmet wraz z synem który przyjechał na nowy rok w odwiedziny z Niemiec zapraszają nas na kawę na pobliskiej stacji benzynowej. Rozmawiamy o ludziach, kraju, emigracji.</p>
<p> </p>
<p>WODOSPADY MIRUSHA</p>
<p>Tą przyrodniczą perełkę odnajdziemy w pobliżu miejscowości Klina (Klinë). Dojazd początkowo asfaltowy, za wsią Llapçevë zamienia się w szeroki, szutrowy trakt, który prowadzi do dużego parkingu i restauracji ulokowanej u zakończenia kanionu. Tu znajdziemy dwa najbardziej popularne wodospady na oglądaniu których poprzestajemy. Ale dla wytrwałych przygotowano szlak wzdłuż 10-kilometrowego kanionu, pozwalający dotrzeć do pozostałych jezior (wszystkich jest 13) z wodospadami między nimi. Najwyższy, zlokalizowany między szóstym a siódmym jeziorem ma 22 metry wysokości.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9466.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9466" /></p>
<p> </p>
<p>JASKINIA GADIME</p>
<p>Jaskinie zwana też Marmurową znajdziemy około 20 km na południe od Prisztiny w wiosce Gadime e Poshtme. Odkryta przypadkowo, w 1969 roku obecnie zaprasza na ciekawa trasę liczącą około 800 m z półtora kilometra zbadanej długości. Wyrzeźbiona marmur powstał z transformacji wapienia, kolor ścianom nadają różne odcienie aragonitu - począwszy od przezroczystego kryształu poprzez biały, aż do czerwonego</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9523.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9523" /></p>
<p> </p>
<p>Około 20 km na południe od Prisztiny znajduje się wioska Gadime e Poshtme, a w niej - imponująca marmurowa jaskinia, którą odkryto przypadkowo w 1969 roku. Z jej półtora kilometrowej, zbadanego długości ok. 800 metrów jest udostępnione dla turystów. Jej niezwykłość polega na tym, że tutejszy marmur powstał z transformacji wapienia, kolor ścianom nadają różne odcienie aragonitu - począwszy od przezroczystego kryształu poprzez biały, aż do czerwonego. Wstęp to koszt 2 euro/os . Pomimo, że cena obejmuje przewodnika zwiedzaliśmy ja sami (w noworocznym czasie może było za mało osób do jej obsługi?). Nie jest to trudne, jest dobrze oświetlona a jej dno wyrównane betonem.</p>
<p>SERBIA</p>
<p>Serbowie nie uznają suwerenności Kosowa, starając się utrudnić podróżnym przekraczanie granicy. Przed wyjazdem słyszeliśmy historie w których opowiadano, że nie wpuszczali do kraju osób z kosowskimi pieczątkami w paszportach motywując to faktem posiadania stempli z nieistniejącego państwa. Na to byliśmy przygotowani i na granicy okazywaliśmy tylko dowody osobiste, choć jak się okazało Kosowscy pogranicznicy pożałowali nam w paszportach swoich pieczątek. Odprawa, dzięki małej liczbie podróżnych odbyła się szybko, jednak parę minut zeszło się na cały ten cyrk z przeszukaniem, sprawdzaniem, rozkręcaniem.</p>
<p>Dalsza droga to kolejne niespodzianki. Ograniczenie prędkości w obszarach zabudowanych w Serbii to tak jak u nas 50 km/h. Jadąc za innym autem nie zwolniłem i… kontrola radarowa wykazała iż przekroczyłem prędkość o 20 km/h. Sympatyczny policjant pokazał mi nawet nagranie z ustawionego na statywie wideo rejestratora… Dlaczego nie nagrali auta przede mną? To było auto miejscowego, którego znali i zatrzymał się obok domu niedaleko od nich. Koszt 20 euro wymienione na dinary w pobliskiej stacji benzynowej i na pamiątkę wielki arkusz mandatu który Policjanci wypełniali równym i ładnym pismem chyba z pół godziny.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/kosowo_2022_hilux/KOSOWO_2021-22___2V6A9560.jpg" alt="KOSOWO 2021 22 2V6A9560" /></p>
<p> </p>
<p>PALIĆ</p>
<p><a href="http://www.bluephoto.pl/5-dni-w-serbii/">Pobliską Suboticę znamy już z naszego wypadu do Serbii z przed kilku lat</a>. Zatrzymamy się więc na obrzeżach, blisko wylotu na granicę Węgiersko-Serbską, nad jeziorem Palić w miejscowości o tej samej nazwie. Jest to ciekawy wybór, brzeg zbiornika to liczne, obecnie podnoszące się z ruin hoteliki i pensjonaty o architekturze pamiętającej stare Austro-Węgry. Tutejsze jezioro jest największe naturalnym zbiornikiem w Serbii. Według legendy powstało z łez pasterza Pavla, który stracił swoje stado i dlatego woda w nim jest słona. Ładny park z zoo, zadbane nabrzeże, warto tu się zatrzymać. Tu kończą się przyjemności podróży a zaczyna mozolne pokonywanie setek kilometrów w kierunku do domu.</p>
<p style="text-align: right;">Tekst i zdjęcia: <a href="http://www.bluephoto.pl/">Ireneusz Rek</a></p>
<p> </p>
<p> </p>Hiluxem przez bezdroża chorwackiego Kvarneru2020-10-18T17:50:14+02:002020-10-18T17:50:14+02:00https://landcruiser.pl/en/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/1012-hiluxem-przez-bezdroza-chorwackiego-kvarneruirkoirek@bluephoto.pl<p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/chorwacja_offroad_2020/2V6A6735.jpg" alt=""></p><h4>Chorwacja, każdy pomyśli że to świetne miejsce na wakacje bo plaża, słońce, nurkowanie. Po tygodniu spędzonym w głębi kraju, w lesistych dolinach, wśród opuszczonych wiosek i my docieramy do wybrzeża. Jednak prawdę powiedziawszy uroki plaży były ostatnimi na których nam zależało. Czego szukaliśmy zatem? Zagubionych wiosek i ciekawych miejsc położonych gdzieś dalej od głównej drogi.</h4>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_offroad_2020/mapa-wybrzeże.jpg" alt="mapa wybrzeże" /></p>
<p> </p>
<p>Po tygodniu spędzonym we wnętrzu kraju i potem na wybrzeżu mamy porównanie jak wygląda jazda poza głównymi drogami w lesistym centrum Chorwacji i tutaj, a wybrzeżu. Różnica jest zasadnicza, wcześniej bardzo trudno (no morze poza opuszczoną Sławonią) było nam zjechać gdzieś w bok. Lasy mają tamże charakter taki jak u nas, wiec pojawia się wiele zakazów wjazdu, szlabanów. Na wybrzeżu jest o wiele swobodniej. Wypalone słońcem przestrzenie są zwykle prywatne i prowadzą w nie drogi, które użytkują mieszkańcy wiec są dostępne. Często szlaki są już zaniedbane, o słabej nawierzchni, jednak czy nie o to chodzi gdy szukamy przygody?</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_offroad_2020/chorwacja_2020___2V6A6713.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6713" /></p>
<p> </p>
<p>W ciągu tygodnia jaki spędziliśmy na wybrzeżu przebyliśmy drogę przez Park Narodowy Velebit który stanowi granicę miedzy zieloną a bardziej żółtą od traw śródziemnomorską częścią Chorwacji, przez wyspy Krk i Cres na Istrię. Początek, dojazd przez <strong>przełęcz Vratnik</strong> do miasta <strong>Senj</strong> to wielka przygoda szukania dróg na skróty ze wspaniałymi widokami na błękitne wybrzeże. To co jednak zapamiętam z tej trasy to zupełnie coś innego, zaskakującego. Gdy wychodziliśmy z auta na pożółkłe od słońca łąki zewsząd dochodził niesamowity zapach wygrzanych w upale ziół. Nigdy wcześniej nie czułem go aż tak silnie i był to zapach przyjemny.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_offroad_2020/chorwacja_2020___2V6A6739.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6739" /></p>
<p> </p>
<p>Kolejna migawka wspomnień jaki zostały w mojej głowie z tej wyprawy to wyspa Krk. Nie jest ona może najprzyjemniejsza do offroadowej jazdy. Sporo dróg jest pozamykanych, wiele ciekawych miejsc niedostępnych. Jednak w okolicach winiarskiego miasta <strong>Vbrnik</strong> (warto je odwiedzić) można dostać się na rozległą równinę na południowo wschodnim krańcu wyspy w okolicach miasteczka <strong>Baška</strong>. Gdy miniemy już tablicę informacyjną „Šumska cesta, vozite na vlastitie odgovornost” już wiemy że czeka przygoda. Przed nami rozległy teren z szutrową droga przemykającą się wśród pagórków. Wszystko pocięte kamiennymi murkami. Wcześniej widziałem takie w oliwkowych sadach. Czyżby tu też kiedyś rosły te drzewka? Pomimo że wrócić trzeba ta sama drogą bo wszystkie inne zamknięte są bramami lub szlabanami – warto było.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_offroad_2020/chorwacja_2020___2V6A7077.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A7077" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_offroad_2020/chorwacja_2020___2V6A7111.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A7111" /></p>
<p> </p>
<p>Wieczór to zachód słońca na plaży w pobliżu cerkwi Sv Kresevana z XII w. Jest pusto i dziko. Słońce krwawo chowa się za horyzontem. W drodze powrotnej niespodzianka, gdy już wyjedziemy na asfalt – pojawia się stadko dziczków. Stoją na środku i trzeba wiele chęci i starań żeby skłonić je do spaceru w pobliskie krzaki. A w tyle głowy jeszcze pali się myśl, że może za chwile zjawi się ich mama i może być niezadowolona że się jej młodzież przegania…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_offroad_2020/chorwacja_2020___2V6A7169.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A7169" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_offroad_2020/chorwacja_2020___2V6A7205.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A7205" /></p>
<p> </p>
<p>Z wszystkich miejsc jakie przejechaliśmy poza asfaltowymi szlakami najciekawsza była jednak wyspa Cres. Sprawia to fakt, że tak naprawdę mieszkańcy maja tu jedną główna drogę przez środek wyspy i niewiele więcej asfaltów w bok. To oznacza, że znajdziecie tu bardzo dużo dróg, przejezdnych, używanych przez lokalnych mieszkańców ale szutrowych i ciekawszych. Tak jest gdy zechcemy dotrzeć do urokliwego miastecka Beli, z długa historią i świetnie zachowanym mostem rzymskim. Można dostać się tam szlakiem wśród lasów, opuszczonych farm, stad owiec biegających po okolicy.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_offroad_2020/chorwacja_2020___2V6A8141.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A8141" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_offroad_2020/chorwacja_2020___2V6A8155.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A8155" /></p>
<p> </p>
<p>Podobnie jest gdy zamiast główną drogą NR100 chcemy dostać się ze stolicy wyspy do miasteczka Valun i Lubenice. Do dyspozycji mamy wówczas szutrowy trakt biegnący wzdłuż wybrzeża aż do pierwszej z tych miejscowości. I tak samo dalej i w bardzo wiele innych miejsc.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_offroad_2020/chorwacja_2020___2V6A6914.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6914" /></p>
<p> </p>
<p>A przecież to tylko wstęp do przygody. Została jeszcze Istria z jej małymi miasteczkami na szytach wzgórz, drogami widącymi ku niecodziennym wodospadom. Kaniony w których pomimo braku latem efektownie spływajacych strug wody czuje się respekt stając przy tonach, pionowo w górę wystrzeliwujących skał. I jeszcze wiele innych ciekawych miejsc chociazby antycznej Puli, Zjawiskowym Rovinj, czy duzo mniejszych ale jakże klimatycznych Hum, Boljun, Motovun i innych. Jesli zaciekawiła was ta podróz zapraszam po wiecej szczegułów na stronę <a href="https://www.bluephoto.pl">www.bluephoto.pl</a> </p>
<p> </p>
<p style="text-align: right;">Tekst i zdjęcia: <a href="https://www.facebook.com/Bluephotopl-200283190155638">Ireneusz Rek</a></p>
<p> </p>
<p><a href="https://www.youtube.com/watch?v=ojKoyDaL9N8">https://www.youtube.com/watch?v=ojKoyDaL9N8</a></p><p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/chorwacja_offroad_2020/2V6A6735.jpg" alt=""></p><h4>Chorwacja, każdy pomyśli że to świetne miejsce na wakacje bo plaża, słońce, nurkowanie. Po tygodniu spędzonym w głębi kraju, w lesistych dolinach, wśród opuszczonych wiosek i my docieramy do wybrzeża. Jednak prawdę powiedziawszy uroki plaży były ostatnimi na których nam zależało. Czego szukaliśmy zatem? Zagubionych wiosek i ciekawych miejsc położonych gdzieś dalej od głównej drogi.</h4>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_offroad_2020/mapa-wybrzeże.jpg" alt="mapa wybrzeże" /></p>
<p> </p>
<p>Po tygodniu spędzonym we wnętrzu kraju i potem na wybrzeżu mamy porównanie jak wygląda jazda poza głównymi drogami w lesistym centrum Chorwacji i tutaj, a wybrzeżu. Różnica jest zasadnicza, wcześniej bardzo trudno (no morze poza opuszczoną Sławonią) było nam zjechać gdzieś w bok. Lasy mają tamże charakter taki jak u nas, wiec pojawia się wiele zakazów wjazdu, szlabanów. Na wybrzeżu jest o wiele swobodniej. Wypalone słońcem przestrzenie są zwykle prywatne i prowadzą w nie drogi, które użytkują mieszkańcy wiec są dostępne. Często szlaki są już zaniedbane, o słabej nawierzchni, jednak czy nie o to chodzi gdy szukamy przygody?</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_offroad_2020/chorwacja_2020___2V6A6713.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6713" /></p>
<p> </p>
<p>W ciągu tygodnia jaki spędziliśmy na wybrzeżu przebyliśmy drogę przez Park Narodowy Velebit który stanowi granicę miedzy zieloną a bardziej żółtą od traw śródziemnomorską częścią Chorwacji, przez wyspy Krk i Cres na Istrię. Początek, dojazd przez <strong>przełęcz Vratnik</strong> do miasta <strong>Senj</strong> to wielka przygoda szukania dróg na skróty ze wspaniałymi widokami na błękitne wybrzeże. To co jednak zapamiętam z tej trasy to zupełnie coś innego, zaskakującego. Gdy wychodziliśmy z auta na pożółkłe od słońca łąki zewsząd dochodził niesamowity zapach wygrzanych w upale ziół. Nigdy wcześniej nie czułem go aż tak silnie i był to zapach przyjemny.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_offroad_2020/chorwacja_2020___2V6A6739.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6739" /></p>
<p> </p>
<p>Kolejna migawka wspomnień jaki zostały w mojej głowie z tej wyprawy to wyspa Krk. Nie jest ona może najprzyjemniejsza do offroadowej jazdy. Sporo dróg jest pozamykanych, wiele ciekawych miejsc niedostępnych. Jednak w okolicach winiarskiego miasta <strong>Vbrnik</strong> (warto je odwiedzić) można dostać się na rozległą równinę na południowo wschodnim krańcu wyspy w okolicach miasteczka <strong>Baška</strong>. Gdy miniemy już tablicę informacyjną „Šumska cesta, vozite na vlastitie odgovornost” już wiemy że czeka przygoda. Przed nami rozległy teren z szutrową droga przemykającą się wśród pagórków. Wszystko pocięte kamiennymi murkami. Wcześniej widziałem takie w oliwkowych sadach. Czyżby tu też kiedyś rosły te drzewka? Pomimo że wrócić trzeba ta sama drogą bo wszystkie inne zamknięte są bramami lub szlabanami – warto było.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_offroad_2020/chorwacja_2020___2V6A7077.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A7077" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_offroad_2020/chorwacja_2020___2V6A7111.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A7111" /></p>
<p> </p>
<p>Wieczór to zachód słońca na plaży w pobliżu cerkwi Sv Kresevana z XII w. Jest pusto i dziko. Słońce krwawo chowa się za horyzontem. W drodze powrotnej niespodzianka, gdy już wyjedziemy na asfalt – pojawia się stadko dziczków. Stoją na środku i trzeba wiele chęci i starań żeby skłonić je do spaceru w pobliskie krzaki. A w tyle głowy jeszcze pali się myśl, że może za chwile zjawi się ich mama i może być niezadowolona że się jej młodzież przegania…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_offroad_2020/chorwacja_2020___2V6A7169.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A7169" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_offroad_2020/chorwacja_2020___2V6A7205.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A7205" /></p>
<p> </p>
<p>Z wszystkich miejsc jakie przejechaliśmy poza asfaltowymi szlakami najciekawsza była jednak wyspa Cres. Sprawia to fakt, że tak naprawdę mieszkańcy maja tu jedną główna drogę przez środek wyspy i niewiele więcej asfaltów w bok. To oznacza, że znajdziecie tu bardzo dużo dróg, przejezdnych, używanych przez lokalnych mieszkańców ale szutrowych i ciekawszych. Tak jest gdy zechcemy dotrzeć do urokliwego miastecka Beli, z długa historią i świetnie zachowanym mostem rzymskim. Można dostać się tam szlakiem wśród lasów, opuszczonych farm, stad owiec biegających po okolicy.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_offroad_2020/chorwacja_2020___2V6A8141.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A8141" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_offroad_2020/chorwacja_2020___2V6A8155.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A8155" /></p>
<p> </p>
<p>Podobnie jest gdy zamiast główną drogą NR100 chcemy dostać się ze stolicy wyspy do miasteczka Valun i Lubenice. Do dyspozycji mamy wówczas szutrowy trakt biegnący wzdłuż wybrzeża aż do pierwszej z tych miejscowości. I tak samo dalej i w bardzo wiele innych miejsc.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_offroad_2020/chorwacja_2020___2V6A6914.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6914" /></p>
<p> </p>
<p>A przecież to tylko wstęp do przygody. Została jeszcze Istria z jej małymi miasteczkami na szytach wzgórz, drogami widącymi ku niecodziennym wodospadom. Kaniony w których pomimo braku latem efektownie spływajacych strug wody czuje się respekt stając przy tonach, pionowo w górę wystrzeliwujących skał. I jeszcze wiele innych ciekawych miejsc chociazby antycznej Puli, Zjawiskowym Rovinj, czy duzo mniejszych ale jakże klimatycznych Hum, Boljun, Motovun i innych. Jesli zaciekawiła was ta podróz zapraszam po wiecej szczegułów na stronę <a href="https://www.bluephoto.pl">www.bluephoto.pl</a> </p>
<p> </p>
<p style="text-align: right;">Tekst i zdjęcia: <a href="https://www.facebook.com/Bluephotopl-200283190155638">Ireneusz Rek</a></p>
<p> </p>
<p><a href="https://www.youtube.com/watch?v=ojKoyDaL9N8">https://www.youtube.com/watch?v=ojKoyDaL9N8</a></p>Hiluxem przez zapomniane zakątki Chorwacji2020-08-15T21:16:54+02:002020-08-15T21:16:54+02:00https://landcruiser.pl/en/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/988-hiluxem-przez-zapomniane-zakatki-chorwacjiirkoirek@bluephoto.pl<p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A5944.jpg" alt=""></p><h3> </h3>
<h3>Rok 2020 dla osób które lubią zagubić się w podróżach w odległe miejsca jest szczególny. Wisi nad nami wszechobecna niepewność, mniej może o zachorowanie a bardziej o paniczne zachowania rządów, które przerażone statystykami pozamykają granice, z nami zawieszonymi gdzieś pośrodku, daleko od domu. I to jest ta chwila gdy podróże bardzo dalekie (w tym roku planowaliśmy Gruzję, potem wschodnia Turcję) stają się bliższe. Dużo bliższe…</h3>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6168.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6168" /></p>
<p> </p>
<p>Tak, postanowiliśmy po prostu spenetrować kraj do którego dojechać można w jeden dzień i każdy kojarzy go raczej z plażą i nurkowaniem niż przygodą – Chorwacja. Dla nas to będzie jeszcze inna bajka. Przejedziemy niespiesznie przez Slawonię, Centralną Chorwację, Kvarner na Istrię. Czas na realizacje planu, prawie dwa tygodnie. Dzienne przeloty w kilometrach w granicach 200 km. Dojazd – prosty i łatwy jak zawsze. Granica: jedyna która wymaga okazywania paszportu to ta chorwacka. Ponieważ startujemy w okolic miasta Harkany – nie sprawia żadnych problemów. W porannej porze, w środku tygodnia jesteśmy jedynym autem które chce przejechać. Chorwaci pytają tylko gdzie jedzmy, spisują na słowo honoru numer telefonu (nie rejestrowaliśmy wcześniej podróży na stronie <a href="https://entercroatia.mup.hr/">entercroatia.mup.hr</a>) i życzą udanej podróży.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A5686.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A5686" /></p>
<p><strong> </strong></p>
<h1><strong>START</strong></h1>
<p>W wioskach na południe od Peczu byliśmy już nie raz. Przyjemnie jest zanurzyć się w pofalowany krajobraz wypełniony winnicami i polami słoneczników. Dla wielbicieli terenowych przejażdżek jest tu sporo nie wyasfaltowanej przestrzeni do odkrycia… Dla tych którzy chcieliby eksplorować te rejony poleciłbym małe miasteczka takie jak <a href="https://www.tasteaway.pl/najlepsze-winnice-wegier-czyli-villany/"><strong>Villany</strong></a>, z licznymi winiarniami, restauracyjkami, małymi klimatycznymi domkami i… czerwonym winem z którego słynie. Jednak cel w tym roku to kraj rozpięty pomiędzy Węgrami a Adriatykiem.</p>
<h1><strong>SLAWONIA</strong></h1>
<p>Dla Polaków nie jest to ulubiony kierunek podróżowania. Widać to chociażby z przewodników, które zdjęte z domowej półki miały naświetlić gdzie i co warto zobaczyć a informacje sączą skąpe. W swojej historii miała okresy gdy była odrębnym państwem jednak po ugodzie chorwacko-węgierskiej w 1868 połączono ją z Chorwacją jako część Trójjedynego Królestwa Chorwacji, Slawonii i Dalmacji. Podczas panowania Habsburgów na ten teren przedostawało się wielu uchodźców z terytoriów okupowanych przez Imperium Osmańskie, głownie Serbów. Zezwalano im na osiedlanie i zwalniano z podatków w zamian za służbę wojskową. W wyniku takich działań w 1790 r. na pograniczu Serbowie mieli stanowić już 42,4% ludności, Chorwaci – 35,5%, Rumuni – 9,7%, Węgrzy – 7,5%, Niemcy – 4,8%. Gdy rozpadała się Jugosławia, nie chcieli oni zostać włączeni do państwa chorwackiego w którym wzrastały nastroje nacjonalistyczne ale powołali do życia Republikę Serbskiej Krajiny. Została ona jednak pokonana przez Chorwatów w 1995r. Rząd Chorwacji zgodził się wprawdzie na utworzenie autonomicznej republiki serbskiej w regionie Srem-Baranja ale zlikwidował jej niezależność trzy lata później. Czystki etniczne jednej a potem drugiej strony spowodowały że dziś już Serbów na dawnym Pograniczu Wojennym nie ma. Pozostały tylko puste domy, groby tych którzy tu mieszkali, zaniedbane cerkwie…</p>
<p>Dla nas pierwsze spotkanie z urokami Slawonii to poznawanie Gór Papuk. Nie są to góry wysokie (Papuk - 953 m, Točak - 887 m, Ivačka glava - 913 m, Češljakovački vis - 820 m, Kapovac - 792 m). Ich pasmo rozciąga się równoleżnikowo na długości około 30 km w centralnej Slawonii, łącząc się z innymi panońskimi pasmami (Krndija od wschodu, Lisina i Ravna gora od zachodu, Psunj od południowego zachodu) tworząc grupę zamykającą Kotlinę Pożeską. Gdy zbliżamy się do nich od węgierskiej strony od razu pokazuje się to z czego słyną – ruiny zamków i twierdz. Zaraz przy drodze na Kutjewo rysuje się wśród drzew poszarpany ślad zamku Ružica.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A5704.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A5704" /></p>
<p> </p>
<p><a href="https://grupabiwakowa.pl/manastir-sv-nikole-w-duzluk/"><strong>Manastir Sv. Nikole w Duzluk</strong></a>. Od głównego asfaltu prowadzi do niego wąziutka, szutrowa droga, do której zjazd łatwo przegapić. A szkoda by było… Jest to jeden z najstarszych klasztorów prawosławnych w Chorwacji, założony pod koniec XVI wieku. Umieszczoną w centralnym punkcie cerkiew zdobią cenne, choć już zaniedbane freski oraz ikonostas namalowany w 1869 roku przez malarza z Nowego Sadu - Pavle Simicia. Kiedyś, w dniu przekazania relikwii św. Mikołaja (22 maja) i w Dzień Przemienienia Pańskiego (19 sierpnia) gromadziło się tutaj wielu wyznawców prawosławia. Dziś nie ma wyznawców, nie ma wsparcia państwa, jest zaledwie jeden mnich którzy zapytany o możliwość zwiedzania zaprasza. Pamiątki (magnesy, miód itp.) kupuje się za „co łaska” wrzucając pieniądze do skarbonki.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A5756.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A5756" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A5723.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A5723" /></p>
<p> </p>
<p>Parę kilometrów dalej mijamy jeszcze platformę widokową z planszami opisującymi historię tutejszego regionu i już za chwilę dojedziemy do miasteczka <a href="https://zielonamapa.pl/europa/chorwacja/kutjevo/"><strong>Kutjewo</strong></a><strong>.</strong> Okolica jest uważana za stolicę chorwackiego wina, to tu powstaje słynna biała Graševina. Pierwsze winnice założyli w tej okolicy cystersi, którzy mieli tu swoje opactwo i właśnie na jego pozostałościach w latach 1721 – 1735 wybudowano <strong>Zamek Kutjewo</strong>. Obecnie pałac wraz z ogrodem jest własnością koncernu Agram i nie jest otwarty dla zwiedzających. Za to od strony przyległego do zamku kościoła znajdziecie duży sklep gdzie można zaopatrzać się w miejscowe, słynne wina takie jak wspomniana grasevina czy traminac, pinot sivi, pinot crni, chardonnay, a także wina różowe.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A5783.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A5783" /></p>
<p> </p>
<p>Szlak który znaleźliśmy na wikiloc.com po okolicy sugeruje żebyśmy już asfaltem udali się w kierunku słynnego wodospadu Jankovac. Ale przegląd mapy sugeruje, że znajdziemy jeszcze sporo małych, szutrowych dróg które zawiodą nas przez winnice i okoliczne pola. I warto!</p>
<p>Na Głowna drogę wracamy w pobliżu miejscowości <a href="http://www.thynote.com/sk/i/2020-zamek-dvorac-pozeskoga-kaptola"><strong>Kaptol</strong></a>. I tu niespodzianka! W tym niepozornym miasteczku znajdziemy najlepiej zachowany zamek późnośredniowieczny w całej Slawonii. Niestety zniszczony podczas II WŚ nigdy nie został odbudowany a jego bramy zastaniemy zamknięte. Uskutecznimy więc tylko miły spacer wokół murów.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A5816.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A5816" /></p>
<p> </p>
<p>Dalsza, szutrowa już droga przez <strong>Park Papuk</strong> prowadzi u podnóża zamku <strong>Stari grad Velika</strong>, kamieniołom, wprost ku słynnemu wodospadowi<a href="https://tz-cacinci.hr/izletiste-jankovac/"> <strong>Jankovac</strong></a>. Wodospad położony jest na wysokości 475 m w jednej z najładniejszych dolin górskich, na północnych stokach Papuku. Właściwie jest to większy obszar obejmujący również dwa stawy, jaskinie i leje krasowe który swoja nazwę wywodzi od hrabiego Josipa Jankovicia, właściciela licznych majątków ziemskich od Voćina do Viroviticy. W jednej z naturalnych pół-jaskiń, znajdziemy też marmurowy sarkofag w którym spoczywają doczesne szczątki hrabiego. Wyryto na nim inskrypcje w języku węgierskim i cerkiewno-słowiańskim. Nieco powyżej grobu znajduje się wąska i ciemna, długa na około 20 m jaskinia Maksima, nazwana na cześć dawnego hajduka Maksima Bojanicia. Całość zorganizowana jest tak, żeby wciągnąć turystę w zwiedzanie okolicy, pokazać mu piękny, bukowy las, jaskinie, prowadzić do słynnych wodospadów, które… znajdują się przy drodze w pobliżu parkingu.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A5890.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A5890" /></p>
<p> </p>
<p>Góry Papuk to miejsce gdzie występują w dużej ilości skały wulkaniczne. Dlatego też właśnie tutaj, w pobliżu miejscowości <strong>Voćin</strong> utworzono pierwszy chorwacki <strong>park geologiczny </strong><a href="https://www.pgi.gov.pl/dokumenty-pig-pib-all/publikacje-2/przeglad-geologiczny/2016/sierpien-5/3894-geopark-papuk-w-chorwacji/file.html"><strong>Rupnica</strong></a>, znany z niezwykłych warstw skalnych, tworzących bardzo efektowne pionowe, bazaltowe słupy. Obecnie niestety już zarastają krzakami i porostami ale nadal gdy podejdzie się bliżej docenić można ich efektowna formę.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A5948.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A5948" /></p>
<p> </p>
<p>Dzień zamierzamy zakończyć w mieście Daruvar. Jednak po drodze przemykamy przez wsie, które wyglądają jakby wojna tu nie skończyła się prawie 30 lat wstecz. Spalone i zrujnowane domy, cerkwie poznaczone kulami, zarośnięte pola, stacja kolejowa ze śladami walk na ścianach, zniszczone pomniki ze śladami dawnej, jugosłowiańskiej władzy. Kiedyś te tereny zamieszkiwali w większości Serbowie. Teraz nieliczni mieszkańcy to przesiedleni tu z Kosowa Chorwaci, z wioski Letnica gdzie mieszkali od XIIIw. Jedziemy wśród dawnych łąk i widać że las jest tu młody, gęsty. Ludzie próbują wydrzeć przyrodzie to co im zabrała, rąbią i usypują wielkie sterty nikomu nie potrzebnego drewna.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A5970.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A5970" /></p>
<p> </p>
<p>Do <a href="http://www.visitdaruvar.hr/en/daruvar.aspx"><strong>Daruvaru</strong></a> przybywamy wieczorem. I tu od razu mamy inny świat. Pieniądze z UE sprawiły że wygląda pięknie i nie ma już zniszczeń jakie pokazane są gdzie niegdzie na turystycznych tablicach informacyjnych. Za czasów Rzymu istniało tu patrycjuszowskie uzdrowisko termalne - Aquae Balissae co oznacza „bardzo gorące źródła”. W czasach tureckich miejsce to było ważnym punktem strategicznym. Jednak za założycieli współczesnego Daruvaru uważa się hrabiów Janković. Daruvar po węgiersku oznacza „miasto żurawia” . Przyjęto tą nazwę na cześć Antuna Jankovicia, który zbudował tutaj barokowy zamek i takie nadał mu imię. W mieście oprócz deptaka którym przespacerujemy się wśród ładny kamieniczek znajdziemy również ładny park oraz termy.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6013.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6013" /></p>
<p> </p>
<p>W mieście wiele się dzieje. Daruvar rozwinął się jako ważne centrum kulturalne, w którym odbywa się wiele wydarzeń kulturalnych i rozrywkowych. Tradycyjne coroczne festiwale, które odbywają się tu odbywają to: Vincekovo (otwarcie sezonu winnicowego), Vinodar (najważniejszy festiwal wina miasta Daruvar i jego winiarzy), Darfest (festiwal muzyki rozrywkowej), FLIG (międzynarodowy festiwal muzyka), Dožinky - dożynki (najważniejszy festiwal mniejszości czeskiej), MASKA (festiwal teatralny dla dzieci) i Martinje (ceremonia chrztu wina).</p>
<h1><strong>JASENOVAC</strong></h1>
<p>Po opuszczeniu Daruvaru poszukamy niezwykłych klimatów Slawonii przemieszczając się nad Sawę i przemierzając ja wzdłuż jej biegu. Niestety nie jest to tylko sielankowa wycieczka wśród atrakcji przyrody. Kontemplowaniu jej uroków przeszkadza burzliwa historia tych ziem. <a href="http://www.jusp-jasenovac.hr/Default.aspx?sid=5020">To tu zlokalizowana jest wioska<strong> Jasenovac</strong> a mało kto wie albo chce wiedzieć ale sprzymierzeni z Niemcami Chorwaci podczas II WŚ byli tu autorami największego ludobójstwa na Bałkanach. To właśnie pod tą miejscowością powstał określany mianem „Auschwitz Bałkanów” obóz śmierci w którym zginęło być może nawet kilkaset tysięcy osób – głownie Serbów</a>. Może trudno w to uwierzyć ale komendantem tej fabryki śmierci od 1942r był franciszkanin - Miroslav Filipović-Majstorović. Dla oszczędzania kul podrzynano tu więźniom gardła – w zawodach urządzonych w obozie 28 sierpnia 1942 zwyciężył kolejny były franciszkanin Petar Brzica, późniejszy członek organizacji Križari (Krzyżowcy), który specjalnym nożem nazywanym srbosjek w ciągu jednej doby poderżnął gardło co najmniej 670 (sam twierdził, że 1360) nowo przybyłym więźniom. Jaki miało to wpływ na to że po rozpadzie komunistycznej Jugosławii, Serbowie pamiętając te czasy nie chcieli pozostać w ich mniemaniu Ustaszom dłużni a na pewno być obywatelami ich państwa?</p>
<p>Na miejscu znajdziemy ogromny monument upamiętniający tą tragedię oraz wiodącą do niego drogę z podkładów kolejowych ułożonych wśród pól śmierci.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6071.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6071" /></p>
<p> </p>
<h1><strong>Park przyrody Lonjsko polje</strong></h1>
<p>Szukając ciekawego miejsca do zobaczenia po drodze zaznaczyłem sobie na mapie <strong><a href="https://croatia.hr/pl-PL/przezycia/przyroda/park-przyrody-lonjsko-polje">Park Lonjsko polje</a></strong> z notatką, ze tylko zerkniemy i pojedziemy dalej. Tak zrobiliśmy ale miejsce to było warte zatrzymania się na dłużej. Jak sprawdziłem park zajmuje powierzchnię 506,5 km2 i wyróżnia się bogactwem świata roślin i zwierząt. Żyją tu orzeł bielik, gadożer, szara i biała czapla, czarny bocian i wiele innych. Teren ten jest też jednym z największych, naturalnych tareł karpia w Europie. Poza tym występują tu: dzik, chorwacki gatunek konia „posavec“, jeleń, sarna, wydra, bóbr, kot stepowy. Teoretycznie trudno to wszystko zobaczyć samemu, jednak na miejscu okazuje się kwitnie cały, turystyczny przemysł. Zawiozą, pokażą, zupełnie jak nad naszą Biebrzą…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6096.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6096" /></p>
<p> </p>
<p>Tylko prześliźniemy się po okolicy ale nawet przejazd przez te okolice też jest wart zboczenia z głównej drogi. Np. we wsi <strong><a href="https://siscia.hr/krapje-selo-graditeljske-bastine/">Krapje</a></strong>, zachowało się aż 80 oryginalnych, drewnianych domów, tzw. "Ganków". Wiele z nich w bardzo dobrym stanie. Tutaj też początek mają liczne, piesze i rowerowe, szlaki turystyczne. Sprzęt można wypożyczyć na miejscu. <a href="https://ekoetno-selo-strug.hr/homepage/">Dla tych którzy chcieliby tu zostać zorganizowano sieć noclegów w odremontowanych i wyposażonych hotelowo chatach</a>.</p>
<p>Nie zostajemy tu długo, wzdłuż Sawy, która w tym właśnie miejscu przestaje być granicą pomiędzy Chorwacja a BiH i popłynie do Zagrzebia pojedziemy do najbliższej przeprawy promowej.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6108.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6108" /></p>
<p><strong> </strong></p>
<p>Znów przemieszczamy się przy samej granicy, którą stanowi od teraz rzeka Una. Podróżowanie rubieżami Chorwacji skłania do wielu przemyśleń, jak bardzo bogaty i zaludniony byłby to kraj gdyby nie nienawiść i wojna. Mijamy kolejne opuszczone domy, jeden z nich nawet z pełnym garażem w którym oprócz nieodzownego na wsi traktora znalazły się dwa stare „Golfy” i ukryta pod kocami Toyota Corolla. Chorwacja wyludnia się też w skutek ujemnego przyrostu naturalnego. Obecnie kształtuje się on na <strong><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Demografia_Chorwacji">poziomie -2%</a></strong>, a że mało kto chce mieszkać i pracować ciężko z dala od luksusów cywilizacji wiele domów jest opuszczona lub z szyldami „na sprzedaż”.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6127.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6127" /></p>
<p> </p>
<h1><strong>Hrvatska Kostajnica</strong></h1>
<p>Tak dojedziemy do małego miasteczka które również nie oszczędziła ostatnia wojna. Chorwaci na oficjalnej stronie miasta podają, że Serbowie podjęli akcje celowego wyburzania i w gruzach legły tu klasztor franciszkanów i kościół św. Antoniego z Padwy, kościół parafialny św. Mikołaja z budynkiem sądu parafialnego, kaplica św. Anny i św. Rocha, dom Sonnenschein, tzw. domy napoleońskie i nie tylko…</p>
<p> Miasto przez historię zostało podzielone tak jak Cieszyn, rzeką na pół i dla odróżnienia od części bośniackiej po rozpadzie Jugosławii do jego nazwy dodano Hrvacka. Co ciekawe, Chorwaci wykroili sobie z bośniackiej części kawałek terenu po drugiej stronie rzeki wraz średniowiecznym zamkiem. Tuż za jego murami znajdziemy budynki przejścia granicznego i kontroli paszportowej, wiec od strony chorwackiej można go bez problemów zwiedzać bez przekraczania granicy. Jednakowoż <strong><a href="https://tzg-hrvatska-kostajnica.hr/povijest-h-kostajnice/">Kostajnica</a></strong> miastem granicznym była już od dawna. Wraz z zawarciem pokoju w Srijemskich Karlovciach w 1699 roku ustanowiono w tym miejscu granicę z Imperium Osmańskim.</p>
<p>Obecnie nadal widać, że wiele domów jest nadal opuszczonych, zrujnowanych, choć samo zabytkowe centrum jest w tej chwili w odbudowie.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6150.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6150" /></p>
<p> </p>
<p>Dalsza droga nad rzeką Una skieruje nas wprost w małe, lokalne drogi w kierunku na miasteczko <strong>Rastoke</strong>, słynne z wodospadów. Droga ta to kolejne smutne widoki w których dominują upadek, opuszczenie i ruina mijanych miejscowości. Jednak naprawdę ciekawie robi się gdy zjeżdżamy z drogi krajowej D6, która jest wąska, zapuszczona ale jednak asfaltowa i ruszamy lokalną 33147. Choć na mapie pojawiają się kropki z nazwami wsi, nie mieszka tu już nikt. Prawie 30 lat i przez samochodowe okna obserwować można jak przyroda powoli pochłania to co zbudował człowiek. Że ludzie o tych miejscach pamiętają świadczą tylko zadbane cmentarze. Przejmujący jest widok nagrobka na którym widnieje zdjęcie młodego chłopaka z rokiem śmierci a obok wypisane nazwiska rodziców, z pustym miejscem na datę, że kiedyś i oni tu spoczną… Nieliczne ocalałe pomniki dawnej Jugosławii to zwykle monumenty z długimi listami pomordowanych przez Niemców. Wtedy tutejsi mieszkańcy przetrwali, teraz nie pozostał tu już nikt…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6166.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6166" /></p>
<p> </p>
<p>Przy wsiach Mali i Vielikij Obljaj szukam skrótu, bo droga odbija dosyć daleko na północ przez Hrvatsko Selo. Nie ma takiej możliwości. Wszystko zarosło lasem a wkrótce nawet nie próbuje po napotkaniu oznaczeń UWAGA MINY. Ponieważ to teren przygraniczny, oczywiście dopada nas lotna kontrola Policji, której kontenery spotykamy porozrzucane pomiędzy wioskami. Kliknięcie w nawigacji „najkrótsza droga do celu” powoduje kolejna przygodę. Na asfalcie spotykam usypaną pryzmę ziemi i jakiś bus który tarasuje drogę. Pójdę zobaczyć czy to jakiś remont, może da się objechać. Okazuje się że to granica z Bośnią a w aucie bez oznaczeń siedzą umundurowani policjanci. Pilnują żeby w czasach pandemii nikt nie próbował przekraczać drogi…</p>
<p>Już bez kombinowania, na około pojedziemy przez <a href="http://www.topterme.hr/">Topusko</a> gdzie droga przecina ogromny, odrobinę zaniedbany ośrodek wczasowy , jakby sanatorium a potem na Staro Sielo w którym przy drodze popatrzeć można na ciekawy młyn wodny. Tutaj konstruowano je zupełnie inaczej niż u nas, budując zamiast ogromnego koła małe, stalowe turbiny.</p>
<h1><strong>Zamek Cetin</strong></h1>
<p>Nasza droga powiedzie nas jeszcze ku średniowiecznemu zamkowi w okolicach wsi Cetin. W czasach swojej świetności w pobliżu twierdzy istniał franciszkański klasztor i kilka kościołów. Zamek jest ważny dla historii Chorwacji ponieważ to właśnie tu, po klęsce w bitwie pod Mohaczem w 1526 roku, chorwacka szlachta w dniu 1 stycznia 1527, wybrała Ferdynanda Habsburga, arcyksięcia Austrii na króla Chorwacji. Pismo podpisane wówczas jest jednym z najważniejszych dokumentów chorwackiej państwowości i jest przechowywane w Archiwum Państwowym Austrii w Wiedniu. W następnych wiekach, Cetin stał się częścią Pogranicza Wojskowego i wielokrotnie przechodził z rąk do rąk przez co twierdza doznawała zniszczeń i była ponownie odbudowywana.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6238.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6238" /></p>
<p> </p>
<p>Dzisiejszy zamek z jego białymi kamieniami znów odzyskuje blask. Trwają właśnie prace konserwatorskie i za kilka lat będzie wyglądał bardziej okazale. Dziś to zaledwie słabo widoczne mury obronne i podniszczone, niekształtne kamienne ściany. Zaletą tego miejsca jest fakt, że nie cieszy się popularnością. Zwiedzaliśmy go sami wjeżdżając autem za obronne mury. Nikt tego nie pilnuje ani nie zabrania.</p>
<h1><strong>Rastoke</strong></h1>
<p>To wyjątkowe udało nam się odkryć dzięki szperaniu po mapie <a href="https://grupabiwakowa.pl/manastir-sv-nikole-w-duzluk/">Grupy Biwakowej</a>. Dowiedziałem się wówczas, że bardzo blisko znanych Plitvickich Jezior jest miejsce gdzie spotykają się dwie rzeki, a że Korana leży ok. 20 - 50 metrów niżej od Slunczicy efekt jest bardzo widowiskowy. Nurty rzek (zwłaszcza Slunczicy) wyżłobiły przez tysiąclecia w otaczającej skale kilkanaście małych i większych wysepek, pomiędzy którymi płynie z głośnym szumem rwący nurt, by już za chwilę opadać w kilkunastu różnych miejscach wspaniałymi wodospadami do Korany. Ludzie tu mieszkający po prostu połączyli te wysepki mostkami i groblami, zbudowali młyny i domy mieszkalne i w rezultacie powstała mała perełka - urocze miasteczko młynów wodnych. Podobno jeszcze wiek temu było ich ponad sto! Dzisiaj zostało po nich niewiele. Lecz w zamian miejsce to można dokładnie obejrzeć, posiedzieć w uroczych knajpkach nad brzegiem ryczących strumieni, a przede wszystkim wspaniale odpocząć.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6292.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6292" /></p>
<p> </p>
<h1><strong>Jaskinia Barać</strong></h1>
<p>Z wodospadów Rastoke mamy zamiar ruszyć na wspomniane wcześniej Plitvickie Jeziora, jednak jak zwykle nie jedziemy wprost, szukając drogi trudniejszej bardziej ciekawej. Przygód mamy aż nadto. Znów poruszamy się tuz przy granicy i w pewnym momencie docieramy do miejsca gdzie stoi wielu policjantów z długą bronią, Land Rovery z technikami Policji, wszyscy w pobliżu dymiącej dziury przy drodze. Nie pozwalają przejechać… Cofamy się trochę ale do celu brakuje nam zaledwie parę kilometrów a objazd jest bardzo długi. Druga próba jest już bardziej owocna. Wydaje się że służby zrobiły co miały zrobić bo bardzo się przeludniło, upewniają się tylko czy nie jesteśmy dziennikarzami i… na szczęście puszczają.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6395-2.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6395 2" /></p>
<p> </p>
<p>Co zastaniemy na miejscu? Jaskinia krasowa Baraćeve špilje tak naprawdę składa się z trzech jaskiń ale nie wszystkie jednak można zwiedzać i nie są one połączone. Zwiedzanie jaskini Górna Barac (Gornja Baraćeva špilja), której trasa wynosi 200 m odbywa się w towarzystwie przewodników turystycznych (jęz. chorwacki, angielski, niemiecki). Ciekawostką jest to że każdy uczestnik wycieczki dostaje kask i nie jest to zabezpieczenie na wyrost o czym przekonałem się osobiście. Popularność tego miejsca spowodowała, ze obecnie trzeba zostawić auto na dużym parkingu przy głównej drodze, pokonując resztę trasy do kas i wejścia już pieszo.</p>
<p><strong> </strong></p>
<h1><strong>Stari grad Drežnik</strong></h1>
<p>Po drodze warto na chwile zajrzeć jeszcze do twierdzy położonej w pobliżu miasta Drežnik. Tutejsze fortyfikacje pojawiają się w źródłach historycznych już w XII wieku. Od XVI wieku zamek był pod ciągłym zagrożeniem ze strony Turków, którzy ostatecznie w 1592 roku go zdobyli. Dopiero po pokoju zawartym w 1791 roku pokój w Swisztowie Drežnik znów wrócił do korony habsburskiej. Co ciekawe w 1866r. został on sprzedany przedsiębiorcy, który zaczął burzyć mury i sprzedawać materiał budowlany... Z tego względu zamek dziś, pomimo renowacji i odbudowy zakończonej w 2015r to tylko jedna baszta i zarysy murów.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6414.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6414" /></p>
<p> </p>
<h1><strong>Park Narodowy Jezior Plitwickich</strong></h1>
<p><a href="https://www.podrozepoeuropie.pl/jeziora-plitwickie-przewodnik/">Jak podają przewodniki jest to jedna z najczęściej odwiedzanych atrakcji Chorwacji</a>. Popularność ma tak wielką że właścicielka pensjonatu, w którym nocujemy zaleca internetową rezerwacje biletów bo jest limit osób które mogą wejść. Ale to w normalnych czasach. Obecnie również kłębią się tu przeogromne tłumy ale … kolejki do kasy nie ma. Gdybym jeszcze raz miał zaplanować odwiedzenie tego miejsca wybrałbym jednak wcześniejszą porę (lepiej oświetlone słońcem atrakcje) i co za tym też idzie przyjemniejszą temperaturę. Inna sprawa to koszt biletów, który jest rzekłbym raczej wygórowany. Co zastaniemy na miejscu? Obszar parku obejmuje szesnaście jezior krasowych które ze względu na różnice wysokości pomiędzy nimi przelewają się widowiskowo licznymi wodospadami. Przyznam szczerze, że miejsce to widzieliśmy już kilkanaście lat temu i zrobiło na nas większe wrażenie. Po prostu objęcie terenu ochrona parkową spowodowało zarastanie kładek krzakami i nie ma się już tego wrażenia spacerowania po turkusowej wodzie… Obszar Parku to ponad 296 kilometrów kwadratowych co czyni go jednym z największych obszarów chronionych na terenie kraju. Jeziora podzielone są na Górne i Dolne. Największe z nich to: Kozjak (81 ha) i Prošćansko (69 ha). Zwiedzać można wejściem NR1 i dalej podjechać kolejka lub promem lub krócej, wejściem NR2. Dla tych którzy chcą zobaczyć więcej, w tym Wielki Wodospad warto zacząć wyprawę od pierwszej opcji.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6597.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6597" /></p>
<p> </p>
<p>Następnego dnia żegnamy już soczyste lasy i zieleń centralnej Chorwacji. Jeszcze korzystając z tego że mamy dokładne mapy okolic ruszamy na wypad wokół jezior samochodem. W miejscowości Plitvica Selo przyt drodze stoi zakaz ruchu (dlaczego z żółtym wnętrzem?). Jednak jako że wyjechał z niej właśnie policyjny bus pytamy czy możemy jechać tą trasą na Plitvicki Lejskovac, mówią że można i warto było. Droga jest naprawdę wąską, wycięta w lesistym zboczu. Potem dociera nad same Prošćansko Jeziero.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/Schowek02.jpg" alt="Schowek02" /></p>
<p> </p>
<p>Kolejne dni to trasa już w zupełnie innym, gorącym klimacie wybrzeża. Ale o tym w nastepnej opowieści...</p>
<p> </p>
<p style="text-align: right;">Tekst i zdjęcia: <a href="https://www.bluephoto.pl/">Ireneusz Rek</a></p>
<p> </p>
<p> </p>
<p> </p><p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A5944.jpg" alt=""></p><h3> </h3>
<h3>Rok 2020 dla osób które lubią zagubić się w podróżach w odległe miejsca jest szczególny. Wisi nad nami wszechobecna niepewność, mniej może o zachorowanie a bardziej o paniczne zachowania rządów, które przerażone statystykami pozamykają granice, z nami zawieszonymi gdzieś pośrodku, daleko od domu. I to jest ta chwila gdy podróże bardzo dalekie (w tym roku planowaliśmy Gruzję, potem wschodnia Turcję) stają się bliższe. Dużo bliższe…</h3>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6168.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6168" /></p>
<p> </p>
<p>Tak, postanowiliśmy po prostu spenetrować kraj do którego dojechać można w jeden dzień i każdy kojarzy go raczej z plażą i nurkowaniem niż przygodą – Chorwacja. Dla nas to będzie jeszcze inna bajka. Przejedziemy niespiesznie przez Slawonię, Centralną Chorwację, Kvarner na Istrię. Czas na realizacje planu, prawie dwa tygodnie. Dzienne przeloty w kilometrach w granicach 200 km. Dojazd – prosty i łatwy jak zawsze. Granica: jedyna która wymaga okazywania paszportu to ta chorwacka. Ponieważ startujemy w okolic miasta Harkany – nie sprawia żadnych problemów. W porannej porze, w środku tygodnia jesteśmy jedynym autem które chce przejechać. Chorwaci pytają tylko gdzie jedzmy, spisują na słowo honoru numer telefonu (nie rejestrowaliśmy wcześniej podróży na stronie <a href="https://entercroatia.mup.hr/">entercroatia.mup.hr</a>) i życzą udanej podróży.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A5686.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A5686" /></p>
<p><strong> </strong></p>
<h1><strong>START</strong></h1>
<p>W wioskach na południe od Peczu byliśmy już nie raz. Przyjemnie jest zanurzyć się w pofalowany krajobraz wypełniony winnicami i polami słoneczników. Dla wielbicieli terenowych przejażdżek jest tu sporo nie wyasfaltowanej przestrzeni do odkrycia… Dla tych którzy chcieliby eksplorować te rejony poleciłbym małe miasteczka takie jak <a href="https://www.tasteaway.pl/najlepsze-winnice-wegier-czyli-villany/"><strong>Villany</strong></a>, z licznymi winiarniami, restauracyjkami, małymi klimatycznymi domkami i… czerwonym winem z którego słynie. Jednak cel w tym roku to kraj rozpięty pomiędzy Węgrami a Adriatykiem.</p>
<h1><strong>SLAWONIA</strong></h1>
<p>Dla Polaków nie jest to ulubiony kierunek podróżowania. Widać to chociażby z przewodników, które zdjęte z domowej półki miały naświetlić gdzie i co warto zobaczyć a informacje sączą skąpe. W swojej historii miała okresy gdy była odrębnym państwem jednak po ugodzie chorwacko-węgierskiej w 1868 połączono ją z Chorwacją jako część Trójjedynego Królestwa Chorwacji, Slawonii i Dalmacji. Podczas panowania Habsburgów na ten teren przedostawało się wielu uchodźców z terytoriów okupowanych przez Imperium Osmańskie, głownie Serbów. Zezwalano im na osiedlanie i zwalniano z podatków w zamian za służbę wojskową. W wyniku takich działań w 1790 r. na pograniczu Serbowie mieli stanowić już 42,4% ludności, Chorwaci – 35,5%, Rumuni – 9,7%, Węgrzy – 7,5%, Niemcy – 4,8%. Gdy rozpadała się Jugosławia, nie chcieli oni zostać włączeni do państwa chorwackiego w którym wzrastały nastroje nacjonalistyczne ale powołali do życia Republikę Serbskiej Krajiny. Została ona jednak pokonana przez Chorwatów w 1995r. Rząd Chorwacji zgodził się wprawdzie na utworzenie autonomicznej republiki serbskiej w regionie Srem-Baranja ale zlikwidował jej niezależność trzy lata później. Czystki etniczne jednej a potem drugiej strony spowodowały że dziś już Serbów na dawnym Pograniczu Wojennym nie ma. Pozostały tylko puste domy, groby tych którzy tu mieszkali, zaniedbane cerkwie…</p>
<p>Dla nas pierwsze spotkanie z urokami Slawonii to poznawanie Gór Papuk. Nie są to góry wysokie (Papuk - 953 m, Točak - 887 m, Ivačka glava - 913 m, Češljakovački vis - 820 m, Kapovac - 792 m). Ich pasmo rozciąga się równoleżnikowo na długości około 30 km w centralnej Slawonii, łącząc się z innymi panońskimi pasmami (Krndija od wschodu, Lisina i Ravna gora od zachodu, Psunj od południowego zachodu) tworząc grupę zamykającą Kotlinę Pożeską. Gdy zbliżamy się do nich od węgierskiej strony od razu pokazuje się to z czego słyną – ruiny zamków i twierdz. Zaraz przy drodze na Kutjewo rysuje się wśród drzew poszarpany ślad zamku Ružica.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A5704.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A5704" /></p>
<p> </p>
<p><a href="https://grupabiwakowa.pl/manastir-sv-nikole-w-duzluk/"><strong>Manastir Sv. Nikole w Duzluk</strong></a>. Od głównego asfaltu prowadzi do niego wąziutka, szutrowa droga, do której zjazd łatwo przegapić. A szkoda by było… Jest to jeden z najstarszych klasztorów prawosławnych w Chorwacji, założony pod koniec XVI wieku. Umieszczoną w centralnym punkcie cerkiew zdobią cenne, choć już zaniedbane freski oraz ikonostas namalowany w 1869 roku przez malarza z Nowego Sadu - Pavle Simicia. Kiedyś, w dniu przekazania relikwii św. Mikołaja (22 maja) i w Dzień Przemienienia Pańskiego (19 sierpnia) gromadziło się tutaj wielu wyznawców prawosławia. Dziś nie ma wyznawców, nie ma wsparcia państwa, jest zaledwie jeden mnich którzy zapytany o możliwość zwiedzania zaprasza. Pamiątki (magnesy, miód itp.) kupuje się za „co łaska” wrzucając pieniądze do skarbonki.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A5756.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A5756" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A5723.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A5723" /></p>
<p> </p>
<p>Parę kilometrów dalej mijamy jeszcze platformę widokową z planszami opisującymi historię tutejszego regionu i już za chwilę dojedziemy do miasteczka <a href="https://zielonamapa.pl/europa/chorwacja/kutjevo/"><strong>Kutjewo</strong></a><strong>.</strong> Okolica jest uważana za stolicę chorwackiego wina, to tu powstaje słynna biała Graševina. Pierwsze winnice założyli w tej okolicy cystersi, którzy mieli tu swoje opactwo i właśnie na jego pozostałościach w latach 1721 – 1735 wybudowano <strong>Zamek Kutjewo</strong>. Obecnie pałac wraz z ogrodem jest własnością koncernu Agram i nie jest otwarty dla zwiedzających. Za to od strony przyległego do zamku kościoła znajdziecie duży sklep gdzie można zaopatrzać się w miejscowe, słynne wina takie jak wspomniana grasevina czy traminac, pinot sivi, pinot crni, chardonnay, a także wina różowe.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A5783.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A5783" /></p>
<p> </p>
<p>Szlak który znaleźliśmy na wikiloc.com po okolicy sugeruje żebyśmy już asfaltem udali się w kierunku słynnego wodospadu Jankovac. Ale przegląd mapy sugeruje, że znajdziemy jeszcze sporo małych, szutrowych dróg które zawiodą nas przez winnice i okoliczne pola. I warto!</p>
<p>Na Głowna drogę wracamy w pobliżu miejscowości <a href="http://www.thynote.com/sk/i/2020-zamek-dvorac-pozeskoga-kaptola"><strong>Kaptol</strong></a>. I tu niespodzianka! W tym niepozornym miasteczku znajdziemy najlepiej zachowany zamek późnośredniowieczny w całej Slawonii. Niestety zniszczony podczas II WŚ nigdy nie został odbudowany a jego bramy zastaniemy zamknięte. Uskutecznimy więc tylko miły spacer wokół murów.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A5816.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A5816" /></p>
<p> </p>
<p>Dalsza, szutrowa już droga przez <strong>Park Papuk</strong> prowadzi u podnóża zamku <strong>Stari grad Velika</strong>, kamieniołom, wprost ku słynnemu wodospadowi<a href="https://tz-cacinci.hr/izletiste-jankovac/"> <strong>Jankovac</strong></a>. Wodospad położony jest na wysokości 475 m w jednej z najładniejszych dolin górskich, na północnych stokach Papuku. Właściwie jest to większy obszar obejmujący również dwa stawy, jaskinie i leje krasowe który swoja nazwę wywodzi od hrabiego Josipa Jankovicia, właściciela licznych majątków ziemskich od Voćina do Viroviticy. W jednej z naturalnych pół-jaskiń, znajdziemy też marmurowy sarkofag w którym spoczywają doczesne szczątki hrabiego. Wyryto na nim inskrypcje w języku węgierskim i cerkiewno-słowiańskim. Nieco powyżej grobu znajduje się wąska i ciemna, długa na około 20 m jaskinia Maksima, nazwana na cześć dawnego hajduka Maksima Bojanicia. Całość zorganizowana jest tak, żeby wciągnąć turystę w zwiedzanie okolicy, pokazać mu piękny, bukowy las, jaskinie, prowadzić do słynnych wodospadów, które… znajdują się przy drodze w pobliżu parkingu.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A5890.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A5890" /></p>
<p> </p>
<p>Góry Papuk to miejsce gdzie występują w dużej ilości skały wulkaniczne. Dlatego też właśnie tutaj, w pobliżu miejscowości <strong>Voćin</strong> utworzono pierwszy chorwacki <strong>park geologiczny </strong><a href="https://www.pgi.gov.pl/dokumenty-pig-pib-all/publikacje-2/przeglad-geologiczny/2016/sierpien-5/3894-geopark-papuk-w-chorwacji/file.html"><strong>Rupnica</strong></a>, znany z niezwykłych warstw skalnych, tworzących bardzo efektowne pionowe, bazaltowe słupy. Obecnie niestety już zarastają krzakami i porostami ale nadal gdy podejdzie się bliżej docenić można ich efektowna formę.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A5948.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A5948" /></p>
<p> </p>
<p>Dzień zamierzamy zakończyć w mieście Daruvar. Jednak po drodze przemykamy przez wsie, które wyglądają jakby wojna tu nie skończyła się prawie 30 lat wstecz. Spalone i zrujnowane domy, cerkwie poznaczone kulami, zarośnięte pola, stacja kolejowa ze śladami walk na ścianach, zniszczone pomniki ze śladami dawnej, jugosłowiańskiej władzy. Kiedyś te tereny zamieszkiwali w większości Serbowie. Teraz nieliczni mieszkańcy to przesiedleni tu z Kosowa Chorwaci, z wioski Letnica gdzie mieszkali od XIIIw. Jedziemy wśród dawnych łąk i widać że las jest tu młody, gęsty. Ludzie próbują wydrzeć przyrodzie to co im zabrała, rąbią i usypują wielkie sterty nikomu nie potrzebnego drewna.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A5970.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A5970" /></p>
<p> </p>
<p>Do <a href="http://www.visitdaruvar.hr/en/daruvar.aspx"><strong>Daruvaru</strong></a> przybywamy wieczorem. I tu od razu mamy inny świat. Pieniądze z UE sprawiły że wygląda pięknie i nie ma już zniszczeń jakie pokazane są gdzie niegdzie na turystycznych tablicach informacyjnych. Za czasów Rzymu istniało tu patrycjuszowskie uzdrowisko termalne - Aquae Balissae co oznacza „bardzo gorące źródła”. W czasach tureckich miejsce to było ważnym punktem strategicznym. Jednak za założycieli współczesnego Daruvaru uważa się hrabiów Janković. Daruvar po węgiersku oznacza „miasto żurawia” . Przyjęto tą nazwę na cześć Antuna Jankovicia, który zbudował tutaj barokowy zamek i takie nadał mu imię. W mieście oprócz deptaka którym przespacerujemy się wśród ładny kamieniczek znajdziemy również ładny park oraz termy.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6013.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6013" /></p>
<p> </p>
<p>W mieście wiele się dzieje. Daruvar rozwinął się jako ważne centrum kulturalne, w którym odbywa się wiele wydarzeń kulturalnych i rozrywkowych. Tradycyjne coroczne festiwale, które odbywają się tu odbywają to: Vincekovo (otwarcie sezonu winnicowego), Vinodar (najważniejszy festiwal wina miasta Daruvar i jego winiarzy), Darfest (festiwal muzyki rozrywkowej), FLIG (międzynarodowy festiwal muzyka), Dožinky - dożynki (najważniejszy festiwal mniejszości czeskiej), MASKA (festiwal teatralny dla dzieci) i Martinje (ceremonia chrztu wina).</p>
<h1><strong>JASENOVAC</strong></h1>
<p>Po opuszczeniu Daruvaru poszukamy niezwykłych klimatów Slawonii przemieszczając się nad Sawę i przemierzając ja wzdłuż jej biegu. Niestety nie jest to tylko sielankowa wycieczka wśród atrakcji przyrody. Kontemplowaniu jej uroków przeszkadza burzliwa historia tych ziem. <a href="http://www.jusp-jasenovac.hr/Default.aspx?sid=5020">To tu zlokalizowana jest wioska<strong> Jasenovac</strong> a mało kto wie albo chce wiedzieć ale sprzymierzeni z Niemcami Chorwaci podczas II WŚ byli tu autorami największego ludobójstwa na Bałkanach. To właśnie pod tą miejscowością powstał określany mianem „Auschwitz Bałkanów” obóz śmierci w którym zginęło być może nawet kilkaset tysięcy osób – głownie Serbów</a>. Może trudno w to uwierzyć ale komendantem tej fabryki śmierci od 1942r był franciszkanin - Miroslav Filipović-Majstorović. Dla oszczędzania kul podrzynano tu więźniom gardła – w zawodach urządzonych w obozie 28 sierpnia 1942 zwyciężył kolejny były franciszkanin Petar Brzica, późniejszy członek organizacji Križari (Krzyżowcy), który specjalnym nożem nazywanym srbosjek w ciągu jednej doby poderżnął gardło co najmniej 670 (sam twierdził, że 1360) nowo przybyłym więźniom. Jaki miało to wpływ na to że po rozpadzie komunistycznej Jugosławii, Serbowie pamiętając te czasy nie chcieli pozostać w ich mniemaniu Ustaszom dłużni a na pewno być obywatelami ich państwa?</p>
<p>Na miejscu znajdziemy ogromny monument upamiętniający tą tragedię oraz wiodącą do niego drogę z podkładów kolejowych ułożonych wśród pól śmierci.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6071.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6071" /></p>
<p> </p>
<h1><strong>Park przyrody Lonjsko polje</strong></h1>
<p>Szukając ciekawego miejsca do zobaczenia po drodze zaznaczyłem sobie na mapie <strong><a href="https://croatia.hr/pl-PL/przezycia/przyroda/park-przyrody-lonjsko-polje">Park Lonjsko polje</a></strong> z notatką, ze tylko zerkniemy i pojedziemy dalej. Tak zrobiliśmy ale miejsce to było warte zatrzymania się na dłużej. Jak sprawdziłem park zajmuje powierzchnię 506,5 km2 i wyróżnia się bogactwem świata roślin i zwierząt. Żyją tu orzeł bielik, gadożer, szara i biała czapla, czarny bocian i wiele innych. Teren ten jest też jednym z największych, naturalnych tareł karpia w Europie. Poza tym występują tu: dzik, chorwacki gatunek konia „posavec“, jeleń, sarna, wydra, bóbr, kot stepowy. Teoretycznie trudno to wszystko zobaczyć samemu, jednak na miejscu okazuje się kwitnie cały, turystyczny przemysł. Zawiozą, pokażą, zupełnie jak nad naszą Biebrzą…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6096.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6096" /></p>
<p> </p>
<p>Tylko prześliźniemy się po okolicy ale nawet przejazd przez te okolice też jest wart zboczenia z głównej drogi. Np. we wsi <strong><a href="https://siscia.hr/krapje-selo-graditeljske-bastine/">Krapje</a></strong>, zachowało się aż 80 oryginalnych, drewnianych domów, tzw. "Ganków". Wiele z nich w bardzo dobrym stanie. Tutaj też początek mają liczne, piesze i rowerowe, szlaki turystyczne. Sprzęt można wypożyczyć na miejscu. <a href="https://ekoetno-selo-strug.hr/homepage/">Dla tych którzy chcieliby tu zostać zorganizowano sieć noclegów w odremontowanych i wyposażonych hotelowo chatach</a>.</p>
<p>Nie zostajemy tu długo, wzdłuż Sawy, która w tym właśnie miejscu przestaje być granicą pomiędzy Chorwacja a BiH i popłynie do Zagrzebia pojedziemy do najbliższej przeprawy promowej.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6108.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6108" /></p>
<p><strong> </strong></p>
<p>Znów przemieszczamy się przy samej granicy, którą stanowi od teraz rzeka Una. Podróżowanie rubieżami Chorwacji skłania do wielu przemyśleń, jak bardzo bogaty i zaludniony byłby to kraj gdyby nie nienawiść i wojna. Mijamy kolejne opuszczone domy, jeden z nich nawet z pełnym garażem w którym oprócz nieodzownego na wsi traktora znalazły się dwa stare „Golfy” i ukryta pod kocami Toyota Corolla. Chorwacja wyludnia się też w skutek ujemnego przyrostu naturalnego. Obecnie kształtuje się on na <strong><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Demografia_Chorwacji">poziomie -2%</a></strong>, a że mało kto chce mieszkać i pracować ciężko z dala od luksusów cywilizacji wiele domów jest opuszczona lub z szyldami „na sprzedaż”.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6127.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6127" /></p>
<p> </p>
<h1><strong>Hrvatska Kostajnica</strong></h1>
<p>Tak dojedziemy do małego miasteczka które również nie oszczędziła ostatnia wojna. Chorwaci na oficjalnej stronie miasta podają, że Serbowie podjęli akcje celowego wyburzania i w gruzach legły tu klasztor franciszkanów i kościół św. Antoniego z Padwy, kościół parafialny św. Mikołaja z budynkiem sądu parafialnego, kaplica św. Anny i św. Rocha, dom Sonnenschein, tzw. domy napoleońskie i nie tylko…</p>
<p> Miasto przez historię zostało podzielone tak jak Cieszyn, rzeką na pół i dla odróżnienia od części bośniackiej po rozpadzie Jugosławii do jego nazwy dodano Hrvacka. Co ciekawe, Chorwaci wykroili sobie z bośniackiej części kawałek terenu po drugiej stronie rzeki wraz średniowiecznym zamkiem. Tuż za jego murami znajdziemy budynki przejścia granicznego i kontroli paszportowej, wiec od strony chorwackiej można go bez problemów zwiedzać bez przekraczania granicy. Jednakowoż <strong><a href="https://tzg-hrvatska-kostajnica.hr/povijest-h-kostajnice/">Kostajnica</a></strong> miastem granicznym była już od dawna. Wraz z zawarciem pokoju w Srijemskich Karlovciach w 1699 roku ustanowiono w tym miejscu granicę z Imperium Osmańskim.</p>
<p>Obecnie nadal widać, że wiele domów jest nadal opuszczonych, zrujnowanych, choć samo zabytkowe centrum jest w tej chwili w odbudowie.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6150.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6150" /></p>
<p> </p>
<p>Dalsza droga nad rzeką Una skieruje nas wprost w małe, lokalne drogi w kierunku na miasteczko <strong>Rastoke</strong>, słynne z wodospadów. Droga ta to kolejne smutne widoki w których dominują upadek, opuszczenie i ruina mijanych miejscowości. Jednak naprawdę ciekawie robi się gdy zjeżdżamy z drogi krajowej D6, która jest wąska, zapuszczona ale jednak asfaltowa i ruszamy lokalną 33147. Choć na mapie pojawiają się kropki z nazwami wsi, nie mieszka tu już nikt. Prawie 30 lat i przez samochodowe okna obserwować można jak przyroda powoli pochłania to co zbudował człowiek. Że ludzie o tych miejscach pamiętają świadczą tylko zadbane cmentarze. Przejmujący jest widok nagrobka na którym widnieje zdjęcie młodego chłopaka z rokiem śmierci a obok wypisane nazwiska rodziców, z pustym miejscem na datę, że kiedyś i oni tu spoczną… Nieliczne ocalałe pomniki dawnej Jugosławii to zwykle monumenty z długimi listami pomordowanych przez Niemców. Wtedy tutejsi mieszkańcy przetrwali, teraz nie pozostał tu już nikt…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6166.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6166" /></p>
<p> </p>
<p>Przy wsiach Mali i Vielikij Obljaj szukam skrótu, bo droga odbija dosyć daleko na północ przez Hrvatsko Selo. Nie ma takiej możliwości. Wszystko zarosło lasem a wkrótce nawet nie próbuje po napotkaniu oznaczeń UWAGA MINY. Ponieważ to teren przygraniczny, oczywiście dopada nas lotna kontrola Policji, której kontenery spotykamy porozrzucane pomiędzy wioskami. Kliknięcie w nawigacji „najkrótsza droga do celu” powoduje kolejna przygodę. Na asfalcie spotykam usypaną pryzmę ziemi i jakiś bus który tarasuje drogę. Pójdę zobaczyć czy to jakiś remont, może da się objechać. Okazuje się że to granica z Bośnią a w aucie bez oznaczeń siedzą umundurowani policjanci. Pilnują żeby w czasach pandemii nikt nie próbował przekraczać drogi…</p>
<p>Już bez kombinowania, na około pojedziemy przez <a href="http://www.topterme.hr/">Topusko</a> gdzie droga przecina ogromny, odrobinę zaniedbany ośrodek wczasowy , jakby sanatorium a potem na Staro Sielo w którym przy drodze popatrzeć można na ciekawy młyn wodny. Tutaj konstruowano je zupełnie inaczej niż u nas, budując zamiast ogromnego koła małe, stalowe turbiny.</p>
<h1><strong>Zamek Cetin</strong></h1>
<p>Nasza droga powiedzie nas jeszcze ku średniowiecznemu zamkowi w okolicach wsi Cetin. W czasach swojej świetności w pobliżu twierdzy istniał franciszkański klasztor i kilka kościołów. Zamek jest ważny dla historii Chorwacji ponieważ to właśnie tu, po klęsce w bitwie pod Mohaczem w 1526 roku, chorwacka szlachta w dniu 1 stycznia 1527, wybrała Ferdynanda Habsburga, arcyksięcia Austrii na króla Chorwacji. Pismo podpisane wówczas jest jednym z najważniejszych dokumentów chorwackiej państwowości i jest przechowywane w Archiwum Państwowym Austrii w Wiedniu. W następnych wiekach, Cetin stał się częścią Pogranicza Wojskowego i wielokrotnie przechodził z rąk do rąk przez co twierdza doznawała zniszczeń i była ponownie odbudowywana.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6238.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6238" /></p>
<p> </p>
<p>Dzisiejszy zamek z jego białymi kamieniami znów odzyskuje blask. Trwają właśnie prace konserwatorskie i za kilka lat będzie wyglądał bardziej okazale. Dziś to zaledwie słabo widoczne mury obronne i podniszczone, niekształtne kamienne ściany. Zaletą tego miejsca jest fakt, że nie cieszy się popularnością. Zwiedzaliśmy go sami wjeżdżając autem za obronne mury. Nikt tego nie pilnuje ani nie zabrania.</p>
<h1><strong>Rastoke</strong></h1>
<p>To wyjątkowe udało nam się odkryć dzięki szperaniu po mapie <a href="https://grupabiwakowa.pl/manastir-sv-nikole-w-duzluk/">Grupy Biwakowej</a>. Dowiedziałem się wówczas, że bardzo blisko znanych Plitvickich Jezior jest miejsce gdzie spotykają się dwie rzeki, a że Korana leży ok. 20 - 50 metrów niżej od Slunczicy efekt jest bardzo widowiskowy. Nurty rzek (zwłaszcza Slunczicy) wyżłobiły przez tysiąclecia w otaczającej skale kilkanaście małych i większych wysepek, pomiędzy którymi płynie z głośnym szumem rwący nurt, by już za chwilę opadać w kilkunastu różnych miejscach wspaniałymi wodospadami do Korany. Ludzie tu mieszkający po prostu połączyli te wysepki mostkami i groblami, zbudowali młyny i domy mieszkalne i w rezultacie powstała mała perełka - urocze miasteczko młynów wodnych. Podobno jeszcze wiek temu było ich ponad sto! Dzisiaj zostało po nich niewiele. Lecz w zamian miejsce to można dokładnie obejrzeć, posiedzieć w uroczych knajpkach nad brzegiem ryczących strumieni, a przede wszystkim wspaniale odpocząć.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6292.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6292" /></p>
<p> </p>
<h1><strong>Jaskinia Barać</strong></h1>
<p>Z wodospadów Rastoke mamy zamiar ruszyć na wspomniane wcześniej Plitvickie Jeziora, jednak jak zwykle nie jedziemy wprost, szukając drogi trudniejszej bardziej ciekawej. Przygód mamy aż nadto. Znów poruszamy się tuz przy granicy i w pewnym momencie docieramy do miejsca gdzie stoi wielu policjantów z długą bronią, Land Rovery z technikami Policji, wszyscy w pobliżu dymiącej dziury przy drodze. Nie pozwalają przejechać… Cofamy się trochę ale do celu brakuje nam zaledwie parę kilometrów a objazd jest bardzo długi. Druga próba jest już bardziej owocna. Wydaje się że służby zrobiły co miały zrobić bo bardzo się przeludniło, upewniają się tylko czy nie jesteśmy dziennikarzami i… na szczęście puszczają.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6395-2.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6395 2" /></p>
<p> </p>
<p>Co zastaniemy na miejscu? Jaskinia krasowa Baraćeve špilje tak naprawdę składa się z trzech jaskiń ale nie wszystkie jednak można zwiedzać i nie są one połączone. Zwiedzanie jaskini Górna Barac (Gornja Baraćeva špilja), której trasa wynosi 200 m odbywa się w towarzystwie przewodników turystycznych (jęz. chorwacki, angielski, niemiecki). Ciekawostką jest to że każdy uczestnik wycieczki dostaje kask i nie jest to zabezpieczenie na wyrost o czym przekonałem się osobiście. Popularność tego miejsca spowodowała, ze obecnie trzeba zostawić auto na dużym parkingu przy głównej drodze, pokonując resztę trasy do kas i wejścia już pieszo.</p>
<p><strong> </strong></p>
<h1><strong>Stari grad Drežnik</strong></h1>
<p>Po drodze warto na chwile zajrzeć jeszcze do twierdzy położonej w pobliżu miasta Drežnik. Tutejsze fortyfikacje pojawiają się w źródłach historycznych już w XII wieku. Od XVI wieku zamek był pod ciągłym zagrożeniem ze strony Turków, którzy ostatecznie w 1592 roku go zdobyli. Dopiero po pokoju zawartym w 1791 roku pokój w Swisztowie Drežnik znów wrócił do korony habsburskiej. Co ciekawe w 1866r. został on sprzedany przedsiębiorcy, który zaczął burzyć mury i sprzedawać materiał budowlany... Z tego względu zamek dziś, pomimo renowacji i odbudowy zakończonej w 2015r to tylko jedna baszta i zarysy murów.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6414.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6414" /></p>
<p> </p>
<h1><strong>Park Narodowy Jezior Plitwickich</strong></h1>
<p><a href="https://www.podrozepoeuropie.pl/jeziora-plitwickie-przewodnik/">Jak podają przewodniki jest to jedna z najczęściej odwiedzanych atrakcji Chorwacji</a>. Popularność ma tak wielką że właścicielka pensjonatu, w którym nocujemy zaleca internetową rezerwacje biletów bo jest limit osób które mogą wejść. Ale to w normalnych czasach. Obecnie również kłębią się tu przeogromne tłumy ale … kolejki do kasy nie ma. Gdybym jeszcze raz miał zaplanować odwiedzenie tego miejsca wybrałbym jednak wcześniejszą porę (lepiej oświetlone słońcem atrakcje) i co za tym też idzie przyjemniejszą temperaturę. Inna sprawa to koszt biletów, który jest rzekłbym raczej wygórowany. Co zastaniemy na miejscu? Obszar parku obejmuje szesnaście jezior krasowych które ze względu na różnice wysokości pomiędzy nimi przelewają się widowiskowo licznymi wodospadami. Przyznam szczerze, że miejsce to widzieliśmy już kilkanaście lat temu i zrobiło na nas większe wrażenie. Po prostu objęcie terenu ochrona parkową spowodowało zarastanie kładek krzakami i nie ma się już tego wrażenia spacerowania po turkusowej wodzie… Obszar Parku to ponad 296 kilometrów kwadratowych co czyni go jednym z największych obszarów chronionych na terenie kraju. Jeziora podzielone są na Górne i Dolne. Największe z nich to: Kozjak (81 ha) i Prošćansko (69 ha). Zwiedzać można wejściem NR1 i dalej podjechać kolejka lub promem lub krócej, wejściem NR2. Dla tych którzy chcą zobaczyć więcej, w tym Wielki Wodospad warto zacząć wyprawę od pierwszej opcji.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/chorwacja_2020___2V6A6597.jpg" alt="chorwacja 2020 2V6A6597" /></p>
<p> </p>
<p>Następnego dnia żegnamy już soczyste lasy i zieleń centralnej Chorwacji. Jeszcze korzystając z tego że mamy dokładne mapy okolic ruszamy na wypad wokół jezior samochodem. W miejscowości Plitvica Selo przyt drodze stoi zakaz ruchu (dlaczego z żółtym wnętrzem?). Jednak jako że wyjechał z niej właśnie policyjny bus pytamy czy możemy jechać tą trasą na Plitvicki Lejskovac, mówią że można i warto było. Droga jest naprawdę wąską, wycięta w lesistym zboczu. Potem dociera nad same Prošćansko Jeziero.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/chorwacja_2020/Schowek02.jpg" alt="Schowek02" /></p>
<p> </p>
<p>Kolejne dni to trasa już w zupełnie innym, gorącym klimacie wybrzeża. Ale o tym w nastepnej opowieści...</p>
<p> </p>
<p style="text-align: right;">Tekst i zdjęcia: <a href="https://www.bluephoto.pl/">Ireneusz Rek</a></p>
<p> </p>
<p> </p>
<p> </p>Hiluxem przez Korsykę2020-07-06T13:43:47+02:002020-07-06T13:43:47+02:00https://landcruiser.pl/en/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/979-hiluxem-przez-korsykeirkoirek@bluephoto.pl<p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/korsyka_2018/tytulowa_korsyka_2018.jpg" alt=""></p><p><strong> </strong></p>
<p><strong>Jaka jest Korsyka? Czy warto tłuc się przez setki kilometrów by zobaczyć Île de Beauté - Piękną Wyspę? Czy bać się statystyk podających, iż jest to region Europy z największą liczba zabójstw? Bandytyzm, mafijne porachunki, rywalizacja na rynkach nieruchomości, rodzinne vendetty, terrorystyczne organizacje walczące o oderwanie wyspy od Francji... Jeśli się jednak nie wystraszyliście i nadal czytacie ten artykuł mam dla Was dobre wiadomości. Na wyspie możecie czuć sie bezpieczni o ile jesteście turystami, którzy przywożą pieniądze ... Tak, Korsykanie są bardzo zamknięci i nie lubią obcych. Nie lubią szczególnie tych którzy chcą zostać tu na dłużej, tzw. "Pieds Noirs". Turyści pomimo że niechętnie, jednak są akceptowani, szczególnie jeśli dają zarobić. Chyba że przyjeżdżacie kamperem. Wówczas czeka na was bardzo dużo ograniczeń wjazdu, zatrzymywania się itd.</strong></p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/korsyka_2018/2018.07_korsyka__IMG_2735.jpg" alt="2018.07 korsyka IMG 2735" /></p>
<p> </p>
<h1><strong>Tytułem wstępu</strong></h1>
<p>Korsykańska mentalność i kultura kształtowana była przez burzliwą historię w której mniej było okresów pokoju aniżeli podbojów. Zanim Korsyka znalazła się pod wpływami francuskimi, przechodziła kolejno pod panowanie: Etrusków, Kartagińczyków, Rzymian, Wandalów, Bizancjum. Szczególne piętno na historii i stosunkach społecznych na wyspie odcisnęły 300-letnie rządy Saracenów (Maurów), którzy wyparli Bizancjum w VIII wieku. Wpływy arabskie to nie tylko symboliczna głowa Maura na fladze Korsyki, ale i kult przemocy oraz broni czy zemsta klanowa. Po panowaniu arabskim Korsyka znalazła się najpierw pod rządami Pizy, następnie zaś Genui. Bardzo krótko, w latach 1755—1769 wyspa cieszyła się niepodległością. Wówczas tu właśnie ogłoszono pierwszą na świecie konstytucję. W 1768 Genua, która i tak nie miała tu już nic do powiedzenia zrzekła się (w zamian za darowanie długów) swoich praw do tej ziemi na rzecz Francji. Republika skrzętnie skorzystała z okazji i w ciągu roku zakończyła przygodę Koryskan z niepodległością i samorządnością ...</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/korsyka_2018/2018.07_korsyka__IMG_3489.jpg" alt="2018.07 korsyka IMG 3489" /></p>
<p> </p>
<h1><strong>Jaka jest Korsyka dziś?</strong></h1>
<p>Warto pamiętać, że wyspą znajduje się bliżej wybrzeża włoskiego niż francuskiego. Pozostawiło to trwały ślad w postaci choćby lokalnego języka, który cechują liczne wpływy włoskie, głównie dialektu toskańskiego. Korsyka to społeczeństwo klanowe, bardzo homogeniczne, w którym rodzina i klan odgrywają bardzo ważną rolę. Z tego powodu rewolucja przemysłowa z XIX wieku nie objęła swym zasięgiem tej części Francji. Inwestorzy zniechęceni walką pomiędzy klanami byli niechętni rozwijaniu tutejszej gospodarki. Późniejsze próby włączenia tego regionu do życia gospodarczego (i politycznego) Francji przyniosły fiasko, ponieważ w myśl umowy zawartej przez Francuzów z władzami klanowymi były one pośrednikami między rdzenną ludnością a władzą centralną i robiły wszystko by utrzymać odrębność regionu i nie integrować się ani gospodarczo ani kulturowo z Republiką. Co to dało? Z jednej strony pozwoliło na utrzymanie wspólnoty i odrębności kulturowej. Np. Język korsykański, corsu, jest jedynym językiem regionalnym, który otrzymał szczególny status we Francji. Nadal posługuje się nim większość wyspiarzy. Z drugiej strony na Korsyce rozwija się mafia, która traktowana jest jak element lokalnej kultury i tradycji. Nie mówi sie o niej głośno, niewielu chce protestować, ci którzy protestują giną od kul.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/korsyka_2018/2018.07_korsyka__IMG_2305.jpg" alt="2018.07 korsyka IMG 2305" /></p>
<p> </p>
<p>Taki stan rzeczy powoduje, że Korsyka ma niewielki potencjał gospodarczy. Ludność utrzymuje się głównie z turystyki, choć rozwija się tu także rybołówstwo, uprawa winorośli, hodowla owiec i kóz... Ci którzy mieszkają na wybrzeżu oczywiście są na lepszej pozycji, korzystając z turystycznego boomu i napływu spragnionych plażowania przyjezdnych. Korsykanie których przodkowie zmuszeni zostali do ucieczki z dala od wybrzeża z którego berberyjscy piraci porywali niewolników (np. w1555r splądrowano Bastię i uprowadzono 6 tysięcy jej mieszkańców), żyją bardzo skromnie z rolnictwa i hodowli. Kiedyś wioski były zakładane w miejscach najbardziej strategicznych, niedostępnych. Często znajdują się one na górskich graniach i wysokich skałach lub ukrywano je w głębokich dolinach. Bo Korsyka w większości jest wyspą górzystą. Jest tu ponad 20 szczytów o wysokości ponad 2000 m n.p.m. z najwyższym, Monte Cinto dochodzącym do 2706 m n.p.m. Wysokie góry zajmują środkową część wyspy i ciągną się z północy na południe. Zachodnie wybrzeże wyspy również jest górzyste, z kolei wschodnia część Korsyki to tereny nizinne. Zachodnie wybrzeża wyspy są zazwyczaj skaliste, natomiast wschodnie i północne tworzą piaszczyste plaże i laguny.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/korsyka_2018/2018.07_korsyka__IMG_1968.jpg" alt="2018.07 korsyka IMG 1968" /></p>
<p> </p>
<h1><strong>Jak dostać się na wyspę?</strong></h1>
<p>Jeśli planujecie wyjazd własnym samochodem najtaniej i najszybciej przepłynąć z Livorno do Bastii. Oczywiście promy kursują również z Nicei oraz Piombino ale są to już dużo droższe rozwiązania. Dla tych, którzy nie chcą wydać za wiele ważne jest aby nie wybierać terminów w okolicach weekendów. My kupiliśmy bilety bez rezerwacji. W Livorno było tanio, szybko i bez kolejki. Dużo trudniej w Bastii. Po pierwsze przed kasa zastała nas przerwa południowa. Sjesta miała potrwać do 17.00. Czekaliśmy bardzo długo i o wyznaczonej porze nikt nie otworzył, bardzo długo jeszcze .... Potem okazało się że bilet będzie kosztował 3x więcej niż z Włoch. Na pytanie dlaczego pani w okienku odpowiadała ze nie rozumie po... francusku.</p>
<p> </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/korsyka_2018/2018.07_korsyka__IMG_1861.jpg" alt="2018.07 korsyka IMG 1861" /></p>
<p> </p>
<h1><strong>Co zobaczyć</strong></h1>
<p>Korsyka ma do zaoferowania bardzo wiele. W zależności od tego czy nastawiamy się na plażowanie i stacjonarny wypoczynek, czy bardziej aktywny, w różne miejsca możecie skierować swoje kroki. Dla tych pierwszych najbardziej dogodny będzie wschodni brzeg wyspy z wieloma zatoczkami, z błękitna wodą i białym piaskiem. Dla pozostałych cała wyspa jest rajem i niespodzianką co chwile przynoszącą nowe. Północna jej część to małe wioski w stylu Sant’Antuninu, Pigna, Speloncato, Cunventu Di San Francescu, Asco. Jeśli mówimy małe, to w znaczeniu dosłownym. Kiedyś gdy wybrzeża penetrowali berberyjscy piraci napadając i porywając niewolników Korsykanie uciekali w niedostępne miejsca. Potem ciasno dobudowa wywali następne domy i tak powstawała osada z labiryntem wąskich uliczek.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/korsyka_2018/2018.07_korsyka__IMG_2174.jpg" alt="2018.07 korsyka IMG 2174" /></p>
<p> </p>
<p>Dla spragnionych przyrodniczych atrakcji jest Park Narodowy Scandola, do którego dostać się można tylko łodzią, wąwozy Restonica, Spelunca i wiele innych.</p>
<p>Gdy lubicie piesze wyprawy nieoceniony pozostaje szlak Grande Randonnée 20 na który Korsykanie mówią po prostu Fra li Monti, czyli… Droga przez Góry. Trasa, która przecina wyspę wzdłuż linii wododziału, jest często nazywana najtrudniejszym szlakiem na Starym Kontynencie choć to „zaledwie” 200 kilometrów, a przejście całości zajmuje zaledwie 14-15 dni.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/korsyka_2018/2018.07_korsyka__IMG_3375.jpg" alt="2018.07 korsyka IMG 3375" /></p>
<p> </p>
<p>Fani historycznych pamiątek znajda tu dom Napoleona w Ajacio, widowiskową twierdze w Bonifacio, ruiny rzymskiej Alerii, megalityczne pamiątki w Filitosie…</p>
<p>Korsyka jest po prostu jest inna, bogata w doznania, egzotyczna i trzeba ja koniecznie zobaczyć. Dla nas to była tygodniowa podróż przez niespodzianki i fantastyczne krajobrazy jakie oferuje wyspa. Jeśli chcielibyście przeczytać relację i zobaczyć wiecej miejsc jakie odwiedziliśmy, zapraszam na stronę <a href="http://www.bluephoto.pl/tag/korsyka/">www.bluephoto.pl</a></p>
<p> </p>
<p style="text-align: right;">Tekst i zdjęcia: <a href="https://www.facebook.com/Bluephotopl-200283190155638/">Ireneusz Rek</a></p>
<p style="text-align: center;"> </p>
<p style="text-align: center;"> Dzienniki z podrózy po wyspie:</p>
<p><a href="http://www.bluephoto.pl/tag/korsyka/"><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/korsyka_2018/korsyka_2018_2.jpg" alt="korsyka 2018 2" /></a></p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><strong>GALERIA ZDJĘĆ </strong></p>
<p>{eventgallery event='korsyka_hiluxem' attr=images mode=lightbox max_images=100 thumb_width=170 offset=0 }</p>
<p> </p><p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/korsyka_2018/tytulowa_korsyka_2018.jpg" alt=""></p><p><strong> </strong></p>
<p><strong>Jaka jest Korsyka? Czy warto tłuc się przez setki kilometrów by zobaczyć Île de Beauté - Piękną Wyspę? Czy bać się statystyk podających, iż jest to region Europy z największą liczba zabójstw? Bandytyzm, mafijne porachunki, rywalizacja na rynkach nieruchomości, rodzinne vendetty, terrorystyczne organizacje walczące o oderwanie wyspy od Francji... Jeśli się jednak nie wystraszyliście i nadal czytacie ten artykuł mam dla Was dobre wiadomości. Na wyspie możecie czuć sie bezpieczni o ile jesteście turystami, którzy przywożą pieniądze ... Tak, Korsykanie są bardzo zamknięci i nie lubią obcych. Nie lubią szczególnie tych którzy chcą zostać tu na dłużej, tzw. "Pieds Noirs". Turyści pomimo że niechętnie, jednak są akceptowani, szczególnie jeśli dają zarobić. Chyba że przyjeżdżacie kamperem. Wówczas czeka na was bardzo dużo ograniczeń wjazdu, zatrzymywania się itd.</strong></p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/korsyka_2018/2018.07_korsyka__IMG_2735.jpg" alt="2018.07 korsyka IMG 2735" /></p>
<p> </p>
<h1><strong>Tytułem wstępu</strong></h1>
<p>Korsykańska mentalność i kultura kształtowana była przez burzliwą historię w której mniej było okresów pokoju aniżeli podbojów. Zanim Korsyka znalazła się pod wpływami francuskimi, przechodziła kolejno pod panowanie: Etrusków, Kartagińczyków, Rzymian, Wandalów, Bizancjum. Szczególne piętno na historii i stosunkach społecznych na wyspie odcisnęły 300-letnie rządy Saracenów (Maurów), którzy wyparli Bizancjum w VIII wieku. Wpływy arabskie to nie tylko symboliczna głowa Maura na fladze Korsyki, ale i kult przemocy oraz broni czy zemsta klanowa. Po panowaniu arabskim Korsyka znalazła się najpierw pod rządami Pizy, następnie zaś Genui. Bardzo krótko, w latach 1755—1769 wyspa cieszyła się niepodległością. Wówczas tu właśnie ogłoszono pierwszą na świecie konstytucję. W 1768 Genua, która i tak nie miała tu już nic do powiedzenia zrzekła się (w zamian za darowanie długów) swoich praw do tej ziemi na rzecz Francji. Republika skrzętnie skorzystała z okazji i w ciągu roku zakończyła przygodę Koryskan z niepodległością i samorządnością ...</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/korsyka_2018/2018.07_korsyka__IMG_3489.jpg" alt="2018.07 korsyka IMG 3489" /></p>
<p> </p>
<h1><strong>Jaka jest Korsyka dziś?</strong></h1>
<p>Warto pamiętać, że wyspą znajduje się bliżej wybrzeża włoskiego niż francuskiego. Pozostawiło to trwały ślad w postaci choćby lokalnego języka, który cechują liczne wpływy włoskie, głównie dialektu toskańskiego. Korsyka to społeczeństwo klanowe, bardzo homogeniczne, w którym rodzina i klan odgrywają bardzo ważną rolę. Z tego powodu rewolucja przemysłowa z XIX wieku nie objęła swym zasięgiem tej części Francji. Inwestorzy zniechęceni walką pomiędzy klanami byli niechętni rozwijaniu tutejszej gospodarki. Późniejsze próby włączenia tego regionu do życia gospodarczego (i politycznego) Francji przyniosły fiasko, ponieważ w myśl umowy zawartej przez Francuzów z władzami klanowymi były one pośrednikami między rdzenną ludnością a władzą centralną i robiły wszystko by utrzymać odrębność regionu i nie integrować się ani gospodarczo ani kulturowo z Republiką. Co to dało? Z jednej strony pozwoliło na utrzymanie wspólnoty i odrębności kulturowej. Np. Język korsykański, corsu, jest jedynym językiem regionalnym, który otrzymał szczególny status we Francji. Nadal posługuje się nim większość wyspiarzy. Z drugiej strony na Korsyce rozwija się mafia, która traktowana jest jak element lokalnej kultury i tradycji. Nie mówi sie o niej głośno, niewielu chce protestować, ci którzy protestują giną od kul.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/korsyka_2018/2018.07_korsyka__IMG_2305.jpg" alt="2018.07 korsyka IMG 2305" /></p>
<p> </p>
<p>Taki stan rzeczy powoduje, że Korsyka ma niewielki potencjał gospodarczy. Ludność utrzymuje się głównie z turystyki, choć rozwija się tu także rybołówstwo, uprawa winorośli, hodowla owiec i kóz... Ci którzy mieszkają na wybrzeżu oczywiście są na lepszej pozycji, korzystając z turystycznego boomu i napływu spragnionych plażowania przyjezdnych. Korsykanie których przodkowie zmuszeni zostali do ucieczki z dala od wybrzeża z którego berberyjscy piraci porywali niewolników (np. w1555r splądrowano Bastię i uprowadzono 6 tysięcy jej mieszkańców), żyją bardzo skromnie z rolnictwa i hodowli. Kiedyś wioski były zakładane w miejscach najbardziej strategicznych, niedostępnych. Często znajdują się one na górskich graniach i wysokich skałach lub ukrywano je w głębokich dolinach. Bo Korsyka w większości jest wyspą górzystą. Jest tu ponad 20 szczytów o wysokości ponad 2000 m n.p.m. z najwyższym, Monte Cinto dochodzącym do 2706 m n.p.m. Wysokie góry zajmują środkową część wyspy i ciągną się z północy na południe. Zachodnie wybrzeże wyspy również jest górzyste, z kolei wschodnia część Korsyki to tereny nizinne. Zachodnie wybrzeża wyspy są zazwyczaj skaliste, natomiast wschodnie i północne tworzą piaszczyste plaże i laguny.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/korsyka_2018/2018.07_korsyka__IMG_1968.jpg" alt="2018.07 korsyka IMG 1968" /></p>
<p> </p>
<h1><strong>Jak dostać się na wyspę?</strong></h1>
<p>Jeśli planujecie wyjazd własnym samochodem najtaniej i najszybciej przepłynąć z Livorno do Bastii. Oczywiście promy kursują również z Nicei oraz Piombino ale są to już dużo droższe rozwiązania. Dla tych, którzy nie chcą wydać za wiele ważne jest aby nie wybierać terminów w okolicach weekendów. My kupiliśmy bilety bez rezerwacji. W Livorno było tanio, szybko i bez kolejki. Dużo trudniej w Bastii. Po pierwsze przed kasa zastała nas przerwa południowa. Sjesta miała potrwać do 17.00. Czekaliśmy bardzo długo i o wyznaczonej porze nikt nie otworzył, bardzo długo jeszcze .... Potem okazało się że bilet będzie kosztował 3x więcej niż z Włoch. Na pytanie dlaczego pani w okienku odpowiadała ze nie rozumie po... francusku.</p>
<p> </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/korsyka_2018/2018.07_korsyka__IMG_1861.jpg" alt="2018.07 korsyka IMG 1861" /></p>
<p> </p>
<h1><strong>Co zobaczyć</strong></h1>
<p>Korsyka ma do zaoferowania bardzo wiele. W zależności od tego czy nastawiamy się na plażowanie i stacjonarny wypoczynek, czy bardziej aktywny, w różne miejsca możecie skierować swoje kroki. Dla tych pierwszych najbardziej dogodny będzie wschodni brzeg wyspy z wieloma zatoczkami, z błękitna wodą i białym piaskiem. Dla pozostałych cała wyspa jest rajem i niespodzianką co chwile przynoszącą nowe. Północna jej część to małe wioski w stylu Sant’Antuninu, Pigna, Speloncato, Cunventu Di San Francescu, Asco. Jeśli mówimy małe, to w znaczeniu dosłownym. Kiedyś gdy wybrzeża penetrowali berberyjscy piraci napadając i porywając niewolników Korsykanie uciekali w niedostępne miejsca. Potem ciasno dobudowa wywali następne domy i tak powstawała osada z labiryntem wąskich uliczek.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/korsyka_2018/2018.07_korsyka__IMG_2174.jpg" alt="2018.07 korsyka IMG 2174" /></p>
<p> </p>
<p>Dla spragnionych przyrodniczych atrakcji jest Park Narodowy Scandola, do którego dostać się można tylko łodzią, wąwozy Restonica, Spelunca i wiele innych.</p>
<p>Gdy lubicie piesze wyprawy nieoceniony pozostaje szlak Grande Randonnée 20 na który Korsykanie mówią po prostu Fra li Monti, czyli… Droga przez Góry. Trasa, która przecina wyspę wzdłuż linii wododziału, jest często nazywana najtrudniejszym szlakiem na Starym Kontynencie choć to „zaledwie” 200 kilometrów, a przejście całości zajmuje zaledwie 14-15 dni.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/korsyka_2018/2018.07_korsyka__IMG_3375.jpg" alt="2018.07 korsyka IMG 3375" /></p>
<p> </p>
<p>Fani historycznych pamiątek znajda tu dom Napoleona w Ajacio, widowiskową twierdze w Bonifacio, ruiny rzymskiej Alerii, megalityczne pamiątki w Filitosie…</p>
<p>Korsyka jest po prostu jest inna, bogata w doznania, egzotyczna i trzeba ja koniecznie zobaczyć. Dla nas to była tygodniowa podróż przez niespodzianki i fantastyczne krajobrazy jakie oferuje wyspa. Jeśli chcielibyście przeczytać relację i zobaczyć wiecej miejsc jakie odwiedziliśmy, zapraszam na stronę <a href="http://www.bluephoto.pl/tag/korsyka/">www.bluephoto.pl</a></p>
<p> </p>
<p style="text-align: right;">Tekst i zdjęcia: <a href="https://www.facebook.com/Bluephotopl-200283190155638/">Ireneusz Rek</a></p>
<p style="text-align: center;"> </p>
<p style="text-align: center;"> Dzienniki z podrózy po wyspie:</p>
<p><a href="http://www.bluephoto.pl/tag/korsyka/"><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/korsyka_2018/korsyka_2018_2.jpg" alt="korsyka 2018 2" /></a></p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><strong>GALERIA ZDJĘĆ </strong></p>
<p>{eventgallery event='korsyka_hiluxem' attr=images mode=lightbox max_images=100 thumb_width=170 offset=0 }</p>
<p> </p>Toyota Hilux VIII Revo - przez góry Ukrainy2020-03-25T10:24:44+01:002020-03-25T10:24:44+01:00https://landcruiser.pl/en/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/939-toyota-hilux-viii-revo-przez-gory-ukrainyirkoirek@bluephoto.pl<p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/hilux_ukraina_bezasfaltu/tytulowa_hilux_ukraina_2.jpg" alt=""></p><p> </p>
<p><strong>Nowa, ósma generacja Hiluxa, którą ficjalnie zaprezentowano 21 maja 2015 roku jednocześnie w Bangkoku i Sydney, pod nową nazwą Toyota Hilux Revo już nie jest tak surowa i spartańska jak jej poprzednik. Konstruktorzy auta coraz bardziej ukierunkowują jego parametry i wyposażenie na wygodę i komfort podróżowania. Czy to auto zatem sprawdzi się w terenie? Czy da radę pokonać trudy ukraińskich szlaków w kierunku na Drogę Legionów i połoninę Krasna? Dzieki ekipie <a href="https://bezasfaltu4x4.com/">BEZASFALTU4x4.COM</a> mamy okazję przekonać się jak te auta poradzą sobie podczas offroadowych przepraw przez szlaki Ukrainy.</strong></p>
<p> </p>
<p> <img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_revo_ukraine&file=ukraina-105-870x480.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>W trasę wyrusza konwój składający się z dwóch pick-upów Toyoty w wersji DLX oraz krótkich Nissanów Patroli. Start w środę wieczorem. Dosyć szybko, bo już w czwartek, późnym popołudniem ekipa dociera na nocleg w okolice słynnej ze swojej trudności Drogi Legionów. Jak Hiluxy radziły sobie podczas pokonywania tej trasy? Czy Nissany Patrole na swoich wielkich kołach musiały ratować pick-upy z opresji? Jak sie okazało obie Toyoty pokonały drogę tak w górę jak i w dół bez wiekszych problemów, nawet pomimo nie za wielkich przecież kół w rozmiarze 32" (to maks jaki można założyć do nowego Hiluxa). Obyło się nawet bez konieczności użycia wyciągarki. Na tej trasie w niczym nie ustępowały krótkim Patrolom które słynną przecież z dzielności w terenie i ani razu "nie wisiały" na brzuchu.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_revo_ukraine&file=ukraina-13-870x480.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Po Drodze Legionów ekipa kontynuuje wyprawę kierując się na połoninę Krasna. Pogoda pogorsza się, zaczyna padać, nawierzchnia połoninowych dróg zmieniła się więc w słynne Bieszczadzkie błotko. W takiej sytuacji bardzo przydatna okazuje się kontrola trakcji w którą wyposazone są Toyoty. Bez większych problemów udało się zatem zdobyć kolejne szyty na prawie 40 kilometrowej połoninie.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_revo_ukraine&file=ukraina-72-870x480.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Spotkany po drodze miejscowy, własciciel wojskowego Ziła 6x6, życzliwie informuje ekipę, że czeka spora truność. Szczyt który mają do pokonania jest bardzo wymagający więc szczerze wątpi, że dadzą radę, a już na pewno nie Toyoty. Przecież nawet jego ciężarówka czasami ma spore problemy żeby tam wyjechać…</p>
<p>Wyzwanie zostało podjęte. Największe niespodzianki jak zwykle czekały na końcu. Okazało się że podjazd poza nachyleniem pewnie ze 45 stopni kończy się progiem skalnym… Niestety trzeba było troszkę popracować fizycznie i używając kamieni zbudować rampę by choć trochę zmniejszyć różnice wysokości. Jako pierwsze pojechały Patrole z założeniem, że Hiluxy raczej nie dadzą rady i trzeba bedzie je ratować. Nissany z niemałym trudem przeskoczyły próg i wylądowały na szczycie natychmiast wyciągając liny z wyciągarek i szykując się do asekuracji Toyot. I tu „szok i nie dowierzanie” oba pick-upy równie sprawnie dotarły na szczyt! </p>
<p>Dalsza droga to jeszcze wiele mniejszych i wiekszych trudności, zakończona szczęśliwiwym dotarciem do twardych dróg i cywilizacji.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_revo_ukraine&file=ukraina-87-870x480.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>PODSUMOWANIE</h1>
<p>Hilux to absolutnie rasowy samochód terenowy który jest w stanie pokonać naprawdę trudny teren. Silnik 2.4 TD doskonale sobie radzi w trudnych warunkach, nie ma problemu z brakiem mocy i momentu. Systemy wspomagania kierowcy – czyli kontrola trakcji, nowy reduktor, 100% blokada mostu działają bez zarzutu. Do wad jakie uczestnicy wypadu mogliby zalczyć nowej konstrukcji toyotowego pick-upa zaliczyć można brak możliwości założenia kół większych niż 32 cale. Kolejnym delikatna konstrukcja tylnego zderzaka. Oryginalny jest papierowy, wygina się pod naporem nawet małych gałęzi, wiięc konieczna jest jego wymiana na mocniejszy, stalowy. Zdaniem ekipy BezAsfaltu4x4.com wskazane jest też stosowanie w tym modelu stalowych płyt osłaniających spód samochodu. Dostępne na rynku aluminiowe nie są wstanie utrzymać ciężaru auta wyprawowego i często ulegają odkształceniu.</p>
<p> </p>
<h1>Specyfikacja samochodów biorących udział w wyprawie:</h1>
<p><b>1. Toyota Hilux Revo DLX</b></p>
<ul>
<li>zawieszenie Pedders Trakryder +2 inch i +300kg stałego obciążeni</li>
<li>amortyzatory Pedders Trakryder Foam Cell</li>
<li>opony Coopers STT Pro 265/70/17</li>
<li>felga stalowa ET -0</li>
</ul>
<p><b>2. Toyota Hilux Revo DLX</b></p>
<ul>
<li>zawieszenie Pedders Trakryder +2 inch i +300kg stałego obciążeni</li>
<li>amortyzatory Pedders Trakryder Foam Cell</li>
<li>whacze przednie górne Pedders Extreme Control Arms</li>
<li>kpl. płyt osłonowych podwozia z osłoną zbiornika paliwa i adblue</li>
<li>opony Goodyear Duratrack 265/75/16</li>
<li>felga stalowa ET +10</li>
</ul>
<p> </p>
<p style="text-align: right;"><strong>Tekst i zdjęcia: <a href="https://bezasfaltu4x4.com/">BEZASFALTU4x4.com</a></strong></p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><strong>GALERIA ZDJĘĆ </strong></p>
<p>{eventgallery event='toyota_hilux_revo_ukraine' attr=images mode=lightbox max_images=100 thumb_width=170 offset=0 }</p><p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/hilux_ukraina_bezasfaltu/tytulowa_hilux_ukraina_2.jpg" alt=""></p><p> </p>
<p><strong>Nowa, ósma generacja Hiluxa, którą ficjalnie zaprezentowano 21 maja 2015 roku jednocześnie w Bangkoku i Sydney, pod nową nazwą Toyota Hilux Revo już nie jest tak surowa i spartańska jak jej poprzednik. Konstruktorzy auta coraz bardziej ukierunkowują jego parametry i wyposażenie na wygodę i komfort podróżowania. Czy to auto zatem sprawdzi się w terenie? Czy da radę pokonać trudy ukraińskich szlaków w kierunku na Drogę Legionów i połoninę Krasna? Dzieki ekipie <a href="https://bezasfaltu4x4.com/">BEZASFALTU4x4.COM</a> mamy okazję przekonać się jak te auta poradzą sobie podczas offroadowych przepraw przez szlaki Ukrainy.</strong></p>
<p> </p>
<p> <img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_revo_ukraine&file=ukraina-105-870x480.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>W trasę wyrusza konwój składający się z dwóch pick-upów Toyoty w wersji DLX oraz krótkich Nissanów Patroli. Start w środę wieczorem. Dosyć szybko, bo już w czwartek, późnym popołudniem ekipa dociera na nocleg w okolice słynnej ze swojej trudności Drogi Legionów. Jak Hiluxy radziły sobie podczas pokonywania tej trasy? Czy Nissany Patrole na swoich wielkich kołach musiały ratować pick-upy z opresji? Jak sie okazało obie Toyoty pokonały drogę tak w górę jak i w dół bez wiekszych problemów, nawet pomimo nie za wielkich przecież kół w rozmiarze 32" (to maks jaki można założyć do nowego Hiluxa). Obyło się nawet bez konieczności użycia wyciągarki. Na tej trasie w niczym nie ustępowały krótkim Patrolom które słynną przecież z dzielności w terenie i ani razu "nie wisiały" na brzuchu.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_revo_ukraine&file=ukraina-13-870x480.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Po Drodze Legionów ekipa kontynuuje wyprawę kierując się na połoninę Krasna. Pogoda pogorsza się, zaczyna padać, nawierzchnia połoninowych dróg zmieniła się więc w słynne Bieszczadzkie błotko. W takiej sytuacji bardzo przydatna okazuje się kontrola trakcji w którą wyposazone są Toyoty. Bez większych problemów udało się zatem zdobyć kolejne szyty na prawie 40 kilometrowej połoninie.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_revo_ukraine&file=ukraina-72-870x480.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Spotkany po drodze miejscowy, własciciel wojskowego Ziła 6x6, życzliwie informuje ekipę, że czeka spora truność. Szczyt który mają do pokonania jest bardzo wymagający więc szczerze wątpi, że dadzą radę, a już na pewno nie Toyoty. Przecież nawet jego ciężarówka czasami ma spore problemy żeby tam wyjechać…</p>
<p>Wyzwanie zostało podjęte. Największe niespodzianki jak zwykle czekały na końcu. Okazało się że podjazd poza nachyleniem pewnie ze 45 stopni kończy się progiem skalnym… Niestety trzeba było troszkę popracować fizycznie i używając kamieni zbudować rampę by choć trochę zmniejszyć różnice wysokości. Jako pierwsze pojechały Patrole z założeniem, że Hiluxy raczej nie dadzą rady i trzeba bedzie je ratować. Nissany z niemałym trudem przeskoczyły próg i wylądowały na szczycie natychmiast wyciągając liny z wyciągarek i szykując się do asekuracji Toyot. I tu „szok i nie dowierzanie” oba pick-upy równie sprawnie dotarły na szczyt! </p>
<p>Dalsza droga to jeszcze wiele mniejszych i wiekszych trudności, zakończona szczęśliwiwym dotarciem do twardych dróg i cywilizacji.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_revo_ukraine&file=ukraina-87-870x480.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>PODSUMOWANIE</h1>
<p>Hilux to absolutnie rasowy samochód terenowy który jest w stanie pokonać naprawdę trudny teren. Silnik 2.4 TD doskonale sobie radzi w trudnych warunkach, nie ma problemu z brakiem mocy i momentu. Systemy wspomagania kierowcy – czyli kontrola trakcji, nowy reduktor, 100% blokada mostu działają bez zarzutu. Do wad jakie uczestnicy wypadu mogliby zalczyć nowej konstrukcji toyotowego pick-upa zaliczyć można brak możliwości założenia kół większych niż 32 cale. Kolejnym delikatna konstrukcja tylnego zderzaka. Oryginalny jest papierowy, wygina się pod naporem nawet małych gałęzi, wiięc konieczna jest jego wymiana na mocniejszy, stalowy. Zdaniem ekipy BezAsfaltu4x4.com wskazane jest też stosowanie w tym modelu stalowych płyt osłaniających spód samochodu. Dostępne na rynku aluminiowe nie są wstanie utrzymać ciężaru auta wyprawowego i często ulegają odkształceniu.</p>
<p> </p>
<h1>Specyfikacja samochodów biorących udział w wyprawie:</h1>
<p><b>1. Toyota Hilux Revo DLX</b></p>
<ul>
<li>zawieszenie Pedders Trakryder +2 inch i +300kg stałego obciążeni</li>
<li>amortyzatory Pedders Trakryder Foam Cell</li>
<li>opony Coopers STT Pro 265/70/17</li>
<li>felga stalowa ET -0</li>
</ul>
<p><b>2. Toyota Hilux Revo DLX</b></p>
<ul>
<li>zawieszenie Pedders Trakryder +2 inch i +300kg stałego obciążeni</li>
<li>amortyzatory Pedders Trakryder Foam Cell</li>
<li>whacze przednie górne Pedders Extreme Control Arms</li>
<li>kpl. płyt osłonowych podwozia z osłoną zbiornika paliwa i adblue</li>
<li>opony Goodyear Duratrack 265/75/16</li>
<li>felga stalowa ET +10</li>
</ul>
<p> </p>
<p style="text-align: right;"><strong>Tekst i zdjęcia: <a href="https://bezasfaltu4x4.com/">BEZASFALTU4x4.com</a></strong></p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><strong>GALERIA ZDJĘĆ </strong></p>
<p>{eventgallery event='toyota_hilux_revo_ukraine' attr=images mode=lightbox max_images=100 thumb_width=170 offset=0 }</p>Mołdawia z winem2020-03-05T13:27:37+01:002020-03-05T13:27:37+01:00https://landcruiser.pl/en/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/931-moldawiairkoirek@bluephoto.pl<p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/Moldawia_2020/tytulowa_moldawia_2020.jpg" alt=""></p><p> </p>
<p>Droga na wschód, nasza pierwsza, wynikła z prostej potrzeby zagubienia się gdzieś daleko od domu w gronie ludzi tak jak my, szukających niecodziennych wrażeń oraz miłego towarzystwa w około sylwestrowej porze. Cel - Mołdawia, blisko, z centrum naszego kraju raptem 1000 km a jedzie się tam trzy dni...</p>
<h1>DZIEŃ I - Start z Lubaczowa</h1>
<p>Do tego miasteczka znanego ostatnio z tego, że tuż po naszym przyjeździe wybuchła w nim epidemia ptasiej grypy (przypadek?), przynosząca hekatombę śmierci dla drobiu z okolicznych ferm dotarliśmy jeszcze dnia poprzedniego. Rano zbiórka z ekipą <a href="https://przygody4x4.pl/">przygody4x4</a>. Plan na dzień dzisiejszy mamy taki, że bez zbędnej zwłoki ruszamy do przejścia granicznego w Budomierzu i dalej nie zatrzymując się gnamy do Kamieńca Podolskiego. Do przejechania niespełna 400 kilometrów. W jakim czasie można pokonać taką trasę? Bardzo dłuuuuugo. Trudno w to uwierzyć ale zajęło nam to 12 godzin!</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_2491.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 2491" /></p>
<p> </p>
<p>Pierwsza przeszkoda na trasie -granica. Przejazd przez Polska część szybko. Potem żmudne przedzieranie się przez ukraińskie przepisy. Na wjeździe karteczka z numerem auta i liczbą osób. Potem wymiana karteczki bo pikap to auto ciężarowe a dla ciężarówek jest inna. Następnie zabieranie paszportów, zbieranie pieczątek, wyjazd. Termin który mam, czyli pomierzy świętami katolickimi a prawosławnymi powoduje że w Budomierzu właściwie na ma podróżnych a i tak przejazd grupy to godzina czasu. Ile trwałoby to gdyby była kolejka?</p>
<p>Dalej mamy to czego spodziewaliśmy się po Ukrainie, slalom gigant pomiędzy dziurami w asfalcie. Obeznani w tutejszych drogach mówią nawet, że tu od razu widać który kierowca porusza sie w stanie wskazującym na spożycie - ten który jedzie prosto i nie omija dziur. Jednak trzeba przyznać, że po wjechaniu na główne drogi jakość asfaltu bardzo sie poprawia.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_2495.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 2495" /></p>
<p> </p>
<p>I w tym momencie za chwile pojawiłby się opis uroków Kamieńca Podolskiego, bo z granicy to raptem 6 godzin jazdy wg googli. Tak zapewne by było gdyby nie fakt, że spadł śnieg. Po stronie polskiej prószył lekko, każdy kilometr na wschód dodawał jednak więcej i więcej białego koloru do krajobrazu. Już w pobliżu Kamieńca asfaltowa droga rysowała się wśród bezkresu pól już niezbyt wyraźnie, widoczna dzięki temu jedynie, że jej przebieg wytyczały szpalery drzew rozdzielających bezkres białości.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_2525.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 2525" /></p>
<p> </p>
<p>Kamieniec późno w nocy przedstawił sie nam ze swojej najpiękniejszej strony. Miasto ubielone, pięknie podświetlone. I puste o tak późnej porze. Na Ukrainie wkrótce będą święta Bożego Narodzenia. Na mieście znać to jedynie po kolorowej choince i małym, teraz już zamkniętym jarmarku na rynku. Nie ma iluminacji i świątecznej fety na ulicach, tutaj nigdzie jej nie będzie. Inny zwyczaj...</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4054.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4054" /></p>
<p> </p>
<p>Wśród wirujących płatków śniegu przejdziemy z naszym przewodnikiem, Siergiejem pod Ormiański i Polski Ratusz, kościół Dominikanów, Katedrę Świętych Apostołów Piotra i Pawła z nietypowym, jeszcze osmańskim minaretem na którym chrześcijanie umieścili złota figurę Matki Boskiej. <em>Was, offroaderów na pewno tez zainteresuje terenowa wersja Ziła 6x6? </em>Siergiej prowadzi nas do budynku miejscowej straży pożarnej, gdzie dane nam jest na nie popatrzeć i podziwiać model 131 z benzynowym V8 o pojemności 6 litrów. Podobno zabierają go na najtrudniejsze akcje gdzie niezbędna jest moc i przyczepność wszystkich sześciu kół. Na co dzień jednak odpoczywa bo... sporo pali. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_2654.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 2654" /></p>
<p> </p>
<p>Wśród spacerów sączy się rozmowa o historii tego miejsca. Kamieniec znamy z Sienkiewiczowskiego Potopu. To tu w 1672r wysadza się po kapitulacji pułkownik Wołodyjowski. Po poddaniu miasta, przez 27 lat panowali w nim Turcy, rujnując i wyludniając miasto (liczba budynków zmniejszyła się wówczas z blisko 800 do niewielu ponad 170). Ten wieczór to tylko wstęp do wycieczki jaką uskutecznimy gdy wpadniemy tu w drodze powrotnej.</p>
<h1>DZIEŃ II - droga na Butuczany</h1>
<p>Start rano w kierunku mołdawskiej wioski Butuceni w pobliżu Kiszyniowa. W drodze jeszcze jeden przystanek - zamek w Chocimiu. Burzliwe koleje losu sprawiły, że twierdza strzegąca przeprawy na Dniestrze przechodziła z rak do rąk. Od X do XIII wieku we władaniu księstw ruskich, w XIV-XVIw. Mołdawska, Turecka i Polska. W XVII–XVIII wieku już polska, a następnie turecka twierdza graniczna. Chocim to też miejsce dwóch wielkich bitew wojsk Rzeczypospolitej z Turkami . To tu na miano „Lwa Chocimskiego” zasłużył sobie Jan Sobieski, brawurowo zdobywając twierdzę w 1673r. Czyn ten był przyczyną tak wielkiej chwały, że rok później dał Sobieskiemu koronę Polski.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_2761.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 2761" /></p>
<p> </p>
<p>Auta zostawiamy na zaśnieżonym parkingu i wydeptaną w zaspach ścieżką zaczynamy nasze "zdobywanie" twierdzy. Wewnątrz małe muzeum, zwiedzanie podziemi i kolejne opowieści Siergieja.</p>
<p>Krzysztof, który prowadzi grupę ma ambicje dać nam posmakować niedźwiedziego mięsa, czyli smaku zmagania się z Ukrainą poza asfaltem. Jeszcze przed granicą odbijamy wiec w cienkie kreski na mapie. Droga, coraz bardziej podła, w końcu znika ... Wszędzie biało i grubo od śniegu. Pierwsza, większa zaspa i koniec. Wyciągarki pracowicie wydobywają z zasypanych białością kolein pechowe auta i... koniec rumakowania, trzeba wrócić na główne drogi. Tego miodu przyjdzie nam spróbować jeszcze w Mołdawii. Tym razem jednak prostą drogą pędzimy dalej, a przynajmniej chcielibyśmy. Jest biało i ślisko. Ci którzy w podróż obuli swoje auta w bojowe MT-ki walczą z brakiem przyczepności na śliskiej nawierzchni.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_2919.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 2919" /></p>
<p> </p>
<p>Przejście z Mołdawią jest tak małe i mało znaczące że puste i prawie bezkolejkowe. Prawie, ponieważ naszych kilkanaście samochodów to tak duże wyzwanie dla pograniczników, że blokujemy się na ponad godzinę. I znów szarpiemy się z karteczkami i pieczątkami... W budce na granicy można też wymienić euro na mołdawskie leje. Bardzo szybko jednak kolejni chętni opróżniają szufladę pani w okienku i pozostali mogą obejść się smakiem. Na szczęście nie były bardzo potrzebne, dalej prawie wszędzie można było płacić kartą. No poza myjnia dla aut ale o tym później ...</p>
<p>Krótki postój w Bryczanach, tuż za granicą i żmudna droga w kierunku mołdawskiej wioski ulokowanej w zakolu rzeki Raut. Na miejscu zastajemy wiejskie chałupy przerobione na hotelowe kwatery. Bardzo klimatycznie. Przewodnik opowiada, że miejsce to odkrył wiedeński filharmonik Friedrich Pfeiffer. Oczarowany wioską postanowił, że ożywi ją organizując tu pensjonaty. A latem, koncert. W trzeci weekend czerwca co roku odbywa sie tu <a href="https://menway.interia.pl/popkultura/news-descopera-kiedy-muzyka-spotyka-nature,nId,3100259">descOPERA</a> na świeżym powietrzu. Wśród widzów na snopkach siana rozsiadają się wówczas Minister Kultury, ambasadorowie, politycy, dziennikarze. Pomimo bardzo późnej pory czekają na nas. Jest wiec samogon w powitalnych , glinianych stakańczykach, słonina i suta kolacja z mamałygą i innymi smakami Mołdawii.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_3459.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 3459" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_2954.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 2954" /></p>
<p> </p>
<h1>DZIEŃ III - wino</h1>
<p>Dziś <em>"dzień bez samochodu"</em>. Z czego najbardziej słynie Mołdawia? Z wina oczywiście i nam, kierowcom nie zostanie ta atrakcja odebrana! Mamy zatem to co w Mołdawii najlepsze, zwiedzanie i testowanie najlepszych tutejszych win w dwóch najbardziej znanych winnicach kraju: <a href="https://roadtripbus.pl/cricova-zwiedzanie/">Cricova</a> oraz <a href="https://timetravelbee.com/pl/places/milestii-mici/">Mileştii Mici</a>. Obie powstały w podobny sposób - poprzez adaptacje podziemnych kamieniołomów już po II wojnie światowej. Każda jednak ma inny, specyficzny charakter. Cricova to duma Mołdawii. Jeśli do tego kraju przylatuje ważna głowa państwa to co właściwie do zaoferowania ma ten kraj? Gościa zabiera sie wiec w podziemne korytarze a potem do bogato wyposażonych i ozdobionych sal degustacyjnych. Po znamienitych osobistościach pozostają wówczas fotografie na ścianach i ozdobione nazwiskami nisze w ogromnych halach wypełnionych butelkami. Są tu też... wina Tuska.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_3194.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 3194" /></p>
<p> </p>
<p>Zupełnie inne jest Mileştii Mici. Przede wszystkim tu zwiedzanie odbywa się... tylko własnym samochodem (w Cricovej po korytarzach wożą nowoczesne, elektryczne kolejki). Korytarzy jest więcej (łącznie 200 km) i widać w nich ich rodowód - ślady po piłach, którymi jeszcze niedawno wycinano kamień. Tutaj też powstała największa na świecie kolekcja win, wpisana do księgi Guinessa. Na końcu, finał każdego zwiedzania taki sam: degustacja. Jednak sale Mileştii Mici są bardziej swojskie, dla ludzi, bez tego nadęcia i przesadnej ozdobności.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_3387.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 3387" /></p>
<p> </p>
<p>Pomiędzy oboma podziemnymi przystankami mamy jeszcze Kiszyniów. Przez okna busów nie za wiele zobaczymy, bo też miasto nie za wiele ma do zaoferowania. Jednak gdyby czas na to pozwolił chętnie przespacerowałbym się od Łuku Triumfalnego na cześć zwycięskiej nad Turkami Rosji, przez park katedralny w kierunku na pomnik Stefana Wielkiego. Czy wąskimi uliczkami starego Kiszyniowa... Jednak zorganizowany wyjazd ma swój plan i rytm, wymyślony przez kogoś innego. Pozostaje tylko spoglądanie na szare góry betonu z oknami.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_3262.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 3262" /></p>
<p> </p>
<p>Tu też zaplanowano dla nas regionalny obiad. W kanionie, wśród betonowych ścian przycupnęła restauracja z drewnianym szyldem i rustykalnym wnętrzem. Jedzenie dobre, ale nie to stanowi o niezwykłości tego miejsca. Dla gości urządzono tu niewielkie sale regionalno-historyczne, patrzy sie na to z przyjemnością ale główne wow to małe muzeum motoryzacji. Pod drewnianymi zadaszeniami właściciel zgromadził stare Wołgi, Gazy, Pobiedy, Czajki, Czapajewa... Wszystko w idealnym stanie.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_3309.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 3309" /></p>
<p> </p>
<h1>DZIEŃ IV - offroad/sylwester</h1>
<p>Co ciekawego kryje w sobie miejsce które stanowi nasza bazę przez następnych kilka dni? Zaraz za następnym zakolem rzeki mamy Stare Orhei. Swoje ślady pozostawili tu plemiona Traków, geto-Daków, Sarmatów, Gotów, Hunów, Awarów, Pieczyngów... Miedzy IX a XIII w powstały tu podziemne monastyry. Na początku XIVw. Złota Orda powołuje tu do życia Shehr-al-Djedid - Nowe Miasto. Po jego upadku Mołdawianie budują swoje Stare Orhei. Przewodnik zachwala że pozostałości historycznych jest tu tyle, że można spędzić cały dzień... Oglądanie tego niestety nie było w planach.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_3874.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 3874" /></p>
<p> </p>
<p>Jeszcze rano, gdy świt dopiero wstaje nad okolicą wybiegam na okoliczne wzgórza popatrzeć za tym co ciekawego znajdę te parę chwil przed grupowym wypadem w teren. Nad Butuceni góruje <strong>cerkiew Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny</strong>, parę kroków wcześniej, wolno stojąca dzwonnica służąca za wejście do wykutego w skale korytarza, który prowadzi do wnętrza <strong>monastyru Pestere</strong>. Pora jest mocno poranna wiec obejrzę to wszystko tylko z zewnątrz. Kolorowe domy z podcieniami opartymi na drewnianych kolumienkach, ozdobne studnie, kolorowe bramy, zamknięte o tej porze Muzeum Etnograficzne. I zwykłych ludzi w ich codziennych sprawach. Butuceni daleko do nowoczesności. Jeśli chcielibyście zobaczyć jak nosi się wodę podpiętą w wiadrach pod koromysło, dojenie nie najczystszych krów, starsze panie w kolorowych chustach - to wszystko macie tutaj, wystarczy tylko wyjść z pokoju i zanurzyć sie w rytm życia tych ludzi.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_3021.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 3021" /></p>
<p> </p>
<p>Start offroadowego wyjazdu nad brzegami rzeki Raut zaplanowany jest od monastyru. Jest wprawdzie otwarty i można długim, wykutym w skale tunelem przedostać się do wnętrza wykorzystywanego obecnie jako kościół ale odbywa sie właśnie msza. Nie przeszkadzamy, rzut oka na niecodzienne wnętrze i ruszamy w poszukiwaniu przygody. Jeszcze rano - sporo śniegu. Jednak w ciągu dnia - coraz mniej. Wkrótce tutaj będzie Boże Narodzenie. Nad rzeką wiec rybacy pracują żeby wyciągnąć na przygotowany wóz jak najwięcej ryb z przemyślnej pułapki ustawionej w poprzek biegu strumienia. Nie jest duży. Na hasło kto chciałby pobrodzić autem, ruszają po kolei wszyscy. Nie wszyscy pamiętali jednak o porządnym przykręceniu tablic. Kilka sztuk polskich blach zostanie juz na zawsze w piasku na dnie rzeki. Trasa niby łatwa. Wystarczy jednak chwila nieuwagi żeby prowadzący Nissan Patrol ześliznął sie z drogi tuz nad brzeg wody. Wydobywanie go z tej pułapki trochę potrwało.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_3636.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 3636" /></p>
<p> </p>
<p>Ostatnie chwile w trasie to obiad w winnicy Chateau Varteley, z obowiązkowym zwiedzaniem i smakowaniem trunków. Tutaj nie ma efektownych skalnych korytarzy. Tu wino produkuje sie w tysiącach litrów w ogromnych, stalowych kadziach, w fabrycznych halach. Przemysłowo.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_3798.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 3798" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_3818.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 3818" /></p>
<p> </p>
<p>Powrót do Butuceni to zapowiedź wyjątkowego wieczora. Dziś sylwester. W urządzonej rustykalnie sali czekają juz tutejsze przysmaki. Miejscowi maja dla nas atrakcje w postaci ludowego trio, które rżnie wytrwale folkowe kawałki, na przemian z tanecznymi utworami śpiewanymi przez piękna wokalistkę do dźwięków odtwarzanych z płyty. Są też mołdawskie życzenia noworoczne, w których bardzo często pada słowo mamałyga. Zabawa do 4 rano....</p>
<h1>DZIEN V - offroad</h1>
<p>Po sylwestrze nikt nie wstał zbyt wcześnie. Jednak umowa jest taka, że gdy pokrzepimy się sutym śniadanio-obiadem ruszamy ponownie drapać tutejsze drogi oponami. Zima jest już tylko wspomnieniem. Nie ma mrozu, jest mokro, są idealne warunki żeby tutejsza, tłusta gleba skutecznie ostudziła nasz offroadowy zapał. Finisz tych zmagań to leśna droga i polskie kiełbasy nadziane na patyki i smażone tradycyjnie w płomieniach ogniska.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_3914.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 3914" /></p>
<p> </p>
<p>Powrót nie najłatwiejszy. Błoto okleiło koła i czuć to na kierownicy. To sie jutro umyje...</p>
<h1>DZIEŃ VI - powrót do Kamieńca</h1>
<p>Kolejny dzień rozpoczynamy od próby oczyszczenia kół. Próby nieudanej. Mróz zespawał błoto do felg bardzo mocno. Na trasie czuć to nieprzyjemnie a umyć nie ma gdzie. Po godzinie koła odmarzają i dają sie jako tako oskrobać wiec prędkość konwoju wrasta. w Bryczanach jest myjnia, mamy doprowadzić do porządku auta przed planowanym przekroczeniem granicy. Jest mały kłopot. Tu za chwilę są święta i każdy lokalny właściciel czterech kół, chce swoją chlubę z tej okazji godnie zaprezentować przed rodzina - czystą. Długa kolejka...</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4078.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4078" /></p>
<p> </p>
<p>Granica mołdawsko-ukraińska tym razem jeszcze bardziej uciążliwa. Pogranicznicy krzywo patrzą na auta z brakującymi tablicami. Trwają negocjacje... Po uporaniu sie z tym problemem okazuje się że pikapy, przed wjazdem dostały złe karteczki (na auta osobowe a nie ciężarowe). Zebrane pieczątki nieważne, trzeba czekać aż przyniosą nowy świstek papieru i znów zebrać kolekcje kolorowych odcisków.</p>
<p>Kamieniec osiągamy późną nocą. Poprzednio rozmawialiśmy z Siergiejem, który dzieli sie z nami swoja wiedzą o historii miasta i nie tylko, ze pokaże nam ciekawe miejsca w okolicy, takie na dobre zdjęcia. Wycieczka przednia, objeżdżamy już tylko naszym autem całą okolice takimi zakamarkami, że pozostanie to w naszej życzliwej pamięci bardzo długo. Siergiej - DZIEKUJEMY! Na koniec jeszcze forsujemy brodem rzekę tuż pod zamkiem. I już. Kolejny długi dzień za nami.</p>
<h1>DZIEŃ VII - Kamieniec-Lwów</h1>
<p>Poranek w Kamieńcu Podolskim. Wschód słońca oglądany z miejsc, które poprzedniej nocy pokazywał mi Siergiej - fenomenalny. Jeszcze zanim świt zacznie malować na niebie kolorami czerwieni, przemykam autem pod pomnik siedmiu narodów. Z tego miejsca docenić można na niezwykłą lokalizację Kamieńca Podolskiego. Wpadająca do Dniestru kilkadziesiąt kilometrów dalej na południowy wschód od miasta rzeka Smotrycz, płynie tu głębokim na 20 – 30 i więcej metrów jarem, miejscami o skalistych, pionowych ścianach, tworząc niemal pełną pętlę w środku której znajduje się skaliste wzgórze o powierzchni blisko 120 hektarów. To na nim wznosi się malownicze, historyczne centrum Kamieńca Podolskiego, blokowane od jedynej dostępnej strony, północnego zachodu, przez potężną twierdzę. W 1996r. dekretem prezydenta Leonida Kuczmy miasto jest centrum Narodowego Parku Przyrodniczego „Podolskie Towtry” o powierzchni 261.316 hektarów ( 12% całej powierzchni obwodu chmielnickiego).</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4096.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4096" /></p>
<p> </p>
<p>Rano, już grupowo zwiedzamy kamienieckie atrakcje. Jest wiec spacer do katedry pw. śś. Piotra i Pawła, z 1485 r. przemianowanej na meczet przez Turków gdy panowali na miastem w latach 1689-99. Z tych czasów pozostał minaret, który na mocy traktatu karłowickiego nie mógł być zburzony wiec... postawiono na nim figurę Matki Boskiej. Kolejna historyczna pamiątką: brama Triumfalna zbudowana po wizycie w 1781r Stanisława Augusta Poniatowskiego , pomnik pułkownika Wołodyjowskiego, postument z napisem "Sława gierojom". Podobno zbudowali go Niemcy podczas okupacji, po wojnie tylko swastykę zamieniono na gwiazdę...</p>
<p><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Kamieniec_Podolski">Kamieniec ma bardzo długa listę ciekawych miejsc i zabytków</a>. Kto chciałby dokładniej obejrzeć jego skarby powinien zostać w nim dłużej niż 3 godziny, które my mamy do dyspozycji. Żeby wykorzystać te kilka chwil jakie jeszcze mamy w mieście zajrzymy do Twierdzy. Na stałe w granicach Królestwa Polskiego znalazła się dopiero w1432 roku. Systematycznie rozbudowywane umocnienia sprawiły, że przez blisko trzysta lat skutecznie osłaniała południowo-wschodnie rubieże Rzeczypospolitej, zyskując przydomek „przedmurza chrześcijaństwa” i „bramy do Polski”. Upadła dopiero w 1672r zdobyta przez sułtana Mehmeda IV który przyszedł pod jej mury z armią szacowaną na 100 do 300 tys. żołnierzy, wyposażoną m.in. w nowoczesną, obsługiwaną przez Francuzów, artylerię. Polska załoga polska w liczbie 1600–2000 osób, (w tym zaledwie 4 puszkarzy) dosyć szybko poddała, na honorowych warunkach, Kamieniec oblegającym. Podczas ewakuacji zamku nastąpił przypadkowy wybuch w prochowni, co interpretowano później jako gest rozpaczy majora artylerii kamienieckiej Hejkinga (Sienkiewiczowskiego Ketlinga), który miał podpalić 200 beczek prochu, zabijając przy tym 500 do 800 ludzi, głównie komputowych Kozaków. W wybuchu zginął m.in. komendant obrony twierdzy, pułkownik Jerzy Wołodyjowski.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4154.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4154" /></p>
<p> </p>
<p>Tuż przed wyjazdem jeszcze jedno miłe spotkanie z Teresą Zawadzką lokalną działaczką, autorką niewielkiej książeczki „Historia życia Polaków w Kamieńcu Podolskim”.</p>
<h1>DZIEŃ VIII - Lwów</h1>
<p>Jeszcze poprzedniego dnia dobijamy do miasta, które po Warszawie i Łodzi przez wybuchem II Wojny Światowej było trzecim co do wielkości miastem polskim. Około dwie trzecie jego mieszkańców wówczas stanowili Polacy. We wschodniej części województwa lwowskiego na większości obszaru wiejskiego przeważała jednak ludność ukraińska. Chociaż polskie władze zobowiązały się na arenie międzynarodowej do zapewnienia Galicji Wschodniej autonomii (w tym utworzenia odrębnego uniwersytetu ukraińskiego we Lwowie) i mimo, że we wrześniu 1922 roku polski Sejm przyjął właściwą ustawę, nigdy nie została ona zrealizowana. Zamiast tego zamknięto wiele szkół ukraińskich, które rozkwitły wcześniej pod panowaniem austriackim. Historia zatoczyła koło i w mieście odznaczonym za obronę polskości orderem Virtuti Militari przez Józefa Piłsudzkiego nie ma juz Polaków.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4303.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4303" /></p>
<p> </p>
<p>Jaki jest Lwów obecnie, tak dla turysty, który chce się nim zachwycić? Przede wszystkim zakorkowany. Celowo wbijamy sie do miasta wieczorem gdy tłok na drogach mniejszy. Potem cały dzień już pieszo. Jeszcze wieczorem przeciskamy sie wśród tłumów na centralnym placu miasta przed Operą. Zbliżają się święta, wszędzie mnóstwo kramów, światełek, stoisk z przekąskami, pamiątki... I efektowna iluminacja na budynku opery. Obecnie Lwów to ogromne miasto (siódme na Ukrainie), jednak zabytkowe centrum zachwyca i warto zagubić się w jego atrakcjach. Co warto we Lwowie zobaczyć? Tu każdy może znaleźć dla siebie. Łowcy śladów polskości, fani dobrej kuchni (w restauracji Baczewski trzeba rezerwować stolik z dużym wyprzedzeniem), poszukiwacze pamiątek na pchlich targach...</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4256.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4256" /></p>
<p> </p>
<p>Nasza podróż sentymentalna po polskich śladach kończy się w ... browarze. Historia Browaru Lwowskiego sięga roku 1715 gry książę Stanisław Potocki przekazał jezuitom działkę w Kleparowie na Krakowskim Przedmieściu wydając jednocześnie wymaganą zgodę na przemysłowe ważenie piwa. W połowie XIX wieku był największym producentem piwa w regionie oraz jednym z trzech największych w Austro-Węgrzech. W 2005 roku Calsberg który jest obecnie jego właścicielem z okazji 290-lecia jego istnienia otworzył Muzeum Browarnictwa. Tu sobie można zobaczyć jak wyglądało kiedyś i miasto, i ważenie piwa w poszczególnych etapach istnienia browaru. Jest też obszerne podziemie gdzie oczywiście można napić się piwa.</p>
<h1>DZIEŃ IX - Lwów, cmentarz Łyczakowski - Żółkiew</h1>
<p>Nie chce sie wierzyć ale minął ponad tydzień i już dziś przygoda z Ukraina i Mołdawią sie skończy. Mamy w planach jeszcze ostatni, bardzo ważny akcent - Cmentarz Łyczakowski. Czy wiedzieliście o tym, że jest to jeden z najstarszych istniejących cmentarzy na terenie dawnej Rzeczypospolitej? Otwarty w 1786 roku, jest bardziej wiekowy od cmentarza na Powązkach czy Rakowickiego. Wśród najbardziej znanych tu pochowanych osób wymienić można Stefana Banacha, Gabrielę Zapolską czy Marię Konopnicką. Znajdziemy tu też kwaterę wojskową zwaną cmentarzyskiem powstańców styczniowych albo inaczej górką powstańców 1863/1864. Spoczywa tam 230 powstańców, m.in. prof. Benedykt Dybowski – światowej sławy zoolog, badacz Bajkału czy Gustaw Fiszer – wybitny polski aktor dramatyczny</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4774.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4774" /></p>
<p> </p>
<p>Największą kwaterą wojskową na łyczakowskiej nekropolii jest Cmentarz Obrońców Lwowa, znany również pod potoczną nazwą Cmentarz Orląt Lwowskich. Tu spoczywają m.in. dowódcy obrony Lwowa z roku 1918 i 1919: komendant Orląt Lwowskich płk Czesław Mączyński a także generałowie: Wacław Iwaszkiewicz – dowódca 6 Armii, zwanej Galicyjską, który bronił Lwowa przed konnicą Budionnego czy Tadeusz Rozwadowski – szef Sztabu Wojska Polskiego w czasie wojny polsko – bolszewickiej.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4743.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4743" /></p>
<p> </p>
<p>Ostatni przystanek w drodze do domu - Żółkiew. Miasto założone w 1597 przez hetmana polnego koronnego Stanisława Żółkiewskiego zbudowano na planie nieregularnego pięcioboku z zamkiem oraz rynkiem i przylegającą do niego kolegiatą. Było otoczone murami. Jedna z jego bram, Zwierzyniecka zachowała sie do dziś i funkcjonuje jako normalny wjazd do miasta. Mamy szczęście, są święta i na co dzień zamknięta Kolegiata św. Wawrzyńca rozbrzmiewa od religijnych, polskich pieśni.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4849.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4849" /></p>
<p> </p>
<p>Wchodzimy i możemy podziwiać jego na co dzień zamknięte wnętrze. W zamyśle fundatora kościół miał być rodzinnym mauzoleum, ale i również panteonem sławy rycerskiej i wotum dziękczynnym za zwycięstwa odniesione przez wojska polskie, walczące pod dowództwem hetmana. W żółkiewskiej farze oprócz pięknych marmurowych nagrobków Żółkiewskich i Sobieskich (autorstwa Andreasa Schlütera) znajdowały się do 1939 ogromne malowidła batalistyczne obrazujące największe zwycięskie bitwy króla Jana III Sobieskiego i jego pradziada Stanisława Żółkiewskiego. Poza odnowionymi po zniszczeniu nagrobkami niema w środku nic z dawnej chwały kolegiaty. Po 1946r, zniszczono wnętrze a obrazy wywieziono i nigdy nie wróciły na swoje pierwotne miejsce. Dziś kościół wrócił do miejscowej parafii i funkcjonuje jako świątynia po długotrwałej renowacji konserwatorskiej jaka odbyła się w latach 1989–2009.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4855.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4855" /></p>
<p> </p>
<p>Mniej szczęścia miał zamek zbudowany w stylu palazzo in fortezza na planie kwadratu o boku około 100 metrów, z czterema czworobocznymi wieżami na narożach. Już po rozbiorach jego ówczesny właściciel, Artur Głogowski rozprzedał resztki wyposażenia i rozebrał część zabudowań m. in. kaplicę i sąsiadującą z nią wieżę, krużganki i wielkie schody. W czasie I wojny światowej spalony przez Rosjan, wykorzystywany później jako więzienie, koszary, szkoła. Obecnie w tragicznym stanie i pomimo zapowiedzi remontu który słabo widać.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4815.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4815" /></p>
<p> </p>
<p>Wewnątrz teoretycznie jest muzeum. Jest niewielkie. Jedną salę poświecono w nim bohaterskim walkom UPA z polskim i sowieckim okupantem. Wśród zdjęć zasłużonych przywódców portret Bandery, ideowego inicjatora mordów Polaków na Ukrainie. Tuż obok zdjęcie Romana Szuchewicza , ponoszącego bezpośrednią odpowiedzialność za zaakceptowanie rzezi wołyńskiej jako taktyki UPA przeciwko Polakom i przeprowadzenie ludobójczej czystki etnicznej w Małopolsce Wschodniej na polskiej ludności cywilnej, których ofiarą padło około 100 tys. osób.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4807.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4807" /></p>
<p> </p>
<p>Przejdziemy się jeszcze do dawnego Kocioła Dominikanów, pod synagogę ogrodzoną blaszanym płotem, do Ratusza. To ostatnie miejsce warto odwiedzić z dwóch względów. Wewnątrz urządzono bardzo ciekawe muzeum dotyczące miasta z wieloma ciekawymi eksponatami, multimedialnymi materiałami które odsłuchać można przez zabytkowe słuchawki telefonów. Poza tym wieża ratusza jest dostępna i z niej popatrzymy na niezbyt rozległą panoramę miasta. Warto.</p>
<p>Granicę przekraczamy w Rawie Ruskiej. Pamiętając opowieści przyjaciół odwiedzających Ukrainę o kilkunastogodzinnym oczekiwaniu na odprawę z radością przyjmujemy fakt że w Boże Narodzenie które jest dziś obchodzone w kościele prawosławnym na przejściu jest tylko kilka aut. Uwaga, jeśli macie auto zarejestrowane jako ciężarowe - skierują was na terminala dla ciężarówek. Dziś to nie problem, Tirów brak, jednak obsługa przejścia pracuje w ograniczonym składzie i jest tylko jedna osoba która podbija nieszczęsna karteczkę po sprawdzeniu czy nie mamy w aucie przemytu.</p>
<p>Bardziej drobiazgowa i długa kontrola odbywa się na naszej części. Auta są dokładnie wybebeszane z bagaży, oglądane.</p>
<p> </p>
<p><a href="https://www.youtube.com/watch?v=K7NikZ2ByCU">https://www.youtube.com/watch?v=K7NikZ2ByCU</a></p><p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/Moldawia_2020/tytulowa_moldawia_2020.jpg" alt=""></p><p> </p>
<p>Droga na wschód, nasza pierwsza, wynikła z prostej potrzeby zagubienia się gdzieś daleko od domu w gronie ludzi tak jak my, szukających niecodziennych wrażeń oraz miłego towarzystwa w około sylwestrowej porze. Cel - Mołdawia, blisko, z centrum naszego kraju raptem 1000 km a jedzie się tam trzy dni...</p>
<h1>DZIEŃ I - Start z Lubaczowa</h1>
<p>Do tego miasteczka znanego ostatnio z tego, że tuż po naszym przyjeździe wybuchła w nim epidemia ptasiej grypy (przypadek?), przynosząca hekatombę śmierci dla drobiu z okolicznych ferm dotarliśmy jeszcze dnia poprzedniego. Rano zbiórka z ekipą <a href="https://przygody4x4.pl/">przygody4x4</a>. Plan na dzień dzisiejszy mamy taki, że bez zbędnej zwłoki ruszamy do przejścia granicznego w Budomierzu i dalej nie zatrzymując się gnamy do Kamieńca Podolskiego. Do przejechania niespełna 400 kilometrów. W jakim czasie można pokonać taką trasę? Bardzo dłuuuuugo. Trudno w to uwierzyć ale zajęło nam to 12 godzin!</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_2491.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 2491" /></p>
<p> </p>
<p>Pierwsza przeszkoda na trasie -granica. Przejazd przez Polska część szybko. Potem żmudne przedzieranie się przez ukraińskie przepisy. Na wjeździe karteczka z numerem auta i liczbą osób. Potem wymiana karteczki bo pikap to auto ciężarowe a dla ciężarówek jest inna. Następnie zabieranie paszportów, zbieranie pieczątek, wyjazd. Termin który mam, czyli pomierzy świętami katolickimi a prawosławnymi powoduje że w Budomierzu właściwie na ma podróżnych a i tak przejazd grupy to godzina czasu. Ile trwałoby to gdyby była kolejka?</p>
<p>Dalej mamy to czego spodziewaliśmy się po Ukrainie, slalom gigant pomiędzy dziurami w asfalcie. Obeznani w tutejszych drogach mówią nawet, że tu od razu widać który kierowca porusza sie w stanie wskazującym na spożycie - ten który jedzie prosto i nie omija dziur. Jednak trzeba przyznać, że po wjechaniu na główne drogi jakość asfaltu bardzo sie poprawia.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_2495.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 2495" /></p>
<p> </p>
<p>I w tym momencie za chwile pojawiłby się opis uroków Kamieńca Podolskiego, bo z granicy to raptem 6 godzin jazdy wg googli. Tak zapewne by było gdyby nie fakt, że spadł śnieg. Po stronie polskiej prószył lekko, każdy kilometr na wschód dodawał jednak więcej i więcej białego koloru do krajobrazu. Już w pobliżu Kamieńca asfaltowa droga rysowała się wśród bezkresu pól już niezbyt wyraźnie, widoczna dzięki temu jedynie, że jej przebieg wytyczały szpalery drzew rozdzielających bezkres białości.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_2525.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 2525" /></p>
<p> </p>
<p>Kamieniec późno w nocy przedstawił sie nam ze swojej najpiękniejszej strony. Miasto ubielone, pięknie podświetlone. I puste o tak późnej porze. Na Ukrainie wkrótce będą święta Bożego Narodzenia. Na mieście znać to jedynie po kolorowej choince i małym, teraz już zamkniętym jarmarku na rynku. Nie ma iluminacji i świątecznej fety na ulicach, tutaj nigdzie jej nie będzie. Inny zwyczaj...</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4054.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4054" /></p>
<p> </p>
<p>Wśród wirujących płatków śniegu przejdziemy z naszym przewodnikiem, Siergiejem pod Ormiański i Polski Ratusz, kościół Dominikanów, Katedrę Świętych Apostołów Piotra i Pawła z nietypowym, jeszcze osmańskim minaretem na którym chrześcijanie umieścili złota figurę Matki Boskiej. <em>Was, offroaderów na pewno tez zainteresuje terenowa wersja Ziła 6x6? </em>Siergiej prowadzi nas do budynku miejscowej straży pożarnej, gdzie dane nam jest na nie popatrzeć i podziwiać model 131 z benzynowym V8 o pojemności 6 litrów. Podobno zabierają go na najtrudniejsze akcje gdzie niezbędna jest moc i przyczepność wszystkich sześciu kół. Na co dzień jednak odpoczywa bo... sporo pali. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_2654.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 2654" /></p>
<p> </p>
<p>Wśród spacerów sączy się rozmowa o historii tego miejsca. Kamieniec znamy z Sienkiewiczowskiego Potopu. To tu w 1672r wysadza się po kapitulacji pułkownik Wołodyjowski. Po poddaniu miasta, przez 27 lat panowali w nim Turcy, rujnując i wyludniając miasto (liczba budynków zmniejszyła się wówczas z blisko 800 do niewielu ponad 170). Ten wieczór to tylko wstęp do wycieczki jaką uskutecznimy gdy wpadniemy tu w drodze powrotnej.</p>
<h1>DZIEŃ II - droga na Butuczany</h1>
<p>Start rano w kierunku mołdawskiej wioski Butuceni w pobliżu Kiszyniowa. W drodze jeszcze jeden przystanek - zamek w Chocimiu. Burzliwe koleje losu sprawiły, że twierdza strzegąca przeprawy na Dniestrze przechodziła z rak do rąk. Od X do XIII wieku we władaniu księstw ruskich, w XIV-XVIw. Mołdawska, Turecka i Polska. W XVII–XVIII wieku już polska, a następnie turecka twierdza graniczna. Chocim to też miejsce dwóch wielkich bitew wojsk Rzeczypospolitej z Turkami . To tu na miano „Lwa Chocimskiego” zasłużył sobie Jan Sobieski, brawurowo zdobywając twierdzę w 1673r. Czyn ten był przyczyną tak wielkiej chwały, że rok później dał Sobieskiemu koronę Polski.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_2761.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 2761" /></p>
<p> </p>
<p>Auta zostawiamy na zaśnieżonym parkingu i wydeptaną w zaspach ścieżką zaczynamy nasze "zdobywanie" twierdzy. Wewnątrz małe muzeum, zwiedzanie podziemi i kolejne opowieści Siergieja.</p>
<p>Krzysztof, który prowadzi grupę ma ambicje dać nam posmakować niedźwiedziego mięsa, czyli smaku zmagania się z Ukrainą poza asfaltem. Jeszcze przed granicą odbijamy wiec w cienkie kreski na mapie. Droga, coraz bardziej podła, w końcu znika ... Wszędzie biało i grubo od śniegu. Pierwsza, większa zaspa i koniec. Wyciągarki pracowicie wydobywają z zasypanych białością kolein pechowe auta i... koniec rumakowania, trzeba wrócić na główne drogi. Tego miodu przyjdzie nam spróbować jeszcze w Mołdawii. Tym razem jednak prostą drogą pędzimy dalej, a przynajmniej chcielibyśmy. Jest biało i ślisko. Ci którzy w podróż obuli swoje auta w bojowe MT-ki walczą z brakiem przyczepności na śliskiej nawierzchni.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_2919.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 2919" /></p>
<p> </p>
<p>Przejście z Mołdawią jest tak małe i mało znaczące że puste i prawie bezkolejkowe. Prawie, ponieważ naszych kilkanaście samochodów to tak duże wyzwanie dla pograniczników, że blokujemy się na ponad godzinę. I znów szarpiemy się z karteczkami i pieczątkami... W budce na granicy można też wymienić euro na mołdawskie leje. Bardzo szybko jednak kolejni chętni opróżniają szufladę pani w okienku i pozostali mogą obejść się smakiem. Na szczęście nie były bardzo potrzebne, dalej prawie wszędzie można było płacić kartą. No poza myjnia dla aut ale o tym później ...</p>
<p>Krótki postój w Bryczanach, tuż za granicą i żmudna droga w kierunku mołdawskiej wioski ulokowanej w zakolu rzeki Raut. Na miejscu zastajemy wiejskie chałupy przerobione na hotelowe kwatery. Bardzo klimatycznie. Przewodnik opowiada, że miejsce to odkrył wiedeński filharmonik Friedrich Pfeiffer. Oczarowany wioską postanowił, że ożywi ją organizując tu pensjonaty. A latem, koncert. W trzeci weekend czerwca co roku odbywa sie tu <a href="https://menway.interia.pl/popkultura/news-descopera-kiedy-muzyka-spotyka-nature,nId,3100259">descOPERA</a> na świeżym powietrzu. Wśród widzów na snopkach siana rozsiadają się wówczas Minister Kultury, ambasadorowie, politycy, dziennikarze. Pomimo bardzo późnej pory czekają na nas. Jest wiec samogon w powitalnych , glinianych stakańczykach, słonina i suta kolacja z mamałygą i innymi smakami Mołdawii.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_3459.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 3459" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_2954.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 2954" /></p>
<p> </p>
<h1>DZIEŃ III - wino</h1>
<p>Dziś <em>"dzień bez samochodu"</em>. Z czego najbardziej słynie Mołdawia? Z wina oczywiście i nam, kierowcom nie zostanie ta atrakcja odebrana! Mamy zatem to co w Mołdawii najlepsze, zwiedzanie i testowanie najlepszych tutejszych win w dwóch najbardziej znanych winnicach kraju: <a href="https://roadtripbus.pl/cricova-zwiedzanie/">Cricova</a> oraz <a href="https://timetravelbee.com/pl/places/milestii-mici/">Mileştii Mici</a>. Obie powstały w podobny sposób - poprzez adaptacje podziemnych kamieniołomów już po II wojnie światowej. Każda jednak ma inny, specyficzny charakter. Cricova to duma Mołdawii. Jeśli do tego kraju przylatuje ważna głowa państwa to co właściwie do zaoferowania ma ten kraj? Gościa zabiera sie wiec w podziemne korytarze a potem do bogato wyposażonych i ozdobionych sal degustacyjnych. Po znamienitych osobistościach pozostają wówczas fotografie na ścianach i ozdobione nazwiskami nisze w ogromnych halach wypełnionych butelkami. Są tu też... wina Tuska.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_3194.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 3194" /></p>
<p> </p>
<p>Zupełnie inne jest Mileştii Mici. Przede wszystkim tu zwiedzanie odbywa się... tylko własnym samochodem (w Cricovej po korytarzach wożą nowoczesne, elektryczne kolejki). Korytarzy jest więcej (łącznie 200 km) i widać w nich ich rodowód - ślady po piłach, którymi jeszcze niedawno wycinano kamień. Tutaj też powstała największa na świecie kolekcja win, wpisana do księgi Guinessa. Na końcu, finał każdego zwiedzania taki sam: degustacja. Jednak sale Mileştii Mici są bardziej swojskie, dla ludzi, bez tego nadęcia i przesadnej ozdobności.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_3387.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 3387" /></p>
<p> </p>
<p>Pomiędzy oboma podziemnymi przystankami mamy jeszcze Kiszyniów. Przez okna busów nie za wiele zobaczymy, bo też miasto nie za wiele ma do zaoferowania. Jednak gdyby czas na to pozwolił chętnie przespacerowałbym się od Łuku Triumfalnego na cześć zwycięskiej nad Turkami Rosji, przez park katedralny w kierunku na pomnik Stefana Wielkiego. Czy wąskimi uliczkami starego Kiszyniowa... Jednak zorganizowany wyjazd ma swój plan i rytm, wymyślony przez kogoś innego. Pozostaje tylko spoglądanie na szare góry betonu z oknami.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_3262.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 3262" /></p>
<p> </p>
<p>Tu też zaplanowano dla nas regionalny obiad. W kanionie, wśród betonowych ścian przycupnęła restauracja z drewnianym szyldem i rustykalnym wnętrzem. Jedzenie dobre, ale nie to stanowi o niezwykłości tego miejsca. Dla gości urządzono tu niewielkie sale regionalno-historyczne, patrzy sie na to z przyjemnością ale główne wow to małe muzeum motoryzacji. Pod drewnianymi zadaszeniami właściciel zgromadził stare Wołgi, Gazy, Pobiedy, Czajki, Czapajewa... Wszystko w idealnym stanie.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_3309.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 3309" /></p>
<p> </p>
<h1>DZIEŃ IV - offroad/sylwester</h1>
<p>Co ciekawego kryje w sobie miejsce które stanowi nasza bazę przez następnych kilka dni? Zaraz za następnym zakolem rzeki mamy Stare Orhei. Swoje ślady pozostawili tu plemiona Traków, geto-Daków, Sarmatów, Gotów, Hunów, Awarów, Pieczyngów... Miedzy IX a XIII w powstały tu podziemne monastyry. Na początku XIVw. Złota Orda powołuje tu do życia Shehr-al-Djedid - Nowe Miasto. Po jego upadku Mołdawianie budują swoje Stare Orhei. Przewodnik zachwala że pozostałości historycznych jest tu tyle, że można spędzić cały dzień... Oglądanie tego niestety nie było w planach.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_3874.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 3874" /></p>
<p> </p>
<p>Jeszcze rano, gdy świt dopiero wstaje nad okolicą wybiegam na okoliczne wzgórza popatrzeć za tym co ciekawego znajdę te parę chwil przed grupowym wypadem w teren. Nad Butuceni góruje <strong>cerkiew Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny</strong>, parę kroków wcześniej, wolno stojąca dzwonnica służąca za wejście do wykutego w skale korytarza, który prowadzi do wnętrza <strong>monastyru Pestere</strong>. Pora jest mocno poranna wiec obejrzę to wszystko tylko z zewnątrz. Kolorowe domy z podcieniami opartymi na drewnianych kolumienkach, ozdobne studnie, kolorowe bramy, zamknięte o tej porze Muzeum Etnograficzne. I zwykłych ludzi w ich codziennych sprawach. Butuceni daleko do nowoczesności. Jeśli chcielibyście zobaczyć jak nosi się wodę podpiętą w wiadrach pod koromysło, dojenie nie najczystszych krów, starsze panie w kolorowych chustach - to wszystko macie tutaj, wystarczy tylko wyjść z pokoju i zanurzyć sie w rytm życia tych ludzi.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_3021.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 3021" /></p>
<p> </p>
<p>Start offroadowego wyjazdu nad brzegami rzeki Raut zaplanowany jest od monastyru. Jest wprawdzie otwarty i można długim, wykutym w skale tunelem przedostać się do wnętrza wykorzystywanego obecnie jako kościół ale odbywa sie właśnie msza. Nie przeszkadzamy, rzut oka na niecodzienne wnętrze i ruszamy w poszukiwaniu przygody. Jeszcze rano - sporo śniegu. Jednak w ciągu dnia - coraz mniej. Wkrótce tutaj będzie Boże Narodzenie. Nad rzeką wiec rybacy pracują żeby wyciągnąć na przygotowany wóz jak najwięcej ryb z przemyślnej pułapki ustawionej w poprzek biegu strumienia. Nie jest duży. Na hasło kto chciałby pobrodzić autem, ruszają po kolei wszyscy. Nie wszyscy pamiętali jednak o porządnym przykręceniu tablic. Kilka sztuk polskich blach zostanie juz na zawsze w piasku na dnie rzeki. Trasa niby łatwa. Wystarczy jednak chwila nieuwagi żeby prowadzący Nissan Patrol ześliznął sie z drogi tuz nad brzeg wody. Wydobywanie go z tej pułapki trochę potrwało.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_3636.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 3636" /></p>
<p> </p>
<p>Ostatnie chwile w trasie to obiad w winnicy Chateau Varteley, z obowiązkowym zwiedzaniem i smakowaniem trunków. Tutaj nie ma efektownych skalnych korytarzy. Tu wino produkuje sie w tysiącach litrów w ogromnych, stalowych kadziach, w fabrycznych halach. Przemysłowo.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_3798.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 3798" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_3818.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 3818" /></p>
<p> </p>
<p>Powrót do Butuceni to zapowiedź wyjątkowego wieczora. Dziś sylwester. W urządzonej rustykalnie sali czekają juz tutejsze przysmaki. Miejscowi maja dla nas atrakcje w postaci ludowego trio, które rżnie wytrwale folkowe kawałki, na przemian z tanecznymi utworami śpiewanymi przez piękna wokalistkę do dźwięków odtwarzanych z płyty. Są też mołdawskie życzenia noworoczne, w których bardzo często pada słowo mamałyga. Zabawa do 4 rano....</p>
<h1>DZIEN V - offroad</h1>
<p>Po sylwestrze nikt nie wstał zbyt wcześnie. Jednak umowa jest taka, że gdy pokrzepimy się sutym śniadanio-obiadem ruszamy ponownie drapać tutejsze drogi oponami. Zima jest już tylko wspomnieniem. Nie ma mrozu, jest mokro, są idealne warunki żeby tutejsza, tłusta gleba skutecznie ostudziła nasz offroadowy zapał. Finisz tych zmagań to leśna droga i polskie kiełbasy nadziane na patyki i smażone tradycyjnie w płomieniach ogniska.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_3914.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 3914" /></p>
<p> </p>
<p>Powrót nie najłatwiejszy. Błoto okleiło koła i czuć to na kierownicy. To sie jutro umyje...</p>
<h1>DZIEŃ VI - powrót do Kamieńca</h1>
<p>Kolejny dzień rozpoczynamy od próby oczyszczenia kół. Próby nieudanej. Mróz zespawał błoto do felg bardzo mocno. Na trasie czuć to nieprzyjemnie a umyć nie ma gdzie. Po godzinie koła odmarzają i dają sie jako tako oskrobać wiec prędkość konwoju wrasta. w Bryczanach jest myjnia, mamy doprowadzić do porządku auta przed planowanym przekroczeniem granicy. Jest mały kłopot. Tu za chwilę są święta i każdy lokalny właściciel czterech kół, chce swoją chlubę z tej okazji godnie zaprezentować przed rodzina - czystą. Długa kolejka...</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4078.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4078" /></p>
<p> </p>
<p>Granica mołdawsko-ukraińska tym razem jeszcze bardziej uciążliwa. Pogranicznicy krzywo patrzą na auta z brakującymi tablicami. Trwają negocjacje... Po uporaniu sie z tym problemem okazuje się że pikapy, przed wjazdem dostały złe karteczki (na auta osobowe a nie ciężarowe). Zebrane pieczątki nieważne, trzeba czekać aż przyniosą nowy świstek papieru i znów zebrać kolekcje kolorowych odcisków.</p>
<p>Kamieniec osiągamy późną nocą. Poprzednio rozmawialiśmy z Siergiejem, który dzieli sie z nami swoja wiedzą o historii miasta i nie tylko, ze pokaże nam ciekawe miejsca w okolicy, takie na dobre zdjęcia. Wycieczka przednia, objeżdżamy już tylko naszym autem całą okolice takimi zakamarkami, że pozostanie to w naszej życzliwej pamięci bardzo długo. Siergiej - DZIEKUJEMY! Na koniec jeszcze forsujemy brodem rzekę tuż pod zamkiem. I już. Kolejny długi dzień za nami.</p>
<h1>DZIEŃ VII - Kamieniec-Lwów</h1>
<p>Poranek w Kamieńcu Podolskim. Wschód słońca oglądany z miejsc, które poprzedniej nocy pokazywał mi Siergiej - fenomenalny. Jeszcze zanim świt zacznie malować na niebie kolorami czerwieni, przemykam autem pod pomnik siedmiu narodów. Z tego miejsca docenić można na niezwykłą lokalizację Kamieńca Podolskiego. Wpadająca do Dniestru kilkadziesiąt kilometrów dalej na południowy wschód od miasta rzeka Smotrycz, płynie tu głębokim na 20 – 30 i więcej metrów jarem, miejscami o skalistych, pionowych ścianach, tworząc niemal pełną pętlę w środku której znajduje się skaliste wzgórze o powierzchni blisko 120 hektarów. To na nim wznosi się malownicze, historyczne centrum Kamieńca Podolskiego, blokowane od jedynej dostępnej strony, północnego zachodu, przez potężną twierdzę. W 1996r. dekretem prezydenta Leonida Kuczmy miasto jest centrum Narodowego Parku Przyrodniczego „Podolskie Towtry” o powierzchni 261.316 hektarów ( 12% całej powierzchni obwodu chmielnickiego).</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4096.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4096" /></p>
<p> </p>
<p>Rano, już grupowo zwiedzamy kamienieckie atrakcje. Jest wiec spacer do katedry pw. śś. Piotra i Pawła, z 1485 r. przemianowanej na meczet przez Turków gdy panowali na miastem w latach 1689-99. Z tych czasów pozostał minaret, który na mocy traktatu karłowickiego nie mógł być zburzony wiec... postawiono na nim figurę Matki Boskiej. Kolejna historyczna pamiątką: brama Triumfalna zbudowana po wizycie w 1781r Stanisława Augusta Poniatowskiego , pomnik pułkownika Wołodyjowskiego, postument z napisem "Sława gierojom". Podobno zbudowali go Niemcy podczas okupacji, po wojnie tylko swastykę zamieniono na gwiazdę...</p>
<p><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Kamieniec_Podolski">Kamieniec ma bardzo długa listę ciekawych miejsc i zabytków</a>. Kto chciałby dokładniej obejrzeć jego skarby powinien zostać w nim dłużej niż 3 godziny, które my mamy do dyspozycji. Żeby wykorzystać te kilka chwil jakie jeszcze mamy w mieście zajrzymy do Twierdzy. Na stałe w granicach Królestwa Polskiego znalazła się dopiero w1432 roku. Systematycznie rozbudowywane umocnienia sprawiły, że przez blisko trzysta lat skutecznie osłaniała południowo-wschodnie rubieże Rzeczypospolitej, zyskując przydomek „przedmurza chrześcijaństwa” i „bramy do Polski”. Upadła dopiero w 1672r zdobyta przez sułtana Mehmeda IV który przyszedł pod jej mury z armią szacowaną na 100 do 300 tys. żołnierzy, wyposażoną m.in. w nowoczesną, obsługiwaną przez Francuzów, artylerię. Polska załoga polska w liczbie 1600–2000 osób, (w tym zaledwie 4 puszkarzy) dosyć szybko poddała, na honorowych warunkach, Kamieniec oblegającym. Podczas ewakuacji zamku nastąpił przypadkowy wybuch w prochowni, co interpretowano później jako gest rozpaczy majora artylerii kamienieckiej Hejkinga (Sienkiewiczowskiego Ketlinga), który miał podpalić 200 beczek prochu, zabijając przy tym 500 do 800 ludzi, głównie komputowych Kozaków. W wybuchu zginął m.in. komendant obrony twierdzy, pułkownik Jerzy Wołodyjowski.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4154.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4154" /></p>
<p> </p>
<p>Tuż przed wyjazdem jeszcze jedno miłe spotkanie z Teresą Zawadzką lokalną działaczką, autorką niewielkiej książeczki „Historia życia Polaków w Kamieńcu Podolskim”.</p>
<h1>DZIEŃ VIII - Lwów</h1>
<p>Jeszcze poprzedniego dnia dobijamy do miasta, które po Warszawie i Łodzi przez wybuchem II Wojny Światowej było trzecim co do wielkości miastem polskim. Około dwie trzecie jego mieszkańców wówczas stanowili Polacy. We wschodniej części województwa lwowskiego na większości obszaru wiejskiego przeważała jednak ludność ukraińska. Chociaż polskie władze zobowiązały się na arenie międzynarodowej do zapewnienia Galicji Wschodniej autonomii (w tym utworzenia odrębnego uniwersytetu ukraińskiego we Lwowie) i mimo, że we wrześniu 1922 roku polski Sejm przyjął właściwą ustawę, nigdy nie została ona zrealizowana. Zamiast tego zamknięto wiele szkół ukraińskich, które rozkwitły wcześniej pod panowaniem austriackim. Historia zatoczyła koło i w mieście odznaczonym za obronę polskości orderem Virtuti Militari przez Józefa Piłsudzkiego nie ma juz Polaków.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4303.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4303" /></p>
<p> </p>
<p>Jaki jest Lwów obecnie, tak dla turysty, który chce się nim zachwycić? Przede wszystkim zakorkowany. Celowo wbijamy sie do miasta wieczorem gdy tłok na drogach mniejszy. Potem cały dzień już pieszo. Jeszcze wieczorem przeciskamy sie wśród tłumów na centralnym placu miasta przed Operą. Zbliżają się święta, wszędzie mnóstwo kramów, światełek, stoisk z przekąskami, pamiątki... I efektowna iluminacja na budynku opery. Obecnie Lwów to ogromne miasto (siódme na Ukrainie), jednak zabytkowe centrum zachwyca i warto zagubić się w jego atrakcjach. Co warto we Lwowie zobaczyć? Tu każdy może znaleźć dla siebie. Łowcy śladów polskości, fani dobrej kuchni (w restauracji Baczewski trzeba rezerwować stolik z dużym wyprzedzeniem), poszukiwacze pamiątek na pchlich targach...</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4256.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4256" /></p>
<p> </p>
<p>Nasza podróż sentymentalna po polskich śladach kończy się w ... browarze. Historia Browaru Lwowskiego sięga roku 1715 gry książę Stanisław Potocki przekazał jezuitom działkę w Kleparowie na Krakowskim Przedmieściu wydając jednocześnie wymaganą zgodę na przemysłowe ważenie piwa. W połowie XIX wieku był największym producentem piwa w regionie oraz jednym z trzech największych w Austro-Węgrzech. W 2005 roku Calsberg który jest obecnie jego właścicielem z okazji 290-lecia jego istnienia otworzył Muzeum Browarnictwa. Tu sobie można zobaczyć jak wyglądało kiedyś i miasto, i ważenie piwa w poszczególnych etapach istnienia browaru. Jest też obszerne podziemie gdzie oczywiście można napić się piwa.</p>
<h1>DZIEŃ IX - Lwów, cmentarz Łyczakowski - Żółkiew</h1>
<p>Nie chce sie wierzyć ale minął ponad tydzień i już dziś przygoda z Ukraina i Mołdawią sie skończy. Mamy w planach jeszcze ostatni, bardzo ważny akcent - Cmentarz Łyczakowski. Czy wiedzieliście o tym, że jest to jeden z najstarszych istniejących cmentarzy na terenie dawnej Rzeczypospolitej? Otwarty w 1786 roku, jest bardziej wiekowy od cmentarza na Powązkach czy Rakowickiego. Wśród najbardziej znanych tu pochowanych osób wymienić można Stefana Banacha, Gabrielę Zapolską czy Marię Konopnicką. Znajdziemy tu też kwaterę wojskową zwaną cmentarzyskiem powstańców styczniowych albo inaczej górką powstańców 1863/1864. Spoczywa tam 230 powstańców, m.in. prof. Benedykt Dybowski – światowej sławy zoolog, badacz Bajkału czy Gustaw Fiszer – wybitny polski aktor dramatyczny</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4774.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4774" /></p>
<p> </p>
<p>Największą kwaterą wojskową na łyczakowskiej nekropolii jest Cmentarz Obrońców Lwowa, znany również pod potoczną nazwą Cmentarz Orląt Lwowskich. Tu spoczywają m.in. dowódcy obrony Lwowa z roku 1918 i 1919: komendant Orląt Lwowskich płk Czesław Mączyński a także generałowie: Wacław Iwaszkiewicz – dowódca 6 Armii, zwanej Galicyjską, który bronił Lwowa przed konnicą Budionnego czy Tadeusz Rozwadowski – szef Sztabu Wojska Polskiego w czasie wojny polsko – bolszewickiej.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4743.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4743" /></p>
<p> </p>
<p>Ostatni przystanek w drodze do domu - Żółkiew. Miasto założone w 1597 przez hetmana polnego koronnego Stanisława Żółkiewskiego zbudowano na planie nieregularnego pięcioboku z zamkiem oraz rynkiem i przylegającą do niego kolegiatą. Było otoczone murami. Jedna z jego bram, Zwierzyniecka zachowała sie do dziś i funkcjonuje jako normalny wjazd do miasta. Mamy szczęście, są święta i na co dzień zamknięta Kolegiata św. Wawrzyńca rozbrzmiewa od religijnych, polskich pieśni.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4849.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4849" /></p>
<p> </p>
<p>Wchodzimy i możemy podziwiać jego na co dzień zamknięte wnętrze. W zamyśle fundatora kościół miał być rodzinnym mauzoleum, ale i również panteonem sławy rycerskiej i wotum dziękczynnym za zwycięstwa odniesione przez wojska polskie, walczące pod dowództwem hetmana. W żółkiewskiej farze oprócz pięknych marmurowych nagrobków Żółkiewskich i Sobieskich (autorstwa Andreasa Schlütera) znajdowały się do 1939 ogromne malowidła batalistyczne obrazujące największe zwycięskie bitwy króla Jana III Sobieskiego i jego pradziada Stanisława Żółkiewskiego. Poza odnowionymi po zniszczeniu nagrobkami niema w środku nic z dawnej chwały kolegiaty. Po 1946r, zniszczono wnętrze a obrazy wywieziono i nigdy nie wróciły na swoje pierwotne miejsce. Dziś kościół wrócił do miejscowej parafii i funkcjonuje jako świątynia po długotrwałej renowacji konserwatorskiej jaka odbyła się w latach 1989–2009.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4855.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4855" /></p>
<p> </p>
<p>Mniej szczęścia miał zamek zbudowany w stylu palazzo in fortezza na planie kwadratu o boku około 100 metrów, z czterema czworobocznymi wieżami na narożach. Już po rozbiorach jego ówczesny właściciel, Artur Głogowski rozprzedał resztki wyposażenia i rozebrał część zabudowań m. in. kaplicę i sąsiadującą z nią wieżę, krużganki i wielkie schody. W czasie I wojny światowej spalony przez Rosjan, wykorzystywany później jako więzienie, koszary, szkoła. Obecnie w tragicznym stanie i pomimo zapowiedzi remontu który słabo widać.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4815.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4815" /></p>
<p> </p>
<p>Wewnątrz teoretycznie jest muzeum. Jest niewielkie. Jedną salę poświecono w nim bohaterskim walkom UPA z polskim i sowieckim okupantem. Wśród zdjęć zasłużonych przywódców portret Bandery, ideowego inicjatora mordów Polaków na Ukrainie. Tuż obok zdjęcie Romana Szuchewicza , ponoszącego bezpośrednią odpowiedzialność za zaakceptowanie rzezi wołyńskiej jako taktyki UPA przeciwko Polakom i przeprowadzenie ludobójczej czystki etnicznej w Małopolsce Wschodniej na polskiej ludności cywilnej, których ofiarą padło około 100 tys. osób.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Moldawia_2020/MOLDAWIA__IMG_4807.jpg" alt="MOLDAWIA IMG 4807" /></p>
<p> </p>
<p>Przejdziemy się jeszcze do dawnego Kocioła Dominikanów, pod synagogę ogrodzoną blaszanym płotem, do Ratusza. To ostatnie miejsce warto odwiedzić z dwóch względów. Wewnątrz urządzono bardzo ciekawe muzeum dotyczące miasta z wieloma ciekawymi eksponatami, multimedialnymi materiałami które odsłuchać można przez zabytkowe słuchawki telefonów. Poza tym wieża ratusza jest dostępna i z niej popatrzymy na niezbyt rozległą panoramę miasta. Warto.</p>
<p>Granicę przekraczamy w Rawie Ruskiej. Pamiętając opowieści przyjaciół odwiedzających Ukrainę o kilkunastogodzinnym oczekiwaniu na odprawę z radością przyjmujemy fakt że w Boże Narodzenie które jest dziś obchodzone w kościele prawosławnym na przejściu jest tylko kilka aut. Uwaga, jeśli macie auto zarejestrowane jako ciężarowe - skierują was na terminala dla ciężarówek. Dziś to nie problem, Tirów brak, jednak obsługa przejścia pracuje w ograniczonym składzie i jest tylko jedna osoba która podbija nieszczęsna karteczkę po sprawdzeniu czy nie mamy w aucie przemytu.</p>
<p>Bardziej drobiazgowa i długa kontrola odbywa się na naszej części. Auta są dokładnie wybebeszane z bagaży, oglądane.</p>
<p> </p>
<p><a href="https://www.youtube.com/watch?v=K7NikZ2ByCU">https://www.youtube.com/watch?v=K7NikZ2ByCU</a></p>Piotr Kulczyna - "Gdzie kończy się Rosja"2020-02-29T08:16:40+01:002020-02-29T08:16:40+01:00https://landcruiser.pl/en/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/930-piotr-kulczyna-gdzie-konczy-sie-rosjairkoirek@bluephoto.pl<p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/kulczyna_rosja/okladka_04.jpg" alt=""></p><p> </p>
<p class="lead"><strong>Już wkrótce na księgarskich półkach pojawi się nowa, ostatnia już część podrózniczego tryptyku Piotra Kulczyny zatytułowana "Gdzie kończy się Rosja". Gdy pytamy Piotra dlaczego tak ukochał te swoje wchodnie peregrynacje odpowiada: "Najważniejsze są przygody. Gorsze czy lepsze, najważniejsze, że się dobrze kończą. A Rosja nie może rozczarowywać, gdybym miał stamtąd negatywne wspomnienia, pewnie bym nie wracał". Poprzednie opowieści z serii czyli <a href="https://www.landcruiser.pl/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/769-ukraina-bez-przewodnika-fragmenty-ksiazki-piotra-kulczyny">"Ukraina bez przewodnika"</a> oraz <a href="https://www.landcruiser.pl/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/850-od-inflat-po-kaukaz-z-piotrem-kulczyna">"Od Inflat po Kaukaz"</a> pozwoliły nam na posmakowanie podróży, bliski kontakt i nieoczywisty opis wszystkiego co autor dotknął, zobaczył, zrozumiał z tego co da się zobaczyć zza kierownicy wysłużonego Land Cruisera 40. </strong> </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/kulczyna_od_inflant_po_kaukaz/podroze_na_4_kola.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p><strong>Zapraszamy Was do lektury fragmentów książki. Całość już pod koniec marca do poczytania na zadrukowanych stronach ksiażki. Czy mozna traktować ja jak przewodnik po bezkresach Rosji? Tak, daje przedsmak tego co czeka każdego gdy spodoba mu sie pomysł wyjazdu na wschód, kusi przygodą, zaprasza: pora ruszyć w drogę...</strong></p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=kulczyna_rosja_ksiazka&file=DSC04224.jpg" alt="" /></p>
<h1> </h1>
<h1>BJ45</h1>
<p><em>W słuchawce odezwał się dawno niesłyszany głos Adama: - Cześć! Słuchaj, Piotr, jest okazja. Podobno Mopar z Michałem chcą sprzedać długą czerwoną „czterdziestkę”. Kyloon oglądał ją podczas targów motoryzacji w Warszawie, nie jest w najgorszym stanie. Jeśli nadal szukasz długiej, to podobno cena także nie jest zbyt wyśrubowana - wydeklamował jednym tchem i po zaczerpnięciu powietrza, nie czekając na moją odpowiedź, kontynuował: - Zresztą sam zadzwoń do Arka, on ci wszystko wyjaśni. - Nadal, nie przerywając myśli, dodał jakby chciał siebie, a tym bardziej mnie utwierdzić w celowości zakupu pięknego samochodu. – Fajnie by było, gdyś ją kupił, to jedyny taki egzemplarz w Polsce - dorzucił kończąc rozmowę, życząc mi jeszcze szczęścia i prosząc o przekazanie serdecznych pozdrowień dla Urszuli. No masz ci los, dał mi ten mój „czterdziestkowy” przyjaciel zagwozdkę…</em></p>
<p><em>Był ciemny, paskudny listopadowy wieczór. Jak zwykle o tej porze, gdy nie szedłem na polowanie, wylegiwałem się na moim wysłużonym łóżku z książką przed oczami, a na włączonym komputerze kontrolowałem facebookowy świat. Przerzucając kolejnie strony książki, jednocześnie śledziłem, co dzieje się w wirtualnym świecie moich znajomych. Ula w tym czasie - jak w każdy słotny ponury dzień - po zapadnięciu zmroku haftowała barwny wzorek kwiatowych obrazków, który to teraz w mglistym deszczowym świecie, pozbawionym słońca, mienił się kolorami precyzyjnie dobranych nitek na białej kanwie serwetki. Przypominał swoimi kolorami, że wiosna już za pięć miesięcy. Biłem się z myślami, co robić, bo przecież na leśniczówkowym podwórku stały już dwie BJ-tki, co prawda krótkie i każda z nich, do czego innego - nie tyle stworzona, co przeze mnie przeznaczona. Ta, o której mówił Adam, była o ponad półtora metra dłuższa, wręcz idealna do dalekich, nieskończenie dalekich wypraw. W taką długą to można zapakować maneli, zabezpieczyć się na każdą ewentualność… rozmyślałem. Obszerne wnętrze samochodu dawałoby o wiele większe poczucie bezpieczeństwa, a dodając jeszcze do tego fakt, że to prawdopodobnie jedyny tego typu egzemplarz w Polsce i jeden z nielicznych w całej Europie, dolewał mojej wyobraźni paliwa. W mig uzupełniał w szybko rozgrzewającym się marzeniami mózgu oktanów pomysłów i pragnień...,,</em></p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota-land-cruiser-bj-45-piotr-kulczyna&file=LC45_piotr_kulczyna__IMG_3425.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>PÓŁWYSEP KOLSKI</h1>
<p><em>,,... Szutrową szeroką drogą opuściliśmy Kirowsk, kierując się na wschód, w stronę drugiego co do wielkości i najgłębszego jeziora Półwyspu Kolskiego - Umboziero. Akwen przecina głęboką rozpadlinę pomiędzy pasmem Chibin na zachodzie i tajemniczymi górami zwanymi Łowoziorskije Turnie na wschodzie. Jest to jedno z najmniejszych i zarazem najciekawszych pasm górskich na terenie Rosji. Już sam kształt pasma, który z lotu ptaka przypomina ogromną literę C, nasuwa przeróżne skojarzenia. Jego zbocza zamykają w środku zagadkowe, ezoteryczne jezioro Sejdoziero. Szerokim łukiem objeżdżaliśmy wschodni brzeg wielkiego Umboziera, klucząc pomiędzy licznymi rozlewiskami, torfowiskami i bagnami. Czasami droga w jednej chwili potrafiła zniknąć i zamienić się w rzeczne koryto czy głębokie bagno z wyrytymi w nim głębokimi koleinami. Wąska, usłana kamieniami ścieżka, niejednokrotnie zarośnięta bujną roślinnością tundry, zaprowadziła nas do miejscowości Koaszwa. Tu na niewielkiej stacji benzynowej, przypominającej te widziane w dalekiej Syberii (pojedyncze dystrybutory z wielkim mechanicznym zegarem wskazówkowym tylko w przybliżeniu podają ilość zatankowanego paliwa), napełniłem zbiorniki po sam korek, uzupełniłem jeszcze o prawie dwa litry kanister wiszący na tylnym kole. Nieopodal wioski, wciśniętej pomiędzy góry a jezioro, znajdowała się olbrzymia kopalnia odkrywkowa wydobywająca rudy fosforytów. Wielkie otwory w ziemi z jednej strony ogradzały stoki gór, z drugiej szczelny blaszany płot, przy którym stał strażnik ubrany w granatowy uniform.</em></p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=kulczyna_rosja_ksiazka&file=DSC03918.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p><em>Kilkadziesiąt metrów za ostatnim płotem północnego domostwa ponownie znaleźliśmy się na trakcie prowadzącym na północny wschód wzdłuż wybrzeża jeziora Umboziero. Jednak tym razem droga wyłożona była drewnianymi belkami umożliwiającymi przejazd po torfowym podłożu. Po kilkudziesięciu kilometrach przedzierania się drożyskami tundry niespodziewanie wyprzedził nas zielony uaz nazywany w Polsce świnką lub prosiaczkiem. Zanim zdążyłem Krzysiowi opisać ów pojazd, zobaczyłem jego pojedyncze drżące światło stopu w wyblakłym kloszu tylnej lampy. Z samochodu wysiadło kilku mężczyzn ubranych w zielone uniformy. Jak się niebawem okazało, byli to miejscowi leśnicy i myśliwi. Po krótkiej rozmowie zaprosili nas na posiłek i herbatę do drewnianej chatki nad brzegiem jeziora, nazywanej przez nich „chiżyną” (хижина). Drewniany domek wykonany był z surowych bali drewna i przykryty strzechą z jeziornej trzciny. Przypominał te żywcem wyjęte z przyrodniczych filmów o traperach polujących w niedostępnej i tajemniczej głuszy dalekiej północnej tajgi. Zasiedliśmy przy drewnianym stole, na którym w żelaznych miskach wylądowały wielkie kawałki wędzonej ryby. Niestety gatunku nie byłem w stanie rozpoznać, jak i zrozumieć nazwy, którą na moją prośbę podali Rosjanie. Herbata, nazywana swojsko czajem, również nie przypominała znanych nam smakowo naparów i aromatów angielskiego Liptona czy Tetly. Pachniała dymem węgla drzewnego, a aromat bardziej podobny był do wywaru z igieł sosny niż herbacianych liści. Smakowała równie oryginalnie jak pachniała, była piekielnie słodka i mocna, ale z każdym łykiem stawała się coraz smaczniejsza. W połączeniu z wędzoną rybą i czarnym rosyjskim chlebem, tundrowy skromny posiłek przerodził się w prawdziwą ucztę...,,</em></p>
<p> </p>
<h1>NIESPODZIANKI</h1>
<p><em>,,...Po półgodzinnej szarpaninie brązowa maź zalała i wciągnęła w swą otchłań przód auta, wylewając brązową wodę na maskę naszego samochodu. Niezastąpione okazały się aluminiowe trapy i nieśmiertelny przyjaciel offroadu - mechaniczny podnośnik nazywany „Hi-liftem” (ten mój był kiepską chińską podróbką amerykańskiego siłacza). Już przy pierwszej próbie podnoszenia przodu samochodu wygięła się niczym mongolski łuk główna listwa prowadząca. Sytuacja zdawała się być beznadziejna, bo bez sprawnego podnośnika byliśmy bezradni. W akcie heroicznej wręcz rozpaczy uderzyłem z całych sił w podnośnik najcięższą z naszych siekier, którą Krzyś zdążył już odtroczyć z bagażnika dachu. Podobnie zresztą jak szpadel, dodatkowe liny, szekle i nowiutkie, dziewicze taśmy o trzytonowym uciągu (przynajmniej tak były opisane). Jak się dużo później okazało, były piekielnie wytrzymałe i spełniły swoje zadanie w stu procentach, tylko ładny markowy napis z nich znikł. Nie wiem, co to uderzenie siekierą zrobiło podnośnikowi, ale nigdy już więcej się nie wygiął. Po czterech godzinach topienia się w torfowisku i walki z cuchnącym błotem, przy ciągłym ataku milionów komarów, samochód mieliśmy odkopany. Stał stosunkowo pewnie przednimi kołami na trapach, gdy tylna jego oś spoczywała na belkach i gałęziach z pociętych sosen, które wcześniej wyrwała z korzeniami nasza wyciągarka.</em></p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=kulczyna_rosja_ksiazka&file=DSC04845.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p><em>Jazda do przodu okazała się niemożliwa. Cała droga, którą kiedyś przemieszczały się jakieś pojazdy, była w tej chwili jednym wielkim bagnem tylko dla niepoznaki przykrytym cienką warstwą świeżo zabliźnionej trawy. W tych warunkach o obróceniu się samochodem nie mogło być mowy. Dosłownie w kilka minut oblała nas ciemna woda i tylko koła wsparte na trapach i prowizorycznych drewnianych legarach sprawiały wrażenie, iż stoją na niewielkiej wysepce. W szalonym pomyśle rozemocjonowanej głowy przełożyłem linę wyciągarki pod samochodem, a Krzyś przymocował ją do kępy krzewów i drzew, oplatając wokół ich cieniutkich pni dwa razy. Tym sposobem chciałem obrócić bezwładne i bezbronne w tych warunkach auto. Lina wyciągarki z trzaskiem napięła się i otrząsnęła resztki błota, centymetr po centymetrze przesuwając toyotę. Nadzieja wypełniła nasze serca, gdy terenówka zaczęła ustępować dzięki sile liny lebiodki. Przód samochodu uniósł się kilkanaście centymetrów do góry i w tym momencie tył powolutku skręcił w lewo… I to wszystko, co mogła wytrzymać jedenastomilimetrowa lina wyciągarki. Podwojony huk zrywanej liny, połączony z ponownym upadkiem samochodu w błoto, zniweczył w ułamku sekundy całą naszą nadzieję. Tylne koła samochodu spadły z drewnianych legarów, przednie wbiły trapy w cuchnącą breję, a samochód osiadł na mostach i podwoziu. Byliśmy dosłownie zakopani po reflektory tylnych świateł, których w ogóle nie było widać, a do tego wszystkiego pozbawieni jedynego, jak w wtenczas pomyślałem, ratunku – wyciągarki. Nie dość, że porwała się stalowa lina, to do tego wszystkiego jedna jej część spoczywała gdzieś pod samochodem utopiona w błocie...,,</em></p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><strong>GALERIA ZDJĘĆ </strong></p>
<p>{eventgallery event='kulczyna_rosja_ksiazka' attr=images mode=lightbox max_images=100 thumb_width=170 offset=0 }</p>
<p> </p><p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/kulczyna_rosja/okladka_04.jpg" alt=""></p><p> </p>
<p class="lead"><strong>Już wkrótce na księgarskich półkach pojawi się nowa, ostatnia już część podrózniczego tryptyku Piotra Kulczyny zatytułowana "Gdzie kończy się Rosja". Gdy pytamy Piotra dlaczego tak ukochał te swoje wchodnie peregrynacje odpowiada: "Najważniejsze są przygody. Gorsze czy lepsze, najważniejsze, że się dobrze kończą. A Rosja nie może rozczarowywać, gdybym miał stamtąd negatywne wspomnienia, pewnie bym nie wracał". Poprzednie opowieści z serii czyli <a href="https://www.landcruiser.pl/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/769-ukraina-bez-przewodnika-fragmenty-ksiazki-piotra-kulczyny">"Ukraina bez przewodnika"</a> oraz <a href="https://www.landcruiser.pl/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/850-od-inflat-po-kaukaz-z-piotrem-kulczyna">"Od Inflat po Kaukaz"</a> pozwoliły nam na posmakowanie podróży, bliski kontakt i nieoczywisty opis wszystkiego co autor dotknął, zobaczył, zrozumiał z tego co da się zobaczyć zza kierownicy wysłużonego Land Cruisera 40. </strong> </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/kulczyna_od_inflant_po_kaukaz/podroze_na_4_kola.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p><strong>Zapraszamy Was do lektury fragmentów książki. Całość już pod koniec marca do poczytania na zadrukowanych stronach ksiażki. Czy mozna traktować ja jak przewodnik po bezkresach Rosji? Tak, daje przedsmak tego co czeka każdego gdy spodoba mu sie pomysł wyjazdu na wschód, kusi przygodą, zaprasza: pora ruszyć w drogę...</strong></p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=kulczyna_rosja_ksiazka&file=DSC04224.jpg" alt="" /></p>
<h1> </h1>
<h1>BJ45</h1>
<p><em>W słuchawce odezwał się dawno niesłyszany głos Adama: - Cześć! Słuchaj, Piotr, jest okazja. Podobno Mopar z Michałem chcą sprzedać długą czerwoną „czterdziestkę”. Kyloon oglądał ją podczas targów motoryzacji w Warszawie, nie jest w najgorszym stanie. Jeśli nadal szukasz długiej, to podobno cena także nie jest zbyt wyśrubowana - wydeklamował jednym tchem i po zaczerpnięciu powietrza, nie czekając na moją odpowiedź, kontynuował: - Zresztą sam zadzwoń do Arka, on ci wszystko wyjaśni. - Nadal, nie przerywając myśli, dodał jakby chciał siebie, a tym bardziej mnie utwierdzić w celowości zakupu pięknego samochodu. – Fajnie by było, gdyś ją kupił, to jedyny taki egzemplarz w Polsce - dorzucił kończąc rozmowę, życząc mi jeszcze szczęścia i prosząc o przekazanie serdecznych pozdrowień dla Urszuli. No masz ci los, dał mi ten mój „czterdziestkowy” przyjaciel zagwozdkę…</em></p>
<p><em>Był ciemny, paskudny listopadowy wieczór. Jak zwykle o tej porze, gdy nie szedłem na polowanie, wylegiwałem się na moim wysłużonym łóżku z książką przed oczami, a na włączonym komputerze kontrolowałem facebookowy świat. Przerzucając kolejnie strony książki, jednocześnie śledziłem, co dzieje się w wirtualnym świecie moich znajomych. Ula w tym czasie - jak w każdy słotny ponury dzień - po zapadnięciu zmroku haftowała barwny wzorek kwiatowych obrazków, który to teraz w mglistym deszczowym świecie, pozbawionym słońca, mienił się kolorami precyzyjnie dobranych nitek na białej kanwie serwetki. Przypominał swoimi kolorami, że wiosna już za pięć miesięcy. Biłem się z myślami, co robić, bo przecież na leśniczówkowym podwórku stały już dwie BJ-tki, co prawda krótkie i każda z nich, do czego innego - nie tyle stworzona, co przeze mnie przeznaczona. Ta, o której mówił Adam, była o ponad półtora metra dłuższa, wręcz idealna do dalekich, nieskończenie dalekich wypraw. W taką długą to można zapakować maneli, zabezpieczyć się na każdą ewentualność… rozmyślałem. Obszerne wnętrze samochodu dawałoby o wiele większe poczucie bezpieczeństwa, a dodając jeszcze do tego fakt, że to prawdopodobnie jedyny tego typu egzemplarz w Polsce i jeden z nielicznych w całej Europie, dolewał mojej wyobraźni paliwa. W mig uzupełniał w szybko rozgrzewającym się marzeniami mózgu oktanów pomysłów i pragnień...,,</em></p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota-land-cruiser-bj-45-piotr-kulczyna&file=LC45_piotr_kulczyna__IMG_3425.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>PÓŁWYSEP KOLSKI</h1>
<p><em>,,... Szutrową szeroką drogą opuściliśmy Kirowsk, kierując się na wschód, w stronę drugiego co do wielkości i najgłębszego jeziora Półwyspu Kolskiego - Umboziero. Akwen przecina głęboką rozpadlinę pomiędzy pasmem Chibin na zachodzie i tajemniczymi górami zwanymi Łowoziorskije Turnie na wschodzie. Jest to jedno z najmniejszych i zarazem najciekawszych pasm górskich na terenie Rosji. Już sam kształt pasma, który z lotu ptaka przypomina ogromną literę C, nasuwa przeróżne skojarzenia. Jego zbocza zamykają w środku zagadkowe, ezoteryczne jezioro Sejdoziero. Szerokim łukiem objeżdżaliśmy wschodni brzeg wielkiego Umboziera, klucząc pomiędzy licznymi rozlewiskami, torfowiskami i bagnami. Czasami droga w jednej chwili potrafiła zniknąć i zamienić się w rzeczne koryto czy głębokie bagno z wyrytymi w nim głębokimi koleinami. Wąska, usłana kamieniami ścieżka, niejednokrotnie zarośnięta bujną roślinnością tundry, zaprowadziła nas do miejscowości Koaszwa. Tu na niewielkiej stacji benzynowej, przypominającej te widziane w dalekiej Syberii (pojedyncze dystrybutory z wielkim mechanicznym zegarem wskazówkowym tylko w przybliżeniu podają ilość zatankowanego paliwa), napełniłem zbiorniki po sam korek, uzupełniłem jeszcze o prawie dwa litry kanister wiszący na tylnym kole. Nieopodal wioski, wciśniętej pomiędzy góry a jezioro, znajdowała się olbrzymia kopalnia odkrywkowa wydobywająca rudy fosforytów. Wielkie otwory w ziemi z jednej strony ogradzały stoki gór, z drugiej szczelny blaszany płot, przy którym stał strażnik ubrany w granatowy uniform.</em></p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=kulczyna_rosja_ksiazka&file=DSC03918.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p><em>Kilkadziesiąt metrów za ostatnim płotem północnego domostwa ponownie znaleźliśmy się na trakcie prowadzącym na północny wschód wzdłuż wybrzeża jeziora Umboziero. Jednak tym razem droga wyłożona była drewnianymi belkami umożliwiającymi przejazd po torfowym podłożu. Po kilkudziesięciu kilometrach przedzierania się drożyskami tundry niespodziewanie wyprzedził nas zielony uaz nazywany w Polsce świnką lub prosiaczkiem. Zanim zdążyłem Krzysiowi opisać ów pojazd, zobaczyłem jego pojedyncze drżące światło stopu w wyblakłym kloszu tylnej lampy. Z samochodu wysiadło kilku mężczyzn ubranych w zielone uniformy. Jak się niebawem okazało, byli to miejscowi leśnicy i myśliwi. Po krótkiej rozmowie zaprosili nas na posiłek i herbatę do drewnianej chatki nad brzegiem jeziora, nazywanej przez nich „chiżyną” (хижина). Drewniany domek wykonany był z surowych bali drewna i przykryty strzechą z jeziornej trzciny. Przypominał te żywcem wyjęte z przyrodniczych filmów o traperach polujących w niedostępnej i tajemniczej głuszy dalekiej północnej tajgi. Zasiedliśmy przy drewnianym stole, na którym w żelaznych miskach wylądowały wielkie kawałki wędzonej ryby. Niestety gatunku nie byłem w stanie rozpoznać, jak i zrozumieć nazwy, którą na moją prośbę podali Rosjanie. Herbata, nazywana swojsko czajem, również nie przypominała znanych nam smakowo naparów i aromatów angielskiego Liptona czy Tetly. Pachniała dymem węgla drzewnego, a aromat bardziej podobny był do wywaru z igieł sosny niż herbacianych liści. Smakowała równie oryginalnie jak pachniała, była piekielnie słodka i mocna, ale z każdym łykiem stawała się coraz smaczniejsza. W połączeniu z wędzoną rybą i czarnym rosyjskim chlebem, tundrowy skromny posiłek przerodził się w prawdziwą ucztę...,,</em></p>
<p> </p>
<h1>NIESPODZIANKI</h1>
<p><em>,,...Po półgodzinnej szarpaninie brązowa maź zalała i wciągnęła w swą otchłań przód auta, wylewając brązową wodę na maskę naszego samochodu. Niezastąpione okazały się aluminiowe trapy i nieśmiertelny przyjaciel offroadu - mechaniczny podnośnik nazywany „Hi-liftem” (ten mój był kiepską chińską podróbką amerykańskiego siłacza). Już przy pierwszej próbie podnoszenia przodu samochodu wygięła się niczym mongolski łuk główna listwa prowadząca. Sytuacja zdawała się być beznadziejna, bo bez sprawnego podnośnika byliśmy bezradni. W akcie heroicznej wręcz rozpaczy uderzyłem z całych sił w podnośnik najcięższą z naszych siekier, którą Krzyś zdążył już odtroczyć z bagażnika dachu. Podobnie zresztą jak szpadel, dodatkowe liny, szekle i nowiutkie, dziewicze taśmy o trzytonowym uciągu (przynajmniej tak były opisane). Jak się dużo później okazało, były piekielnie wytrzymałe i spełniły swoje zadanie w stu procentach, tylko ładny markowy napis z nich znikł. Nie wiem, co to uderzenie siekierą zrobiło podnośnikowi, ale nigdy już więcej się nie wygiął. Po czterech godzinach topienia się w torfowisku i walki z cuchnącym błotem, przy ciągłym ataku milionów komarów, samochód mieliśmy odkopany. Stał stosunkowo pewnie przednimi kołami na trapach, gdy tylna jego oś spoczywała na belkach i gałęziach z pociętych sosen, które wcześniej wyrwała z korzeniami nasza wyciągarka.</em></p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=kulczyna_rosja_ksiazka&file=DSC04845.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p><em>Jazda do przodu okazała się niemożliwa. Cała droga, którą kiedyś przemieszczały się jakieś pojazdy, była w tej chwili jednym wielkim bagnem tylko dla niepoznaki przykrytym cienką warstwą świeżo zabliźnionej trawy. W tych warunkach o obróceniu się samochodem nie mogło być mowy. Dosłownie w kilka minut oblała nas ciemna woda i tylko koła wsparte na trapach i prowizorycznych drewnianych legarach sprawiały wrażenie, iż stoją na niewielkiej wysepce. W szalonym pomyśle rozemocjonowanej głowy przełożyłem linę wyciągarki pod samochodem, a Krzyś przymocował ją do kępy krzewów i drzew, oplatając wokół ich cieniutkich pni dwa razy. Tym sposobem chciałem obrócić bezwładne i bezbronne w tych warunkach auto. Lina wyciągarki z trzaskiem napięła się i otrząsnęła resztki błota, centymetr po centymetrze przesuwając toyotę. Nadzieja wypełniła nasze serca, gdy terenówka zaczęła ustępować dzięki sile liny lebiodki. Przód samochodu uniósł się kilkanaście centymetrów do góry i w tym momencie tył powolutku skręcił w lewo… I to wszystko, co mogła wytrzymać jedenastomilimetrowa lina wyciągarki. Podwojony huk zrywanej liny, połączony z ponownym upadkiem samochodu w błoto, zniweczył w ułamku sekundy całą naszą nadzieję. Tylne koła samochodu spadły z drewnianych legarów, przednie wbiły trapy w cuchnącą breję, a samochód osiadł na mostach i podwoziu. Byliśmy dosłownie zakopani po reflektory tylnych świateł, których w ogóle nie było widać, a do tego wszystkiego pozbawieni jedynego, jak w wtenczas pomyślałem, ratunku – wyciągarki. Nie dość, że porwała się stalowa lina, to do tego wszystkiego jedna jej część spoczywała gdzieś pod samochodem utopiona w błocie...,,</em></p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><strong>GALERIA ZDJĘĆ </strong></p>
<p>{eventgallery event='kulczyna_rosja_ksiazka' attr=images mode=lightbox max_images=100 thumb_width=170 offset=0 }</p>
<p> </p>Toyotą RAV4 na Nordkapp z Arkadym Fiedlerem2020-02-05T13:46:02+01:002020-02-05T13:46:02+01:00https://landcruiser.pl/en/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/922-toyota-rav4-na-nordkapp-z-arkadym-fiedleremirkoirek@bluephoto.pl<p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/tytulowe/tytulowa_rav4_na_biegun.jpg" alt=""></p><p> </p>
<p><strong>Całkowite ciemności nawet przez całą dobę, gęsty śnieg, lód i wichury – w takich warunkach polski podróżnik Arkady Fiedler dotarł do Przylądka Północnego, najdalej wysuniętego na północ skrawka Europy. Udało mu się tego dokonać za kierownicą seryjnego SUV-a RAV4 Hybrid z elektrycznym napędem na cztery koła AWD-i.</strong></p>
<p> </p>
<p> <img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_rav4_na_nordkap_z_arkadym_fiedlerem&file=rav4_na_nordkapp__05.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Wyprawa o nazwie Arctic Drive trwała 22 dni. W tym czasie hybrydowa Toyota RAV4 pokonała 9488 km przez Danię i Norwegię na Nordkapp, a w drodze powrotnej przez Finlandię. Arkady Fiedler odwiedził m.in. Vardø, najbardziej na wschód wysunięte miasto Norwegii, oraz Murmańsk w Rosji. Całą trasę przejechał samochodem prosto z salonu, bez żadnych mechanicznych przeróbek czy tuningu.</p>
<h1><strong>Wyprawa marzeń za kierownicą hybrydowego RAV4</strong></h1>
<p>6 stycznia, 12. dnia wyprawy podróżnik relacjonował: „Po przejechaniu 5400 km spełniłem jedno ze swoich podróżniczo-motoryzacyjnych marzeń. Docieram autem na Przylądek Północny, po drodze doświadczając zimowo-drogowej przygody. Jadę autem nie byle jakim – hybrydową Toyotą RAV4 z napędem na cztery koła, którą poznaję i testuję. Samochód bardzo mi się spodobał”.</p>
<p>Kilka dni wcześniej Arkady Fiedler tak skomentował podróż za kierownicą SUV-a Toyoty: „Szóstego dnia wita nas śnieg. Im bliżej koła polarnego, tym jest go więcej, temperatura spada grubo poniżej zera. Auto mimo braku opon z kolcami (łańcuchy w bagażniku) radzi sobie bardzo dobrze. Na oblodzonych podjazdach napęd na cztery koła mocno wspiera. Trzy silniki świetnie ze sobą współgrają. Z kilometra na kilometr nabieram coraz większej pewności, prowadząc samochód. Docieramy do granicy koła podbiegunowego”.</p>
<h1> </h1>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_rav4_na_nordkap_z_arkadym_fiedlerem&file=rav4_na_nordkapp__03.jpg" alt="" /></p>
<h1> </h1>
<h1><strong>Jazda przez Arktykę na seryjnych oponach</strong></h1>
<p>Arkady Fiedler podkreśla, że choć latem droga na Przylądek Północny to popularny i bardzo przyjemny szlak, zimą drogi są mocno oblodzone, często zaśnieżone i zdarza się, że zamknięte. Szukanie objazdów wydłużyło trasę o ponad 1000 km. Pogoda była bardzo zmienna i potrafiła zaskakiwać. Siarczysty mróz i gęsty śnieg mógł bardzo szybko zamienić się w wichurę i intensywny deszcz po tym, jak w ciągu doby temperatura podniosła się o 15 stopni. Mimo to Fiedler nie używał opon z kolcami ani łańcuchów, lecz zwykłych zimowych kół. Jak podkreśla, w wielu miejscach bardzo mu pomógł automatycznie załączany napęd na cztery koła.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_rav4_na_nordkap_z_arkadym_fiedlerem&file=rav4_na_nordkapp__04.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1><strong><strong>RAV4 jako </strong></strong><strong>wyprawówka 4x4?</strong></h1>
<p>„Wybierając się w podróż, zadałem sobie pytanie, czy hybrydowa Toyota RAV4 nadaje się do overlandingu i czy może być dobrą alternatywą dla tradycyjnych wyprawowych terenówek. Odpowiedź brzmi – tak. Auto nie zawiodło mnie, dało pewność, że dotrę do celu, a jednocześnie komfort, którego nie doświadczałem na wcześniejszych długich wyprawach. Ekonomika jazdy pozytywnie mnie zaskoczyła. W pełni zapakowane auto z bagażnikiem na dachu, zwiększającym zużycie paliwa o 2 litry, spaliło średnio 7,9 litrów na 100 kilometrów. W porównaniu do SUV-a napędzanego 2-litrowym silnikiem Diesla, który towarzyszył mi podczas podróży przez Azję – w podobnych warunkach wyprawowych, z podobnym załadunkiem i z tym samym bagażnikiem na dachu – RAV4 okazał się o całe 2 l/100 km bardziej oszczędny. Auto hybrydowe zdecydowanie poleciłbym wszystkim tym, którzy zastanawiają się nad oszczędnym SUV-em, ale boją się w pełni elektrycznego napędu. Hybryda zdecydowanie wygrywa z dieslem i autem benzynowym” – zapewnił podróżnik.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_rav4_na_nordkap_z_arkadym_fiedlerem&file=rav4_na_nordkapp__02.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Toyota RAV4 Hybrid AWD-i to samochód świetnie przygotowany na dalekie wyprawy, kręte drogi i trudne, zmienne warunki. Inteligentny, elektryczny napęd na cztery koła, a także solidna, stabilna, bardzo sztywna konstrukcja oparta na platformie TNGA i nisko położony środek ciężkości oraz pakiet zaawansowanych systemów bezpieczeństwa czynnego Toyota Safety Sense zapewniają stabilną, bezpieczną jazdę. Jednocześnie najpopularniejszy SUV na świecie to przestronne, komfortowe auto średniej wielkości, które świetnie się sprawdza zarówno do jazdy na co dzień, jak i do przygód z dala od cywilizacji. Jego bagażnik ma pojemność 580 l lub 1690 l po złożeniu kanapy, a dodatkowy sprzęt można zmieścić także w przyczepie o masie do 1650 kg. Samochód wyposażony w układ hybrydowy oparty na silniku benzynowym 2,5 l i dwóch silnikach elektrycznych oraz trzecim napędzającym tylną oś ma moc 222 KM i przyspiesza od 0 do 100 km w 8,1 s. Jego średnie zużycie paliwa mierzone w nowym standardzie WLTP wynosi od 5,6 l/100 km.</p>
<h1><strong>Podróżnik z motoryzacyjną pasją</strong></h1>
<p>Arkady Paweł Fiedler jest pasjonatem podróży samochodowych, producentem filmów podróżniczych i autorem książek. Zorganizował wyprawy klasycznymi samochodami przez Afrykę i Azję, a także jako pierwszy człowiek w historii przejechał w 2018 roku kontynent afrykański z południa na północ samochodem elektrycznym bez żadnego wsparcia, korzystając wyłącznie z zastanej infrastruktury elektrycznej. Projekt ten został nominowany do nagrody TRAVELERY National Geographic. Autor książki „Maluchem przez Afrykę” jest wnukiem wybitnego pisarza i podróżnika Arkadego Adama Fiedlera, znanego z takich publikacji jak „Dywizjon 303”, „Orinoko” i „Kanada pachnąca żywicą”.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><strong>GALERIA ZDJĘC</strong></p>
<p>{eventgallery event='toyota_rav4_na_nordkap_z_arkadym_fiedlerem' attr=images mode=lightbox max_images=200 thumb_width=170 offset=1 }</p>
<p> </p>
<p><a href="https://www.youtube.com/watch?v=9Eig59nC9Is">https://www.youtube.com/watch?v=9Eig59nC9Is</a></p>
<p><strong> </strong></p>
<p> </p><p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/tytulowe/tytulowa_rav4_na_biegun.jpg" alt=""></p><p> </p>
<p><strong>Całkowite ciemności nawet przez całą dobę, gęsty śnieg, lód i wichury – w takich warunkach polski podróżnik Arkady Fiedler dotarł do Przylądka Północnego, najdalej wysuniętego na północ skrawka Europy. Udało mu się tego dokonać za kierownicą seryjnego SUV-a RAV4 Hybrid z elektrycznym napędem na cztery koła AWD-i.</strong></p>
<p> </p>
<p> <img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_rav4_na_nordkap_z_arkadym_fiedlerem&file=rav4_na_nordkapp__05.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Wyprawa o nazwie Arctic Drive trwała 22 dni. W tym czasie hybrydowa Toyota RAV4 pokonała 9488 km przez Danię i Norwegię na Nordkapp, a w drodze powrotnej przez Finlandię. Arkady Fiedler odwiedził m.in. Vardø, najbardziej na wschód wysunięte miasto Norwegii, oraz Murmańsk w Rosji. Całą trasę przejechał samochodem prosto z salonu, bez żadnych mechanicznych przeróbek czy tuningu.</p>
<h1><strong>Wyprawa marzeń za kierownicą hybrydowego RAV4</strong></h1>
<p>6 stycznia, 12. dnia wyprawy podróżnik relacjonował: „Po przejechaniu 5400 km spełniłem jedno ze swoich podróżniczo-motoryzacyjnych marzeń. Docieram autem na Przylądek Północny, po drodze doświadczając zimowo-drogowej przygody. Jadę autem nie byle jakim – hybrydową Toyotą RAV4 z napędem na cztery koła, którą poznaję i testuję. Samochód bardzo mi się spodobał”.</p>
<p>Kilka dni wcześniej Arkady Fiedler tak skomentował podróż za kierownicą SUV-a Toyoty: „Szóstego dnia wita nas śnieg. Im bliżej koła polarnego, tym jest go więcej, temperatura spada grubo poniżej zera. Auto mimo braku opon z kolcami (łańcuchy w bagażniku) radzi sobie bardzo dobrze. Na oblodzonych podjazdach napęd na cztery koła mocno wspiera. Trzy silniki świetnie ze sobą współgrają. Z kilometra na kilometr nabieram coraz większej pewności, prowadząc samochód. Docieramy do granicy koła podbiegunowego”.</p>
<h1> </h1>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_rav4_na_nordkap_z_arkadym_fiedlerem&file=rav4_na_nordkapp__03.jpg" alt="" /></p>
<h1> </h1>
<h1><strong>Jazda przez Arktykę na seryjnych oponach</strong></h1>
<p>Arkady Fiedler podkreśla, że choć latem droga na Przylądek Północny to popularny i bardzo przyjemny szlak, zimą drogi są mocno oblodzone, często zaśnieżone i zdarza się, że zamknięte. Szukanie objazdów wydłużyło trasę o ponad 1000 km. Pogoda była bardzo zmienna i potrafiła zaskakiwać. Siarczysty mróz i gęsty śnieg mógł bardzo szybko zamienić się w wichurę i intensywny deszcz po tym, jak w ciągu doby temperatura podniosła się o 15 stopni. Mimo to Fiedler nie używał opon z kolcami ani łańcuchów, lecz zwykłych zimowych kół. Jak podkreśla, w wielu miejscach bardzo mu pomógł automatycznie załączany napęd na cztery koła.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_rav4_na_nordkap_z_arkadym_fiedlerem&file=rav4_na_nordkapp__04.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1><strong><strong>RAV4 jako </strong></strong><strong>wyprawówka 4x4?</strong></h1>
<p>„Wybierając się w podróż, zadałem sobie pytanie, czy hybrydowa Toyota RAV4 nadaje się do overlandingu i czy może być dobrą alternatywą dla tradycyjnych wyprawowych terenówek. Odpowiedź brzmi – tak. Auto nie zawiodło mnie, dało pewność, że dotrę do celu, a jednocześnie komfort, którego nie doświadczałem na wcześniejszych długich wyprawach. Ekonomika jazdy pozytywnie mnie zaskoczyła. W pełni zapakowane auto z bagażnikiem na dachu, zwiększającym zużycie paliwa o 2 litry, spaliło średnio 7,9 litrów na 100 kilometrów. W porównaniu do SUV-a napędzanego 2-litrowym silnikiem Diesla, który towarzyszył mi podczas podróży przez Azję – w podobnych warunkach wyprawowych, z podobnym załadunkiem i z tym samym bagażnikiem na dachu – RAV4 okazał się o całe 2 l/100 km bardziej oszczędny. Auto hybrydowe zdecydowanie poleciłbym wszystkim tym, którzy zastanawiają się nad oszczędnym SUV-em, ale boją się w pełni elektrycznego napędu. Hybryda zdecydowanie wygrywa z dieslem i autem benzynowym” – zapewnił podróżnik.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_rav4_na_nordkap_z_arkadym_fiedlerem&file=rav4_na_nordkapp__02.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Toyota RAV4 Hybrid AWD-i to samochód świetnie przygotowany na dalekie wyprawy, kręte drogi i trudne, zmienne warunki. Inteligentny, elektryczny napęd na cztery koła, a także solidna, stabilna, bardzo sztywna konstrukcja oparta na platformie TNGA i nisko położony środek ciężkości oraz pakiet zaawansowanych systemów bezpieczeństwa czynnego Toyota Safety Sense zapewniają stabilną, bezpieczną jazdę. Jednocześnie najpopularniejszy SUV na świecie to przestronne, komfortowe auto średniej wielkości, które świetnie się sprawdza zarówno do jazdy na co dzień, jak i do przygód z dala od cywilizacji. Jego bagażnik ma pojemność 580 l lub 1690 l po złożeniu kanapy, a dodatkowy sprzęt można zmieścić także w przyczepie o masie do 1650 kg. Samochód wyposażony w układ hybrydowy oparty na silniku benzynowym 2,5 l i dwóch silnikach elektrycznych oraz trzecim napędzającym tylną oś ma moc 222 KM i przyspiesza od 0 do 100 km w 8,1 s. Jego średnie zużycie paliwa mierzone w nowym standardzie WLTP wynosi od 5,6 l/100 km.</p>
<h1><strong>Podróżnik z motoryzacyjną pasją</strong></h1>
<p>Arkady Paweł Fiedler jest pasjonatem podróży samochodowych, producentem filmów podróżniczych i autorem książek. Zorganizował wyprawy klasycznymi samochodami przez Afrykę i Azję, a także jako pierwszy człowiek w historii przejechał w 2018 roku kontynent afrykański z południa na północ samochodem elektrycznym bez żadnego wsparcia, korzystając wyłącznie z zastanej infrastruktury elektrycznej. Projekt ten został nominowany do nagrody TRAVELERY National Geographic. Autor książki „Maluchem przez Afrykę” jest wnukiem wybitnego pisarza i podróżnika Arkadego Adama Fiedlera, znanego z takich publikacji jak „Dywizjon 303”, „Orinoko” i „Kanada pachnąca żywicą”.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><strong>GALERIA ZDJĘC</strong></p>
<p>{eventgallery event='toyota_rav4_na_nordkap_z_arkadym_fiedlerem' attr=images mode=lightbox max_images=200 thumb_width=170 offset=1 }</p>
<p> </p>
<p><a href="https://www.youtube.com/watch?v=9Eig59nC9Is">https://www.youtube.com/watch?v=9Eig59nC9Is</a></p>
<p><strong> </strong></p>
<p> </p>Hiluxem po lewej stronie, czyli podróż do Irlandii i Anglii2019-10-22T07:52:57+02:002019-10-22T07:52:57+02:00https://landcruiser.pl/en/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/890-anglia-i-kornwalia-hiluxemirkoirek@bluephoto.pl<p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/tytulowa_hilux_wyspy_01.jpg" alt=""></p><p> </p>
<p style="text-align: right;"><strong><a href="http://mikasz.geoblog.pl/">Tekst i zdjęcia: Anna i Łukasz Mika</a></strong><br /><br /></p>
<p>Jak co roku pod koniec czerwca oczekujemy końca roku szkolnego. Tym razem z nieco mniejszą niecierpliwością niż zwykle, bo w ostatnich pięciu miesiącach trochę sobie pozwoliliśmy i planowana podróż będzie już naszą piątą eskapadą w tym roku. Tym razem na celownik wzięliśmy Irlandię, a dokładniej jej południowe i zachodnie wybrzeże oraz analogiczne obszary Zjednoczonego Królestwa. W dzisiejszych czasach te dwa kraje kojarzą się raczej z pracą, emigracją, pieniędzmi, rozłąką oraz generalnie z problemami i frustracjami, a nie z wakacyjnym urokiem. Mieliśmy już okazję spotkać się z wyrazem dezaprobaty naszych znajomych kiedy rozmawialiśmy o wakacyjnych planach. No, bo tam? Na urlop? Przecież tam nie ma nic ciekawego... No cóż ..., postaramy się pokazać, że jest dokładnie odwrotnie.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/hilux_kornwalia/53189_relacja-z-podrozy-kamperem-przez-anglie-i-_1.jpg" alt="53189 relacja z podrozy kamperem przez anglie i 1" /></p>
<p> </p>
<h1>28 czerwca - Calais</h1>
<p>Za nami najtrudniejsze dni wyprawy. Wyruszyliśmy późnym popołudniem i pierwszy nocleg wypadł nam w Niemczech. Drugi dzień niestety spędziliśmy w samochodzie, ale około dziewiętnastej udało nam się dojechać do Calais i zacząć prawdziwy wypoczynek. 1500km za nami, piękna piaszczysta plaża przed nami i słoneczna pogoda zachęciły nas do relaksacyjnego spaceru. Rano prom do Dover.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=1c55b4c61ead.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>29 czerwca - Londyn</h1>
<p>Dziś niedziela, dla nas dzień odpoczynku u rodziny pod Londynem. Pogoda zapowiadała się znakomicie, ale po południu rozpadało się, więc zostaliśmy w domu. Za to następny poranek był słoneczny i ciepły, co wykorzystaliśmy na spacer i rolki nad Tamizą, a następnie pognaliśmy na zachód.</p>
<p>Walia, 2000km pokonane, teraz już naprawdę będzie spokojnie i powolutku. Dzień zakończyliśmy w okolicy Fishguard na klifie koło latarni. Miejsce odjazdowe na dziki nocleg zarówno dla camperów jak i namiotów, ciche, spokojne i z pięknymi widokami, gorąco polecamy. Wieczorem i rankiem następnego dnia poszliśmy na długaśny spacer ścieżką wzdłuż klifów. Było pięknie i bardzo przyjemnie. Pogoda idealna, około 20 stopni, delikatny wiaterek, szum morza, krzyk mew i beczenie owiec, to są wakacje….</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=3aee134bdb45.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>30 czerwca - Walia</h1>
<p>Walia, 2000km pokonane, teraz już naprawdę będzie spokojnie i powolutku. Dzień zakończyliśmy w okolicy Fishguard na klifie koło latarni. Miejsce odjazdowe na dziki nocleg zarówno dla camperów jak i namiotów, ciche, spokojne i z pięknymi widokami, gorąco polecamy. Wieczorem i rankiem następnego dnia poszliśmy na długaśny spacer ścieżką wzdłuż klifów. Było pięknie i bardzo przyjemnie. Pogoda idealna, około 20 stopni, delikatny wiaterek, szum morza, krzyk mew i beczenie owiec, to są wakacje….</p>
<p> </p>
<p> <img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/hilux_kornwalia/04400b4704a1.jpg" alt="04400b4704a1" /></p>
<p> </p>
<h1>1 lipca - Na zielonej wyspie</h1>
<p>Prom do Irlandii płynie 3,5 godz. Trochę długo, ale na szczęście był kącik zabaw dla dzieci, więc spędziliśmy ten czas całkiem przyjemnie. Po wylądowaniu zostaliśmy dokładnie przepytani przez celnika, trochę zbyt podejrzliwie jak na rodzinę w kamperze w okresie wakacyjnym. Rozmowa niby grzeczna, ale na tyle męcząca i chwilami żenująca, że aż nie pasowała do standardów Unii Europejskiej. Oj, coś chyba nie mają tu Polacy najlepszej reputacji. Potem jednak ruszyliśmy na południe w kierunku plaży z zamiarem pospacerowania i noclegu. Początkowo mieliśmy z tym niemały kłopot, bo wszystkie drogi w kierunku morza miały ponad kilometr przed końcem poprzeczki na wysokości 2m. Na szczęście okazało się, że powodem tej skandalicznej dla nas sytuacji był chyba pobliski camping, bo kilkanaście kilometrów dalej udało nam się znaleźć idealne miejsce do spania tuż po wydmami. Udaliśmy się na wieczorny spacer wzdłuż oceanu. Nikodem ciosał badyla na włócznię (skutek oglądania „Był sobie człowiek”), a Ola szukała muszli, co zakończyło się wspaniałym znaleziskiem.</p>
<p>Rano znów spacerowaliśmy plażą. Jest tak długa, że ograniczał nas jedynie ból nóg i czas oczywiście. Tym razem oprócz muszli znaleźliśmy ciekawe szkielety fok. Następnie ruszyliśmy na zachód.</p>
<p> </p>
<p> <img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/hilux_kornwalia/593b81f62f8d.jpg" alt="593b81f62f8d" /></p>
<p> </p>
<h1>2 lipca - Mahon Falls</h1>
<p>W drodze na zachodnie wybrzeże Irlandii, zboczyliśmy na chwilę pod wodospad Mahon. Prowadzi do niego ścieżka spacerowa wśród kamienistych łąk, na których wypasane są stada owiec. Całość otoczona jest malowniczymi wzgórzami, a jedyny minus spaceru to konieczność lawirowania między baranimi kupami. Sam wodospad może nie jest najpiękniejszym jaki dotąd widzieliśmy, ale trasa jest bardzo przyjemna, a możliwość poskakania po głazach i powspinania się w górę wodospadu dostarczyła dzieciom wiele radości.</p>
<p>Dzień ponownie zakończyliśmy spacerem po plaży zasłuchani w szum (a czasami huk) atlantyckich fal.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/hilux_kornwalia/3b3e8b74cb2c.jpg" alt="3b3e8b74cb2c" /></p>
<p> </p>
<h1>3 lipca - Sheep's Haed</h1>
<p>Dotarliśmy do zachodniego wybrzeża, które jest głównym celem naszej irlandzkiej przygody. Przez najbliższe dni prowadziła nas będzie na północ Wild Atlantic Way, która wije się wzdłuż półwyspów i zatoczek tej najdzikszej części wyspy. Na prawo i lewo pastwiska z owcami i krowami, a pomiędzy nimi (lub wręcz przez nie) poprowadzone są liczne ścieżki trekkingowe w kierunku okolicznych wzgórz, klifów i kamiennych kręgów. Trochę mniej przyjemności sprawiały nam dzisiejsze spacery, z powodu pochmurnej i dżdżystej pogody, ale nie możemy narzekać, bo najważniejsze, że nie musieliśmy siedzieć cały dzień w camperze. Najdłuższą przerwę między mżawkami wykorzystaliśmy na zdobycie Baraniej Głowy, z której rozciągałby się wspaniały widok gdyby nie mgła snująca się nad zatokami Dunmanus i Bantry.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=133127f44395.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1> 4 lipca - Ring of Beara</h1>
<p> Wjechaliśmy na Ring of Beara, jedną z popularniejszych tras widokowych w Irlandii, to co zwraca szczególną uwagę to niesamowicie wąska droga, do tego cały czas otoczona płotami i murkami. Tylko mały ruch ratuje sprawę, bo mijanka z samochodem z przeciwka na długich odcinkach jest kompletnie niemożliwa. Dzisiejszy dzień przypominał nam wczorajszy, zarówno pod względem widoków, jak i pogody. Na szczęście po południu wyszło słońce i dla odmiany pospacerowaliśmy po kamienistej plaży. Przynieśliśmy z niej kolejne muszle i próbowaliśmy powędkować, ale bez zadowalających efektów. Na noc zatrzymaliśmy się przy samej plaży, w fantastycznym miejscu. Wszystko wskazuje na to, że pogoda się poprawiła i jutro czeka nas słońce – mamy nadzieję, że na dłużej.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=432d94014fbf.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>5 lipca - Ring of Kerry</h1>
<p>O poranku powitało nas słońce. Wjechaliśmy na kolejny półwysep zachodniego wybrzeża. Z przeciwka mijali nas rowerzyści, z początku pojedynczo lub podwójnie, potem grupkami, aż w końcu wjechaliśmy w prawdziwy gąszcz rowerów na i tak wąskiej drodze. Okazało się, że tego dnia odbywała się jakaś impreza rowerowa i Ring of Kerry przemierzało 12 000 cyklistów. Bardzo ciężko było się koło nich przeciskać, a o podziwianiu pięknych widoków w trakcie jazdy nawet nie było co marzyć, bo chwila dekoncentracji mogła skończyć się tragicznie. Postanowiliśmy więc zrobić sobie przerwę w podróży. Akurat wjechaliśmy do uroczego miasteczka i wybraliśmy się na spacer wzdłuż oceanu. Po drodze napotkaliśmy niewielkie stado fok, baraszkujących w wodzie, a kiedy wróciliśmy do campera, ulica była już pusta. Na obiad zatrzymaliśmy się przy kolejnej plaży, gdzie kilkoro kąpiących się dzieci, zachęciło nasze do założenia pianek. Na noc zatrzymaliśmy się na cudnym, klifowym wybrzeżu, zupełnie pomijanym w przewodnikach, czego kompletnie nie rozumiemy. Nie ma tam ścieżek widokowych, ani turystów, tylko kilkoro tubylców z psami i ze dwóch wędkarzy, a miejsce jest zachwycające. Nam w każdym razie spało się bardzo dobrze, a wieczorny spacer zaowocował kilkoma naprawdę pięknymi zdjęciami.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=c4b2aea02a8f.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>6 lipca - Cliffs of Moher</h1>
<p>Niedaleko naszych noclegowych klifów, znaleźliśmy wyjątkowo katolickie miasteczko Kilkee, co bardzo nam odpowiadało, zważywszy na niedzielny poranek. Po mszy podeszła do nas jakaś chórzystka, pochwaliła campera i zapytała jak nam się podobał ich śpiew. Pochwaliliśmy, że super, choć chyba nie bardzo im wychodziło, albo my się nie znamy. Potem udaliśmy się na Moherowe Klify, zastanawiając się czym będą się różniły od tych wczorajszych, skoro takie sławne. Ale na miejscu okazało się, że różni je jedynie kasa biletowa i cała masa turystów. No może są ciut wyższe. Nie zmienia to oczywiście faktu, że krajobrazy były przepiękne. Gniazduje tam mnóstwo maskonurów, niestety nie można ich oglądać z bliska, tak jak mieliśmy okazję na Islandii. Nie ma się co dziwić, w takiej ciżbie tylko barany i krowy są w stanie spokojnie gryźć trawę, a piękne maskonury chowają się w szczelinach dużo poniżej ścieżek. Pod wieczór dojechaliśmy do The Burren, czyli dziwnej, skalnej pustyni i zostaliśmy już na noc.</p>
<p> </p>
<p> <img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=f2025898dc72.jpg" alt="" /> </p>
<p> </p>
<h1>7 lipca - porzegnanie z Irlandią</h1>
<p>Kończy się nasza irlandzka przygoda. Dzisiaj wróciliśmy na plażę, na której spędziliśmy pierwszą noc na tej wyspie. Jutro rano mamy prom do Walii. Myślałem, że dojedziemy wyżej na północ, ale czas tak jakoś rozpłynął się nam między trekkingiem po wzgórzach, klifach i plażach, wędkowaniem, zbieraniem muszli i podziwianiem widoków, że droga jakoś powoli znikała pod maską. Trochę czasu zepsuły nam też dwa deszczowe dni, choć starliśmy się również je choć częściowo wykorzystać. Gdyby pokusić się o małe podsumowanie, to niby znaleźliśmy wszystko czego się spodziewaliśmy, bo były i zielone wzgórza przeglądające się w zatokach, i klify z mnóstwem ptaków i wodną kipielą u podstawy, i baraszkujące w falach foki, ale jakoś nie znaleźliśmy tego wyjątkowego klimatu i charakteru (jak w Szkocji czy Norwegii), który kojarzyłby się nam tylko z Irlandią. To co cały czas nas zadziwia i denerwuje zarazem, to pogoda - nawet jak dzień jest słoneczny i ciepły, to i tak na niebie są pojedyncze chmurki, to normalne, ale tutaj z każdej takiej chmury przez 5 minut leje deszcz, a potem znów jest słońce i tak w kółko. Acha, no i jeszcze wiatr – raz go nie ma, jest upał na T-shirt, a za chwilę wieje zimnem, że polar i kurtka to za mało i tak w kółko. Cały czas się ubieramy i rozbieramy.</p>
<p>Zaskakuje nas też kilka spraw organizacyjnych. Na przykład wszędzie wiszą tabliczki no dumping – i słusznie, ale koszy na śmieci w miejscach publicznych brak . Albo jak są, to takie z dziurką na papierek po cukierku. Chyba jeszcze nigdy nie mieliśmy takich problemów z pozbywaniem się odpadków. Czasami worek pełny śmieci jeździł w bagażniku nawet dwa dni czekając ja swoją szansę. No i organizacje komunikacyjne… Po pierwsze wąskie drogi, to jeszcze nie problem, przy małym ruchu zawsze można się zsunąć. Ale po jakiego czorta ktoś tutaj naustawiał tych kamiennych murków i nasadził gęstych krzaków (właściwie żywopłotów) równiutko z granicą asfaltu? Tym sposobem jadąc do przodu wyjątkowo często trzeba używać biegu wstecznego. Druga sprawa to ograniczenia prędkości – właściwie wszędzie poza miasteczkami ograniczenia to 100km/h i to nieważne, że droga nie ma poboczy, dochodzą do niej inne podporządkowane, stoją przy nich domy itd. No chyba, że akurat droga ma 3m szerokości i przechodzi ludziom przez podwórka to jest ograniczenie do 80km/h. Trzeba jednak przyznać, że ludzie jeżdżą rozsądnie i nikt nie próbuje się nawet do owych limitów zbliżyć, nie mówiąc już o ich przekraczaniu. Może to jest sposób? Kulminacją absurdu w tym względzie był ring of Kerry, gdzie na jednym słupku były trzy znaki: uwaga rowerzyści, kręta droga i 100km/h!!! No i kolejna sprawa to wspominane już poprzeczki na 2m… Pewnie takie rozwiązanie ma sens na parkingach w dużych zatłoczonych miastach (i to z założeniem, że gdzieś w pobliżu jest parking dla wyższych aut), ale jak widzi się małe portowe miasteczko, w którym jest duży pusty plac parkingowy z pięcioma osobówkami na krzyż i ową poprzeczką, a na ulicy kampery, auta z przyczepami i furgonetki wiszą na krawężnikach i blokują skutecznie ruch na i tak wąskich drogach to aż trudno uwierzyć, że żaden z lokalnych myślicieli nie ruszy głową i nie zmieni tej absurdalnej sytuacji. Nie chcę już nawet wspominać o poprzeczkach na dojazdach do plaż i to oczywiście nie do plaż kurortów wypoczynkowych, tylko do dzikich plaż w kompletnym odludziu. Hello! Jak ktoś podróżuje kamperem, to też ma czasem ochotę na spacer po plaży. Jeśli chodzi o biwakowanie to sprawę załatwia przecież tabliczka NO CAMPING. Na szczęście nie było to nagminne zjawisko i generalnie nie mieliśmy żadnych problemów ze znalezieniem super miejsc ma dziki nocleg, z których ze trzy zasługują na reklamę i polecenie innym kamperowiczom.<br /><br />Koordynaty GPS na podstawie Google maps (specjalnie dla BoRa, ale innym też polecam):<br /><br />Na wydmach : 52°11'30.5"N 6°29'28.3"W (52.191800, -6.491200)<br />Na klifach: 52°40'30.4"N 9°40'56.6"W (52.675100, -9.682400)<br />Na skalnej pystyni : 53°03'54.7"N 9°21'41.4"W (53.065200, -9.361500)</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=a748bad1e8c7.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>8 lipca - Dale</h1>
<p>Przepłynęliśmy szczęśliwie Kanał Św. Jerzego i dobiliśmy do brzegu Walii w samym środku dnia. Skierowaliśmy się do Dale, gdzie spodziewaliśmy się znaleźć kilka bardzo nas interesujących atrakcji, namierzonych wcześniej w ulotkach informacyjnych. Po pierwsze sea fishing - dwugodzinny rejs na morze z możliwością łowienia makreli i innych stworów (szczyt marzeń dla Nikodema) lub morskie safari. Niestety na miejscu okazało się, że nie ma żadnego biura, które zajmowałyby się chętnymi na połów, dostępny jest natomiast numer telefonu, pod który należy dzwonić. Niestety włączała się automatyczna sekretarka, więc musieliśmy zrezygnować. Co do safari, po dokładnym przeczytaniu oferty stwierdziliśmy, że gwarantują pooglądanie ptaków, a delfiny i foki mogą się zdarzyć. Zważywszy na wygórowaną cenę, ptaki to dla nas trochę mało, tym bardziej, że one przecież siedzą na brzegu, a nie w wodzie. Resztę dnia spędziliśmy więc tradycyjnie, czyli spacerując po klifach, a późnym popołudniem znaleźliśmy sobie przytulne miejsce do spania przy plaży i w pełni skorzystaliśmy z jej uroków.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/hilux_kornwalia/09ebf1385df0.jpg" alt="09ebf1385df0" /></p>
<p> </p>
<h1>9 lipca - Hartland Point</h1>
<p>Najbliższe pięć dni zapowiada się ciepło i słonecznie. Postanowiliśmy więc dość szybko, niemal jednym skokiem, przemieścić się do Kornwalii by potem wyraźnie zwolnić i rozkoszować się podobno najpiękniejszymi w UK plażami. Zamierzaliśmy dojechać w okolicę Parku Narodowego Exmoor. Po krótkim, porannym spacerze na naszej plaży ruszyliśmy na południe. Oczywiście musieliśmy objechać Kanał Bristolski, więc zrobił się z tego kawał drogi. Popołudniem dotarliśmy w zamierzone miejsce (Watchet) na wybrzeżu i mocno się rozczarowaliśmy. Morze było w paskudnie brązowo- burym kolorze jak Wisła w czasie powodzi. Wygląda na to, że to rzeka Severn od ujścia w Bristolu aż tak daleko niesie swoje błotne wody. Stało się jasne, że to nie koniec jazdy na dzisiaj i dołożyliśmy kolejne 100km na południe. Najbardziej zaskakujące, że Watchet mimo owego do niczego nie podobnego morza i plaży wyglądało na miejscowość typowo letniskową z wieloma campingami, osiedlem mobile-home’ów, promenadą nadmorską i innymi atrakcjami. Kto tu jeździ?</p>
<p>Dzień zakończyliśmy tradycyjnie spacerem po klifach w okolicy latarni w Hatrland Point. Zaskakujące, że latarnia była zbudowana nie na wysokim brzegu tylko poniżej nad wodą. Ale tym razem woda miała zdecydowanie naturalny, morski kolor.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=b1e21653d1d1.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>11 lipca - wielkie plażowanie</h1>
<p>Od dwóch dni ustabilizował nam się harmonogram zajęć. Rano spacer po klifie, potem plaża-ocean-plaża, potem przejeżdżamy kilkanaście kilometrów na południe, ponownie plaża-ocean-plaża i dzień kończymy spacerem po klifach. Kornwalia naprawdę może się podobać, zwłaszcza w takiej pogodzie na jaką trafiliśmy. Klifowe wybrzeże raz po raz zagina się, otaczając piękne zatoczki z szerokimi piaszczystymi plażami, gdzie na atlantyckich falach próbują swoich sił mniej lub bardziej wprawni surferzy. Oczywiście przytłaczającą większość stanowią ci pierwsi, ale widać, że tutaj obowiązuje taki model korzystania z oceanu – bez pianki ciężko wejść, bo woda ma 14 stopni, pływać się nie da bo fala za duża, no to faktycznie zabawa z deską wydaje się rozsądną alternatywą. Co do plaż to szerokie są tylko rano i wieczorem, bo wczesnym popołudniem przychodzi przypływ i woda dochodzi do samego klifu, albo zostaje tylko 20m piasku (ten suchy pasek pod klifem na niektórych zdjęciach). Podczas spacerów po klifach obserwujemy przeróżne ptactwo i rzesze królików, no i dzisiaj odkryliśmy coś zaskakującego. Na naszych oczach kilka królików rzuciło się z klifu, a przynajmniej tak to wyglądało. Postanowiliśmy zgłębić tajemnicę tego zbiorowego szaleństwa i okazało się, że to nie choroba szalonych królików, tylko zwykła ucieczka do swoich nor. Tyle, że te nory były wykopane od strony oceanu pół metra poniżej krawędzi klifu. Jak mewy normalnie…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=2f75a407c145.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>13 lipca - Land's End</h1>
<p>Dotarliśmy do zachodniego krańca Wielkiej Brytanii, zwanego Land’s End. Początkowo mieliśmy zamiar stanąć na parkingu nieomal na końcu cypla, tak jak pozostali turyści, ale ponieważ pogoda była paskudna (nie tylko pochmurno i dżdżyście, ale też otaczała nas gęsta mgła) wybraliśmy się na poszukiwanie jakiegoś zacisznego miejsca na obiad, w nadziei na poprawę pogody. I tak trafiliśmy na parking z przemiłą Brytyjką, która zapewniła nas, że słońce pojawi się dopiero jutro, ale nie warto stawać na parkingu przy samym końcowym cyplu, tylko nieco dalej na północ, w porcie, w pobliżu plaży. Prowadzi stamtąd ścieżka spacerowa wzdłuż klifu aż na Land’s End, a sam parking kosztuje połowę mniej. Tymczasem pomimo mgły wybraliśmy się na spacer i choć niewiele było widać to i tak było przyjemnie, szczególnie, że w zatoce udało nam się wypatrzeć czteroosobową rodzinę fok.</p>
<p>Następnego dnia rzeczywiście przywitało nas słońce, więc wybraliśmy się na czubek Wielkiej Brytanii. Po drodze mieliśmy okazję podziwiać fantastyczne widoki, spacer nie był zbyt długi, ale zaowocował wieloma zdjęciami. Na miejscu krajobraz był równie piękny jak wcześniej, dodatkowo pojawiły się restauracje, sklepy z pamiątkami i całkiem fajny plac zabaw. Nieco z boku czeka na turystów jeszcze jedna atrakcja w postaci farmy. Niezbyt nam się wydała ciekawa, kilka kur, owiec, dwa kucyki i dwie lamy… Obładowani pamiątkami wróciliśmy do naszego portu i po obiedzie udaliśmy się na plażę, gdzie spędziliśmy resztę dnia. Fale były wyjątkowo wysokie, ku radości dzieci, więc mieli niezłą frajdę.</p>
<p>Parking w porcie oprócz atrakcyjnej ceny i świetnej lokalizacji między ścieżką do Land’s End z jednej strony i plażą z drugiej ma jeszcze jedną zaletę. Nie ma tabliczki „no overnight parking”, jak większość parkingów w UK, przeciwnie, ma wyraźną informację (wręcz zachętę), że taryfa za cały dzień postoju (3,5£) jest ważna do 9 rano następnego dnia. Ochoczo skorzystaliśmy z tego zaproszenia i my i jeszcze dwa inne kampery.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/hilux_kornwalia/90ef04cebc44.jpg" alt="90ef04cebc44" /></p>
<p> </p>
<h1>14 lipca - Whitesand Bay</h1>
<p>Wizyta na Land’s End była ostatnim akcentem naszego pobytu w Kornwalii, bardzo rekreacyjnego, plażowego i generalnie udanego pobytu. Gdyby brać pod uwagę tylko ilość słońca i morskich kąpieli można by przypuszczać, że ostatnie dni wakacji spędziliśmy gdzieś na południu Europy. Od dzisiaj obraliśmy kurs na wschód, a to oznacza, że zaczynamy wracać. Pierwszym przystankiem jest Whitesand Bay, ale nazwa brzmi lepiej niż rzeczywistość. Początkowy odcinek plaży faktycznie ma inną barwę piasku, ale raczej szarą, niż białą – a spodziewaliśmy się śnieżnobiałego piachu ze startych muszli i błękitnej wody…, krótko mówiąc – Karaibów. Reszta zatoki ma zwykły piasek, udekorowany licznymi skałkami. Pogoda dzisiaj nie rozpieszczała i słońce bardzo nieporadnie przedzierało się przez chmury, ale dzieci i tak wykorzystały te słoneczne chwile na kąpiel w oceanie.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=bbe88b3c7051.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>15 lipca - Chesil Beach</h1>
<p>Dzisiaj obudził nas kolejny ciepły i słoneczny dzień, więc szybko po śniadaniu zrobiliśmy kolejne zaplanowane 150km w stronę domu, a następnie ponownie oddaliśmy się plażowym urokom. Przystanek wypadł nam w okolicy Chesil Beach – niesamowite miejsce. Długa na 29km i wysoka na 15m mierzeja, zbudowana z malutkich okrągłych kamyczków, oddziela ocean od Fleet Lagoon. Ciekawostką jest to, że mierzeja przesuwa się w stronę lądu o 5cm na rok, a więc od czasu powstania (podobno ok.6000 lat temu) powinna przejść 300m. Wygląda na to, że Fleet Lagoon była kiedyś o wiele większa.</p>
<p>Woda w Atlantyku była tu wyjątkowo ciepła (chyba, że to my się już przyzwyczailiśmy), więc Nikodema, który stał się pasjonatem wielkich fal, ciężko było wyłowić na ląd.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=17d5c276d67d.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>17 lipca - Seven Sisters</h1>
<p>Na koniec podróży czas na przepiękne białe klify. Dziś podziwialiśmy Seven Sisters, które przy wyjątkowo słonecznej pogodzie prezentowały się wspaniale. Początkowo wędrowaliśmy baranim pastwiskiem, skąd rozciągał się widok na wijącą się rzekę i ciekawy teren wokół niej. Później trasa biegła wzdłuż rzeki, aż do ścieżki górą klifów. Widoki zachwycające! Trudno było przestać fotografować, dlatego z tej wyprawy zostało nam tak dużo zdjęć, że aż trudno zdecydować się, które wybrać. Spacer tym razem był bardziej wymagający, ze względu na sporej wielkości wgłębienia między siostrzanymi skałami oraz wyjątkowo ciepłą pogodę. Na szczęście nasze dzielne dzieci dały radę. W dobrym tonie jest pozostawienie po sobie pamiątki na klifie, w postaci napisu ułożonego z malutkich, kredowych kamyków. Ola wykorzystała ten zwyczaj i pozostawiła po sobie imię i kwiatuszek. Po powrocie do kampera udaliśmy się w kierunku Londynu - chcieliśmy jeszcze raz odwiedzić rodzinę. Niestety utknęliśmy w gigantycznym korku przed mostem w Dartford, gdzie staliśmy ponad półtorej godziny. Byliśmy przekonani, że zdarzył się jakiś straszny wypadek, który zatarasował pół autostrady. Kiedy dotarliśmy do miejsca zdarzenia okazało się, że ciężarówka wioząca 2m deski, stuknęła w filar i trochę tych desek wypadło. I Anglicy ku naszemu zdumieniu i oburzeniu, nosili w rękach po jednej desce na wózek widłowy, który dopiero ładował je na tira. Zablokowane w ten sposób były trzy z czterech pasów autostrady w godzinach szczytu!!! To chyba ta słynna angielska flegma...</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=eaeff500e5a7.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>18 lipca - Dover</h1>
<p>Przed opuszczeniem przepięknej brytyjskiej ziemi, postanowiliśmy pospacerować jeszcze po białych klifach w Dover. Byliśmy tam już trzy lata temu, ale Ola nie pamiętała, więc szkoda by było sobie to odpuścić. Klify przepięknie się prezentują ze swymi białymi skałami, podmywane przez błękitne fale. W porównaniu z Seven Sisters trudniej tutaj dostrzec ich piękno, bo ścieżka spacerowa jest tak poprowadzona, że widać jedynie zielone łąki i kawałek kredowej skały, a najpiękniejsze widoki są od strony wody. Można oczywiście podejść do krawędzi, wychylić się i strzelić foty, ale dla dzieci to nie wskazane. Niemniej spacer był bardzo przyjemny, choć nieco męczący z powodu upału, który dotarł nawet tutaj. Wieczorem wsiedliśmy na prom do Calais i z pewnym smutkiem rozpoczęliśmy powrót do domu.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/hilux_kornwalia/mapa.jpg" alt="mapa" /></p>
<div class="cb"> </div>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><strong>GALERIA ZDJĘĆ </strong></p>
<p>{eventgallery event='toyota_hilux_do_anglii_irlandii" attr=images mode=lightbox max_images=100 thumb_width=170 offset=0 }</p><p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/tytulowa_hilux_wyspy_01.jpg" alt=""></p><p> </p>
<p style="text-align: right;"><strong><a href="http://mikasz.geoblog.pl/">Tekst i zdjęcia: Anna i Łukasz Mika</a></strong><br /><br /></p>
<p>Jak co roku pod koniec czerwca oczekujemy końca roku szkolnego. Tym razem z nieco mniejszą niecierpliwością niż zwykle, bo w ostatnich pięciu miesiącach trochę sobie pozwoliliśmy i planowana podróż będzie już naszą piątą eskapadą w tym roku. Tym razem na celownik wzięliśmy Irlandię, a dokładniej jej południowe i zachodnie wybrzeże oraz analogiczne obszary Zjednoczonego Królestwa. W dzisiejszych czasach te dwa kraje kojarzą się raczej z pracą, emigracją, pieniędzmi, rozłąką oraz generalnie z problemami i frustracjami, a nie z wakacyjnym urokiem. Mieliśmy już okazję spotkać się z wyrazem dezaprobaty naszych znajomych kiedy rozmawialiśmy o wakacyjnych planach. No, bo tam? Na urlop? Przecież tam nie ma nic ciekawego... No cóż ..., postaramy się pokazać, że jest dokładnie odwrotnie.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/hilux_kornwalia/53189_relacja-z-podrozy-kamperem-przez-anglie-i-_1.jpg" alt="53189 relacja z podrozy kamperem przez anglie i 1" /></p>
<p> </p>
<h1>28 czerwca - Calais</h1>
<p>Za nami najtrudniejsze dni wyprawy. Wyruszyliśmy późnym popołudniem i pierwszy nocleg wypadł nam w Niemczech. Drugi dzień niestety spędziliśmy w samochodzie, ale około dziewiętnastej udało nam się dojechać do Calais i zacząć prawdziwy wypoczynek. 1500km za nami, piękna piaszczysta plaża przed nami i słoneczna pogoda zachęciły nas do relaksacyjnego spaceru. Rano prom do Dover.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=1c55b4c61ead.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>29 czerwca - Londyn</h1>
<p>Dziś niedziela, dla nas dzień odpoczynku u rodziny pod Londynem. Pogoda zapowiadała się znakomicie, ale po południu rozpadało się, więc zostaliśmy w domu. Za to następny poranek był słoneczny i ciepły, co wykorzystaliśmy na spacer i rolki nad Tamizą, a następnie pognaliśmy na zachód.</p>
<p>Walia, 2000km pokonane, teraz już naprawdę będzie spokojnie i powolutku. Dzień zakończyliśmy w okolicy Fishguard na klifie koło latarni. Miejsce odjazdowe na dziki nocleg zarówno dla camperów jak i namiotów, ciche, spokojne i z pięknymi widokami, gorąco polecamy. Wieczorem i rankiem następnego dnia poszliśmy na długaśny spacer ścieżką wzdłuż klifów. Było pięknie i bardzo przyjemnie. Pogoda idealna, około 20 stopni, delikatny wiaterek, szum morza, krzyk mew i beczenie owiec, to są wakacje….</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=3aee134bdb45.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>30 czerwca - Walia</h1>
<p>Walia, 2000km pokonane, teraz już naprawdę będzie spokojnie i powolutku. Dzień zakończyliśmy w okolicy Fishguard na klifie koło latarni. Miejsce odjazdowe na dziki nocleg zarówno dla camperów jak i namiotów, ciche, spokojne i z pięknymi widokami, gorąco polecamy. Wieczorem i rankiem następnego dnia poszliśmy na długaśny spacer ścieżką wzdłuż klifów. Było pięknie i bardzo przyjemnie. Pogoda idealna, około 20 stopni, delikatny wiaterek, szum morza, krzyk mew i beczenie owiec, to są wakacje….</p>
<p> </p>
<p> <img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/hilux_kornwalia/04400b4704a1.jpg" alt="04400b4704a1" /></p>
<p> </p>
<h1>1 lipca - Na zielonej wyspie</h1>
<p>Prom do Irlandii płynie 3,5 godz. Trochę długo, ale na szczęście był kącik zabaw dla dzieci, więc spędziliśmy ten czas całkiem przyjemnie. Po wylądowaniu zostaliśmy dokładnie przepytani przez celnika, trochę zbyt podejrzliwie jak na rodzinę w kamperze w okresie wakacyjnym. Rozmowa niby grzeczna, ale na tyle męcząca i chwilami żenująca, że aż nie pasowała do standardów Unii Europejskiej. Oj, coś chyba nie mają tu Polacy najlepszej reputacji. Potem jednak ruszyliśmy na południe w kierunku plaży z zamiarem pospacerowania i noclegu. Początkowo mieliśmy z tym niemały kłopot, bo wszystkie drogi w kierunku morza miały ponad kilometr przed końcem poprzeczki na wysokości 2m. Na szczęście okazało się, że powodem tej skandalicznej dla nas sytuacji był chyba pobliski camping, bo kilkanaście kilometrów dalej udało nam się znaleźć idealne miejsce do spania tuż po wydmami. Udaliśmy się na wieczorny spacer wzdłuż oceanu. Nikodem ciosał badyla na włócznię (skutek oglądania „Był sobie człowiek”), a Ola szukała muszli, co zakończyło się wspaniałym znaleziskiem.</p>
<p>Rano znów spacerowaliśmy plażą. Jest tak długa, że ograniczał nas jedynie ból nóg i czas oczywiście. Tym razem oprócz muszli znaleźliśmy ciekawe szkielety fok. Następnie ruszyliśmy na zachód.</p>
<p> </p>
<p> <img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/hilux_kornwalia/593b81f62f8d.jpg" alt="593b81f62f8d" /></p>
<p> </p>
<h1>2 lipca - Mahon Falls</h1>
<p>W drodze na zachodnie wybrzeże Irlandii, zboczyliśmy na chwilę pod wodospad Mahon. Prowadzi do niego ścieżka spacerowa wśród kamienistych łąk, na których wypasane są stada owiec. Całość otoczona jest malowniczymi wzgórzami, a jedyny minus spaceru to konieczność lawirowania między baranimi kupami. Sam wodospad może nie jest najpiękniejszym jaki dotąd widzieliśmy, ale trasa jest bardzo przyjemna, a możliwość poskakania po głazach i powspinania się w górę wodospadu dostarczyła dzieciom wiele radości.</p>
<p>Dzień ponownie zakończyliśmy spacerem po plaży zasłuchani w szum (a czasami huk) atlantyckich fal.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/hilux_kornwalia/3b3e8b74cb2c.jpg" alt="3b3e8b74cb2c" /></p>
<p> </p>
<h1>3 lipca - Sheep's Haed</h1>
<p>Dotarliśmy do zachodniego wybrzeża, które jest głównym celem naszej irlandzkiej przygody. Przez najbliższe dni prowadziła nas będzie na północ Wild Atlantic Way, która wije się wzdłuż półwyspów i zatoczek tej najdzikszej części wyspy. Na prawo i lewo pastwiska z owcami i krowami, a pomiędzy nimi (lub wręcz przez nie) poprowadzone są liczne ścieżki trekkingowe w kierunku okolicznych wzgórz, klifów i kamiennych kręgów. Trochę mniej przyjemności sprawiały nam dzisiejsze spacery, z powodu pochmurnej i dżdżystej pogody, ale nie możemy narzekać, bo najważniejsze, że nie musieliśmy siedzieć cały dzień w camperze. Najdłuższą przerwę między mżawkami wykorzystaliśmy na zdobycie Baraniej Głowy, z której rozciągałby się wspaniały widok gdyby nie mgła snująca się nad zatokami Dunmanus i Bantry.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=133127f44395.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1> 4 lipca - Ring of Beara</h1>
<p> Wjechaliśmy na Ring of Beara, jedną z popularniejszych tras widokowych w Irlandii, to co zwraca szczególną uwagę to niesamowicie wąska droga, do tego cały czas otoczona płotami i murkami. Tylko mały ruch ratuje sprawę, bo mijanka z samochodem z przeciwka na długich odcinkach jest kompletnie niemożliwa. Dzisiejszy dzień przypominał nam wczorajszy, zarówno pod względem widoków, jak i pogody. Na szczęście po południu wyszło słońce i dla odmiany pospacerowaliśmy po kamienistej plaży. Przynieśliśmy z niej kolejne muszle i próbowaliśmy powędkować, ale bez zadowalających efektów. Na noc zatrzymaliśmy się przy samej plaży, w fantastycznym miejscu. Wszystko wskazuje na to, że pogoda się poprawiła i jutro czeka nas słońce – mamy nadzieję, że na dłużej.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=432d94014fbf.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>5 lipca - Ring of Kerry</h1>
<p>O poranku powitało nas słońce. Wjechaliśmy na kolejny półwysep zachodniego wybrzeża. Z przeciwka mijali nas rowerzyści, z początku pojedynczo lub podwójnie, potem grupkami, aż w końcu wjechaliśmy w prawdziwy gąszcz rowerów na i tak wąskiej drodze. Okazało się, że tego dnia odbywała się jakaś impreza rowerowa i Ring of Kerry przemierzało 12 000 cyklistów. Bardzo ciężko było się koło nich przeciskać, a o podziwianiu pięknych widoków w trakcie jazdy nawet nie było co marzyć, bo chwila dekoncentracji mogła skończyć się tragicznie. Postanowiliśmy więc zrobić sobie przerwę w podróży. Akurat wjechaliśmy do uroczego miasteczka i wybraliśmy się na spacer wzdłuż oceanu. Po drodze napotkaliśmy niewielkie stado fok, baraszkujących w wodzie, a kiedy wróciliśmy do campera, ulica była już pusta. Na obiad zatrzymaliśmy się przy kolejnej plaży, gdzie kilkoro kąpiących się dzieci, zachęciło nasze do założenia pianek. Na noc zatrzymaliśmy się na cudnym, klifowym wybrzeżu, zupełnie pomijanym w przewodnikach, czego kompletnie nie rozumiemy. Nie ma tam ścieżek widokowych, ani turystów, tylko kilkoro tubylców z psami i ze dwóch wędkarzy, a miejsce jest zachwycające. Nam w każdym razie spało się bardzo dobrze, a wieczorny spacer zaowocował kilkoma naprawdę pięknymi zdjęciami.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=c4b2aea02a8f.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>6 lipca - Cliffs of Moher</h1>
<p>Niedaleko naszych noclegowych klifów, znaleźliśmy wyjątkowo katolickie miasteczko Kilkee, co bardzo nam odpowiadało, zważywszy na niedzielny poranek. Po mszy podeszła do nas jakaś chórzystka, pochwaliła campera i zapytała jak nam się podobał ich śpiew. Pochwaliliśmy, że super, choć chyba nie bardzo im wychodziło, albo my się nie znamy. Potem udaliśmy się na Moherowe Klify, zastanawiając się czym będą się różniły od tych wczorajszych, skoro takie sławne. Ale na miejscu okazało się, że różni je jedynie kasa biletowa i cała masa turystów. No może są ciut wyższe. Nie zmienia to oczywiście faktu, że krajobrazy były przepiękne. Gniazduje tam mnóstwo maskonurów, niestety nie można ich oglądać z bliska, tak jak mieliśmy okazję na Islandii. Nie ma się co dziwić, w takiej ciżbie tylko barany i krowy są w stanie spokojnie gryźć trawę, a piękne maskonury chowają się w szczelinach dużo poniżej ścieżek. Pod wieczór dojechaliśmy do The Burren, czyli dziwnej, skalnej pustyni i zostaliśmy już na noc.</p>
<p> </p>
<p> <img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=f2025898dc72.jpg" alt="" /> </p>
<p> </p>
<h1>7 lipca - porzegnanie z Irlandią</h1>
<p>Kończy się nasza irlandzka przygoda. Dzisiaj wróciliśmy na plażę, na której spędziliśmy pierwszą noc na tej wyspie. Jutro rano mamy prom do Walii. Myślałem, że dojedziemy wyżej na północ, ale czas tak jakoś rozpłynął się nam między trekkingiem po wzgórzach, klifach i plażach, wędkowaniem, zbieraniem muszli i podziwianiem widoków, że droga jakoś powoli znikała pod maską. Trochę czasu zepsuły nam też dwa deszczowe dni, choć starliśmy się również je choć częściowo wykorzystać. Gdyby pokusić się o małe podsumowanie, to niby znaleźliśmy wszystko czego się spodziewaliśmy, bo były i zielone wzgórza przeglądające się w zatokach, i klify z mnóstwem ptaków i wodną kipielą u podstawy, i baraszkujące w falach foki, ale jakoś nie znaleźliśmy tego wyjątkowego klimatu i charakteru (jak w Szkocji czy Norwegii), który kojarzyłby się nam tylko z Irlandią. To co cały czas nas zadziwia i denerwuje zarazem, to pogoda - nawet jak dzień jest słoneczny i ciepły, to i tak na niebie są pojedyncze chmurki, to normalne, ale tutaj z każdej takiej chmury przez 5 minut leje deszcz, a potem znów jest słońce i tak w kółko. Acha, no i jeszcze wiatr – raz go nie ma, jest upał na T-shirt, a za chwilę wieje zimnem, że polar i kurtka to za mało i tak w kółko. Cały czas się ubieramy i rozbieramy.</p>
<p>Zaskakuje nas też kilka spraw organizacyjnych. Na przykład wszędzie wiszą tabliczki no dumping – i słusznie, ale koszy na śmieci w miejscach publicznych brak . Albo jak są, to takie z dziurką na papierek po cukierku. Chyba jeszcze nigdy nie mieliśmy takich problemów z pozbywaniem się odpadków. Czasami worek pełny śmieci jeździł w bagażniku nawet dwa dni czekając ja swoją szansę. No i organizacje komunikacyjne… Po pierwsze wąskie drogi, to jeszcze nie problem, przy małym ruchu zawsze można się zsunąć. Ale po jakiego czorta ktoś tutaj naustawiał tych kamiennych murków i nasadził gęstych krzaków (właściwie żywopłotów) równiutko z granicą asfaltu? Tym sposobem jadąc do przodu wyjątkowo często trzeba używać biegu wstecznego. Druga sprawa to ograniczenia prędkości – właściwie wszędzie poza miasteczkami ograniczenia to 100km/h i to nieważne, że droga nie ma poboczy, dochodzą do niej inne podporządkowane, stoją przy nich domy itd. No chyba, że akurat droga ma 3m szerokości i przechodzi ludziom przez podwórka to jest ograniczenie do 80km/h. Trzeba jednak przyznać, że ludzie jeżdżą rozsądnie i nikt nie próbuje się nawet do owych limitów zbliżyć, nie mówiąc już o ich przekraczaniu. Może to jest sposób? Kulminacją absurdu w tym względzie był ring of Kerry, gdzie na jednym słupku były trzy znaki: uwaga rowerzyści, kręta droga i 100km/h!!! No i kolejna sprawa to wspominane już poprzeczki na 2m… Pewnie takie rozwiązanie ma sens na parkingach w dużych zatłoczonych miastach (i to z założeniem, że gdzieś w pobliżu jest parking dla wyższych aut), ale jak widzi się małe portowe miasteczko, w którym jest duży pusty plac parkingowy z pięcioma osobówkami na krzyż i ową poprzeczką, a na ulicy kampery, auta z przyczepami i furgonetki wiszą na krawężnikach i blokują skutecznie ruch na i tak wąskich drogach to aż trudno uwierzyć, że żaden z lokalnych myślicieli nie ruszy głową i nie zmieni tej absurdalnej sytuacji. Nie chcę już nawet wspominać o poprzeczkach na dojazdach do plaż i to oczywiście nie do plaż kurortów wypoczynkowych, tylko do dzikich plaż w kompletnym odludziu. Hello! Jak ktoś podróżuje kamperem, to też ma czasem ochotę na spacer po plaży. Jeśli chodzi o biwakowanie to sprawę załatwia przecież tabliczka NO CAMPING. Na szczęście nie było to nagminne zjawisko i generalnie nie mieliśmy żadnych problemów ze znalezieniem super miejsc ma dziki nocleg, z których ze trzy zasługują na reklamę i polecenie innym kamperowiczom.<br /><br />Koordynaty GPS na podstawie Google maps (specjalnie dla BoRa, ale innym też polecam):<br /><br />Na wydmach : 52°11'30.5"N 6°29'28.3"W (52.191800, -6.491200)<br />Na klifach: 52°40'30.4"N 9°40'56.6"W (52.675100, -9.682400)<br />Na skalnej pystyni : 53°03'54.7"N 9°21'41.4"W (53.065200, -9.361500)</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=a748bad1e8c7.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>8 lipca - Dale</h1>
<p>Przepłynęliśmy szczęśliwie Kanał Św. Jerzego i dobiliśmy do brzegu Walii w samym środku dnia. Skierowaliśmy się do Dale, gdzie spodziewaliśmy się znaleźć kilka bardzo nas interesujących atrakcji, namierzonych wcześniej w ulotkach informacyjnych. Po pierwsze sea fishing - dwugodzinny rejs na morze z możliwością łowienia makreli i innych stworów (szczyt marzeń dla Nikodema) lub morskie safari. Niestety na miejscu okazało się, że nie ma żadnego biura, które zajmowałyby się chętnymi na połów, dostępny jest natomiast numer telefonu, pod który należy dzwonić. Niestety włączała się automatyczna sekretarka, więc musieliśmy zrezygnować. Co do safari, po dokładnym przeczytaniu oferty stwierdziliśmy, że gwarantują pooglądanie ptaków, a delfiny i foki mogą się zdarzyć. Zważywszy na wygórowaną cenę, ptaki to dla nas trochę mało, tym bardziej, że one przecież siedzą na brzegu, a nie w wodzie. Resztę dnia spędziliśmy więc tradycyjnie, czyli spacerując po klifach, a późnym popołudniem znaleźliśmy sobie przytulne miejsce do spania przy plaży i w pełni skorzystaliśmy z jej uroków.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/hilux_kornwalia/09ebf1385df0.jpg" alt="09ebf1385df0" /></p>
<p> </p>
<h1>9 lipca - Hartland Point</h1>
<p>Najbliższe pięć dni zapowiada się ciepło i słonecznie. Postanowiliśmy więc dość szybko, niemal jednym skokiem, przemieścić się do Kornwalii by potem wyraźnie zwolnić i rozkoszować się podobno najpiękniejszymi w UK plażami. Zamierzaliśmy dojechać w okolicę Parku Narodowego Exmoor. Po krótkim, porannym spacerze na naszej plaży ruszyliśmy na południe. Oczywiście musieliśmy objechać Kanał Bristolski, więc zrobił się z tego kawał drogi. Popołudniem dotarliśmy w zamierzone miejsce (Watchet) na wybrzeżu i mocno się rozczarowaliśmy. Morze było w paskudnie brązowo- burym kolorze jak Wisła w czasie powodzi. Wygląda na to, że to rzeka Severn od ujścia w Bristolu aż tak daleko niesie swoje błotne wody. Stało się jasne, że to nie koniec jazdy na dzisiaj i dołożyliśmy kolejne 100km na południe. Najbardziej zaskakujące, że Watchet mimo owego do niczego nie podobnego morza i plaży wyglądało na miejscowość typowo letniskową z wieloma campingami, osiedlem mobile-home’ów, promenadą nadmorską i innymi atrakcjami. Kto tu jeździ?</p>
<p>Dzień zakończyliśmy tradycyjnie spacerem po klifach w okolicy latarni w Hatrland Point. Zaskakujące, że latarnia była zbudowana nie na wysokim brzegu tylko poniżej nad wodą. Ale tym razem woda miała zdecydowanie naturalny, morski kolor.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=b1e21653d1d1.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>11 lipca - wielkie plażowanie</h1>
<p>Od dwóch dni ustabilizował nam się harmonogram zajęć. Rano spacer po klifie, potem plaża-ocean-plaża, potem przejeżdżamy kilkanaście kilometrów na południe, ponownie plaża-ocean-plaża i dzień kończymy spacerem po klifach. Kornwalia naprawdę może się podobać, zwłaszcza w takiej pogodzie na jaką trafiliśmy. Klifowe wybrzeże raz po raz zagina się, otaczając piękne zatoczki z szerokimi piaszczystymi plażami, gdzie na atlantyckich falach próbują swoich sił mniej lub bardziej wprawni surferzy. Oczywiście przytłaczającą większość stanowią ci pierwsi, ale widać, że tutaj obowiązuje taki model korzystania z oceanu – bez pianki ciężko wejść, bo woda ma 14 stopni, pływać się nie da bo fala za duża, no to faktycznie zabawa z deską wydaje się rozsądną alternatywą. Co do plaż to szerokie są tylko rano i wieczorem, bo wczesnym popołudniem przychodzi przypływ i woda dochodzi do samego klifu, albo zostaje tylko 20m piasku (ten suchy pasek pod klifem na niektórych zdjęciach). Podczas spacerów po klifach obserwujemy przeróżne ptactwo i rzesze królików, no i dzisiaj odkryliśmy coś zaskakującego. Na naszych oczach kilka królików rzuciło się z klifu, a przynajmniej tak to wyglądało. Postanowiliśmy zgłębić tajemnicę tego zbiorowego szaleństwa i okazało się, że to nie choroba szalonych królików, tylko zwykła ucieczka do swoich nor. Tyle, że te nory były wykopane od strony oceanu pół metra poniżej krawędzi klifu. Jak mewy normalnie…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=2f75a407c145.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>13 lipca - Land's End</h1>
<p>Dotarliśmy do zachodniego krańca Wielkiej Brytanii, zwanego Land’s End. Początkowo mieliśmy zamiar stanąć na parkingu nieomal na końcu cypla, tak jak pozostali turyści, ale ponieważ pogoda była paskudna (nie tylko pochmurno i dżdżyście, ale też otaczała nas gęsta mgła) wybraliśmy się na poszukiwanie jakiegoś zacisznego miejsca na obiad, w nadziei na poprawę pogody. I tak trafiliśmy na parking z przemiłą Brytyjką, która zapewniła nas, że słońce pojawi się dopiero jutro, ale nie warto stawać na parkingu przy samym końcowym cyplu, tylko nieco dalej na północ, w porcie, w pobliżu plaży. Prowadzi stamtąd ścieżka spacerowa wzdłuż klifu aż na Land’s End, a sam parking kosztuje połowę mniej. Tymczasem pomimo mgły wybraliśmy się na spacer i choć niewiele było widać to i tak było przyjemnie, szczególnie, że w zatoce udało nam się wypatrzeć czteroosobową rodzinę fok.</p>
<p>Następnego dnia rzeczywiście przywitało nas słońce, więc wybraliśmy się na czubek Wielkiej Brytanii. Po drodze mieliśmy okazję podziwiać fantastyczne widoki, spacer nie był zbyt długi, ale zaowocował wieloma zdjęciami. Na miejscu krajobraz był równie piękny jak wcześniej, dodatkowo pojawiły się restauracje, sklepy z pamiątkami i całkiem fajny plac zabaw. Nieco z boku czeka na turystów jeszcze jedna atrakcja w postaci farmy. Niezbyt nam się wydała ciekawa, kilka kur, owiec, dwa kucyki i dwie lamy… Obładowani pamiątkami wróciliśmy do naszego portu i po obiedzie udaliśmy się na plażę, gdzie spędziliśmy resztę dnia. Fale były wyjątkowo wysokie, ku radości dzieci, więc mieli niezłą frajdę.</p>
<p>Parking w porcie oprócz atrakcyjnej ceny i świetnej lokalizacji między ścieżką do Land’s End z jednej strony i plażą z drugiej ma jeszcze jedną zaletę. Nie ma tabliczki „no overnight parking”, jak większość parkingów w UK, przeciwnie, ma wyraźną informację (wręcz zachętę), że taryfa za cały dzień postoju (3,5£) jest ważna do 9 rano następnego dnia. Ochoczo skorzystaliśmy z tego zaproszenia i my i jeszcze dwa inne kampery.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/hilux_kornwalia/90ef04cebc44.jpg" alt="90ef04cebc44" /></p>
<p> </p>
<h1>14 lipca - Whitesand Bay</h1>
<p>Wizyta na Land’s End była ostatnim akcentem naszego pobytu w Kornwalii, bardzo rekreacyjnego, plażowego i generalnie udanego pobytu. Gdyby brać pod uwagę tylko ilość słońca i morskich kąpieli można by przypuszczać, że ostatnie dni wakacji spędziliśmy gdzieś na południu Europy. Od dzisiaj obraliśmy kurs na wschód, a to oznacza, że zaczynamy wracać. Pierwszym przystankiem jest Whitesand Bay, ale nazwa brzmi lepiej niż rzeczywistość. Początkowy odcinek plaży faktycznie ma inną barwę piasku, ale raczej szarą, niż białą – a spodziewaliśmy się śnieżnobiałego piachu ze startych muszli i błękitnej wody…, krótko mówiąc – Karaibów. Reszta zatoki ma zwykły piasek, udekorowany licznymi skałkami. Pogoda dzisiaj nie rozpieszczała i słońce bardzo nieporadnie przedzierało się przez chmury, ale dzieci i tak wykorzystały te słoneczne chwile na kąpiel w oceanie.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=bbe88b3c7051.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>15 lipca - Chesil Beach</h1>
<p>Dzisiaj obudził nas kolejny ciepły i słoneczny dzień, więc szybko po śniadaniu zrobiliśmy kolejne zaplanowane 150km w stronę domu, a następnie ponownie oddaliśmy się plażowym urokom. Przystanek wypadł nam w okolicy Chesil Beach – niesamowite miejsce. Długa na 29km i wysoka na 15m mierzeja, zbudowana z malutkich okrągłych kamyczków, oddziela ocean od Fleet Lagoon. Ciekawostką jest to, że mierzeja przesuwa się w stronę lądu o 5cm na rok, a więc od czasu powstania (podobno ok.6000 lat temu) powinna przejść 300m. Wygląda na to, że Fleet Lagoon była kiedyś o wiele większa.</p>
<p>Woda w Atlantyku była tu wyjątkowo ciepła (chyba, że to my się już przyzwyczailiśmy), więc Nikodema, który stał się pasjonatem wielkich fal, ciężko było wyłowić na ląd.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=17d5c276d67d.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>17 lipca - Seven Sisters</h1>
<p>Na koniec podróży czas na przepiękne białe klify. Dziś podziwialiśmy Seven Sisters, które przy wyjątkowo słonecznej pogodzie prezentowały się wspaniale. Początkowo wędrowaliśmy baranim pastwiskiem, skąd rozciągał się widok na wijącą się rzekę i ciekawy teren wokół niej. Później trasa biegła wzdłuż rzeki, aż do ścieżki górą klifów. Widoki zachwycające! Trudno było przestać fotografować, dlatego z tej wyprawy zostało nam tak dużo zdjęć, że aż trudno zdecydować się, które wybrać. Spacer tym razem był bardziej wymagający, ze względu na sporej wielkości wgłębienia między siostrzanymi skałami oraz wyjątkowo ciepłą pogodę. Na szczęście nasze dzielne dzieci dały radę. W dobrym tonie jest pozostawienie po sobie pamiątki na klifie, w postaci napisu ułożonego z malutkich, kredowych kamyków. Ola wykorzystała ten zwyczaj i pozostawiła po sobie imię i kwiatuszek. Po powrocie do kampera udaliśmy się w kierunku Londynu - chcieliśmy jeszcze raz odwiedzić rodzinę. Niestety utknęliśmy w gigantycznym korku przed mostem w Dartford, gdzie staliśmy ponad półtorej godziny. Byliśmy przekonani, że zdarzył się jakiś straszny wypadek, który zatarasował pół autostrady. Kiedy dotarliśmy do miejsca zdarzenia okazało się, że ciężarówka wioząca 2m deski, stuknęła w filar i trochę tych desek wypadło. I Anglicy ku naszemu zdumieniu i oburzeniu, nosili w rękach po jednej desce na wózek widłowy, który dopiero ładował je na tira. Zablokowane w ten sposób były trzy z czterech pasów autostrady w godzinach szczytu!!! To chyba ta słynna angielska flegma...</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=toyota_hilux_do_anglii_irlandii&file=eaeff500e5a7.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>18 lipca - Dover</h1>
<p>Przed opuszczeniem przepięknej brytyjskiej ziemi, postanowiliśmy pospacerować jeszcze po białych klifach w Dover. Byliśmy tam już trzy lata temu, ale Ola nie pamiętała, więc szkoda by było sobie to odpuścić. Klify przepięknie się prezentują ze swymi białymi skałami, podmywane przez błękitne fale. W porównaniu z Seven Sisters trudniej tutaj dostrzec ich piękno, bo ścieżka spacerowa jest tak poprowadzona, że widać jedynie zielone łąki i kawałek kredowej skały, a najpiękniejsze widoki są od strony wody. Można oczywiście podejść do krawędzi, wychylić się i strzelić foty, ale dla dzieci to nie wskazane. Niemniej spacer był bardzo przyjemny, choć nieco męczący z powodu upału, który dotarł nawet tutaj. Wieczorem wsiedliśmy na prom do Calais i z pewnym smutkiem rozpoczęliśmy powrót do domu.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/hilux_kornwalia/mapa.jpg" alt="mapa" /></p>
<div class="cb"> </div>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><strong>GALERIA ZDJĘĆ </strong></p>
<p>{eventgallery event='toyota_hilux_do_anglii_irlandii" attr=images mode=lightbox max_images=100 thumb_width=170 offset=0 }</p>Przez Europę - kierunek Korsyka2019-08-21T06:46:41+02:002019-08-21T06:46:41+02:00https://landcruiser.pl/en/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/876-przez-europe-kierunek-korsykairkoirek@bluephoto.pl<p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/tytulowe/tytulowa_korsyka.jpg" alt=""></p><p> </p>
<p style="text-align: right;">Tekst i zdjęcia: <strong><a href="http://www.bluephoto.pl/">Ireneusz Rek</a></strong></p>
<p><strong>Mija właśnie dwa tygodnie w podróży. Przed nami ostatnie chwile na Korsyce. Na górze Serra di Pigno w pobliżu Bastii wieje i nie zawsze coś widać. Chmury wyjątkowo kłębiaste dziś przetaczają się nad wybrzeżem przysłaniając portowe miasto, z którego jutro będzie nam dane wrócić na kontynent. Na wyspie już od 9 dni, a na liczniku auta przybyło 1600 km przemierzone z północy na południe wyspy i z powrotem. Jaka jest z bliska ten najeżony zębami skal ląd z bliska?</strong></p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_0700.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Planując taka podróż zwykle pierwszy dzień katujemy się na autostradzie, rozpędzając auto już od wczesnych godzin nocnych, tak aby dotrzeć jak najdalej. Jadąc w Kierunku na Korsykę w głowie mamy marzenia o odwiedzeniu miejsc, które pozostały jeszcze białą plamą na naszej wyprawowej mapie. Jazda przez Niemcy nie zaskakuje jakimiś nadzwyczajnymi, egzotycznymi widokami. Krajobraz za oknem zbliżony do naszych płaskich przestrzeni, porośniętych swojskimi lasami i łanami pól. To wszystko do czasu. Pierwszy, zaplanowany postój wymyśliliśmy sobie w <strong><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Park_Narodowy_Saskiej_Szwajcarii">Parku Narodowym Saskiej Szwajcarii</a></strong> a dokładnie w <strong><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Bastei">Bastei</a></strong>. Nic nie zapowiada, że miejsce które osiągniemy będzie wyjątkowe. Do ostatniej chwili płasko, płasko, płasko… Aż nagle krajobraz pęka, rozcięty głęboką doliną Łaby. Jej rzegi zdobią liczne skalne ostańce, poryte pamiątkowymi napisami, nanoszonymi przez turystów juz od XIXw. Wcześnie rano nie ma jeszcze tu tłumów, choć im wyżej słońce na niebie tym bardziej przybywa ludzkich mrówek. Atrakcją tego miejsca poza przepięknymi widokami są zamek oraz zabytkowy, kamienny most rozpięty pomiędzy skałami. Z warowni, który swoja historią sięga XIIw, niewiele pozostało. Odnoszę wrażenie, że został on rozebrany do ostatniego kamienia żeby zbudować… most dla turystów. Malbork i Carcassonne też chciano rozebrać ale miały więcej szczęścia niż mała twierdza zagubiona w górach…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_0782.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Szybka, autostradową trasą jedziemy w kierunku Bawarii. Po setkach kilometrów, będziemy łapać oddech już za Monachium. Właściwie do czego potrzebna nam Bawaria w tej przygodzie? Celem jest <strong><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Neuschwanstein">Neuschwanstein</a></strong> a dokładnie słynny, stylizowany średniowieczny zamek zbudowany dla króla bawarskiego Ludwika II Wittelsbacha w XIXw. Ale to jutro. Dziś zaszyjemy sie na bawarskiej wsi, z dala od autostrady. Wieś <strong><a href="https://goo.gl/maps/S7UmJjAVoTq">Hulfing</a></strong> ma tą uroczą zaletę, że nie ma w niej zupełnie nic, poza wiejskim klimatem i fantastyczną gospodą. A że jest jeszcze w rozsądnej cenie… Jej zaleta, kuchenne specjały na kolacje w postaci różnych potraw z dziczyzny… palce lizać…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_0805.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Rano posilamy się spóźnionym śniadaniem (okazuje się że kartka z informacją o jego godzinie jest dwustronna i dziś rano ktoś właśnie ją odwrócił… na godzinę później…). Spieszymy się. <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Neuschwanstein">Neuschwanstein</a>to miejsce bardzo popularne, jest szansa że o wczesnej porze da sie kupić bilety . Pogoda nie najlepsza, mgliście. Jednak dziś mamy niedzielę wiec wydaje się że pójdzie łatwo… Nie poszło. Na lokalnej drodze, prawie tuż przed nasze auto wychodzi z kościoła kawalkada ubranych na ludowo Bawarczyków. Konie, procesja, panie w koronkach, panowie w kapelusikach z piórkiem i kusych spodenkach… pięknie to wygląda ale spieszymy się…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_0858.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Na miejscu wita nas <strong>Zamek <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Zamek_Hohenschwangau">Hohenschwangau</a></strong>, górujący nad szosą, potem miasteczko <strong><a href="https://goo.gl/maps/thMtYYR9hrH2">Schwangau</a></strong> i już widać sine ściany głównej atrakcji okolicy czyli pobliski <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Neuschwanstein"><strong>Neuschwanstei</strong>n</a> wybudowany na górującym nad miasteczkiem wzgórzu. Ponieważ atrakcja to wieka i chętnie odwiedzana, Bawarczycy przygotowali się do przyjęcia turystów znakomicie. Mamy tu kilka ogromnych parkingów, autobusy podwożące do zamku, powozy konne i… <a href="https://goo.gl/maps/thMtYYR9hrH2">jedna kasa na dole</a>, w mieście, do zakupu biletów na wszystkie atrakcje (nie da sie tego zrobić w zamku). Wejdziemy dopiero po 12-tej… Ma to swoją zaletę, mamy czas żeby podejść pieszo do zamku i podziwiać widoki. Najlepszy jest ze stalowego mostu<strong><a href="https://goo.gl/maps/wGm9tSyVtWm"> Marienbrücke</a></strong> na rzece Pöllat. Przewodniki miały słuszność, most jest znakomitym punktem widokowym. Jednak ma jedna wadę, małą nośność. Czekamy tylko chwilę ale gdy już wychodzimy kolejka chętnych wpuszczanych przez wąska bramkę, ciągnie sie na 100 m… O zamku powiem tylko tyle, że jest fabryką do zarabiania pieniędzy. Król Ludwik II budował go tylko dla siebie jako wyidealizowany średniowieczny zamek rycerski. Był niefunkcjonalny ale piękny i pełnił bardziej rolę nadających się do mieszkania kulis teatralnych iż pałacu. Stanowił świątynię przyjaźni, poświęconą życiu i twórczości Ryszarda Wagnera. W testamencie nakazał jego zburzenie. Dług jaki zaciągnął na budowę jednak trzeba było jakoś spłacić. Już sześć tygodni po jego śmierci budowle udostępniono turystom. Dzięki opłatom za wstęp do 1899r. uregulowano wszystkie zaległości. Dziś w zamku nie wolno fotografować, każdy musi trzymać plecak przed sobą, wejście na zwiedzanie jest podane z dokładnością co do minuty i każda grupa jest ponumerowana. Dlaczego? Co roku odwiedza to miejsce 1 3oo ooo osób! Turysta nie może się zatrzymywać, bo chce cos dokładniej zobaczyć, zrobić zdjęcia, następni juz depczą po piętach… Czy warto tu przyjechać? A czy warto spełniać marzenia?</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_1424.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1><strong>SZWAJCARIA</strong></h1>
<p>Ten sam dzień. Wieczór. Po uchyleniu okna w turystycznym hotelu w okolicach miasta <strong><a href="https://goo.gl/maps/cGXbQLAm7CQ2">Meiringen</a></strong> słychać jednostajny szum. Tak, to szum wody wodospadu w którym swoją śmiertelną potyczkę z doktorem Moriarty miał Sherlock Holmes. Pobliski wodospad <strong>Reichenbach</strong> jest na wyciągnięcie reki. Ale to już jutro.</p>
<p>Plan na Szwajcarię mamy taki, żeby pojechać kolejką linową w pobliże wiszącego mostu <a href="https://www.myswitzerland.com/pl/are-you-up-to-it.html">Trift</a> i zdobyć przełęcze oraz piękne wspomnienia z widoku na pobliski lodowiec i jezioro. Kładkę zbudowano ponieważ do niedawna, do pobliskiego schroniska można było dostać się po jęzorze lodowca. Jednak lodowiec to odległe wspomnienie siniejące jeszcze w oddali. W 2004 r. dla turystów wybudowano więc most. Trasa w dolinie fantastyczna. Szlak przedzielają co chwilę furtki, stoki podzielone są bowiem na hale na których wypasane są owce.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_1209.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Powrót do Meiringen. Spotkanie z pomnikiem słynnego Holmsa oraz alpinistów: Melchiora Andereega i Lesie Stephena. I jeszcze z bezami. Niektórzy twierdzą, że wynaleziono ją właśnie tutaj… W pobliskim sklepiku można zapatrzeć się w te słodycze, dodatkowo przyozdobione wizerunkiem Sherlocka. I jedna niespodzianka, niestety niemiła. W Meiringen, w poniedziałki większość restauracji jest nieczynne. Zupełnie jak u nas muzea z powodu pracy w niedziele…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_0974.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Miasteczko ma za to kilka asów, które sprawiają, że warto tu przyjechać. Kolejnym jest kanion rzeki Aare. Spacer szeroką doliną, wzdłuż jej brzegów i równoległych torów kolejowych wywołuje pytania gdzie będzie kanion? Na podpatrzonych w internecie zdjęciach jego ściany są strzeliste, przesmyk wąski a woda kłębi sie cienka strugą. Tuż za budynkiem kasy biletowej dochodzimy do pionowej ściany pękniętej zburzona wodą i jest! <strong><a href="https://www.aareschlucht.ch/">Aareschlucht</a> </strong>ma 1400m długości i aż 200m głębokości. Szeroka rzeka zwęża się w nim i kłębi w wąskiej szparze ścian. Wzdłuż całego kaniony poprowadzone są kładki, jednak w skałach wykuto również szeroka trasę dla tych którzy juz sie napatrzyli. Gdzieś tam w skale jest również tunel kolei. Podczas II WS. istniało nawet tajne przejście i kompleks pomieszczeń łączących kanion z trasą kolejową.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_1257.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Wieczór. Kolej ukośnie wspinająca się do <strong><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Reichenbach">wodospadu Reichenbach</a></strong> po 17-tej juz nie jeździ. Szkoda… Jednak do jego źródeł dojedziemy wąziutkim asfaltem w kierunku na <a href="https://zwirgi.ch/"><strong>Gasthaus Zwirg</strong>i</a>. Z tarasu restauracji popatrzeć można na dolinę z miasteczkiem, można zejść do wód wodospadu, można też zjechać na specjalnej, terenowej hulajnodze na sam dół. Wszystkiego spróbowaliśmy.</p>
<p> </p>
<h1>Pożegnanie ze Szwajcarią</h1>
<p>Ostatni dzień więc pora zobaczyć coś naprawdę wyjątkowego. Popatrzymy dziś z bliska na <strong>Eiger</strong>, który wraz z <strong>Mönchem</strong> i<strong> Jungfrau</strong> tworzy trio (Dreigestirn) wielkich szczytów w północnej części berneńskiego Oberlandu w Szwajcarii. Eiger wznosi się na wysokość 3970 metrów n.p.m. i jest najbardziej znaną górą w historii alpinizmu ekstremalnego. Gościł też Clinta Eastwooda oraz film „Akcja na Eigerze„. Żeby się tu dostać trzeba zostawić auta w <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Grindelwald">Gindelwaldzie</a> i stąd koleją zębatą wjechać na <strong><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Kleine_Scheidegg">Kleine Scheidegg</a></strong>. Zielone wagoniki kolejki można zastąpić czerwonymi i pojechać jeszcze wyżej, kolejką <strong><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Jungfraubahn">Jungfraubahn</a></strong>. O tym nie wiedzieliśmy i pieszo wchodzimy do stacji kolejki Eigergletscher (2320 m n.m.p.). Warto było! Po drodze niesamowite widoki i małe muzeum, w którym przedstawiono historię zdobywania Eigeru. Potem, na dworcu cos czego się tam nie spodziewaliśmy – przepyszna kuchnia w restauracji z widokiem na lodowiec.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_1506.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Trzeba przyznać, że wysokość rachunków jakie trzeba uiścić w szwajcarskich restauracjach i motelach jest zabójcza. Zabójcza podwójnie bo płacona we frankach, których kurs obecnie jest wysoce dla nas niekorzystny… Zaplanowaliśmy więc że uciekniemy stąd na granice włoską gdzie odetchniemy finansowo. Jeszcze rzut okiem na wodospad <strong>Staubbach</strong> w pobliżu miejscowości Lauterbrunnen. Ma wysokość 299 m i jest najwyższym i najsławniejszym wodospad w całej dolinie Lauterbrunnental. Niestety na żywo nie robi wielkiego wrażenia.</p>
<p>I jeszcze jedna niespodzianka w trasie – prom kolejowy. Pomiędzy miejscowościami Kandersteg i Goppenstein jest tunel ale auta pokonują go… załadowane na kolejowe platformy. Dalej już tradycyjnie, przez jedna z ładniejszych przeleczy alpejskich Sinplonpass i dobijamy do włoskiej granicy. Po jej przekroczeniu czuć, że to inny kraj, inny obyczaj, inny poziom zamożności. Po włoskiej stronie uderza widok zaniedbanych miasteczek, dróg, brak porządku.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_1671.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p> </p>
<p>W tym włoskim bałaganie mamy dotrzeć do miejscowości <strong><a href="http://www.italiapozaszlakiem.com/orta-san-giulio-przewodnik/">Orta San Giulio</a></strong>. To około 200 km od granicy, jednak jadąc przez okoliczna bylejakość trudno uwierzyć, że u celu znajdziemy coś innego. Jakże przyjemnie się czasami rozczarować! Miasteczko położone nad jeziorem Orta jest jak słodki cukierek w misce miętusów. Stare domy, sklepiki, restauracje. I jezioro na którego wodach błyszczy wyspa, <strong><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Wyspa_San_Giulio">Isola San Giulio</a></strong> wpisana na listę UNESCO. Tamże zlokalizowana jest barokowa Bazylika, ze szczątkami świętego Giulio (Juliusz z Novary) żyjącego w IV wieku n.e., który miał wedle legendy wypędzić z wyspy smoki i węże. Już spacer przez miasto jest atrakcją samą w sobie. Rejs taksówką wodną na wyspę, potem wędrówka wąskimi uliczkami i wizyta w kościele sprawiają, że satysfakcja z wizyty w tym miejscu rośnie. Powrót już trudniejszy. Wszystkie taksówki odpłynęły… Jednak okazuje się, że po wodach jeziora krąży tramwaj. Na przystani jest nawet rozkład i tak znów dostajemy sie do miasta. To nawet bardziej korzystne finansowo rozwiązanie.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_1726.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Po powrocie okazuje się że miasteczko wygląda już inaczej. Rano, pusty dziedziniec, nastrój tajemniczości snujący się w zakamarkach. Południową porą zmieniony na turystyczny, wielojęzyczny gwar i straganowy tłok na głównym dziedzińcu. Miasto żyje i ma dla odwiedzających wszystko czego potrzebują, wyjątkowy nastój, klimat ale też i pamiątki, i kulinarne przysmaki nawet w porze tutejszej sjesty. Choć jesteśmy w Piemoncie na centralnym <strong>Piazza Motta</strong> ciekawi architektonicznych pamiątek zwrócą uwagę na boletto czyli renesansowy odpowiednik ratusza, który w tym regionie to rzadkość a częściej spotkać go można w Lombardii. Potrzebujący duchowego wsparcia na pobliskich wzgórzach znajdą <strong>Sacro Monte di Orta</strong>, budowanego od XVw. który porównać można do naszej Kalwarii Zebrzydowskiej z kapliczkami poświęconymi jednak nie drodze krzyżowej a życiu św. Franciszka (wpisany na listę UNESCO).</p>
<p>Miasto pozostawia bardzo miłe wspomnienia ale Korsyka czeka! Na wyspę dostaniemy się z portu w <strong>Livorno</strong>. Wieczorem już meldujemy się w hotelu, który zlokalizowany jest bardzo blisko centrum starego miasta. Ma to tę zaletę, że zwiedzanie odbędzie się pieszo i to od razu z drzwi hotelu i wadę: zaparkować auta nie jest tu łatwo a do hotelowego garażu terenówki się nie mieszczą.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_1843.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Stare <strong>Livorno</strong> nie urzeka. Zniszczone podczas II WS nie posiada już tego uroku toskańskich miast jaki znajdziemy w innych miejscowościach regionu. I to wrażenie zaniedbania jakie towarzyszy większości do tej pory oglądanym włoskim okolicom. Odwiedzamy <strong>Forezzia Nuova </strong>i nie bardzo jest co oglądać. twierdza wygląda na opuszczoną i straszy połamanymi oknami czynnych jeszcze niedawno pomieszczeń, zarośnięta zielskiem… Przez ilość kanałów i fos miasto bywa nazywane drugą Wenecją. Na pływającym pomoście jednej z restauracji zjemy kolacje. Potem przychodzi wieczór i litościwie przykrywa to co zaniedbane, światłem malując po zabytkach i uliczkach. Do późnej nocy szwędamy się nad morzem w kierunku na Aqarium i <strong>Terrazza Mascagni</strong>. Okolice na południe miasta są znacznie przyjemniejsze dla oka. Szachownica nadmorskiego bulwaru zbudowana w latach trzydziestych XX wieku została znacznie przedłużona bezpośrednio po wojnie i nazwana na cześć kompozytora Leghorn Pietro Mascagni. W chwili obecnej jego powierzchnia to 8700 metrów kwadratowych utworzona z 34 800 czarno-białych płyt ale nadal jest w rozbudowie. Tu tętni też wieczorne życie miasta. Tu wyrastają nowe hotele i eleganckie budynki…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_1861.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Prom na Korsykę mamy już o 6.00. Niektórzy maja problem na portowe nabrzeża więc podpowiadam, ze należy szukać <a href="https://goo.gl/maps/7tcuWaXSfF12">Via A. Costa </a> gdzie znajduje się rondo i brama wjazdowa. Z promu jeszcze ostatni rzut okiem na miasto i Fortezzia Vecchia… Za 4 godziny KORSYKA!</p>
<p> </p>
<p> </p>
<p style="text-align: right;">Ciąg dalszy na: <a href="http://www.bluephoto.pl/tag/korsyka/">www.bluephoto.pl</a></p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><strong>GALERIA ZDJĘĆ </strong></p>
<p>{eventgallery event='w_kierunku_na_korsyke_2018" attr=images mode=lightbox max_images=100 thumb_width=170 offset=0 }</p><p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/tytulowe/tytulowa_korsyka.jpg" alt=""></p><p> </p>
<p style="text-align: right;">Tekst i zdjęcia: <strong><a href="http://www.bluephoto.pl/">Ireneusz Rek</a></strong></p>
<p><strong>Mija właśnie dwa tygodnie w podróży. Przed nami ostatnie chwile na Korsyce. Na górze Serra di Pigno w pobliżu Bastii wieje i nie zawsze coś widać. Chmury wyjątkowo kłębiaste dziś przetaczają się nad wybrzeżem przysłaniając portowe miasto, z którego jutro będzie nam dane wrócić na kontynent. Na wyspie już od 9 dni, a na liczniku auta przybyło 1600 km przemierzone z północy na południe wyspy i z powrotem. Jaka jest z bliska ten najeżony zębami skal ląd z bliska?</strong></p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_0700.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Planując taka podróż zwykle pierwszy dzień katujemy się na autostradzie, rozpędzając auto już od wczesnych godzin nocnych, tak aby dotrzeć jak najdalej. Jadąc w Kierunku na Korsykę w głowie mamy marzenia o odwiedzeniu miejsc, które pozostały jeszcze białą plamą na naszej wyprawowej mapie. Jazda przez Niemcy nie zaskakuje jakimiś nadzwyczajnymi, egzotycznymi widokami. Krajobraz za oknem zbliżony do naszych płaskich przestrzeni, porośniętych swojskimi lasami i łanami pól. To wszystko do czasu. Pierwszy, zaplanowany postój wymyśliliśmy sobie w <strong><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Park_Narodowy_Saskiej_Szwajcarii">Parku Narodowym Saskiej Szwajcarii</a></strong> a dokładnie w <strong><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Bastei">Bastei</a></strong>. Nic nie zapowiada, że miejsce które osiągniemy będzie wyjątkowe. Do ostatniej chwili płasko, płasko, płasko… Aż nagle krajobraz pęka, rozcięty głęboką doliną Łaby. Jej rzegi zdobią liczne skalne ostańce, poryte pamiątkowymi napisami, nanoszonymi przez turystów juz od XIXw. Wcześnie rano nie ma jeszcze tu tłumów, choć im wyżej słońce na niebie tym bardziej przybywa ludzkich mrówek. Atrakcją tego miejsca poza przepięknymi widokami są zamek oraz zabytkowy, kamienny most rozpięty pomiędzy skałami. Z warowni, który swoja historią sięga XIIw, niewiele pozostało. Odnoszę wrażenie, że został on rozebrany do ostatniego kamienia żeby zbudować… most dla turystów. Malbork i Carcassonne też chciano rozebrać ale miały więcej szczęścia niż mała twierdza zagubiona w górach…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_0782.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Szybka, autostradową trasą jedziemy w kierunku Bawarii. Po setkach kilometrów, będziemy łapać oddech już za Monachium. Właściwie do czego potrzebna nam Bawaria w tej przygodzie? Celem jest <strong><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Neuschwanstein">Neuschwanstein</a></strong> a dokładnie słynny, stylizowany średniowieczny zamek zbudowany dla króla bawarskiego Ludwika II Wittelsbacha w XIXw. Ale to jutro. Dziś zaszyjemy sie na bawarskiej wsi, z dala od autostrady. Wieś <strong><a href="https://goo.gl/maps/S7UmJjAVoTq">Hulfing</a></strong> ma tą uroczą zaletę, że nie ma w niej zupełnie nic, poza wiejskim klimatem i fantastyczną gospodą. A że jest jeszcze w rozsądnej cenie… Jej zaleta, kuchenne specjały na kolacje w postaci różnych potraw z dziczyzny… palce lizać…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_0805.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Rano posilamy się spóźnionym śniadaniem (okazuje się że kartka z informacją o jego godzinie jest dwustronna i dziś rano ktoś właśnie ją odwrócił… na godzinę później…). Spieszymy się. <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Neuschwanstein">Neuschwanstein</a>to miejsce bardzo popularne, jest szansa że o wczesnej porze da sie kupić bilety . Pogoda nie najlepsza, mgliście. Jednak dziś mamy niedzielę wiec wydaje się że pójdzie łatwo… Nie poszło. Na lokalnej drodze, prawie tuż przed nasze auto wychodzi z kościoła kawalkada ubranych na ludowo Bawarczyków. Konie, procesja, panie w koronkach, panowie w kapelusikach z piórkiem i kusych spodenkach… pięknie to wygląda ale spieszymy się…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_0858.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Na miejscu wita nas <strong>Zamek <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Zamek_Hohenschwangau">Hohenschwangau</a></strong>, górujący nad szosą, potem miasteczko <strong><a href="https://goo.gl/maps/thMtYYR9hrH2">Schwangau</a></strong> i już widać sine ściany głównej atrakcji okolicy czyli pobliski <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Neuschwanstein"><strong>Neuschwanstei</strong>n</a> wybudowany na górującym nad miasteczkiem wzgórzu. Ponieważ atrakcja to wieka i chętnie odwiedzana, Bawarczycy przygotowali się do przyjęcia turystów znakomicie. Mamy tu kilka ogromnych parkingów, autobusy podwożące do zamku, powozy konne i… <a href="https://goo.gl/maps/thMtYYR9hrH2">jedna kasa na dole</a>, w mieście, do zakupu biletów na wszystkie atrakcje (nie da sie tego zrobić w zamku). Wejdziemy dopiero po 12-tej… Ma to swoją zaletę, mamy czas żeby podejść pieszo do zamku i podziwiać widoki. Najlepszy jest ze stalowego mostu<strong><a href="https://goo.gl/maps/wGm9tSyVtWm"> Marienbrücke</a></strong> na rzece Pöllat. Przewodniki miały słuszność, most jest znakomitym punktem widokowym. Jednak ma jedna wadę, małą nośność. Czekamy tylko chwilę ale gdy już wychodzimy kolejka chętnych wpuszczanych przez wąska bramkę, ciągnie sie na 100 m… O zamku powiem tylko tyle, że jest fabryką do zarabiania pieniędzy. Król Ludwik II budował go tylko dla siebie jako wyidealizowany średniowieczny zamek rycerski. Był niefunkcjonalny ale piękny i pełnił bardziej rolę nadających się do mieszkania kulis teatralnych iż pałacu. Stanowił świątynię przyjaźni, poświęconą życiu i twórczości Ryszarda Wagnera. W testamencie nakazał jego zburzenie. Dług jaki zaciągnął na budowę jednak trzeba było jakoś spłacić. Już sześć tygodni po jego śmierci budowle udostępniono turystom. Dzięki opłatom za wstęp do 1899r. uregulowano wszystkie zaległości. Dziś w zamku nie wolno fotografować, każdy musi trzymać plecak przed sobą, wejście na zwiedzanie jest podane z dokładnością co do minuty i każda grupa jest ponumerowana. Dlaczego? Co roku odwiedza to miejsce 1 3oo ooo osób! Turysta nie może się zatrzymywać, bo chce cos dokładniej zobaczyć, zrobić zdjęcia, następni juz depczą po piętach… Czy warto tu przyjechać? A czy warto spełniać marzenia?</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_1424.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1><strong>SZWAJCARIA</strong></h1>
<p>Ten sam dzień. Wieczór. Po uchyleniu okna w turystycznym hotelu w okolicach miasta <strong><a href="https://goo.gl/maps/cGXbQLAm7CQ2">Meiringen</a></strong> słychać jednostajny szum. Tak, to szum wody wodospadu w którym swoją śmiertelną potyczkę z doktorem Moriarty miał Sherlock Holmes. Pobliski wodospad <strong>Reichenbach</strong> jest na wyciągnięcie reki. Ale to już jutro.</p>
<p>Plan na Szwajcarię mamy taki, żeby pojechać kolejką linową w pobliże wiszącego mostu <a href="https://www.myswitzerland.com/pl/are-you-up-to-it.html">Trift</a> i zdobyć przełęcze oraz piękne wspomnienia z widoku na pobliski lodowiec i jezioro. Kładkę zbudowano ponieważ do niedawna, do pobliskiego schroniska można było dostać się po jęzorze lodowca. Jednak lodowiec to odległe wspomnienie siniejące jeszcze w oddali. W 2004 r. dla turystów wybudowano więc most. Trasa w dolinie fantastyczna. Szlak przedzielają co chwilę furtki, stoki podzielone są bowiem na hale na których wypasane są owce.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_1209.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Powrót do Meiringen. Spotkanie z pomnikiem słynnego Holmsa oraz alpinistów: Melchiora Andereega i Lesie Stephena. I jeszcze z bezami. Niektórzy twierdzą, że wynaleziono ją właśnie tutaj… W pobliskim sklepiku można zapatrzeć się w te słodycze, dodatkowo przyozdobione wizerunkiem Sherlocka. I jedna niespodzianka, niestety niemiła. W Meiringen, w poniedziałki większość restauracji jest nieczynne. Zupełnie jak u nas muzea z powodu pracy w niedziele…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_0974.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Miasteczko ma za to kilka asów, które sprawiają, że warto tu przyjechać. Kolejnym jest kanion rzeki Aare. Spacer szeroką doliną, wzdłuż jej brzegów i równoległych torów kolejowych wywołuje pytania gdzie będzie kanion? Na podpatrzonych w internecie zdjęciach jego ściany są strzeliste, przesmyk wąski a woda kłębi sie cienka strugą. Tuż za budynkiem kasy biletowej dochodzimy do pionowej ściany pękniętej zburzona wodą i jest! <strong><a href="https://www.aareschlucht.ch/">Aareschlucht</a> </strong>ma 1400m długości i aż 200m głębokości. Szeroka rzeka zwęża się w nim i kłębi w wąskiej szparze ścian. Wzdłuż całego kaniony poprowadzone są kładki, jednak w skałach wykuto również szeroka trasę dla tych którzy juz sie napatrzyli. Gdzieś tam w skale jest również tunel kolei. Podczas II WS. istniało nawet tajne przejście i kompleks pomieszczeń łączących kanion z trasą kolejową.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_1257.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Wieczór. Kolej ukośnie wspinająca się do <strong><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Reichenbach">wodospadu Reichenbach</a></strong> po 17-tej juz nie jeździ. Szkoda… Jednak do jego źródeł dojedziemy wąziutkim asfaltem w kierunku na <a href="https://zwirgi.ch/"><strong>Gasthaus Zwirg</strong>i</a>. Z tarasu restauracji popatrzeć można na dolinę z miasteczkiem, można zejść do wód wodospadu, można też zjechać na specjalnej, terenowej hulajnodze na sam dół. Wszystkiego spróbowaliśmy.</p>
<p> </p>
<h1>Pożegnanie ze Szwajcarią</h1>
<p>Ostatni dzień więc pora zobaczyć coś naprawdę wyjątkowego. Popatrzymy dziś z bliska na <strong>Eiger</strong>, który wraz z <strong>Mönchem</strong> i<strong> Jungfrau</strong> tworzy trio (Dreigestirn) wielkich szczytów w północnej części berneńskiego Oberlandu w Szwajcarii. Eiger wznosi się na wysokość 3970 metrów n.p.m. i jest najbardziej znaną górą w historii alpinizmu ekstremalnego. Gościł też Clinta Eastwooda oraz film „Akcja na Eigerze„. Żeby się tu dostać trzeba zostawić auta w <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Grindelwald">Gindelwaldzie</a> i stąd koleją zębatą wjechać na <strong><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Kleine_Scheidegg">Kleine Scheidegg</a></strong>. Zielone wagoniki kolejki można zastąpić czerwonymi i pojechać jeszcze wyżej, kolejką <strong><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Jungfraubahn">Jungfraubahn</a></strong>. O tym nie wiedzieliśmy i pieszo wchodzimy do stacji kolejki Eigergletscher (2320 m n.m.p.). Warto było! Po drodze niesamowite widoki i małe muzeum, w którym przedstawiono historię zdobywania Eigeru. Potem, na dworcu cos czego się tam nie spodziewaliśmy – przepyszna kuchnia w restauracji z widokiem na lodowiec.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_1506.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Trzeba przyznać, że wysokość rachunków jakie trzeba uiścić w szwajcarskich restauracjach i motelach jest zabójcza. Zabójcza podwójnie bo płacona we frankach, których kurs obecnie jest wysoce dla nas niekorzystny… Zaplanowaliśmy więc że uciekniemy stąd na granice włoską gdzie odetchniemy finansowo. Jeszcze rzut okiem na wodospad <strong>Staubbach</strong> w pobliżu miejscowości Lauterbrunnen. Ma wysokość 299 m i jest najwyższym i najsławniejszym wodospad w całej dolinie Lauterbrunnental. Niestety na żywo nie robi wielkiego wrażenia.</p>
<p>I jeszcze jedna niespodzianka w trasie – prom kolejowy. Pomiędzy miejscowościami Kandersteg i Goppenstein jest tunel ale auta pokonują go… załadowane na kolejowe platformy. Dalej już tradycyjnie, przez jedna z ładniejszych przeleczy alpejskich Sinplonpass i dobijamy do włoskiej granicy. Po jej przekroczeniu czuć, że to inny kraj, inny obyczaj, inny poziom zamożności. Po włoskiej stronie uderza widok zaniedbanych miasteczek, dróg, brak porządku.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_1671.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p> </p>
<p>W tym włoskim bałaganie mamy dotrzeć do miejscowości <strong><a href="http://www.italiapozaszlakiem.com/orta-san-giulio-przewodnik/">Orta San Giulio</a></strong>. To około 200 km od granicy, jednak jadąc przez okoliczna bylejakość trudno uwierzyć, że u celu znajdziemy coś innego. Jakże przyjemnie się czasami rozczarować! Miasteczko położone nad jeziorem Orta jest jak słodki cukierek w misce miętusów. Stare domy, sklepiki, restauracje. I jezioro na którego wodach błyszczy wyspa, <strong><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Wyspa_San_Giulio">Isola San Giulio</a></strong> wpisana na listę UNESCO. Tamże zlokalizowana jest barokowa Bazylika, ze szczątkami świętego Giulio (Juliusz z Novary) żyjącego w IV wieku n.e., który miał wedle legendy wypędzić z wyspy smoki i węże. Już spacer przez miasto jest atrakcją samą w sobie. Rejs taksówką wodną na wyspę, potem wędrówka wąskimi uliczkami i wizyta w kościele sprawiają, że satysfakcja z wizyty w tym miejscu rośnie. Powrót już trudniejszy. Wszystkie taksówki odpłynęły… Jednak okazuje się, że po wodach jeziora krąży tramwaj. Na przystani jest nawet rozkład i tak znów dostajemy sie do miasta. To nawet bardziej korzystne finansowo rozwiązanie.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_1726.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Po powrocie okazuje się że miasteczko wygląda już inaczej. Rano, pusty dziedziniec, nastrój tajemniczości snujący się w zakamarkach. Południową porą zmieniony na turystyczny, wielojęzyczny gwar i straganowy tłok na głównym dziedzińcu. Miasto żyje i ma dla odwiedzających wszystko czego potrzebują, wyjątkowy nastój, klimat ale też i pamiątki, i kulinarne przysmaki nawet w porze tutejszej sjesty. Choć jesteśmy w Piemoncie na centralnym <strong>Piazza Motta</strong> ciekawi architektonicznych pamiątek zwrócą uwagę na boletto czyli renesansowy odpowiednik ratusza, który w tym regionie to rzadkość a częściej spotkać go można w Lombardii. Potrzebujący duchowego wsparcia na pobliskich wzgórzach znajdą <strong>Sacro Monte di Orta</strong>, budowanego od XVw. który porównać można do naszej Kalwarii Zebrzydowskiej z kapliczkami poświęconymi jednak nie drodze krzyżowej a życiu św. Franciszka (wpisany na listę UNESCO).</p>
<p>Miasto pozostawia bardzo miłe wspomnienia ale Korsyka czeka! Na wyspę dostaniemy się z portu w <strong>Livorno</strong>. Wieczorem już meldujemy się w hotelu, który zlokalizowany jest bardzo blisko centrum starego miasta. Ma to tę zaletę, że zwiedzanie odbędzie się pieszo i to od razu z drzwi hotelu i wadę: zaparkować auta nie jest tu łatwo a do hotelowego garażu terenówki się nie mieszczą.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_1843.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Stare <strong>Livorno</strong> nie urzeka. Zniszczone podczas II WS nie posiada już tego uroku toskańskich miast jaki znajdziemy w innych miejscowościach regionu. I to wrażenie zaniedbania jakie towarzyszy większości do tej pory oglądanym włoskim okolicom. Odwiedzamy <strong>Forezzia Nuova </strong>i nie bardzo jest co oglądać. twierdza wygląda na opuszczoną i straszy połamanymi oknami czynnych jeszcze niedawno pomieszczeń, zarośnięta zielskiem… Przez ilość kanałów i fos miasto bywa nazywane drugą Wenecją. Na pływającym pomoście jednej z restauracji zjemy kolacje. Potem przychodzi wieczór i litościwie przykrywa to co zaniedbane, światłem malując po zabytkach i uliczkach. Do późnej nocy szwędamy się nad morzem w kierunku na Aqarium i <strong>Terrazza Mascagni</strong>. Okolice na południe miasta są znacznie przyjemniejsze dla oka. Szachownica nadmorskiego bulwaru zbudowana w latach trzydziestych XX wieku została znacznie przedłużona bezpośrednio po wojnie i nazwana na cześć kompozytora Leghorn Pietro Mascagni. W chwili obecnej jego powierzchnia to 8700 metrów kwadratowych utworzona z 34 800 czarno-białych płyt ale nadal jest w rozbudowie. Tu tętni też wieczorne życie miasta. Tu wyrastają nowe hotele i eleganckie budynki…</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=w_kierunku_na_korsyke_2018&file=2018.07_korsyka__IMG_1861.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Prom na Korsykę mamy już o 6.00. Niektórzy maja problem na portowe nabrzeża więc podpowiadam, ze należy szukać <a href="https://goo.gl/maps/7tcuWaXSfF12">Via A. Costa </a> gdzie znajduje się rondo i brama wjazdowa. Z promu jeszcze ostatni rzut okiem na miasto i Fortezzia Vecchia… Za 4 godziny KORSYKA!</p>
<p> </p>
<p> </p>
<p style="text-align: right;">Ciąg dalszy na: <a href="http://www.bluephoto.pl/tag/korsyka/">www.bluephoto.pl</a></p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><strong>GALERIA ZDJĘĆ </strong></p>
<p>{eventgallery event='w_kierunku_na_korsyke_2018" attr=images mode=lightbox max_images=100 thumb_width=170 offset=0 }</p>"Od Inflat po Kaukaz" z Piotrem Kulczyną2019-03-30T23:40:04+01:002019-03-30T23:40:04+01:00https://landcruiser.pl/en/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/850-od-inflat-po-kaukaz-z-piotrem-kulczynairkoirek@bluephoto.pl<p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/kulczyna_od_inflant_po_kaukaz/tytulowa_kulczyna_inflanty.jpg" alt=""></p><p> </p>
<p>Każdy kto zawitał na <a href="http://toyotaoffroadfestival.pl">Toyota Offroad Festival</a> miał okazje poznać czerwonego <a href="https://www.landcruiser.pl/auta-2/artykuly-o-toyota-land-cruiser-j4-2/516-45-ka-na-wyprawe-piotra-kulczyny">Land Cruisera 40</a> oraz leśnika ze Smolnicy, którzy od lat przemierzają szlaki Europy i Azji. O tym gdzie Piotr Kulczyna samotnie lub wraz z synem Stanisławem byli mieliśmy okazję się przekonać oddając się lekturze książek Piotra. Była już <a href="https://www.landcruiser.pl/czytelnia/relacje-z-wypraw/azja/604-piotr-kulczyna-w-podrozy-po-azji-za-kierownica-toyota-land-cruiser-bj45">"Droga na wschód"</a>, "<a href="https://www.landcruiser.pl/czytelnia/relacje-z-wypraw/polska/606-piotr-kulczyna-konno-przez-polske-fragment-ksiazki">Konno przez Polskę</a>" a ostatnio <a href="https://www.landcruiser.pl/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/769-ukraina-bez-przewodnika-fragmenty-ksiazki-piotra-kulczyny">"Ukraina bez przewodnika"</a>. Już wkrótce kolejna gratka dla amatorów przygód i opowieści o drodze poprzez kraje dalekie i bliskie, pokonywaniu kilometrów dróg i własnych słabości. Opowieść o tym, że warto wyruszyć z domu po przygodę...</p>
<h1>Przed Wami fragmenty powieści "Od Inflat po Kaukaz". </h1>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/kulczyna_od_inflant_po_kaukaz/kulczyna_inflanty_03.jpg" alt="kulczyna inflanty 03" /></p>
<h1> </h1>
<h1>AZJA MNIEJSZA - ANATOLIA</h1>
<p>"Rozłożyłem ogromną mapę Europy na dywanie mojego pokoju. Jeszcze nie zdążyłem rozwinąć poszczególnych stron, a już wbiegła na nią Zuzia, mój posokowiec bawarski, zostawiając ślady brudnych łap. „Wypad mi stąd” - krzyknąłem, zganiając psa z nowiutkiej mapy. Był rok 2006, a ja nieśmiało zacząłem układać plan podróży. Rozmyślałem, jak tu objechać dookoła Morze Czarne, wpaść na chwilę w Wysoki Kaukaz i na Zakaukazie, przemierzyć wschodnią część Turcji aż po Wyżynę Armeńską, wykąpać się w Morzu Kaspijskim… To były marzenia i to dość odległe.</p>
<p>Nie miałem, a raczej nie mieliśmy, bo wybierałem się w podróż z synami, żadnego najmniejszego nawet doświadczenia w poznawaniu odległego świata. Nasza wiedza o Dalekim czy Bliskim Wschodzie opierała się na przeczytanych książkach i skąpych zasłyszanych opowieściach wielkich podróżników.</p>
<p>Takie to były nasze początki. Tak właśnie zaczęły się samochodowe podróże, poznawanie wielu ludzi i krajów, nasza wielka przygoda z nieznanym. Świat z każdym wyjazdem stawał się mniejszy i bardziej dostępny. Mieliśmy ogromnie dużo szczęścia do napotkanych ludzi. Wielokulturowość każdej z odwiedzonych części Azji była inna. Każdy region świata miał swoją tradycję i swoją historię. To, co łączyło wszystkich ludzi, spajało w całość, stanowiło jedność i potwierdzało się w każdej odwiedzanej przez nas części świata, to była serdeczność, bezinteresowność, gościnność i zupełny brak obojętności wobec drugiego człowieka. Im dalej parliśmy na Wschód, tym ludzie stawali się bardziej przyjaźni i ciekawi, skąd jesteśmy, z jakiego kraju do nich zawitaliśmy. Podziwiali nas, a nawet byli dumni, że są odwiedzani przez przybyszów z tak dla nich odległych, egzotycznych stron świata."</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/kulczyna_od_inflant_po_kaukaz/kulczyna_inflanty_12.jpg" alt="kulczyna inflanty 12" /></p>
<p> </p>
<h1>INFLANTY</h1>
<p>"Urokliwym wąskim deptakiem ułożonym z desek wzdłuż brzegów jeziora doszliśmy do naszego obozowiska. Staszek zaproponował nocleg nad brzegiem wody. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, wytaszczył z namiotu materace i ułożył je obok ogniskowego kręgu oddalonego od wody o zaledwie kilka metrów. Pozbierał kawałki drewna wyrzucone przez fale jeziora i wepchane pomiędzy kamienie linii brzegowej. Wspaniały był to wieczór. Leżeliśmy razem nad wielkim jeziorem na wojskowych materacach i wspominaliśmy przy ognisku dziecięce lata synów, gdy jako mali chłopcy, nie odstępując mnie na krok, jeździli ze mną w kłobuckie lasy i wysiadywali godzinami na leśnych ambonach. Jakże dużym wysiłkiem musiała być dla nich pobudka o zaraniu dnia, by zobaczyć wschód słońca nad polami, wyczekiwać na chwiejącej się zwyżce rogacza czy sunące watahy dzików powracające do lasu z całonocnego żerowania na ziemniaczanych polach. Staś wspominał zawody strzeleckie, jak to z wielkim zapałem zbierali z Pawłem nierozbite rzutki, by ponownie załadować je do maszyny, albo jak narobili mi problemów, gdy przynieśli do szkoły cały plecak kolorowych łusek po wystrzelonych śrutowych pociskach, skrupulatnie wybranych ze strzelniczych koszy. A gdy przed dziesięciu laty pojawiły się w leśniczówce konie… - to dopiero zaczęła się przygoda.</p>
<p>Tak, o koniach Staś najbardziej lubił rozmawiać. Zdawkowe zdania zamieniały się wówczas w potok słów, a emocje brały górę, zyskując wyraźną przewagę, bowiem zwykłą rozmowę zastępowała gorącą dyskusja. Wspominaliśmy Lombarda i jego wyjątkowy charakter, gdyż właśnie ten koń miał największy wpływ na mojego syna. To z nim Staszek rozmawiał jak z równym sobie partnerem. Zresztą tak samo się traktowali. Obydwoje byli uparci i pewni siebie. Do rangi leśniczówkowych anegdot już na stałe wpisały się ich leśne spacery, bo w teren wyjeżdżali zawsze razem - Staś na Lombardzie - lecz wracali… osobno. Staszek szedł pierwszy, wściekając się na swojego przyjaciela, a za nim ze zwieszoną głową człapał jego koń, mrucząc coś pod nosem. Jeden złorzeczył na drugiego, choć jeden bez drugiego nie potrafił żyć. Po śmierci Lombarda wszystko się zmieniło. Już żaden inny koń nie był w stanie go zastąpić. Staszek jeździł konno coraz rzadziej i nawet zakupiony niebawem przepiękny rasowy ogier o zawadiackim imieniu Doping nie był w stanie dorównać wspomnieniom o Lombardzie, a co dopiero go zastąpić."</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/kulczyna_od_inflant_po_kaukaz/kulczyna_inflanty_11.jpg" alt="kulczyna inflanty 11" /></p>
<p> </p>
<h1>TĘTNIACY WYJAZD</h1>
<p>"Przymknąłem oczy. Głowa mi ciążyła, w skroniach poczułem ciepło. Kotłujące się we mnie myśli pochłonęła mama. Bardzo wyraźnie widziałem jej zafrasowaną twarz, tęskniłem za jej głosem. Czym dla człowieka jest matka? Moja była wyjątkowa - ciepła, mądra i wyrozumiała, łatwowierna. Czasami musiałem jej tłumaczyć wspólnie oglądane filmy. Wszystko - niepewność, prostoduszność, naiwność znikały, gdy zaczynaliśmy rozmawiać o historii, o wielkich ludziach z dawnych czasów i wydarzeniach, w których brali udział. Kochała historię Francji z jej barwną przeszłością znaną z przeczytanych setek książek. Opowiadała o Napoleonie Bonaparte, Ludwiku XIV, Maximilianie Robespierre, kardynale Jules Mazanin, zburzeniu Bastylii i Wielkiej Rewolucji, małym Delfinie, jakobinach i żyrondystach. Wspaniałe były te mamine gawędy. Do dziś pamiętam, jak odprowadzając mnie do przedszkola, opowiadała o wielkim triumfie polskich szwoleżerów w szarży pod Somosierrą, zwycięskiej bitwie pod Wagram, klęsce pod Lipskiem i śmierci księcia Józefa Poniatowskiego, zwycięstwie Brytyjczyków pod Trafalgarem, porażce Napoleona pod Waterloo i jego zesłaniu na Wyspę Św. Heleny. Przywoływała z pamięci wspaniałych dowódców: Józefa Piłsudzkiego, kapitana Nelsona, generała Lassalle, księcia Poniatowskiego, Tadeusza Kościuszkę, Romualda Traugutta, Wellingtona i wielu, wielu innych, zaś mity greckie i rzymskie w ustach mojej mamy zamieniały się w najpiękniejsze baśnie. Bogowie Zeus, Posejdon, Hera, Hefajstos, Hermes, Herkules, postacie „Iliady” i „Odysei”, Menelaos, Odyseusz, Priam, Hektor, Achilles stawali się bohaterami dziecięcych zabaw.</p>
<p>Gdy troszkę podrosłem, tematy zaczęły się zmieniać i do naszych rozmów dołączyły miłość ojczyzny i patriotyzm. Rozmowy spoważniały i co rusz wywoływały we mnie wątpliwości, ale jednocześnie rozbudzały moją świadomość. Ileż to czasu spędzałem z moją mamą… Najpierw słuchałem jej słów, a potem z nią dyskutowałem, gdy pod wpływem przeczytanych książek, które sama mi podsuwała, zaczynałem mieć własne zdanie i poglądy na wiele spraw. Czasami rozmowy przybierały gwałtowny charakter, gdyż w żyłach młodego chłopaka gromadził się młodzieńczy bunt i radykalizowały się poglądy. Dążyłem za wszelką cenę do zdefiniowania samego siebie. Miotałem się i szukałem nie wiedzieć czego, by budować własną tożsamości. Matka zawsze miała dla mnie czas, wpajała mi patriotyzm i miłość do wolnej ojczyzny, lecz gdy wstąpiłem do podziemnej „Solidarności” w stanie wojennym, drżało jej matczyne serce. Bała się o mnie, gdy ukradkiem czmychałem z domu na spotkania. Pamiętam, jaka była pełna obaw, gdy brałem udział w niepodległościowych manifestacjach. Stała zapłakana w drzwiach i próbowała mnie zatrzymać. Chodziła niespokojna od okna do drzwi, wypatrując wracającego - Bóg jeden wie skąd – syna, by później w nocy ślęczeć przy łóżku i zmieniać okłady na granatowych i opuchniętych plecach. Jej serce było zranione bólem i niepokojem. Przechodziła upokarzające rewizje mieszkania, aresztowanie i relegowanie syna ze szkoły, a jej autorytet wspaniałego pedagoga cierpiał potworne obelgi. Do tego paraliżujący strach o dziecko, gdy lekarze nie wiedzieli, czy uda się uratować pobitą twarz chłopaka wierzącego w swoje ideały. Tak to już bywa, gdy pierwszą kołysanką jest Marsz Pierwszej Brygady."</p>
<p> </p>
<p>Te trzy fragmenty przedstawiają jaki jest Piotr Kulczyna, jego podróżnicze początki i pomysł na podróżowanie. Chcielibyście przeczytać wiecej? Zapraszamy do wydawnictwa <a href="https://www.arw-vectra.pl/Piotr_Kulczyna">VECTRA</a>. Już wkróce w księgarniach pojawi się opowieść <strong>"Od Inflat po Kaukaz"</strong> a potem ostatnia część serii "Podróże na 4 koła" czyli <strong>"Rosja"</strong>.</p>
<p> </p>
<h1><img src="https://www.landcruiser.pl/images/kulczyna_od_inflant_po_kaukaz/podroze_na_4_kola.jpg" alt="podroze na 4 kola" /></h1>
<p> </p>
<p> </p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><strong>GALERIA ZDJĘĆ</strong></p>
<p>{eventgallery event='kulczyna_inflanty" attr=images mode=lightbox max_images=100 thumb_width=170 offset=0 }</p><p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/kulczyna_od_inflant_po_kaukaz/tytulowa_kulczyna_inflanty.jpg" alt=""></p><p> </p>
<p>Każdy kto zawitał na <a href="http://toyotaoffroadfestival.pl">Toyota Offroad Festival</a> miał okazje poznać czerwonego <a href="https://www.landcruiser.pl/auta-2/artykuly-o-toyota-land-cruiser-j4-2/516-45-ka-na-wyprawe-piotra-kulczyny">Land Cruisera 40</a> oraz leśnika ze Smolnicy, którzy od lat przemierzają szlaki Europy i Azji. O tym gdzie Piotr Kulczyna samotnie lub wraz z synem Stanisławem byli mieliśmy okazję się przekonać oddając się lekturze książek Piotra. Była już <a href="https://www.landcruiser.pl/czytelnia/relacje-z-wypraw/azja/604-piotr-kulczyna-w-podrozy-po-azji-za-kierownica-toyota-land-cruiser-bj45">"Droga na wschód"</a>, "<a href="https://www.landcruiser.pl/czytelnia/relacje-z-wypraw/polska/606-piotr-kulczyna-konno-przez-polske-fragment-ksiazki">Konno przez Polskę</a>" a ostatnio <a href="https://www.landcruiser.pl/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/769-ukraina-bez-przewodnika-fragmenty-ksiazki-piotra-kulczyny">"Ukraina bez przewodnika"</a>. Już wkrótce kolejna gratka dla amatorów przygód i opowieści o drodze poprzez kraje dalekie i bliskie, pokonywaniu kilometrów dróg i własnych słabości. Opowieść o tym, że warto wyruszyć z domu po przygodę...</p>
<h1>Przed Wami fragmenty powieści "Od Inflat po Kaukaz". </h1>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/kulczyna_od_inflant_po_kaukaz/kulczyna_inflanty_03.jpg" alt="kulczyna inflanty 03" /></p>
<h1> </h1>
<h1>AZJA MNIEJSZA - ANATOLIA</h1>
<p>"Rozłożyłem ogromną mapę Europy na dywanie mojego pokoju. Jeszcze nie zdążyłem rozwinąć poszczególnych stron, a już wbiegła na nią Zuzia, mój posokowiec bawarski, zostawiając ślady brudnych łap. „Wypad mi stąd” - krzyknąłem, zganiając psa z nowiutkiej mapy. Był rok 2006, a ja nieśmiało zacząłem układać plan podróży. Rozmyślałem, jak tu objechać dookoła Morze Czarne, wpaść na chwilę w Wysoki Kaukaz i na Zakaukazie, przemierzyć wschodnią część Turcji aż po Wyżynę Armeńską, wykąpać się w Morzu Kaspijskim… To były marzenia i to dość odległe.</p>
<p>Nie miałem, a raczej nie mieliśmy, bo wybierałem się w podróż z synami, żadnego najmniejszego nawet doświadczenia w poznawaniu odległego świata. Nasza wiedza o Dalekim czy Bliskim Wschodzie opierała się na przeczytanych książkach i skąpych zasłyszanych opowieściach wielkich podróżników.</p>
<p>Takie to były nasze początki. Tak właśnie zaczęły się samochodowe podróże, poznawanie wielu ludzi i krajów, nasza wielka przygoda z nieznanym. Świat z każdym wyjazdem stawał się mniejszy i bardziej dostępny. Mieliśmy ogromnie dużo szczęścia do napotkanych ludzi. Wielokulturowość każdej z odwiedzonych części Azji była inna. Każdy region świata miał swoją tradycję i swoją historię. To, co łączyło wszystkich ludzi, spajało w całość, stanowiło jedność i potwierdzało się w każdej odwiedzanej przez nas części świata, to była serdeczność, bezinteresowność, gościnność i zupełny brak obojętności wobec drugiego człowieka. Im dalej parliśmy na Wschód, tym ludzie stawali się bardziej przyjaźni i ciekawi, skąd jesteśmy, z jakiego kraju do nich zawitaliśmy. Podziwiali nas, a nawet byli dumni, że są odwiedzani przez przybyszów z tak dla nich odległych, egzotycznych stron świata."</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/kulczyna_od_inflant_po_kaukaz/kulczyna_inflanty_12.jpg" alt="kulczyna inflanty 12" /></p>
<p> </p>
<h1>INFLANTY</h1>
<p>"Urokliwym wąskim deptakiem ułożonym z desek wzdłuż brzegów jeziora doszliśmy do naszego obozowiska. Staszek zaproponował nocleg nad brzegiem wody. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, wytaszczył z namiotu materace i ułożył je obok ogniskowego kręgu oddalonego od wody o zaledwie kilka metrów. Pozbierał kawałki drewna wyrzucone przez fale jeziora i wepchane pomiędzy kamienie linii brzegowej. Wspaniały był to wieczór. Leżeliśmy razem nad wielkim jeziorem na wojskowych materacach i wspominaliśmy przy ognisku dziecięce lata synów, gdy jako mali chłopcy, nie odstępując mnie na krok, jeździli ze mną w kłobuckie lasy i wysiadywali godzinami na leśnych ambonach. Jakże dużym wysiłkiem musiała być dla nich pobudka o zaraniu dnia, by zobaczyć wschód słońca nad polami, wyczekiwać na chwiejącej się zwyżce rogacza czy sunące watahy dzików powracające do lasu z całonocnego żerowania na ziemniaczanych polach. Staś wspominał zawody strzeleckie, jak to z wielkim zapałem zbierali z Pawłem nierozbite rzutki, by ponownie załadować je do maszyny, albo jak narobili mi problemów, gdy przynieśli do szkoły cały plecak kolorowych łusek po wystrzelonych śrutowych pociskach, skrupulatnie wybranych ze strzelniczych koszy. A gdy przed dziesięciu laty pojawiły się w leśniczówce konie… - to dopiero zaczęła się przygoda.</p>
<p>Tak, o koniach Staś najbardziej lubił rozmawiać. Zdawkowe zdania zamieniały się wówczas w potok słów, a emocje brały górę, zyskując wyraźną przewagę, bowiem zwykłą rozmowę zastępowała gorącą dyskusja. Wspominaliśmy Lombarda i jego wyjątkowy charakter, gdyż właśnie ten koń miał największy wpływ na mojego syna. To z nim Staszek rozmawiał jak z równym sobie partnerem. Zresztą tak samo się traktowali. Obydwoje byli uparci i pewni siebie. Do rangi leśniczówkowych anegdot już na stałe wpisały się ich leśne spacery, bo w teren wyjeżdżali zawsze razem - Staś na Lombardzie - lecz wracali… osobno. Staszek szedł pierwszy, wściekając się na swojego przyjaciela, a za nim ze zwieszoną głową człapał jego koń, mrucząc coś pod nosem. Jeden złorzeczył na drugiego, choć jeden bez drugiego nie potrafił żyć. Po śmierci Lombarda wszystko się zmieniło. Już żaden inny koń nie był w stanie go zastąpić. Staszek jeździł konno coraz rzadziej i nawet zakupiony niebawem przepiękny rasowy ogier o zawadiackim imieniu Doping nie był w stanie dorównać wspomnieniom o Lombardzie, a co dopiero go zastąpić."</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/kulczyna_od_inflant_po_kaukaz/kulczyna_inflanty_11.jpg" alt="kulczyna inflanty 11" /></p>
<p> </p>
<h1>TĘTNIACY WYJAZD</h1>
<p>"Przymknąłem oczy. Głowa mi ciążyła, w skroniach poczułem ciepło. Kotłujące się we mnie myśli pochłonęła mama. Bardzo wyraźnie widziałem jej zafrasowaną twarz, tęskniłem za jej głosem. Czym dla człowieka jest matka? Moja była wyjątkowa - ciepła, mądra i wyrozumiała, łatwowierna. Czasami musiałem jej tłumaczyć wspólnie oglądane filmy. Wszystko - niepewność, prostoduszność, naiwność znikały, gdy zaczynaliśmy rozmawiać o historii, o wielkich ludziach z dawnych czasów i wydarzeniach, w których brali udział. Kochała historię Francji z jej barwną przeszłością znaną z przeczytanych setek książek. Opowiadała o Napoleonie Bonaparte, Ludwiku XIV, Maximilianie Robespierre, kardynale Jules Mazanin, zburzeniu Bastylii i Wielkiej Rewolucji, małym Delfinie, jakobinach i żyrondystach. Wspaniałe były te mamine gawędy. Do dziś pamiętam, jak odprowadzając mnie do przedszkola, opowiadała o wielkim triumfie polskich szwoleżerów w szarży pod Somosierrą, zwycięskiej bitwie pod Wagram, klęsce pod Lipskiem i śmierci księcia Józefa Poniatowskiego, zwycięstwie Brytyjczyków pod Trafalgarem, porażce Napoleona pod Waterloo i jego zesłaniu na Wyspę Św. Heleny. Przywoływała z pamięci wspaniałych dowódców: Józefa Piłsudzkiego, kapitana Nelsona, generała Lassalle, księcia Poniatowskiego, Tadeusza Kościuszkę, Romualda Traugutta, Wellingtona i wielu, wielu innych, zaś mity greckie i rzymskie w ustach mojej mamy zamieniały się w najpiękniejsze baśnie. Bogowie Zeus, Posejdon, Hera, Hefajstos, Hermes, Herkules, postacie „Iliady” i „Odysei”, Menelaos, Odyseusz, Priam, Hektor, Achilles stawali się bohaterami dziecięcych zabaw.</p>
<p>Gdy troszkę podrosłem, tematy zaczęły się zmieniać i do naszych rozmów dołączyły miłość ojczyzny i patriotyzm. Rozmowy spoważniały i co rusz wywoływały we mnie wątpliwości, ale jednocześnie rozbudzały moją świadomość. Ileż to czasu spędzałem z moją mamą… Najpierw słuchałem jej słów, a potem z nią dyskutowałem, gdy pod wpływem przeczytanych książek, które sama mi podsuwała, zaczynałem mieć własne zdanie i poglądy na wiele spraw. Czasami rozmowy przybierały gwałtowny charakter, gdyż w żyłach młodego chłopaka gromadził się młodzieńczy bunt i radykalizowały się poglądy. Dążyłem za wszelką cenę do zdefiniowania samego siebie. Miotałem się i szukałem nie wiedzieć czego, by budować własną tożsamości. Matka zawsze miała dla mnie czas, wpajała mi patriotyzm i miłość do wolnej ojczyzny, lecz gdy wstąpiłem do podziemnej „Solidarności” w stanie wojennym, drżało jej matczyne serce. Bała się o mnie, gdy ukradkiem czmychałem z domu na spotkania. Pamiętam, jaka była pełna obaw, gdy brałem udział w niepodległościowych manifestacjach. Stała zapłakana w drzwiach i próbowała mnie zatrzymać. Chodziła niespokojna od okna do drzwi, wypatrując wracającego - Bóg jeden wie skąd – syna, by później w nocy ślęczeć przy łóżku i zmieniać okłady na granatowych i opuchniętych plecach. Jej serce było zranione bólem i niepokojem. Przechodziła upokarzające rewizje mieszkania, aresztowanie i relegowanie syna ze szkoły, a jej autorytet wspaniałego pedagoga cierpiał potworne obelgi. Do tego paraliżujący strach o dziecko, gdy lekarze nie wiedzieli, czy uda się uratować pobitą twarz chłopaka wierzącego w swoje ideały. Tak to już bywa, gdy pierwszą kołysanką jest Marsz Pierwszej Brygady."</p>
<p> </p>
<p>Te trzy fragmenty przedstawiają jaki jest Piotr Kulczyna, jego podróżnicze początki i pomysł na podróżowanie. Chcielibyście przeczytać wiecej? Zapraszamy do wydawnictwa <a href="https://www.arw-vectra.pl/Piotr_Kulczyna">VECTRA</a>. Już wkróce w księgarniach pojawi się opowieść <strong>"Od Inflat po Kaukaz"</strong> a potem ostatnia część serii "Podróże na 4 koła" czyli <strong>"Rosja"</strong>.</p>
<p> </p>
<h1><img src="https://www.landcruiser.pl/images/kulczyna_od_inflant_po_kaukaz/podroze_na_4_kola.jpg" alt="podroze na 4 kola" /></h1>
<p> </p>
<p> </p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><strong>GALERIA ZDJĘĆ</strong></p>
<p>{eventgallery event='kulczyna_inflanty" attr=images mode=lightbox max_images=100 thumb_width=170 offset=0 }</p>Land Cruiserem KDJ120 wokół Islandii2018-09-13T09:11:00+02:002018-09-13T09:11:00+02:00https://landcruiser.pl/en/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/785-land-cruiserem-kdj120-wokol-islandiiirkoirek@bluephoto.pl<p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/tytulowa_islandia_husky_2017.jpg" alt=""></p><p>Każdy kto śledzi uważnie wpisy na naszej stronie i szuka opisu ciekawych aut na pewno trafił do działu <a href="https://www.landcruiser.pl/auta/artykuly-o-toyota-land-cruiser-j12">J12</a> i poznał dokłanie Krzysztofa i jego<a href="https://www.landcruiser.pl/auta-2/artykuly-o-toyota-land-cruiser-j12-2/159-j12-husky-cruising"> Land Cruisera KDJ120</a>. To auto wraz z rodzina która się nim wozi przebyło wiele bliższych i dalszych terenowych wypraw. Wyposażone we wszystko co potrzebne podczas takich przepraw jest idealnym pomocnikiem w podróży. Gdzie można dojechać swoją Toyotą? A chociażby na Islandię. Zapraszamy na opowieść o podróży przez lody i pustkowia tej odległej wyspy...</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS4830.jpg" alt="HUS4830" /></p>
<p> </p>
<p style="text-align: right;">Tekst i zdjęcia: <a href="http://huskycruising.pl">huskycruising.pl</a></p>
<p>Jest wtorek 25 lipca 2017 roku, punktualnie o 9.00 wyruszamy w naszą podróż na daleką północ. Jest środek lata, a my w bagażach mamy całe mnóstwo zimowych ubrań :), czapki, rękawice, polary, kurtki i tym podobne. Nie zabrakło elektrycznej farelki i gazowego ogrzewacza ….Jedziemy na … ISLANDIĘ. Nasz pies pociągowy został odpowiednio na tę okazję oznakowany.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-22-14.42.15-600x800.jpg" alt="2017 07 22 14.42.15 600x800" /></p>
<p> </p>
<p>Pierwsza dojazdówka na kołach to odcinek około 1000 km, celem jest port promowy Hirtshals w Danii. Ciekawostka: na granicy niemiecko-duńskiej, duńczycy mają dla wjeżdżających do kraju kontrolę graniczną. Tworzy się spory korek ale celnik gestem ręki puszcza nas dalej. Zatrzymujemy się na nocleg około 70 km od celu w miejscowości Aalborg, tam jeszcze w warunkach hotelowych spędzamy noc przed dwudniowym rejsem. Wieczór spędzamy w hotelowym barze przy lampce wina i piwa, zastanawiając się co nas czeka na wyspie gdzie znajduje się 26 czynnych obecnie wulkanów. Noc była ciężka, materace strasznie niewygodne, za miękkie. Obfite śniadanie i ruszamy do portu Hirsthals. Po niecałej godzinie ustawiamy się w kolejce do odprawy, aut jest już kilkadziesiąt, a i przybywają kolejne. Różnorodność pojazdów jest ogromna, od zwykłych osobówek, poprzez suvy, suvy uterenowione, prawdziwe terenówki, kampery oraz samochody ciężarowe małe i duże do … rowerów i motocykli oczywiście. Dużo aut z niemiec, francji, holandii, a z polski …. tylko my.</p>
<p>Oto kilka przykładów.</p>
<p> </p>
<table>
<tbody>
<tr>
<td><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3214-600x400.jpg" alt="HUS3214 600x400" /> </td>
<td><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3215-600x400.jpg" alt="HUS3215 600x400" /> </td>
<td><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3217-600x399.jpg" alt="HUS3217 600x399" /> </td>
</tr>
<tr>
<td><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3220-600x399.jpg" alt="HUS3220 600x399" /> </td>
<td><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3226-600x400.jpg" alt="HUS3226 600x400" /> </td>
<td><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3227-600x400.jpg" alt="HUS3227 600x400" /> </td>
</tr>
</tbody>
</table>
<p> </p>
<p>Po kilkunastu minutach otrzymujemy karty pokładowe, ustawiamy się na odpowiedniej linii i wjeżdżamy na pokład promu. Ustawiamy auto, zaciągam ręczny, dźwignia zmiany biegów na „P”, zabieramy swoje bagaże, które przygotowaliśmy sobie wcześniej aby przetrwać dwa dni na promie. Czekamy jeszcze chwilkę na pokładzie na wejście do kajuty, obsługa kończy sprzątanie. Wchodzimy, rozpakowujemy się. Kiedy wreszcie prom odbija mamy opóźnienie około 40 minut, zaczyna się drugi etap dojazdu, a właściwie dopłynięcia do naszej wyspy, przed nami 1500 km, 823 mile morskie po oceanie Atlantyckim.</p>
<p>Podróż promem to chyba najnudniejsza z form podróżowania. No latania też nie lubię ze względu na zwyczajowy brak miejsca w samolocie oraz zbyt bliski kontakt ze współpasażerami. Tu , po promie można sobie pochodzić, jest jakaś przestrzeń i świeże powietrze na pokładzie, na który można przy sprzyjającej pogodzie sobie wyjść.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-25-15.52.31.jpg" alt="2017 07 25 15.52.31" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-26-11.30.07-600x450.jpg" alt="2017 07 26 11.30.07 600x450" /></p>
<p style="text-align: center;">na monitorze można było śledzić aktualne położenie promu</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-25-13.02.06-600x450.jpg" alt="2017 07 25 13.02.06 600x450" /></p>
<p style="text-align: center;">Kajuta jak kajuta, maleńkie pomieszczenie bez okna</p>
<p> </p>
<p> </p>
<h1>Dzień 1 - 27.07.2017 - 109 KM</h1>
<p>Dopływamy do portu Seydisfjordur, który leży po wschodniej stronie wyspy. Prom opuszczamy dość sprawnie. Dostajemy nalepkę na szybę, celnik gestem ręki przepuszcza nas dalej, a zaraz za bramą już rozdają ulotki reklamowe atrakcji turystycznych. Islandia przywitała nas deszczem i niskim pułapem chmur, z tego też powodu nie widzimy jak wygląda miasteczko, w którym zrobiliśmy pierwsze kilometry.</p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-27-09.50.26.jpg" alt="2017 07 27 09.50.26" /></p>
<p> </p>
<p>Droga do Egilsstadir, jest zasnuta mgłą, a deszcz dodatkowo ogranicza widoczność. Wszyscy jadą ostrożnie i powoli. Jeszcze tylko zakupy podstawowych produktów, które robimy w Netto i ruszamy na pierwszy zaplanowany trak.</p>
<p>Wyjazd z miasta Egilsstadir przez most na jeziorze Lagarfjot, długie na 25 km i w najszerszym miejscu 2,5 km ogromne jezioro / 53km2 / jezioro. Z drogi nr 1 skręcamy w lewo i wkrótce ku naszej uciesze kończy się asfalt i zaczyna droga szutrowa. Jedziemy na południe mając po swojej lewej stronie wspomniane wcześniej jezioro. Droga nieco wspina się do góry i tym samym doświadczamy już pierwszych pięknych widoków, a to dopiero początek.</p>
<p>W miejscu gdzie jezioro ma swój początek, po prawej stronie drogi jest parking, na którym zatrzymujemy auto i idziemy zobaczyć dwa wodospady./65°04’24.6″N 14°52’49.0″W. Pierwszy z nich <b>Litlanesfoss </b>jest już widoczny po kilkunastu minutach łatwej drogi. Wodospad otaczają niesamowite kolumny bazaltowe.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3260.jpg" alt="HUS3260" /></p>
<p> </p>
<p>Nieco dalej , około kilometra znajduje się drugi wodospad na tej samej rzece Hengifossa, dotarcie do niego zajmuje nam nieco więcej czasu, a mocny wiatr nie ułatwia wędrówki. Wreszcie wyłania się, trzeci co do wysokości wodospad na Islandii : <b>Hengifoss </b>, który ma 118 m wysokości, a woda spływa cienką nitką po bazaltowej ścianie ze śladami czerwonej glinki.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3269.jpg" alt="HUS3269" /></p>
<p> </p>
<p>Powrót do auta i jedziemy jeszcze chwilkę ta samą drogą do Centrum Kultury Skriduklaustur ale naszym głównym celem jest mieszcząca się obok restauracyjka z domowym, lokalnym jedzeniem Klausturkaffi. /65°02’28.1″N 14°57’08.9″W/</p>
<p>Skriduklaustur – Centrum Kultury Islandii.</p>
<p>Jest miejscem spotkań artystów, znajduje się tutaj centrum edukacyjne i organizowane są różne całoroczne wydarzenia kulturalne. To także centrum kultury i historii oraz wystawy z dorobku pisarza i fundatora Centrum Gunnara Gunnarsson.<br />To islandzki pisarz, który spędził większość życia w Danii. Swój majątek zebrane fundusze przeznaczył na budowę tego budynku, który został zbudowany w roku 1939 w/g projektu niemieckiego architekta, mający około 1.000 metrów kwadratowych. Pisarz mieszkał tam do roku 1948, później przeniósł się do stolicy. Następnie posiadłość podarował państwu z przeznaczeniem na działalność kulturalną i naukową.<br />W XV wieku w tym miejscu stał klasztor. Był on jedynym we wschodniej części kraju. W roku 1552 król duński zajął klasztor, a ówcześni ludzie, nawet bogaci, stali się wasalami króla.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3282.jpg" alt="HUS3282" /></p>
<p> </p>
<p>Położona malowniczo na wzniesieniu niewielka knajpka oferuje głównie stół „szwedzki” , na którym jest wiele pyszności: przystawki, zupy, dania główne, desery, napoje. Można też zamówić dania z karty. Decydujemy się na dania podane na stole, smakujemy kilka rodzajów dań kuchni islandzkiej. Jedzenie jest wyśmienite.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-27-13.53.25.jpg" alt="2017 07 27 13.53.25" /></p>
<p> </p>
<p>Posileni i zadowoleni ruszamy w interior. Zmieniamy drogę na 910, wspinamy się niewielką serpentyną i jedziemy w kierunku naszego pierwszego noclegu na Islandii, którym jest <strong>Laugarfell /</strong>64°53’11.0″N 15°21’01.2″W/ , oddalony od „głównej” drogi około 2 km kameralny hotelik z dwoma naturalnymi, gorącymi basenami, zaoferował nam miejsce na trawniku pod nasz namiot. W budynku jest „stołówka”, miejsce z kanapami do odpoczynku, można zamówić śniadanie lub kolację. Łazienki są czyste ,a woda pod prysznicem bez ograniczeń.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-27-16.39.27.jpg" alt="2017 07 27 16.39.27" /></p>
<p> </p>
<p>Po rozłożeniu namiotu wskakujemy oczywiście do cieplutkiego basenu, którego woda ma ponoć właściwości lecznicze i napawamy się widokiem na górę Snaefell.</p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-27-17.14.19-600x450.jpg" alt="2017 07 27 17.14.19 600x450" /></p>
<p> </p>
<h1>Dzień 2 - 28.07.2017 - 219 KM</h1>
<p> </p>
<p>Ten dzień był oznaczony w naszym roadbooku jako TRUDNY. Początkowo plan zakładał, że dojedziemy do Campingu Kverkfjoll /64°44’51.2″N 16°37’56.1″W/ u podnóży lodowca <b>Vatnajökull</b> -jest to lodowiec o powierzchni 8100 km² i grubości dochodzącej do 1 km, położony w południowo-wschodniej części Islandii na terenie parku narodowego Vatnajökull. Pod względem powierzchni jest to drugi co do wielkości lodowiec Europy (po lodowcu Austfonna na Spitsbergenie) a trzeci na świecie. Objętość lodowca szacuje się na ponad 3000 km³, co czyni Vatnajökull największym lodowcem Europy pod tym względem. Ale na nocleg zatrzymaliśmy się nieco dalej, o tym poniżej.</p>
<p>Po obfitym śniadaniu: lokalny boczek i lokalne jajka przygotowane w namiotowej kuchni, ciepły i przyjemny prysznic i opuszczamy <strong>Laugarfell </strong>i ruszamy na trasę. Odcinek, który przygotowałem przebiegał ze wschodu na zachód i był mało uczęszczany, może niezbyt wymagający terenowo jednak jak się później utwierdziliśmy, nie spotkaliśmy na tej trasie żadnego innego pojazdu.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-28-08.06.18.jpg" alt="2017 07 28 08.06.18" /></p>
<p> </p>
<p>Istotna fotka z poranka tuż przed odjazdem. Uważny czytelnik zauważy po lewej stronie pod oknem leżący na ziemi przedłużacz / kolor czerwony / , widzi czytelnik? Otóż ten przedłużacz niestety zapomniałem zabrać, a był to nasz pierwszy nocleg. Pech i doświadczenia z nim związane opiszę w dalszej części.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3287-1.jpg" alt="HUS3287 1" /></p>
<p> </p>
<p>Chwilkę jedziemy początkowo drogą F910 jednak odbijamy w prawo w drogę F923 kierując się na północ. Znaki mówią same za siebie, to nasze pierwsze doświadczenie z tego typu drogami na Islandii, co nas tam czeka?</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3290-1.jpg" alt="HUS3290 1" /></p>
<p> </p>
<p>Pierwsze brody na rzekach, pierwszy dreszczyk emocji. Moja pilotka nie ma zamiaru sprawdzać głębokości brodu, który pokonujemy bez problemu. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3291-1.jpg" alt="HUS3291 1" /></p>
<p> </p>
<p>Pogoda sprawia, że nie wiele jest widać. Teren raczej równinny. Pokonujemy kolejne kilometry. Nagle zza chmur i mgły wyłania się zupełnie inny krajobraz. Wąską drogą wjeżdżamy do Doliny <strong>Hrafnkelsdalur</strong>, której nazwa pochodzi od imienia rolnika i wodza Hrafnkell, który mieszkał w gospodarstwie Adalbol w czasach sagi. Dolina ma 18 km długości i jej max wysokość to 400 mnpm. </p>
<p></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3296-1.jpg" alt="HUS3296 1" /></p>
<p> </p>
<p>Dwukrotnie przekraczamy bród na rzece Hrafnkela niedaleko Adalbol. Potem pokonujemy niewielki most na wydawałoby się spokojnej rzece Jokulsa a Bru, która pochodzi z <strong>Brúarjökull </strong>największego języka lodowcowego <strong>Vatnajökull. </strong>Powyżej, bliżej lodowca na rzece jest zbudowana tama i elektrownia wodna. Kanion, którym płynie rzeka, mimo, ze nie jest duży - robi wrażenie.</p>
<p> </p>
<p> <img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3310-1.jpg" alt="HUS3310 1" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3311-1.jpg" alt="HUS3311 1" /></p>
<p> </p>
<p>Po przekroczeniu mostu kierujemy się dalej do naszego celu, skręcamy w lewo na zachód w kierunku Kverkfjoll. Pogoda jest bardzo stabilna i nie pada. Widoczność nie poprawiła się zbytnio. Krajobraz jest księżycowy, marsjański lub tym podobny.</p>
<p><strong><em>Expect the unexpected</em></strong></p>
<p>Islandia to kraj nieprzewidywalny, pogoda i miejsca mogą być nieprzyjazne ale też widoki mogą zwalić z nóg, a pogoda może sprawić niespodziankę i być piękną. Czekamy na to … chłonąc to co daje nam dzień. Decydując się na przyjazd na wyspę wiedzieliśmy, że nie będzie … ciepło i zawsze powtarzałem, ” oby nie padało„. I tak jest … nie pada.</p>
<p> </p>
<p> <img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3319-1.jpg" alt="HUS3319 1" /></p>
<p> </p>
<p>Coś próbuje tu żyć, podobne roślinki spotykaliśmy na pustyni w Omanie. Drogi w interiorze są to kiepskie ale wyraźne szutrówki, czasami oznaczone żółtymi palikami. Bezkres przestrzeni, cisza, spokój. Brak ludzi i innych pojazdów. A w oddali majaczące wzgórza. Błękit nieba gdzieś tam istnieje i próbuje się dostać na ziemię.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3332-1.jpg" alt="HUS3332 1" /></p>
<p> </p>
<p>Poruszamy się po tzw. Pustyni <b>Ódáðahraun. </b>Rozległe pola zastygłej lawy otaczają nas ze wszystkich stron. Te szerokie pola lawy powstawały w różnych okresach, najstarsze liczą ponad 12 tys lat. Miejsce to jest mroczne, a lodowate rzeki lodowcowe wzmagają strach i budzą respekt. Lawa, lawa, lawa, żadnego drzewa ani nawet najmniejszego krzaczka wokół.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3349-1.jpg" alt="HUS3349 1" /></p>
<p> </p>
<p>Most na rzece <b>Jökulsá á Fjöllum </b>, tu jesteśmy prawie na jej początku, rzeka liczy sobie 206 km długości i jest drugą co do wielkości rzeka Islandii. To na niej są liczne znane wodospady takie jak Selfoss, Dettifoss, Hafragilsfoss. Wąwóz Ásbyrgi powstał kiedy rzeka szukała sobie nowej drogi na północ. Patrząc na taką rzekę czujemy jej moc i przeszywa nas dreszcz. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3357-1.jpg" alt="HUS3357 1" /></p>
<p> </p>
<p>Droga wije się pomiędzy zastygłą lawą jak rzeka. Potem trakt nieco zmienił swój charakter, teraz prowadzi wśród bazaltowych kamieni. Po chwili kamienie znikają i pojawia się pustynia z czarnym jak smoła piachem. Niestety nie jest nam dane w pełni podziwiać widoki ze względu jak już napisałem stabilną tego dnia pogodę. Niskie chmury nie odpuszczają … ale nie pada i to jest duży plus dzisiejszego dnia.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3365-1.jpg" alt="HUS3365 1" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3367-1.jpg" alt="HUS3367 1" /></p>
<p> </p>
<p>I niecodziwenny widok na trasie. To chyba jakiś żart? Pośrodku niczego stoi sobie cysterna z paliwem ?</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3382-1.jpg" alt="HUS3382 1" /></p>
<p> </p>
<p>Kolory zmieniają się, przewaga czarnego znika, pojawiają się inne odcienie, chyba nawet maja ciepła barwę. Mamy już bliziutko do naszego pierwotnego celu czyli Campingu Kverkfjoll. Gdy do niego dojeżdżamy jest pusty, tzn. nie ma nikogo prócz obsługi. Zaglądamy do budynku, kręcimy się troszkę wokół, pogoda i stan nawierzchni nie nastraja do pozostania w tym miejscu. Na razie jedziemy jeszcze dalej do końca drogi do samej ściany jęzora lodowca <strong>Kverkjokull </strong>, który jest częścią <strong>Vatnajokull</strong>. W tym samym miejscu jest też <strong>Kverkfjoll</strong> najwyższy wulkan Islandii. </p>
<p>Niestety stoją znaki zakazujące dalszej wędrówki bliżej lodowca. Sam wulkan jest aktywny i czynny, ostatnia erupcja miała miejsce w 1968 roku, a we wnętrzu góry znajduje się pole gorącej magmy, która tworzy liczne jaskinie lodowe. Oczywiście respektujemy zakaz wstępu i odpuszczamy.</p>
<p>Jesteśmy w bezpośredniej bliskości północnej ściany lodowca Vatnajokull. 64°43’25.4″N 16°39’18.2″W . Na poniższym screenie znacznik to nasza poazycja.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Zrzut-ekranu-2018-01-11-o-10.02.09.jpg" alt="Zrzut ekranu 2018 01 11 o 10.02.09" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3387-1-600x400.jpg" alt="HUS3387 1 600x400" /></p>
<p> </p>
<p>To tu bierze początek rzeka <strong>Jokulsa a Fjollum</strong>. Jaskinia wygląda zachęcająco. Jest mrocznie i słychać pomruki wulkanu. Podejmujemy decyzję o zmianie planu i nie zostajemy w tym miejscu na noc. Kontynuujemy jazdę i nowym celem jest Askja. Wracamy kilkanaście kilometrów /około 16km / niejako po śladach mając możliwość podziwiania widoków w druga stronę. Piękny obszar lawowy Vikursandur, a w tle góra Herdubreidartogl.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3400-1.jpg" alt="HUS3400 1" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3387-1-600x400.jpg" alt="HUS3387 1 600x400" /></p>
<p> </p>
<p>Po drodze UWAGA - znaki ostrzegające o głębokim piachu, który niejako wciąga. Podobna konsystencja jak sabkha na pustyni w Omanie, bardzo zdradliwy piach.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3402-1.jpg" alt="HUS3402 1" /></p>
<p> </p>
<p>Camping Askja lub <strong>Dreki</strong> /65°02’31.8″N 16°35’41.6″W/ O trawce można pomarzyć, podłoże kamieniste. Oczyszczam podłoże z większych kamieni i rozkładamy namiot w miarę blisko toalet i kuchni. Jest minus – nie ma prądu, będzie to noc bez farelki. Dużym plusem jest natomiast pomieszczenie kuchenno – jadalniane, w którym jest ciepło. Można przygotować posiłek i zjeść. Zabieramy więc swoje skrzynie ze sprzętem i jedzeniem i idziemy przygotować kolację. Poniżej zdjęcie z kuchnio-jadalni, po lewej widoczny piec z garami z gorąca wodą. Pomieszczenie ma też w pełni wyposażoną kuchnię z naczyniami więc nie trzeba mieć nawet własnych, kuchenkę gazową i zlewy. Ciekawostka: do tego pomieszczenia wchodzi się bez butów, na boso, w skarpetach lub obuwiu tzw. zamiennym. Prosty sposób na utrzymanie czystości. Takich miejsc na Islandii jest wiele. Drzwi widoczne w tle zdjęcia to pokoje z łóżkami. Łóżek jest kilka, są piętrowe.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-29-08.11.22.jpg" alt="2017 07 29 08.11.22" /></p>
<table>
<tbody>
<tr>
<td><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-29-08.02.16-e1503609469881-600x800.jpg" alt="2017 07 29 08.02.16 e1503609469881 600x800" /> </td>
<td><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-29-08.41.14-e1503609523190-600x800.jpg" alt="2017 07 29 08.41.14 e1503609523190 600x800" /> </td>
<td><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-29-08.41.24-e1503609392600-600x800.jpg" alt="2017 07 29 08.41.24 e1503609392600 600x800" /> </td>
</tr>
</tbody>
</table>
<p> </p>
<h1>Dzień 3 - 29.07.2017 - 142 KM</h1>
<p></p>
<p>Wczoraj dojechaliśmy do wulkanu <strong>Askja, </strong>przy którym spaliśmy. Wulkan ten ma 1510 mnpm wysokości i powierzchnię 50 km2, jego kalderę otaczają ośnieżone góry Dyngjufjöll, a we wnętrzu znajdują się dwa jeziora: najgłębsze na Islandii Öskjuvatn (220 m głębokości) oraz <strong>Viti</strong> (isl. <i>Piekło</i>) wypełnione ciepłą, siarkową wodą. Wulkan ostatnią aktywność miał w 1961 roku i wyrzucił popiół na wysokość 8 tys m. Noc przebiegła spokojnie, nie zmarzliśmy. Toaleta i śniadanie w kuchni. Składamy namiot, pakujemy auto i w drogę. Pogoda znów nas nie rozpieszcza, nie zanosi się, że będzie pogodnie. Mamy plan wejść na kalderę i zobaczyć jezioro <strong>Viti</strong>. Zatrzymuję się jeszcze przy <strong>Drekagil</strong> – Wąwozie Smoka, który zachwyca niezwykłymi formacjami geologicznymi powstałymi z lawy, które mogą do złudzenia przypominać świat baśniowy. Ponoć po 30min wędrówki można dotrzeć do wodospadu, wąwóz oglądam tylko z szerokiego wejścia.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3405.jpg" alt="HUS3405" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3408.jpg" alt="HUS3408" /></p>
<p></p>
<p>Jedziemy kilka kilometrów w kierunku <strong>Viti. </strong>Krajobraz w jednej chwili zmienił się diametralnie. Jedziemy po polu lawy, a wokół nas jak okiem sięgnąć zastygła, czarna lawa.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3421.jpg" alt="HUS3421" /></p>
<p> </p>
<p>Tak jak przewidywaliśmy pogoda nie ustępuje. Piesza wędrówka w tych warunkach nie przyniesie w końcowym efekcie spektakularnych widoków. Odpuszczamy. Poniżej miejsce, od którego rozpocząć można trekking /65°04’00.9″N 16°43’29.5″W.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-29-09.59.01-600x450.jpg" alt="2017 07 29 09.59.01 600x450" /></p>
<p> </p>
<p>Przed nami ośnieżone stoki góry <strong>Dyngjufjöll</strong> zasnute mgłą... Poniżej film przedstawiający drogę po, której się poruszamy</p>
<p> </p>
<p><a href="https://www.youtube.com/watch?v=rZt2I6Dd3WE">https://www.youtube.com/watch?v=rZt2I6Dd3WE</a></p>
<p> </p>
<p>Droga na północ prowadzi wśród skał lawowych różnorodnego kształtu i wielkości. Nie sposób zboczyć z wyznaczonego szlaku, nie ma gdzie. Po prawej w oddali towarzyszy nam rzeka lodowcowa <strong>Jokulsa a Fjollum</strong>, a ja cały czas wypatruję wulkanu po lewej stronie. Ma to być wygasły już wulkan <b>Herðubreið</b>. Jednak nisko położone chmury pozwalają zobaczyć nam tylko podstawę tego wulkanu i nic więcej. Trak w pewnym miejscu zbliża się blisko do rzeki, jest nawet mały parking. Nie ma nikogo prócz nas, całe miejsce widokowe jest tylko dla nas. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3469.jpg" alt="HUS3469" /></p>
<p> </p>
<p>Jesteśmy w okolicy wodospadu <strong>Gljufrasmidur.</strong> Niesamowita , wręcz niewiarygodna siła wody na rzece wyryła kanion w skałach lawy aby znaleźć sobie ujście na północ. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3477.jpg" alt="HUS3477" /></p>
<p> </p>
<p>Dawno nie przekraczaliśmy brodu. Jeszcze będąc w Askji, gdy się pakowaliśmy podeszła do nas Pani z obsługi Campingu i zapytała w którą stronę się udajemy? Gdy dowiedziała się, że jedziemy na północ poinformowała nas, że w nocy poziom wód znacznie się podniósł i aby uważać na przeprawach przez rzeki. Szczególnie wskazała dokładnie to miejsce przed , którym teraz się zatrzymaliśmy. Chwila zastanowienia i ruszamy. Nie było tak źle, Moniczka prezentuje na jakiej wysokości była mniej więcej woda. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-29-12.49.36.jpg" alt="2017 07 29 12.49.36" /></p>
<p> </p>
<p>Droga jest świetna, miejscami pozwala na rozwinięcie prędkości do 80 km/h. Podczas naszej jazdy od rana spotkaliśmy tylko jedno auto !, niczym nie ograniczona cisza i spokój, wolność w czystej postaci.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3526.jpg" alt="HUS3526" /></p>
<p> </p>
<p>W ciąu dnia nad nami chmury kłębią się złowieszczo ale nic z tego nie wynika, to tylko prężenie muskułów albo grożenie palcem abyśmy mieli się na baczności. Dziś mieliśmy dojechać do Asbyrgi ale patrząc na wskaźnik ilości paliwa dochodzimy do wniosku, że możemy nie dojechać. Co prawda zaraz będziemy na „jedynce” jednak mapa, która pokazywała stację paliw w pobliżu myliła się. Decydujemy że jedziemy do Reykjahlid, tam zatankujemy i zatrzymujemy się na Campingu Myvatn nad jeziorem. Przed miejscowością mijamy górę <strong>Námafjall </strong>i pola geotermalne „<strong>Hverarönd</strong>” (albo „Hverir”), całość kompleksu należy do wulkanicznego systemu aktywnego wulkanu <strong>Krafla.</strong></p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3533.jpg" alt="HUS3533" /></p>
<p> </p>
<p>Wrócimy tu jutro, tankujemy auto do pełna, robimy zakupy w Netto / jajka, bekon, warzywa, owoce – borówkę polską i inne / , jedziemy na Camping . Znajdujemy fajne miejsce z dostępem do prądu, podłączam przejściówkę i idę po przedłużacz i tu … zonk !!! Przedłużacz został na pierwszym Campingu !! Masakra !! Zamykamy namiot i jedziemy do sklepu Netto dowiedzieć się czy kupimy gdzieś przedłużacz. Okazuje się, że jest to jedyny sklep w tej mieścinie. Najbliższy tzw. ogólnobudowlany jest w Husaviku , 60 km dalej, jedziemy ale jest już późno i wszystko pozamykane. Na osłodę i otarcie łez mojej Monisi idziemy do najlepszej knajpy w Husaviku tj. <strong>Naustid /</strong>66°02’39.7″N 17°20’17.9″W/, naprawdę gorąco polecam tę restaurację. Lampka białego wina, pokal złotego napoju, zupa rybna, szałyk z ryby, jagnięcina i od razu uśmiechy nam wróciły.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-29-17.54.51.jpg" alt="2017 07 29 17.54.51" /></p>
<p> </p>
<p>Będąc niejako przy okazji w Husaviku załatwiamy rezerwację na Rejs na wieloryby w <strong>North Sailing</strong> na poniedziałek rano. Tym samym zostajemy na obecnym Campingu na dwie doby. Niedzielę przeznaczymy na zwiedzanie okolicy, poniedziałek rejs. Ale, ale to nie koniec przygód na dzień dzisiejszy z prądem. Mamy w aucie dwa, co prawda krótkie przedłużacze ale myślę sobie jakoś poskładam i będzie git. Wracamy i okazuje się , że ktoś się nie bał i zapier….ł nam przejściówkę, którą zostawiłem w słupku z prądem. Chodzimy i sprawdzamy który z sąsiadów ma naszą przejściówkę, no niestety nie możemy jej znaleźć. Idę więc do recepcji z myślą, że może mają takowe i pożyczą. Owszem mają ale chcą paszport lub 100$, mówię, że nie mamy gotówki, że przyniosę dokument w zastaw. Tłumaczę też, że na ich terenie kradną, bo nam ukradli nieszczęsną przejściówkę. Biorę przejściówkę idę do namiotu, proszę Monikę aby poszła z dokumentem i załatwiła sprawę. tam znów dochodzi do spięcia z chyba właścicielem, jednak w końcowym efekcie zostawiamy 80 Euro zastawu za przejściówkę !!! Masakra !!!</p>
<p>Całej sytuacji jak chodziliśmy i szukaliśmy naszej przejściówki przyglądali się turyści z kampera z Austrii, facet wyszedł i zapytał o co chodzi. Opowiadam mu z grubsza historię , a on pożycza nam przedłużacz. No wspaniały gest, dziękujemy.</p>
<p>Po kilkunastu minutach przychodzi jakaś kobieta z obsługi i …. oddaje nam naszą przejściówkę !!! No halooo !!! Okazuje się , że to obsługa zwinęła nam przejściówkę, oczywiście przeprasza jak może. To może już na ten dzień wystarczy atrakcji.</p>
<p> </p>
<h1>Dzień 4 - 30.07.2017 - 230 KM</h1>
<p>Plan: <em><strong>Dettifoss, Hafragilsfoss, Hljodaklettar, Asbyrgi, Krafla, Hverarond</strong></em></p>
<p>Ciekawy widok o poranku, masa kaczek skubiących trawę na campingu… i masa kup po tych kaczkach. Ale są w sumie nie szkodliwe, miały być roje komarów, po których jedynie widać ślady w łazienkach. Bo właśnie z komarów słynie ten Camping. Jeszcze poranna kawa i śniadanie przygotowane w naszej namiotowej kuchni. Jak widać na załączonym obrazku jest na bogato, wszystkie niezbędne skałdniki do prawidłowego funkcjonowania organizmu. majonez obowiązkowo kielecki, najlepszy.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-30-08.50.14.jpg" alt="2017 07 30 08.50.14" /></p>
<p> </p>
<p>W związku z tym ,że zostajemy na campingu na jeszcze jedną dobę nie musimy dziś składać namiotu i pakować się. Co za ulga. Przedłużacz niestety muszę oddać ponieważ nasi dobroczyńcy dziś opuszczają Camping. Dostają od nas za ten miły gest butelkę wina. Mamy do zwiedzenia okolicę. Na pierwszy plan wodospad <strong>Dettifoss i Hafragilsfoss</strong>. Parkujemy samochód na parkingu , samochodów i autokarów jest już sporo i ciągle ich przybywa. Dojście do wodospadu zajmuje kilkanaście minut.</p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3548.jpg" alt="HUS3548" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3537.jpg" alt="HUS3537" /></p>
<p> </p>
<p>I oto jest , wodospad <strong>Dettifoss</strong>, który powstał na progu w wąwozie <strong>Jökulsárgljúfur</strong> na rzece Jökulsá á Fjöllum, z którą to mieliśmy już wielokrotnie do czynienia w interiorze gdzie poznawaliśmy jej powstawanie. Spektakularności dodaje fakt, że woda na tym wodospadzie przelewa się przez skośny próg o długości 100 metrów. Powyżej tego wodospadu znajduje się jeszcze mniejszy wodospad <strong>Selfoss</strong>. Tłumy gęstnieją , punkty widokowe zapełniają się, robi się ciasno. Wszak to żelazny punkt programu turystycznego i łatwo dostępny bo prowadzi do niego piękna asfaltowa droga. Biorąc pod uwagę objętość przepływu, szerokość i wysokość jest to jeden z najbogatszych w energię wodospadów Europy. Przez próg 45 m w dół przepływa w zależności od pory roku do 193 m3 wody na sekundę. W 2011 roku Dettifoss brał udział w scenie otwierającej film <em>Prometeusz</em>.</p>
<p> </p>
<p>Poniżej Dettifoss jest mniejszy wodospad Hafragilsfoss, prowadzi do niego niepozorna wąska droga szutrowa, kończąca się małym parkingiem, na którym to nie ma żadnego auta. Zostawiamy samochód i maszerujemy do wodospadu. Miejsce kameralne, jesteśmy sami , to niewiarygodne, kilkaset metrów dalej mega tłumy, a tu jesteśmy tylko my. Oto ten wodospad: 27 metrów wysokości i 91 metrów szerokości.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3554.jpg" alt="HUS3554" /></p>
<p> </p>
<p> Wspinam się na małą górkę i z tego miejsca rozciąga się jeszcze wspanialszy widok na wąwóz...</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3561.jpg" alt="HUS3561" /></p>
<p> </p>
<p>Droga nr 862 jedziemy na północ w kierunku <strong>Asbyrgi</strong>. Asfalt wkrótce się kończy i zaczyna się wąska droga kiepskiej jakości. To już w interiorze były lepsze drogi. Jest to wąski odcinek, na którym jednak spotykamy śmiałków w zwykłych osobówkach poruszających się z prędkością 5 kmh aby nie rozwalić podwozia. Drogę przecinają liczne wyschnięte koryta rzek, być może jest to czasowe zjawisko. teren wokół jest nizinny z liczną roślinnością nie przekraczającą 40 cm wysokości.</p>
<p>Dojeżdżamy do drogi nr 888 i jedziemy w dół doliny. Rozciągająca się po horyzont mgła nadaje tajemniczości temu miejscu. Znajdują się tu wulkaniczne jaskinie i różnorodne formacje skalne. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3571.jpg" alt="HUS3571" /></p>
<p> </p>
<p>Mijamy camping i dojeżdżamy do parkingu , z którego udajemy się na pieszą wędrówkę. Teren <strong>Hljóðaklettar</strong> powstał około 2300 lat temu po dużej erupcji w kraterze Þrengslaborgir i kraterze Lúdentehir. Formacje skalne, które tu powstały są oszałamiająco piękne. /65°56’10.0″N 16°32’11.5″W. Bazaltowe kolumny są powykręcane pod różnymi kątami i w różnych kierunkach. Niektóre kształty powodują powstawanie dziwnych jaskiń, wież i innych form geometrycznych. No i znów zaleta tego miejsca – kameralność. Podobna atrakcja na południu wyspy przyciąga setki turystów. </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3581.jpg" alt="HUS3581" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3589-600x399.jpg" alt="HUS3589 600x399" /></p>
<p> </p>
<p>Kontynuujemy jazdę do wąwozu Asbyrgi, przez który niegdyś przepływała rzeka Jökulsá á Fjöllum. <strong>Asbyrgi</strong> czyli „odcisk stopy Odyna” jest w kształcie podkowy, a u jego wejścia leży <strong>Eyjan</strong> czyli wyspa, wysoka na 25 m skała. Geologicznie Asbyrgi swój kształt zawdzięcza trzem szczególnie silnym przesunięciom lodowców, które miały miejsce po erupcjach należących do lodowca Vatnajökull wulkanów Kverkfjöll i Bárðarbunga. Pierwsza erupcja miała miejsce przed 4000, druga przed 3000 i trzecia przed 2500 lat, przy czym ta ostatnia osiągnęła wymiar 200.000 m³/s (co odpowiada czterokrotnej sile przesunięcia lodowca Skeiðará w 1996 roku).</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3606.jpg" alt="HUS3606" /></p>
<p> </p>
<p>Wąwóz ma około 3,5 km długości, a na jego końcu znajduje się niewielkie jeziorko. Teren porośnięty jest brzozą karłowatą , która tu znalazła schronienie pomiędzy ścianami wąwozu , a miejsce to jest często odwiedzane przez islandczyków spragnionych widoku drzew.</p>
<p>Podczas gdy ja fotografuję, Monika bystrym okiem dostrzegła grzyba. Ten piękny okaz zagościł na naszej patelni podczas kolacji.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3612-600x401.jpg" alt="HUS3612 600x401" /></p>
<p> </p>
<p>Za Asbyrgi skręcamy w drogę nr 864 i kierujemy się na południe, teraz oba wodospady, które oglądaliśmy wcześniej będziemy mieć po prawej stronie. Droga choć szutrowa jest zdecydowanie lepsza od tej po stronie zachodniej. Zatrzymujemy się aby jeszcze raz podziwiać z innej perspektywy wodospad <b>Hafragilsfoss. Po chwili jesteśmy na asfalcie drogi nr 1 i dojeżdżamy do miejsca licznie odwiedzanego przez turystów <b>Námafjall</b>. Jest to pasmo górskie i jednocześnie aktywny wulkan należący do systemu wulkanu Krafla. Poniżej góry po wschodniej stronie jest teren zwany <strong>Hverarönd</strong>. Obszar gorących źródeł, fumaroli i solfatarów. Niezliczona ilość „basenów” błotnych o bardzo wysokiej temperaturze, nieustannie wydobywające się gazy o zapachu siarki powodują , że teren jest wyjałowiony, kwaśny i nic tu nie rośnie, nie ma fauny ani flory … tylko ludzie. Woda jest o smaku siarki, tego doświadczyliśmy na Campingu nad jeziorem. Powietrze jest o zapachu siarki.</b></p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3644-600x399.jpg" alt="HUS3644 600x399" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3660-600x400.jpg" alt="HUS3660 600x400" /></p>
<p><a href="https://www.youtube.com/watch?v=qsR9S-WSkBk">https://www.youtube.com/watch?v=qsR9S-WSkBk</a></p>
<p> </p>
<p>Ten piekielny, surowy i nieprzystępny teren jest jednocześnie piękny i można godzinami wpatrywać się w różnorodność kolorów, jednak pamiętajmy nie jest tu całkowicie bezpiecznie … siara szkodzi...</p>
<p>Nieco cofamy się i jedziemy do czynnego wulkanu Krafla. Cały obszar jest źródłem pozyskiwania energii geotermalnej z głębokości 2 km, gdzie znajduje się gorąca magma. Wulkan <strong>Krafla </strong>jest łatwo dostępny, można podjechać niemalże pod samą kalderę, która ma około 300 m średnicy. Pokonujemy niewielkie wzniesienie i po dojściu do krawędzi mamy krater <strong>Viti</strong>, czyli piekło / krater o tej samej nazwie widzieliśmy wcześniej przy Askji / woda nie przypomina wrót piekieł jak dawniej wierzono na islandii i pomimo słabej pogody jej kolor jest wręcz niebiański.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3679.jpg" alt="HUS3679" /></p>
<p> </p>
<p>Mijamy miasteczko gdzie jest położony nasz Camping i zaglądamy do niewielkiej jaskini lawowej <b>Grjótagjá</b> z wodą termalną. Dawniej było to popularne miejsce do kąpieli jednak po erupcjach w latach 1975-1984 temperatura wody wzrosła powyżej 50*C, obecnie temperatura ma tendencję spadkową jednak jest jeszcze zbyt wysoka. Wejście do jaskini jest niewielkie tak samo jak jaskinia. Ale woda jest krystalicznie czysta.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-30-18.02.05-600x450.jpg" alt="2017 07 30 18.02.05 600x450" /></p>
<p> </p>
<p>Niedaleko jest położony wygasły wulkan <b>Hverfjall</b>. Czasy świetności czyli aktywności ma już za sobą, ostatnia erupcja miała miejsce 2500 lat temu. Droga od strony południowej jest nieprzejezdna, jedziemy więc do parkingu mieszczącego się po północnej stronie.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3685-600x400.jpg" alt="HUS3685 600x400" /></p>
<p> </p>
<p>Postanawiamy zdobyć szczyt wulkanu … całe 420 m wzniesienia. wejście jest łatwe i zajmuje nam jakieś 20 min. We wnętrzu znajduje się stożek Tephra. Kształt krateru dość ciekawy i może się podobać. Niektórzy „turyści” uważają , że dno trzeba upiększyć … bystry czytelnik dostrzeże rysunek.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3696.jpg" alt="HUS3696" /></p>
<p> </p>
<p>Wracamy na Camping, och jak dobrze, że nie musimy nic rozkładać... Przygotowujemy obiadokolację, której smaczku dodaje runo leśne zebrane przez Monikę. Camping mieści się nad brzegiem jeziora <strong>Myvatn</strong>, które podobno nigdy nie zamarza całkowicie. Wszystko za sprawą okolicznych pól lawowych, czynnych wulkanów i źródeł geotermalnych. Glony i składniki mineralne nadają wodom jeziora piękny błękitno-zielony kolor. Nieregularna linia brzegowa, pseudokratery i liczne formacje skalno-lawowe sprawiają, że Myvatn bardziej przypomina rozlewisko niż jezioro.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-30-21.03.36-600x450.jpg" alt="2017 07 30 21.03.36 600x450" /></p>
<p> </p>
<p>Viking / czyli ja / spożywa tylko to co przygotuje jego Jarla / czyli Monika /, Viking śpi na skórach baranich. Tak tego wieczora mój materac odmówił posłuszeństwa i zrobił sobie dziurę, taką na 10 cm. Więc uznałem, że skóry to dobry pomysł. Na takim posłaniu kontynuowałem dalszą podróż.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-30-21.58.55-600x450.jpg" alt="2017 07 30 21.58.55 600x450" /></p>
<p> </p>
<p> Na ciąg dalszy opisu wyjazdu na Islandię zapraszam na stronę <a href="http://huskycruising.pl/2017/07/06/iceland-2017/">huskycruising.pl</a></p>
<p> </p>
<p> </p><p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/tytulowa_islandia_husky_2017.jpg" alt=""></p><p>Każdy kto śledzi uważnie wpisy na naszej stronie i szuka opisu ciekawych aut na pewno trafił do działu <a href="https://www.landcruiser.pl/auta/artykuly-o-toyota-land-cruiser-j12">J12</a> i poznał dokłanie Krzysztofa i jego<a href="https://www.landcruiser.pl/auta-2/artykuly-o-toyota-land-cruiser-j12-2/159-j12-husky-cruising"> Land Cruisera KDJ120</a>. To auto wraz z rodzina która się nim wozi przebyło wiele bliższych i dalszych terenowych wypraw. Wyposażone we wszystko co potrzebne podczas takich przepraw jest idealnym pomocnikiem w podróży. Gdzie można dojechać swoją Toyotą? A chociażby na Islandię. Zapraszamy na opowieść o podróży przez lody i pustkowia tej odległej wyspy...</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS4830.jpg" alt="HUS4830" /></p>
<p> </p>
<p style="text-align: right;">Tekst i zdjęcia: <a href="http://huskycruising.pl">huskycruising.pl</a></p>
<p>Jest wtorek 25 lipca 2017 roku, punktualnie o 9.00 wyruszamy w naszą podróż na daleką północ. Jest środek lata, a my w bagażach mamy całe mnóstwo zimowych ubrań :), czapki, rękawice, polary, kurtki i tym podobne. Nie zabrakło elektrycznej farelki i gazowego ogrzewacza ….Jedziemy na … ISLANDIĘ. Nasz pies pociągowy został odpowiednio na tę okazję oznakowany.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-22-14.42.15-600x800.jpg" alt="2017 07 22 14.42.15 600x800" /></p>
<p> </p>
<p>Pierwsza dojazdówka na kołach to odcinek około 1000 km, celem jest port promowy Hirtshals w Danii. Ciekawostka: na granicy niemiecko-duńskiej, duńczycy mają dla wjeżdżających do kraju kontrolę graniczną. Tworzy się spory korek ale celnik gestem ręki puszcza nas dalej. Zatrzymujemy się na nocleg około 70 km od celu w miejscowości Aalborg, tam jeszcze w warunkach hotelowych spędzamy noc przed dwudniowym rejsem. Wieczór spędzamy w hotelowym barze przy lampce wina i piwa, zastanawiając się co nas czeka na wyspie gdzie znajduje się 26 czynnych obecnie wulkanów. Noc była ciężka, materace strasznie niewygodne, za miękkie. Obfite śniadanie i ruszamy do portu Hirsthals. Po niecałej godzinie ustawiamy się w kolejce do odprawy, aut jest już kilkadziesiąt, a i przybywają kolejne. Różnorodność pojazdów jest ogromna, od zwykłych osobówek, poprzez suvy, suvy uterenowione, prawdziwe terenówki, kampery oraz samochody ciężarowe małe i duże do … rowerów i motocykli oczywiście. Dużo aut z niemiec, francji, holandii, a z polski …. tylko my.</p>
<p>Oto kilka przykładów.</p>
<p> </p>
<table>
<tbody>
<tr>
<td><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3214-600x400.jpg" alt="HUS3214 600x400" /> </td>
<td><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3215-600x400.jpg" alt="HUS3215 600x400" /> </td>
<td><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3217-600x399.jpg" alt="HUS3217 600x399" /> </td>
</tr>
<tr>
<td><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3220-600x399.jpg" alt="HUS3220 600x399" /> </td>
<td><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3226-600x400.jpg" alt="HUS3226 600x400" /> </td>
<td><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3227-600x400.jpg" alt="HUS3227 600x400" /> </td>
</tr>
</tbody>
</table>
<p> </p>
<p>Po kilkunastu minutach otrzymujemy karty pokładowe, ustawiamy się na odpowiedniej linii i wjeżdżamy na pokład promu. Ustawiamy auto, zaciągam ręczny, dźwignia zmiany biegów na „P”, zabieramy swoje bagaże, które przygotowaliśmy sobie wcześniej aby przetrwać dwa dni na promie. Czekamy jeszcze chwilkę na pokładzie na wejście do kajuty, obsługa kończy sprzątanie. Wchodzimy, rozpakowujemy się. Kiedy wreszcie prom odbija mamy opóźnienie około 40 minut, zaczyna się drugi etap dojazdu, a właściwie dopłynięcia do naszej wyspy, przed nami 1500 km, 823 mile morskie po oceanie Atlantyckim.</p>
<p>Podróż promem to chyba najnudniejsza z form podróżowania. No latania też nie lubię ze względu na zwyczajowy brak miejsca w samolocie oraz zbyt bliski kontakt ze współpasażerami. Tu , po promie można sobie pochodzić, jest jakaś przestrzeń i świeże powietrze na pokładzie, na który można przy sprzyjającej pogodzie sobie wyjść.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-25-15.52.31.jpg" alt="2017 07 25 15.52.31" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-26-11.30.07-600x450.jpg" alt="2017 07 26 11.30.07 600x450" /></p>
<p style="text-align: center;">na monitorze można było śledzić aktualne położenie promu</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-25-13.02.06-600x450.jpg" alt="2017 07 25 13.02.06 600x450" /></p>
<p style="text-align: center;">Kajuta jak kajuta, maleńkie pomieszczenie bez okna</p>
<p> </p>
<p> </p>
<h1>Dzień 1 - 27.07.2017 - 109 KM</h1>
<p>Dopływamy do portu Seydisfjordur, który leży po wschodniej stronie wyspy. Prom opuszczamy dość sprawnie. Dostajemy nalepkę na szybę, celnik gestem ręki przepuszcza nas dalej, a zaraz za bramą już rozdają ulotki reklamowe atrakcji turystycznych. Islandia przywitała nas deszczem i niskim pułapem chmur, z tego też powodu nie widzimy jak wygląda miasteczko, w którym zrobiliśmy pierwsze kilometry.</p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-27-09.50.26.jpg" alt="2017 07 27 09.50.26" /></p>
<p> </p>
<p>Droga do Egilsstadir, jest zasnuta mgłą, a deszcz dodatkowo ogranicza widoczność. Wszyscy jadą ostrożnie i powoli. Jeszcze tylko zakupy podstawowych produktów, które robimy w Netto i ruszamy na pierwszy zaplanowany trak.</p>
<p>Wyjazd z miasta Egilsstadir przez most na jeziorze Lagarfjot, długie na 25 km i w najszerszym miejscu 2,5 km ogromne jezioro / 53km2 / jezioro. Z drogi nr 1 skręcamy w lewo i wkrótce ku naszej uciesze kończy się asfalt i zaczyna droga szutrowa. Jedziemy na południe mając po swojej lewej stronie wspomniane wcześniej jezioro. Droga nieco wspina się do góry i tym samym doświadczamy już pierwszych pięknych widoków, a to dopiero początek.</p>
<p>W miejscu gdzie jezioro ma swój początek, po prawej stronie drogi jest parking, na którym zatrzymujemy auto i idziemy zobaczyć dwa wodospady./65°04’24.6″N 14°52’49.0″W. Pierwszy z nich <b>Litlanesfoss </b>jest już widoczny po kilkunastu minutach łatwej drogi. Wodospad otaczają niesamowite kolumny bazaltowe.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3260.jpg" alt="HUS3260" /></p>
<p> </p>
<p>Nieco dalej , około kilometra znajduje się drugi wodospad na tej samej rzece Hengifossa, dotarcie do niego zajmuje nam nieco więcej czasu, a mocny wiatr nie ułatwia wędrówki. Wreszcie wyłania się, trzeci co do wysokości wodospad na Islandii : <b>Hengifoss </b>, który ma 118 m wysokości, a woda spływa cienką nitką po bazaltowej ścianie ze śladami czerwonej glinki.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3269.jpg" alt="HUS3269" /></p>
<p> </p>
<p>Powrót do auta i jedziemy jeszcze chwilkę ta samą drogą do Centrum Kultury Skriduklaustur ale naszym głównym celem jest mieszcząca się obok restauracyjka z domowym, lokalnym jedzeniem Klausturkaffi. /65°02’28.1″N 14°57’08.9″W/</p>
<p>Skriduklaustur – Centrum Kultury Islandii.</p>
<p>Jest miejscem spotkań artystów, znajduje się tutaj centrum edukacyjne i organizowane są różne całoroczne wydarzenia kulturalne. To także centrum kultury i historii oraz wystawy z dorobku pisarza i fundatora Centrum Gunnara Gunnarsson.<br />To islandzki pisarz, który spędził większość życia w Danii. Swój majątek zebrane fundusze przeznaczył na budowę tego budynku, który został zbudowany w roku 1939 w/g projektu niemieckiego architekta, mający około 1.000 metrów kwadratowych. Pisarz mieszkał tam do roku 1948, później przeniósł się do stolicy. Następnie posiadłość podarował państwu z przeznaczeniem na działalność kulturalną i naukową.<br />W XV wieku w tym miejscu stał klasztor. Był on jedynym we wschodniej części kraju. W roku 1552 król duński zajął klasztor, a ówcześni ludzie, nawet bogaci, stali się wasalami króla.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3282.jpg" alt="HUS3282" /></p>
<p> </p>
<p>Położona malowniczo na wzniesieniu niewielka knajpka oferuje głównie stół „szwedzki” , na którym jest wiele pyszności: przystawki, zupy, dania główne, desery, napoje. Można też zamówić dania z karty. Decydujemy się na dania podane na stole, smakujemy kilka rodzajów dań kuchni islandzkiej. Jedzenie jest wyśmienite.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-27-13.53.25.jpg" alt="2017 07 27 13.53.25" /></p>
<p> </p>
<p>Posileni i zadowoleni ruszamy w interior. Zmieniamy drogę na 910, wspinamy się niewielką serpentyną i jedziemy w kierunku naszego pierwszego noclegu na Islandii, którym jest <strong>Laugarfell /</strong>64°53’11.0″N 15°21’01.2″W/ , oddalony od „głównej” drogi około 2 km kameralny hotelik z dwoma naturalnymi, gorącymi basenami, zaoferował nam miejsce na trawniku pod nasz namiot. W budynku jest „stołówka”, miejsce z kanapami do odpoczynku, można zamówić śniadanie lub kolację. Łazienki są czyste ,a woda pod prysznicem bez ograniczeń.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-27-16.39.27.jpg" alt="2017 07 27 16.39.27" /></p>
<p> </p>
<p>Po rozłożeniu namiotu wskakujemy oczywiście do cieplutkiego basenu, którego woda ma ponoć właściwości lecznicze i napawamy się widokiem na górę Snaefell.</p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-27-17.14.19-600x450.jpg" alt="2017 07 27 17.14.19 600x450" /></p>
<p> </p>
<h1>Dzień 2 - 28.07.2017 - 219 KM</h1>
<p> </p>
<p>Ten dzień był oznaczony w naszym roadbooku jako TRUDNY. Początkowo plan zakładał, że dojedziemy do Campingu Kverkfjoll /64°44’51.2″N 16°37’56.1″W/ u podnóży lodowca <b>Vatnajökull</b> -jest to lodowiec o powierzchni 8100 km² i grubości dochodzącej do 1 km, położony w południowo-wschodniej części Islandii na terenie parku narodowego Vatnajökull. Pod względem powierzchni jest to drugi co do wielkości lodowiec Europy (po lodowcu Austfonna na Spitsbergenie) a trzeci na świecie. Objętość lodowca szacuje się na ponad 3000 km³, co czyni Vatnajökull największym lodowcem Europy pod tym względem. Ale na nocleg zatrzymaliśmy się nieco dalej, o tym poniżej.</p>
<p>Po obfitym śniadaniu: lokalny boczek i lokalne jajka przygotowane w namiotowej kuchni, ciepły i przyjemny prysznic i opuszczamy <strong>Laugarfell </strong>i ruszamy na trasę. Odcinek, który przygotowałem przebiegał ze wschodu na zachód i był mało uczęszczany, może niezbyt wymagający terenowo jednak jak się później utwierdziliśmy, nie spotkaliśmy na tej trasie żadnego innego pojazdu.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-28-08.06.18.jpg" alt="2017 07 28 08.06.18" /></p>
<p> </p>
<p>Istotna fotka z poranka tuż przed odjazdem. Uważny czytelnik zauważy po lewej stronie pod oknem leżący na ziemi przedłużacz / kolor czerwony / , widzi czytelnik? Otóż ten przedłużacz niestety zapomniałem zabrać, a był to nasz pierwszy nocleg. Pech i doświadczenia z nim związane opiszę w dalszej części.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3287-1.jpg" alt="HUS3287 1" /></p>
<p> </p>
<p>Chwilkę jedziemy początkowo drogą F910 jednak odbijamy w prawo w drogę F923 kierując się na północ. Znaki mówią same za siebie, to nasze pierwsze doświadczenie z tego typu drogami na Islandii, co nas tam czeka?</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3290-1.jpg" alt="HUS3290 1" /></p>
<p> </p>
<p>Pierwsze brody na rzekach, pierwszy dreszczyk emocji. Moja pilotka nie ma zamiaru sprawdzać głębokości brodu, który pokonujemy bez problemu. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3291-1.jpg" alt="HUS3291 1" /></p>
<p> </p>
<p>Pogoda sprawia, że nie wiele jest widać. Teren raczej równinny. Pokonujemy kolejne kilometry. Nagle zza chmur i mgły wyłania się zupełnie inny krajobraz. Wąską drogą wjeżdżamy do Doliny <strong>Hrafnkelsdalur</strong>, której nazwa pochodzi od imienia rolnika i wodza Hrafnkell, który mieszkał w gospodarstwie Adalbol w czasach sagi. Dolina ma 18 km długości i jej max wysokość to 400 mnpm. </p>
<p></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3296-1.jpg" alt="HUS3296 1" /></p>
<p> </p>
<p>Dwukrotnie przekraczamy bród na rzece Hrafnkela niedaleko Adalbol. Potem pokonujemy niewielki most na wydawałoby się spokojnej rzece Jokulsa a Bru, która pochodzi z <strong>Brúarjökull </strong>największego języka lodowcowego <strong>Vatnajökull. </strong>Powyżej, bliżej lodowca na rzece jest zbudowana tama i elektrownia wodna. Kanion, którym płynie rzeka, mimo, ze nie jest duży - robi wrażenie.</p>
<p> </p>
<p> <img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3310-1.jpg" alt="HUS3310 1" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3311-1.jpg" alt="HUS3311 1" /></p>
<p> </p>
<p>Po przekroczeniu mostu kierujemy się dalej do naszego celu, skręcamy w lewo na zachód w kierunku Kverkfjoll. Pogoda jest bardzo stabilna i nie pada. Widoczność nie poprawiła się zbytnio. Krajobraz jest księżycowy, marsjański lub tym podobny.</p>
<p><strong><em>Expect the unexpected</em></strong></p>
<p>Islandia to kraj nieprzewidywalny, pogoda i miejsca mogą być nieprzyjazne ale też widoki mogą zwalić z nóg, a pogoda może sprawić niespodziankę i być piękną. Czekamy na to … chłonąc to co daje nam dzień. Decydując się na przyjazd na wyspę wiedzieliśmy, że nie będzie … ciepło i zawsze powtarzałem, ” oby nie padało„. I tak jest … nie pada.</p>
<p> </p>
<p> <img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3319-1.jpg" alt="HUS3319 1" /></p>
<p> </p>
<p>Coś próbuje tu żyć, podobne roślinki spotykaliśmy na pustyni w Omanie. Drogi w interiorze są to kiepskie ale wyraźne szutrówki, czasami oznaczone żółtymi palikami. Bezkres przestrzeni, cisza, spokój. Brak ludzi i innych pojazdów. A w oddali majaczące wzgórza. Błękit nieba gdzieś tam istnieje i próbuje się dostać na ziemię.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3332-1.jpg" alt="HUS3332 1" /></p>
<p> </p>
<p>Poruszamy się po tzw. Pustyni <b>Ódáðahraun. </b>Rozległe pola zastygłej lawy otaczają nas ze wszystkich stron. Te szerokie pola lawy powstawały w różnych okresach, najstarsze liczą ponad 12 tys lat. Miejsce to jest mroczne, a lodowate rzeki lodowcowe wzmagają strach i budzą respekt. Lawa, lawa, lawa, żadnego drzewa ani nawet najmniejszego krzaczka wokół.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3349-1.jpg" alt="HUS3349 1" /></p>
<p> </p>
<p>Most na rzece <b>Jökulsá á Fjöllum </b>, tu jesteśmy prawie na jej początku, rzeka liczy sobie 206 km długości i jest drugą co do wielkości rzeka Islandii. To na niej są liczne znane wodospady takie jak Selfoss, Dettifoss, Hafragilsfoss. Wąwóz Ásbyrgi powstał kiedy rzeka szukała sobie nowej drogi na północ. Patrząc na taką rzekę czujemy jej moc i przeszywa nas dreszcz. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3357-1.jpg" alt="HUS3357 1" /></p>
<p> </p>
<p>Droga wije się pomiędzy zastygłą lawą jak rzeka. Potem trakt nieco zmienił swój charakter, teraz prowadzi wśród bazaltowych kamieni. Po chwili kamienie znikają i pojawia się pustynia z czarnym jak smoła piachem. Niestety nie jest nam dane w pełni podziwiać widoki ze względu jak już napisałem stabilną tego dnia pogodę. Niskie chmury nie odpuszczają … ale nie pada i to jest duży plus dzisiejszego dnia.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3365-1.jpg" alt="HUS3365 1" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3367-1.jpg" alt="HUS3367 1" /></p>
<p> </p>
<p>I niecodziwenny widok na trasie. To chyba jakiś żart? Pośrodku niczego stoi sobie cysterna z paliwem ?</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3382-1.jpg" alt="HUS3382 1" /></p>
<p> </p>
<p>Kolory zmieniają się, przewaga czarnego znika, pojawiają się inne odcienie, chyba nawet maja ciepła barwę. Mamy już bliziutko do naszego pierwotnego celu czyli Campingu Kverkfjoll. Gdy do niego dojeżdżamy jest pusty, tzn. nie ma nikogo prócz obsługi. Zaglądamy do budynku, kręcimy się troszkę wokół, pogoda i stan nawierzchni nie nastraja do pozostania w tym miejscu. Na razie jedziemy jeszcze dalej do końca drogi do samej ściany jęzora lodowca <strong>Kverkjokull </strong>, który jest częścią <strong>Vatnajokull</strong>. W tym samym miejscu jest też <strong>Kverkfjoll</strong> najwyższy wulkan Islandii. </p>
<p>Niestety stoją znaki zakazujące dalszej wędrówki bliżej lodowca. Sam wulkan jest aktywny i czynny, ostatnia erupcja miała miejsce w 1968 roku, a we wnętrzu góry znajduje się pole gorącej magmy, która tworzy liczne jaskinie lodowe. Oczywiście respektujemy zakaz wstępu i odpuszczamy.</p>
<p>Jesteśmy w bezpośredniej bliskości północnej ściany lodowca Vatnajokull. 64°43’25.4″N 16°39’18.2″W . Na poniższym screenie znacznik to nasza poazycja.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/Zrzut-ekranu-2018-01-11-o-10.02.09.jpg" alt="Zrzut ekranu 2018 01 11 o 10.02.09" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3387-1-600x400.jpg" alt="HUS3387 1 600x400" /></p>
<p> </p>
<p>To tu bierze początek rzeka <strong>Jokulsa a Fjollum</strong>. Jaskinia wygląda zachęcająco. Jest mrocznie i słychać pomruki wulkanu. Podejmujemy decyzję o zmianie planu i nie zostajemy w tym miejscu na noc. Kontynuujemy jazdę i nowym celem jest Askja. Wracamy kilkanaście kilometrów /około 16km / niejako po śladach mając możliwość podziwiania widoków w druga stronę. Piękny obszar lawowy Vikursandur, a w tle góra Herdubreidartogl.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3400-1.jpg" alt="HUS3400 1" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3387-1-600x400.jpg" alt="HUS3387 1 600x400" /></p>
<p> </p>
<p>Po drodze UWAGA - znaki ostrzegające o głębokim piachu, który niejako wciąga. Podobna konsystencja jak sabkha na pustyni w Omanie, bardzo zdradliwy piach.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3402-1.jpg" alt="HUS3402 1" /></p>
<p> </p>
<p>Camping Askja lub <strong>Dreki</strong> /65°02’31.8″N 16°35’41.6″W/ O trawce można pomarzyć, podłoże kamieniste. Oczyszczam podłoże z większych kamieni i rozkładamy namiot w miarę blisko toalet i kuchni. Jest minus – nie ma prądu, będzie to noc bez farelki. Dużym plusem jest natomiast pomieszczenie kuchenno – jadalniane, w którym jest ciepło. Można przygotować posiłek i zjeść. Zabieramy więc swoje skrzynie ze sprzętem i jedzeniem i idziemy przygotować kolację. Poniżej zdjęcie z kuchnio-jadalni, po lewej widoczny piec z garami z gorąca wodą. Pomieszczenie ma też w pełni wyposażoną kuchnię z naczyniami więc nie trzeba mieć nawet własnych, kuchenkę gazową i zlewy. Ciekawostka: do tego pomieszczenia wchodzi się bez butów, na boso, w skarpetach lub obuwiu tzw. zamiennym. Prosty sposób na utrzymanie czystości. Takich miejsc na Islandii jest wiele. Drzwi widoczne w tle zdjęcia to pokoje z łóżkami. Łóżek jest kilka, są piętrowe.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-29-08.11.22.jpg" alt="2017 07 29 08.11.22" /></p>
<table>
<tbody>
<tr>
<td><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-29-08.02.16-e1503609469881-600x800.jpg" alt="2017 07 29 08.02.16 e1503609469881 600x800" /> </td>
<td><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-29-08.41.14-e1503609523190-600x800.jpg" alt="2017 07 29 08.41.14 e1503609523190 600x800" /> </td>
<td><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-29-08.41.24-e1503609392600-600x800.jpg" alt="2017 07 29 08.41.24 e1503609392600 600x800" /> </td>
</tr>
</tbody>
</table>
<p> </p>
<h1>Dzień 3 - 29.07.2017 - 142 KM</h1>
<p></p>
<p>Wczoraj dojechaliśmy do wulkanu <strong>Askja, </strong>przy którym spaliśmy. Wulkan ten ma 1510 mnpm wysokości i powierzchnię 50 km2, jego kalderę otaczają ośnieżone góry Dyngjufjöll, a we wnętrzu znajdują się dwa jeziora: najgłębsze na Islandii Öskjuvatn (220 m głębokości) oraz <strong>Viti</strong> (isl. <i>Piekło</i>) wypełnione ciepłą, siarkową wodą. Wulkan ostatnią aktywność miał w 1961 roku i wyrzucił popiół na wysokość 8 tys m. Noc przebiegła spokojnie, nie zmarzliśmy. Toaleta i śniadanie w kuchni. Składamy namiot, pakujemy auto i w drogę. Pogoda znów nas nie rozpieszcza, nie zanosi się, że będzie pogodnie. Mamy plan wejść na kalderę i zobaczyć jezioro <strong>Viti</strong>. Zatrzymuję się jeszcze przy <strong>Drekagil</strong> – Wąwozie Smoka, który zachwyca niezwykłymi formacjami geologicznymi powstałymi z lawy, które mogą do złudzenia przypominać świat baśniowy. Ponoć po 30min wędrówki można dotrzeć do wodospadu, wąwóz oglądam tylko z szerokiego wejścia.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3405.jpg" alt="HUS3405" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3408.jpg" alt="HUS3408" /></p>
<p></p>
<p>Jedziemy kilka kilometrów w kierunku <strong>Viti. </strong>Krajobraz w jednej chwili zmienił się diametralnie. Jedziemy po polu lawy, a wokół nas jak okiem sięgnąć zastygła, czarna lawa.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3421.jpg" alt="HUS3421" /></p>
<p> </p>
<p>Tak jak przewidywaliśmy pogoda nie ustępuje. Piesza wędrówka w tych warunkach nie przyniesie w końcowym efekcie spektakularnych widoków. Odpuszczamy. Poniżej miejsce, od którego rozpocząć można trekking /65°04’00.9″N 16°43’29.5″W.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-29-09.59.01-600x450.jpg" alt="2017 07 29 09.59.01 600x450" /></p>
<p> </p>
<p>Przed nami ośnieżone stoki góry <strong>Dyngjufjöll</strong> zasnute mgłą... Poniżej film przedstawiający drogę po, której się poruszamy</p>
<p> </p>
<p><a href="https://www.youtube.com/watch?v=rZt2I6Dd3WE">https://www.youtube.com/watch?v=rZt2I6Dd3WE</a></p>
<p> </p>
<p>Droga na północ prowadzi wśród skał lawowych różnorodnego kształtu i wielkości. Nie sposób zboczyć z wyznaczonego szlaku, nie ma gdzie. Po prawej w oddali towarzyszy nam rzeka lodowcowa <strong>Jokulsa a Fjollum</strong>, a ja cały czas wypatruję wulkanu po lewej stronie. Ma to być wygasły już wulkan <b>Herðubreið</b>. Jednak nisko położone chmury pozwalają zobaczyć nam tylko podstawę tego wulkanu i nic więcej. Trak w pewnym miejscu zbliża się blisko do rzeki, jest nawet mały parking. Nie ma nikogo prócz nas, całe miejsce widokowe jest tylko dla nas. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3469.jpg" alt="HUS3469" /></p>
<p> </p>
<p>Jesteśmy w okolicy wodospadu <strong>Gljufrasmidur.</strong> Niesamowita , wręcz niewiarygodna siła wody na rzece wyryła kanion w skałach lawy aby znaleźć sobie ujście na północ. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3477.jpg" alt="HUS3477" /></p>
<p> </p>
<p>Dawno nie przekraczaliśmy brodu. Jeszcze będąc w Askji, gdy się pakowaliśmy podeszła do nas Pani z obsługi Campingu i zapytała w którą stronę się udajemy? Gdy dowiedziała się, że jedziemy na północ poinformowała nas, że w nocy poziom wód znacznie się podniósł i aby uważać na przeprawach przez rzeki. Szczególnie wskazała dokładnie to miejsce przed , którym teraz się zatrzymaliśmy. Chwila zastanowienia i ruszamy. Nie było tak źle, Moniczka prezentuje na jakiej wysokości była mniej więcej woda. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-29-12.49.36.jpg" alt="2017 07 29 12.49.36" /></p>
<p> </p>
<p>Droga jest świetna, miejscami pozwala na rozwinięcie prędkości do 80 km/h. Podczas naszej jazdy od rana spotkaliśmy tylko jedno auto !, niczym nie ograniczona cisza i spokój, wolność w czystej postaci.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3526.jpg" alt="HUS3526" /></p>
<p> </p>
<p>W ciąu dnia nad nami chmury kłębią się złowieszczo ale nic z tego nie wynika, to tylko prężenie muskułów albo grożenie palcem abyśmy mieli się na baczności. Dziś mieliśmy dojechać do Asbyrgi ale patrząc na wskaźnik ilości paliwa dochodzimy do wniosku, że możemy nie dojechać. Co prawda zaraz będziemy na „jedynce” jednak mapa, która pokazywała stację paliw w pobliżu myliła się. Decydujemy że jedziemy do Reykjahlid, tam zatankujemy i zatrzymujemy się na Campingu Myvatn nad jeziorem. Przed miejscowością mijamy górę <strong>Námafjall </strong>i pola geotermalne „<strong>Hverarönd</strong>” (albo „Hverir”), całość kompleksu należy do wulkanicznego systemu aktywnego wulkanu <strong>Krafla.</strong></p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3533.jpg" alt="HUS3533" /></p>
<p> </p>
<p>Wrócimy tu jutro, tankujemy auto do pełna, robimy zakupy w Netto / jajka, bekon, warzywa, owoce – borówkę polską i inne / , jedziemy na Camping . Znajdujemy fajne miejsce z dostępem do prądu, podłączam przejściówkę i idę po przedłużacz i tu … zonk !!! Przedłużacz został na pierwszym Campingu !! Masakra !! Zamykamy namiot i jedziemy do sklepu Netto dowiedzieć się czy kupimy gdzieś przedłużacz. Okazuje się, że jest to jedyny sklep w tej mieścinie. Najbliższy tzw. ogólnobudowlany jest w Husaviku , 60 km dalej, jedziemy ale jest już późno i wszystko pozamykane. Na osłodę i otarcie łez mojej Monisi idziemy do najlepszej knajpy w Husaviku tj. <strong>Naustid /</strong>66°02’39.7″N 17°20’17.9″W/, naprawdę gorąco polecam tę restaurację. Lampka białego wina, pokal złotego napoju, zupa rybna, szałyk z ryby, jagnięcina i od razu uśmiechy nam wróciły.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-29-17.54.51.jpg" alt="2017 07 29 17.54.51" /></p>
<p> </p>
<p>Będąc niejako przy okazji w Husaviku załatwiamy rezerwację na Rejs na wieloryby w <strong>North Sailing</strong> na poniedziałek rano. Tym samym zostajemy na obecnym Campingu na dwie doby. Niedzielę przeznaczymy na zwiedzanie okolicy, poniedziałek rejs. Ale, ale to nie koniec przygód na dzień dzisiejszy z prądem. Mamy w aucie dwa, co prawda krótkie przedłużacze ale myślę sobie jakoś poskładam i będzie git. Wracamy i okazuje się , że ktoś się nie bał i zapier….ł nam przejściówkę, którą zostawiłem w słupku z prądem. Chodzimy i sprawdzamy który z sąsiadów ma naszą przejściówkę, no niestety nie możemy jej znaleźć. Idę więc do recepcji z myślą, że może mają takowe i pożyczą. Owszem mają ale chcą paszport lub 100$, mówię, że nie mamy gotówki, że przyniosę dokument w zastaw. Tłumaczę też, że na ich terenie kradną, bo nam ukradli nieszczęsną przejściówkę. Biorę przejściówkę idę do namiotu, proszę Monikę aby poszła z dokumentem i załatwiła sprawę. tam znów dochodzi do spięcia z chyba właścicielem, jednak w końcowym efekcie zostawiamy 80 Euro zastawu za przejściówkę !!! Masakra !!!</p>
<p>Całej sytuacji jak chodziliśmy i szukaliśmy naszej przejściówki przyglądali się turyści z kampera z Austrii, facet wyszedł i zapytał o co chodzi. Opowiadam mu z grubsza historię , a on pożycza nam przedłużacz. No wspaniały gest, dziękujemy.</p>
<p>Po kilkunastu minutach przychodzi jakaś kobieta z obsługi i …. oddaje nam naszą przejściówkę !!! No halooo !!! Okazuje się , że to obsługa zwinęła nam przejściówkę, oczywiście przeprasza jak może. To może już na ten dzień wystarczy atrakcji.</p>
<p> </p>
<h1>Dzień 4 - 30.07.2017 - 230 KM</h1>
<p>Plan: <em><strong>Dettifoss, Hafragilsfoss, Hljodaklettar, Asbyrgi, Krafla, Hverarond</strong></em></p>
<p>Ciekawy widok o poranku, masa kaczek skubiących trawę na campingu… i masa kup po tych kaczkach. Ale są w sumie nie szkodliwe, miały być roje komarów, po których jedynie widać ślady w łazienkach. Bo właśnie z komarów słynie ten Camping. Jeszcze poranna kawa i śniadanie przygotowane w naszej namiotowej kuchni. Jak widać na załączonym obrazku jest na bogato, wszystkie niezbędne skałdniki do prawidłowego funkcjonowania organizmu. majonez obowiązkowo kielecki, najlepszy.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-30-08.50.14.jpg" alt="2017 07 30 08.50.14" /></p>
<p> </p>
<p>W związku z tym ,że zostajemy na campingu na jeszcze jedną dobę nie musimy dziś składać namiotu i pakować się. Co za ulga. Przedłużacz niestety muszę oddać ponieważ nasi dobroczyńcy dziś opuszczają Camping. Dostają od nas za ten miły gest butelkę wina. Mamy do zwiedzenia okolicę. Na pierwszy plan wodospad <strong>Dettifoss i Hafragilsfoss</strong>. Parkujemy samochód na parkingu , samochodów i autokarów jest już sporo i ciągle ich przybywa. Dojście do wodospadu zajmuje kilkanaście minut.</p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3548.jpg" alt="HUS3548" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3537.jpg" alt="HUS3537" /></p>
<p> </p>
<p>I oto jest , wodospad <strong>Dettifoss</strong>, który powstał na progu w wąwozie <strong>Jökulsárgljúfur</strong> na rzece Jökulsá á Fjöllum, z którą to mieliśmy już wielokrotnie do czynienia w interiorze gdzie poznawaliśmy jej powstawanie. Spektakularności dodaje fakt, że woda na tym wodospadzie przelewa się przez skośny próg o długości 100 metrów. Powyżej tego wodospadu znajduje się jeszcze mniejszy wodospad <strong>Selfoss</strong>. Tłumy gęstnieją , punkty widokowe zapełniają się, robi się ciasno. Wszak to żelazny punkt programu turystycznego i łatwo dostępny bo prowadzi do niego piękna asfaltowa droga. Biorąc pod uwagę objętość przepływu, szerokość i wysokość jest to jeden z najbogatszych w energię wodospadów Europy. Przez próg 45 m w dół przepływa w zależności od pory roku do 193 m3 wody na sekundę. W 2011 roku Dettifoss brał udział w scenie otwierającej film <em>Prometeusz</em>.</p>
<p> </p>
<p>Poniżej Dettifoss jest mniejszy wodospad Hafragilsfoss, prowadzi do niego niepozorna wąska droga szutrowa, kończąca się małym parkingiem, na którym to nie ma żadnego auta. Zostawiamy samochód i maszerujemy do wodospadu. Miejsce kameralne, jesteśmy sami , to niewiarygodne, kilkaset metrów dalej mega tłumy, a tu jesteśmy tylko my. Oto ten wodospad: 27 metrów wysokości i 91 metrów szerokości.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3554.jpg" alt="HUS3554" /></p>
<p> </p>
<p> Wspinam się na małą górkę i z tego miejsca rozciąga się jeszcze wspanialszy widok na wąwóz...</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3561.jpg" alt="HUS3561" /></p>
<p> </p>
<p>Droga nr 862 jedziemy na północ w kierunku <strong>Asbyrgi</strong>. Asfalt wkrótce się kończy i zaczyna się wąska droga kiepskiej jakości. To już w interiorze były lepsze drogi. Jest to wąski odcinek, na którym jednak spotykamy śmiałków w zwykłych osobówkach poruszających się z prędkością 5 kmh aby nie rozwalić podwozia. Drogę przecinają liczne wyschnięte koryta rzek, być może jest to czasowe zjawisko. teren wokół jest nizinny z liczną roślinnością nie przekraczającą 40 cm wysokości.</p>
<p>Dojeżdżamy do drogi nr 888 i jedziemy w dół doliny. Rozciągająca się po horyzont mgła nadaje tajemniczości temu miejscu. Znajdują się tu wulkaniczne jaskinie i różnorodne formacje skalne. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3571.jpg" alt="HUS3571" /></p>
<p> </p>
<p>Mijamy camping i dojeżdżamy do parkingu , z którego udajemy się na pieszą wędrówkę. Teren <strong>Hljóðaklettar</strong> powstał około 2300 lat temu po dużej erupcji w kraterze Þrengslaborgir i kraterze Lúdentehir. Formacje skalne, które tu powstały są oszałamiająco piękne. /65°56’10.0″N 16°32’11.5″W. Bazaltowe kolumny są powykręcane pod różnymi kątami i w różnych kierunkach. Niektóre kształty powodują powstawanie dziwnych jaskiń, wież i innych form geometrycznych. No i znów zaleta tego miejsca – kameralność. Podobna atrakcja na południu wyspy przyciąga setki turystów. </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3581.jpg" alt="HUS3581" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3589-600x399.jpg" alt="HUS3589 600x399" /></p>
<p> </p>
<p>Kontynuujemy jazdę do wąwozu Asbyrgi, przez który niegdyś przepływała rzeka Jökulsá á Fjöllum. <strong>Asbyrgi</strong> czyli „odcisk stopy Odyna” jest w kształcie podkowy, a u jego wejścia leży <strong>Eyjan</strong> czyli wyspa, wysoka na 25 m skała. Geologicznie Asbyrgi swój kształt zawdzięcza trzem szczególnie silnym przesunięciom lodowców, które miały miejsce po erupcjach należących do lodowca Vatnajökull wulkanów Kverkfjöll i Bárðarbunga. Pierwsza erupcja miała miejsce przed 4000, druga przed 3000 i trzecia przed 2500 lat, przy czym ta ostatnia osiągnęła wymiar 200.000 m³/s (co odpowiada czterokrotnej sile przesunięcia lodowca Skeiðará w 1996 roku).</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3606.jpg" alt="HUS3606" /></p>
<p> </p>
<p>Wąwóz ma około 3,5 km długości, a na jego końcu znajduje się niewielkie jeziorko. Teren porośnięty jest brzozą karłowatą , która tu znalazła schronienie pomiędzy ścianami wąwozu , a miejsce to jest często odwiedzane przez islandczyków spragnionych widoku drzew.</p>
<p>Podczas gdy ja fotografuję, Monika bystrym okiem dostrzegła grzyba. Ten piękny okaz zagościł na naszej patelni podczas kolacji.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3612-600x401.jpg" alt="HUS3612 600x401" /></p>
<p> </p>
<p>Za Asbyrgi skręcamy w drogę nr 864 i kierujemy się na południe, teraz oba wodospady, które oglądaliśmy wcześniej będziemy mieć po prawej stronie. Droga choć szutrowa jest zdecydowanie lepsza od tej po stronie zachodniej. Zatrzymujemy się aby jeszcze raz podziwiać z innej perspektywy wodospad <b>Hafragilsfoss. Po chwili jesteśmy na asfalcie drogi nr 1 i dojeżdżamy do miejsca licznie odwiedzanego przez turystów <b>Námafjall</b>. Jest to pasmo górskie i jednocześnie aktywny wulkan należący do systemu wulkanu Krafla. Poniżej góry po wschodniej stronie jest teren zwany <strong>Hverarönd</strong>. Obszar gorących źródeł, fumaroli i solfatarów. Niezliczona ilość „basenów” błotnych o bardzo wysokiej temperaturze, nieustannie wydobywające się gazy o zapachu siarki powodują , że teren jest wyjałowiony, kwaśny i nic tu nie rośnie, nie ma fauny ani flory … tylko ludzie. Woda jest o smaku siarki, tego doświadczyliśmy na Campingu nad jeziorem. Powietrze jest o zapachu siarki.</b></p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3644-600x399.jpg" alt="HUS3644 600x399" /></p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3660-600x400.jpg" alt="HUS3660 600x400" /></p>
<p><a href="https://www.youtube.com/watch?v=qsR9S-WSkBk">https://www.youtube.com/watch?v=qsR9S-WSkBk</a></p>
<p> </p>
<p>Ten piekielny, surowy i nieprzystępny teren jest jednocześnie piękny i można godzinami wpatrywać się w różnorodność kolorów, jednak pamiętajmy nie jest tu całkowicie bezpiecznie … siara szkodzi...</p>
<p>Nieco cofamy się i jedziemy do czynnego wulkanu Krafla. Cały obszar jest źródłem pozyskiwania energii geotermalnej z głębokości 2 km, gdzie znajduje się gorąca magma. Wulkan <strong>Krafla </strong>jest łatwo dostępny, można podjechać niemalże pod samą kalderę, która ma około 300 m średnicy. Pokonujemy niewielkie wzniesienie i po dojściu do krawędzi mamy krater <strong>Viti</strong>, czyli piekło / krater o tej samej nazwie widzieliśmy wcześniej przy Askji / woda nie przypomina wrót piekieł jak dawniej wierzono na islandii i pomimo słabej pogody jej kolor jest wręcz niebiański.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3679.jpg" alt="HUS3679" /></p>
<p> </p>
<p>Mijamy miasteczko gdzie jest położony nasz Camping i zaglądamy do niewielkiej jaskini lawowej <b>Grjótagjá</b> z wodą termalną. Dawniej było to popularne miejsce do kąpieli jednak po erupcjach w latach 1975-1984 temperatura wody wzrosła powyżej 50*C, obecnie temperatura ma tendencję spadkową jednak jest jeszcze zbyt wysoka. Wejście do jaskini jest niewielkie tak samo jak jaskinia. Ale woda jest krystalicznie czysta.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-30-18.02.05-600x450.jpg" alt="2017 07 30 18.02.05 600x450" /></p>
<p> </p>
<p>Niedaleko jest położony wygasły wulkan <b>Hverfjall</b>. Czasy świetności czyli aktywności ma już za sobą, ostatnia erupcja miała miejsce 2500 lat temu. Droga od strony południowej jest nieprzejezdna, jedziemy więc do parkingu mieszczącego się po północnej stronie.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3685-600x400.jpg" alt="HUS3685 600x400" /></p>
<p> </p>
<p>Postanawiamy zdobyć szczyt wulkanu … całe 420 m wzniesienia. wejście jest łatwe i zajmuje nam jakieś 20 min. We wnętrzu znajduje się stożek Tephra. Kształt krateru dość ciekawy i może się podobać. Niektórzy „turyści” uważają , że dno trzeba upiększyć … bystry czytelnik dostrzeże rysunek.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/HUS3696.jpg" alt="HUS3696" /></p>
<p> </p>
<p>Wracamy na Camping, och jak dobrze, że nie musimy nic rozkładać... Przygotowujemy obiadokolację, której smaczku dodaje runo leśne zebrane przez Monikę. Camping mieści się nad brzegiem jeziora <strong>Myvatn</strong>, które podobno nigdy nie zamarza całkowicie. Wszystko za sprawą okolicznych pól lawowych, czynnych wulkanów i źródeł geotermalnych. Glony i składniki mineralne nadają wodom jeziora piękny błękitno-zielony kolor. Nieregularna linia brzegowa, pseudokratery i liczne formacje skalno-lawowe sprawiają, że Myvatn bardziej przypomina rozlewisko niż jezioro.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-30-21.03.36-600x450.jpg" alt="2017 07 30 21.03.36 600x450" /></p>
<p> </p>
<p>Viking / czyli ja / spożywa tylko to co przygotuje jego Jarla / czyli Monika /, Viking śpi na skórach baranich. Tak tego wieczora mój materac odmówił posłuszeństwa i zrobił sobie dziurę, taką na 10 cm. Więc uznałem, że skóry to dobry pomysł. Na takim posłaniu kontynuowałem dalszą podróż.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/2017-07-30-21.58.55-600x450.jpg" alt="2017 07 30 21.58.55 600x450" /></p>
<p> </p>
<p> Na ciąg dalszy opisu wyjazdu na Islandię zapraszam na stronę <a href="http://huskycruising.pl/2017/07/06/iceland-2017/">huskycruising.pl</a></p>
<p> </p>
<p> </p>"Ukraina bez przewodnika" Fragmenty ksiażki Piotra Kulczyny2018-07-27T08:12:00+02:002018-07-27T08:12:00+02:00https://landcruiser.pl/en/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/769-ukraina-bez-przewodnika-fragmenty-ksiazki-piotra-kulczynyirkoirek@bluephoto.pl<p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/tytulowa_kulczyna_ukraina-5.jpg" alt=""></p><p><strong> </strong></p>
<p><strong>Piotr Kulczyna, leśnik, miłośnik historii, poszukiwacz przygód. Kiedyś, miał wielkie marzenie, żeby ruszyć tam, skąd pochodzi jego rodzina, na wschód. Wiele wypraw na Ukrainę zaowocowało wówczas przemyśleniami i refleksjami dotyczącymi ogladanych miejsc i naszej wspólnej historii. Podróże w końcu stały się jego życiową pasją. Powstała pierwsza książka <a href="https://www.landcruiser.pl/czytelnia/relacje-z-wypraw/azja/604-piotr-kulczyna-w-podrozy-po-azji-za-kierownica-toyota-land-cruiser-bj45">"Droga na Wschód"</a>. Obecnie czekamy na kolejną opowieść o jego peregrynacjach. Tym razem będzie to Ukraina ale wkrótce w serii "Podróże na 4 koła" możemy liczyć na więcej.</strong></p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/ukraina.jpg" alt="ukraina" /></p>
<p> </p>
<h1><strong>Przedstawiamy fragmenty książki "Ukraina bez przewodnika" którą autor odbył... oczywiście Land Cruiserem. <a href="https://www.landcruiser.pl/auta-2/artykuly-o-toyota-land-cruiser-j4-2/147-bj42-na-wyprawe">Mała, czerwona 40-ka</a> niezawodnie wiozła go po świecie. I choć to juz zabytek, i wymaga twardego charakteru, w kolejna podróż w kierunku na Azje Centralną znów realizuje właśnie takim autem.</strong> </h1>
<p> </p>
<p>"Podążaliśmy zwartą kolumną przez niekończące się pola krainy, pławiącej się w blasku słońca, kierując się cały czas na południe. Przestrzenie, w jakie wjechaliśmy, były ogromne i głębokie, sięgające swym bezkresem po horyzont naszej wyobraźni. Gdzieś daleko przed nami pluskała się w słonecznym mirażu, rysowała na firmamencie styku ziemi z niebem, fala moren i wzgórz poprzecinanych dolinami, jarami, wąwozami, gdzie w niewielkich niecułkach tworzyły się małe jeziorka. Całą tą cudowną krainę parcelowały dziesiątki rzek i strumieni o stromych głębokich brzegach, spadających w nurt wolno płynącej wody pionową ścianą grani. Nas, nieprzywykłych do takich widoków, wręcz oślepiała biel kwiatów gryki, połączona z brązem i żółcią kwitnących słoneczników, złotymi łanami pszenicy sięgającymi nieba, tworząc z błękitem symbol tego kraju, barwy narodowe, niebiesko-żółty sztandar natury. Tęsknię… Zawsze tęskniłem za tym widokiem. Za światem, który odszedł, za ludźmi żyjącymi tu przez wieki. Za krajem, którego już nigdy nie zobaczę, nie poznam. Myśli moich marzeń, moich pragnień biegały po tej czarodziejskiej krainie. Gdy przymykałem oczy, słyszałem tętent końskich kopyt, wesołe rżenie, galop i cwał niczym nie skrępowanej wolności w świecie, który był moją ojczyzną."</p>
<p></p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=Fortece-Zachodniej-Ukrainy&file=DSC04571.JPG" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>"Niczym błotny pług forsowaliśmy przed sobą brunatną maź. Moje umiejętności były tylko kiepską namiastką tego, co układało się w mojej głowie. Próbą opanowania nie tylko kierownicy, ale też własnych ambicji i słabości, które w tym momencie walczyły we mnie z sobą. Tonąc w błocie po szyby, moja wyobraźnia była u kresu wyczerpania i tylko zapał przyjaciół motywował mnie do dalszej walki w tym koszmarnym, błotnym świecie zalanym wodą. Cuchnącą maź miałem wszędzie - we włosach, w uszach, w oczach, a nawet między zębami. Co tu dużo mówić, moje doświadczenie offroudu było najsłabsze spośród takich weteranów bezdroży, a przynajmniej za takich uważała się pozostała trójka kierowców. Marek to dość wątpliwa legenda jazdy terenowej, opierająca swe doświadczenie raczej na jego nieokiełznanym szaleństwie i zupełnym braku odpowiedzialności. Prezes owszem, brał już udział w tego typu imprezach i podglądał najlepszych. Tomek zawsze był milczący. Kumulował nagromadzoną w sobie adrenalinę, by w pewnym momencie niespodziewanie wybuchnąć nagromadzoną energią, zamieniając ją w nieobliczalny wystrzał irracjonalnych pomysłów. Ja natomiast dysponowałem doświadczeniem, jakie ma leśniczy po dwudziestu pięciu latach pracy w terenie - duże z racji bycia szefem leśnictwa, lecz małe z autopsji prawdziwego offroudowca.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=Fortece-Zachodniej-Ukrainy&file=IMG_1876.JPG" alt="" /></p>
<p><br />W pewnym momencie jadący cały czas przede mną defender jakby zapadł się pod ziemię. Zniknął w brunatnej fontannie, by po chwili pokazać mi swoje podwozie i prawie stanąć dęba! Tylnie koła oderwały się od ziemi, lecz za moment spadły z impetem, zaś z przodu auta buchnęła fontanna czarno szarej mazi. I tak jeszcze kilka razy auto zachwiał się na boki jak ptak, który trzepie piórka, wychodząc z wody. W końcu zamarł w bezruchu skamienieliny. Cała maska samochodu, aż do połowy przedniej szyby, była zanurzona w czarnej bryi, która przez wywietrzniki powietrza wlewała się do środka, zalewając zegary deski rozdzielczej, mapy w schowku i ciasteczka księdza Rafała, o czym nie omieszkał nam zaraz zakomunikować. Sam wyjechać nie dałby rady. Zassało go w grząskim gruncie na dobre, a do tego wyciągarka była pod półtorametrową warstwą śmierdzącej czarnej mazi, całkowicie unieruchomiona. Po podpięciu liny mogłem teraz ja wykazać się mocą mojego kilkudziesięcioletniego silnika i wyciągnąć auto Prezesa z opresji. A trzeba było się śpieszyć, bo płynna maź wdzierała się coraz mocniej i groziło to zalaniem całej elektroniki. Samochód zarwał drożysko na kilku metrach długości. Otworzyła się przed nim głęboka na prawie dwa metry dziura. O pokonaniu jej, nawet na linach wyciągarki, nie mogło być mowy. Postanowiliśmy wdrapać się na skarpy wąwozu i objechać go wąskim przejazdem, karkołomnie wymijając rosnące po bokach drzewa. W tym czasie Prezes wypłukał ubłoconą chłodnicę i jako tako przemył silnik.[...]"</p>
<p> </p>
<p>Już wkrótce nastepne pozycje drukowane przez <a href="https://www.arw-vectra.pl/">Wydawnictwo Vectra</a>, z serii "Podróże na 4 koła".</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/podroze_na_4_kola.jpg" alt="podroze na 4 kola" /></p><p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/tytulowa_kulczyna_ukraina-5.jpg" alt=""></p><p><strong> </strong></p>
<p><strong>Piotr Kulczyna, leśnik, miłośnik historii, poszukiwacz przygód. Kiedyś, miał wielkie marzenie, żeby ruszyć tam, skąd pochodzi jego rodzina, na wschód. Wiele wypraw na Ukrainę zaowocowało wówczas przemyśleniami i refleksjami dotyczącymi ogladanych miejsc i naszej wspólnej historii. Podróże w końcu stały się jego życiową pasją. Powstała pierwsza książka <a href="https://www.landcruiser.pl/czytelnia/relacje-z-wypraw/azja/604-piotr-kulczyna-w-podrozy-po-azji-za-kierownica-toyota-land-cruiser-bj45">"Droga na Wschód"</a>. Obecnie czekamy na kolejną opowieść o jego peregrynacjach. Tym razem będzie to Ukraina ale wkrótce w serii "Podróże na 4 koła" możemy liczyć na więcej.</strong></p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/ukraina.jpg" alt="ukraina" /></p>
<p> </p>
<h1><strong>Przedstawiamy fragmenty książki "Ukraina bez przewodnika" którą autor odbył... oczywiście Land Cruiserem. <a href="https://www.landcruiser.pl/auta-2/artykuly-o-toyota-land-cruiser-j4-2/147-bj42-na-wyprawe">Mała, czerwona 40-ka</a> niezawodnie wiozła go po świecie. I choć to juz zabytek, i wymaga twardego charakteru, w kolejna podróż w kierunku na Azje Centralną znów realizuje właśnie takim autem.</strong> </h1>
<p> </p>
<p>"Podążaliśmy zwartą kolumną przez niekończące się pola krainy, pławiącej się w blasku słońca, kierując się cały czas na południe. Przestrzenie, w jakie wjechaliśmy, były ogromne i głębokie, sięgające swym bezkresem po horyzont naszej wyobraźni. Gdzieś daleko przed nami pluskała się w słonecznym mirażu, rysowała na firmamencie styku ziemi z niebem, fala moren i wzgórz poprzecinanych dolinami, jarami, wąwozami, gdzie w niewielkich niecułkach tworzyły się małe jeziorka. Całą tą cudowną krainę parcelowały dziesiątki rzek i strumieni o stromych głębokich brzegach, spadających w nurt wolno płynącej wody pionową ścianą grani. Nas, nieprzywykłych do takich widoków, wręcz oślepiała biel kwiatów gryki, połączona z brązem i żółcią kwitnących słoneczników, złotymi łanami pszenicy sięgającymi nieba, tworząc z błękitem symbol tego kraju, barwy narodowe, niebiesko-żółty sztandar natury. Tęsknię… Zawsze tęskniłem za tym widokiem. Za światem, który odszedł, za ludźmi żyjącymi tu przez wieki. Za krajem, którego już nigdy nie zobaczę, nie poznam. Myśli moich marzeń, moich pragnień biegały po tej czarodziejskiej krainie. Gdy przymykałem oczy, słyszałem tętent końskich kopyt, wesołe rżenie, galop i cwał niczym nie skrępowanej wolności w świecie, który był moją ojczyzną."</p>
<p></p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=Fortece-Zachodniej-Ukrainy&file=DSC04571.JPG" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>"Niczym błotny pług forsowaliśmy przed sobą brunatną maź. Moje umiejętności były tylko kiepską namiastką tego, co układało się w mojej głowie. Próbą opanowania nie tylko kierownicy, ale też własnych ambicji i słabości, które w tym momencie walczyły we mnie z sobą. Tonąc w błocie po szyby, moja wyobraźnia była u kresu wyczerpania i tylko zapał przyjaciół motywował mnie do dalszej walki w tym koszmarnym, błotnym świecie zalanym wodą. Cuchnącą maź miałem wszędzie - we włosach, w uszach, w oczach, a nawet między zębami. Co tu dużo mówić, moje doświadczenie offroudu było najsłabsze spośród takich weteranów bezdroży, a przynajmniej za takich uważała się pozostała trójka kierowców. Marek to dość wątpliwa legenda jazdy terenowej, opierająca swe doświadczenie raczej na jego nieokiełznanym szaleństwie i zupełnym braku odpowiedzialności. Prezes owszem, brał już udział w tego typu imprezach i podglądał najlepszych. Tomek zawsze był milczący. Kumulował nagromadzoną w sobie adrenalinę, by w pewnym momencie niespodziewanie wybuchnąć nagromadzoną energią, zamieniając ją w nieobliczalny wystrzał irracjonalnych pomysłów. Ja natomiast dysponowałem doświadczeniem, jakie ma leśniczy po dwudziestu pięciu latach pracy w terenie - duże z racji bycia szefem leśnictwa, lecz małe z autopsji prawdziwego offroudowca.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=Fortece-Zachodniej-Ukrainy&file=IMG_1876.JPG" alt="" /></p>
<p><br />W pewnym momencie jadący cały czas przede mną defender jakby zapadł się pod ziemię. Zniknął w brunatnej fontannie, by po chwili pokazać mi swoje podwozie i prawie stanąć dęba! Tylnie koła oderwały się od ziemi, lecz za moment spadły z impetem, zaś z przodu auta buchnęła fontanna czarno szarej mazi. I tak jeszcze kilka razy auto zachwiał się na boki jak ptak, który trzepie piórka, wychodząc z wody. W końcu zamarł w bezruchu skamienieliny. Cała maska samochodu, aż do połowy przedniej szyby, była zanurzona w czarnej bryi, która przez wywietrzniki powietrza wlewała się do środka, zalewając zegary deski rozdzielczej, mapy w schowku i ciasteczka księdza Rafała, o czym nie omieszkał nam zaraz zakomunikować. Sam wyjechać nie dałby rady. Zassało go w grząskim gruncie na dobre, a do tego wyciągarka była pod półtorametrową warstwą śmierdzącej czarnej mazi, całkowicie unieruchomiona. Po podpięciu liny mogłem teraz ja wykazać się mocą mojego kilkudziesięcioletniego silnika i wyciągnąć auto Prezesa z opresji. A trzeba było się śpieszyć, bo płynna maź wdzierała się coraz mocniej i groziło to zalaniem całej elektroniki. Samochód zarwał drożysko na kilku metrach długości. Otworzyła się przed nim głęboka na prawie dwa metry dziura. O pokonaniu jej, nawet na linach wyciągarki, nie mogło być mowy. Postanowiliśmy wdrapać się na skarpy wąwozu i objechać go wąskim przejazdem, karkołomnie wymijając rosnące po bokach drzewa. W tym czasie Prezes wypłukał ubłoconą chłodnicę i jako tako przemył silnik.[...]"</p>
<p> </p>
<p>Już wkrótce nastepne pozycje drukowane przez <a href="https://www.arw-vectra.pl/">Wydawnictwo Vectra</a>, z serii "Podróże na 4 koła".</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/fotoart/podroze_na_4_kola.jpg" alt="podroze na 4 kola" /></p>Majowy weekend w Serbii2018-06-21T21:14:33+02:002018-06-21T21:14:33+02:00https://landcruiser.pl/en/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/765-przez-serbieirkoirek@bluephoto.pl<p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/tytulowa_serbia_na_majowke_2.jpg" alt=""></p><p></p>
<p>Serbia to dla większości kraj tranzytowy. Dwupasmowa autostrada przecinająca go z góry, na dół mapy szybko przenosi tysiące aut wprost ku kamienistym greckim plażom. Jeśli ciekawość nowego, nie odkrytego kawałka świata nie ściągnie was w bok, gdzieś w mniejsze drogi to kraj zostawia nie najwięcej ciekawych wspomnień. Płasko i monotonnie. Większość marzy żeby już wyjechać, jak najszybciej zostawić za sobą te 600 km meczącego asfaltu . A tuż obok, z dala od szerokości autostrady mamy wiele niespodzianek. Na ciekawych przygody czekają wspaniałe meandry rzeki Uvac, niesamowite formacje geologiczne Đavolja Varoš, czyli Miasto Diabła, zabytkowe miasta Nowy Sad, Belgrad, Nis, klasztory Studenica, Sopoćani i wiele innych.</p>
<p>Na zwiedzanie wszystkich tych wspaniałości mamy zaledwie kilka dni. To za mało żeby zanurzyć sie w uroki tych najbardziej lokalnych dróg, bez asfaltu, jak najbliżej przyrody. Autostradę zostawimy jednak w okolicy Nowego Sadu i staramy się już poruszać lokalnymi drogami. Ma to swoje ogromne plusy. Wszystko to co interesujące nie przelatuje w szybach auta z prędkością przekraczającą 100 km/h. Ma też swoje wady. Poruszanie po kraju wąskimi, krętymi drogami spowalnia podróż tak, że 100 km przemierzać można więcej niż 3 godziny, szczególnie gdy widoki zatrzymują co chwilę.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_7252.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Przygodę z Serbia zaczynamy w Nowym Sadzie. Mały hotel w którym zamieszkamy, wciśnięty w jedna z bocznych uliczek ma tą zaletę, że tuż obok ma stare miasto. Samo miasto powstało na przełomie XVII i XVIII wieku kiedy zaczęli tu masowo emigrować Serbowie z ziem okupowanych przez Turków. Do dziś zachowało kosmopolityczny charakter bo nadal mieszkają tu obok siebie i Serbowie, i Chorwaci, i Węgrzy, Słowacy, Romowie, Niemcy... Jego zwiedzanie jest łatwe i przyjemne. Wszystko co warto zobaczyć skupione jest w jednym miejscu. Zaczynamy od Placu Niepodległości z pomnikiem Svetozara Miletica, kościołem Mariackim i ratuszem. Potem chodzimy jeszcze długo po wąskich uliczkach miasta szukając zabytkowych cerkwi, kamieniczek, uroków wieczornego życia w małych restauracyjkach jakich na starówce jest pełno. Jeszcze rano pojedziemy do położonej za rzeką twierdzy <strong><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Petrovaradin">Petrovaradin</a></strong>. Właściwie mieliśmy iść do niej pieszo ale rzut oka na mapę i okazuje się że to 10 km wycieczka w obie strony z rynku. Podjedziemy wiec autem. Co ciekawe da się tam dojechać na sam plac główny na którym znajduje sie muzeum. Wjazd jest efektowny - umocnioną bramą, tunelami... Serbowie również maja majówkę więc historycznych pamiątek ustawionych na regałach nie zobaczymy ale widoki na okolicę - super. Ludzie nadal tu pamiętają bombardowania NATO i zniszczenie wszystkich trzech mostów na rzece. Na moście widnieją wymalowane czerwoną farbą antyamerykańskie hasła.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_7323.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Dalsza nasza podróż to jazda do Belgradu ale w poszukiwaniu wrażeń zboczymy do <strong>Parku Narodowego <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Fru%C5%A1ka_gora">Fruška Gora</a></strong>. Nazwa parku podobno wywodzi się od Franków bo państwo Karola Wielkiego rozciągało się aż do okolic Belgradu. Jedziemy Partyzancka Drogą (tak się nazywa) i to co zaskakuje w krajobrazie to las. Dotychczas Serbia pokazywała nam się jako płaski, rolniczy kraj. A tu: krajobraz zafalował i zazielenił się od świeżych, majowych liści... Przy wjeździe powinniśmy zapłacić za bilet jednak pracownik parku widząc obcą rejestracje nie wierzy w to ze mamy dinary i każe jechać dalej. A chciałem mieć taki pamiątkowy bilet... To co się dzieje dalej przyprawia nas o zdumienie. Tak jak wspomniałem jesteśmy tu majowa porą, w dniu robotniczego święta. I chyba wszyscy okoliczni Serbowie korzystając z wolnego dnia postanowili wypocząć przy rodzinnym grillu. Cała droga to setki aut i każdy krzak obstawiony ludźmi. Las jakby płoną, wszędzie dymy z ognisk i grillów. A przypominam, jest to park narodowy.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_7348.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p><strong>Fruška Gora </strong>znana jest również z licznych monastyrów. My zobaczymy dwa <strong>Vdrnik </strong>i<strong> Monaster Krušedol. </strong>Oba to konstrukcje obronne, z bramą i cerkwią po środku.</p>
<p>Potem jazda w kierunku Belgradu i szukanie zamówionego noclegu. Miały być na miejscu uskutecznione romantyczne spacery po mieście, zwiedzanie... Jednak zobaczyliśmy niewiele. Problemem był parking. Ciepłe, świąteczne popołudnie ściągnęło do miasta tysiące ludzi. Wprawdzie zamówiony przez internet apartament miał teoretycznie miejsce na auto ale Toyota Hilux w żaden sposób sie w nim nie mieściła. Poszukiwania pomocnego pana z recepcji doprowadziły do szczęśliwego finału ale czas, czas, czas... W końcu idziemy na Plac Republiki. Popatrzymy na pomnik Kniazia Michała, Muzeum Narodowe, zabytkowe domy przy deptaku przy ulicy, również Kniazia Michała.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_7499.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Potem jeszcze nocne zwiedzanie Belgradzkiej fortecy. Ponieważ jest to obszar rozległy, dobrze oświetlony i funkcjonuje jako miejski park - można wejść o dowolnej porze. Sama twierdza, choć ma korzenie jeszcze rzymskie, to główne swoje umocnienia zawdzięcza Turkom, którzy rozbudowali ją w XVIIw. Jej nazwa <strong>Kalemegdan</strong> w języku tureckim oznacza tyle co "pole pod twierdzą". Z najstarszych zabytków zobaczyć tu można rzymska studnię, średniowieczna basztę Nebojsy. Poza tym tureckie łaźnie, bramę Karola VI i Muzeum Wojska, kolumna z pomnikiem "Victor" umieszczona na widokowym tarasie z którego popatrzeć można na rozległą panoramę miasta. I jeszcze wiele innych atrakcji. <a href="https://www.landcruiser.pl/auta-2/artykuly-o-toyota-land-cruiser-j4-2/326-land-cruiser-fj-40-zbigniew-nowosielski">Dla mnie osobiście interesujące było zobaczenie jednego z niewielu zachowanych egzemplarzy polskiego czołgu TKF o którym opowiadał mi Zbigniew Nowosielski</a>, zajmujący sie renowacja zabytków ale również budową jeżdżących kopi tego pojazdu.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_7541.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Potem przyszła pora na naddunajskie szlaki wiodące prosto do <strong>twierdzy Ram</strong> i <strong>Golubac</strong>. Ta pierwsza, mniejsza , w obecnej formie pochodzi z XVw i jest jednym z najstarszych fortów artyleryjskich w Serbii. Jej budowniczym był sułtan Bayezid II, który wydał polecenie przystosowania istniejących wcześniej obwarowań do ataków z użyciem artylerii i broni palnej. Co ciekawe, na jeszcze niedawnych fotografiach forteca przedstawiała sie niespecjalnie. Duża, nieefektowna ruina. Ale to właśnie sie zmienia ponieważ mury są w całkowitej odbudowie. Nie przeszkadza to turystom, miedzy innymi nam w jej zwiedzaniu. Mija się otwarta bramę z zakazem wejścia, a potem w towarzystwie robotników, kładących nowe kamienie patrzymy jak zamek nabiera nowych, starych kształtów... W pobliżu fortecy mamy też senna wieś z przeprawą promową i gospodą. W porcie, podróżnych wita jeden z wielu w tym kraju pomników upamiętniających krwawe walki.</p>
<p>Jadąc wzdłuż Dunaju na południowy wschód zobaczymy jeszcze <strong>twierdzę w</strong> <strong>Golubacu</strong>. To tu zginął wg przekazów Zawisza Czarny. Jest nawet tablica która to upamiętnia ale czy ja zobaczyliśmy? Niestety nie. Ten zamek również jest w odbudowie i dokłamie zamknięty! Jednak Serbowie przewidując spory ruch turystyczny wybudowali pod twierdzą duży parking i poprowadzili pod mury alejki. Można odbyć miły spacer nad rzeką, tutaj bardzo spiętrzoną pobliska zapora i popatrzeć na zbudowane na początku XIV w. obwarowania. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_7592.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Do tej chwili podróżujemy raczej po płaskim, południowym brzegu Dunaju. Na góry możemy popatrzeć na drugi brzeg rzeki. Tam, w Rumunii teren jest bardzo pofalowany. Wszystko jednak zmienia się gdy zmienimy kierunek na bardziej południowy. Małymi drogami, przez drogi przechodzące w skalnych kanionach docieramy do wsi <strong>Kučevo</strong>. Tu chętni zobaczyć mogą <strong>jaskinie Ceremonsja</strong>. My jednak jedziemy dalej, w kierunku na<strong> Monastyr Manasija</strong>. Zanim do niego dotrzemy zatrzymujemy sie przy małym <strong>monastyrze w Tumane. </strong>Ma on tą zaletę, ze jego kościół można fotografować a w pobliskiej restauracji prowadzonej przez zakonników dla pielgrzymów podają dobry obiad. Uwaga - obiad jest za co łaska! Tzn. każdy zostawia ile uważa, bardzo chrześcijańskie podejście!</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_7659.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Kolejny,<strong> Monastyr Manasija</strong> który koniecznie chcemy zobaczyć założony przez despotę Stefana Lazarevica w pierwszej połowie XVw. ma najlepiej zachowaną średniowieczną fortyfikację w Serbii. Jego mury obronne z 12 wieżami otaczają wysokim wianuszkiem zabudowania klasztorne i cerkiew. Do dziś pozostały: ruiny starego refektarza, zrekonstruowane klasztorne cele, prywatna biblioteka z cennym księgozbiorem i Kościół Świętej Trójcy z jego wyjątkowo pięknych freskami.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_7704.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Ostatnim punktem wycieczki miały być rzymskie zabytki w Felix Romuliana ale... już wieczór pogonił nas w kierunku na <strong>Niš</strong>, do którego dotarliśmy późna nocą.</p>
<p>Rankiem, korzystając z pięknego dnia pooglądamy trochę to trzecie co do wielkości miasto w kraju. To tutaj urodzili się rzymscy cesarze Konstantyn I Wielki i Justynian I a cesarz Klaudiusz II odniósł wielkie zwycięstwo w bitwie z Ostrogotami w 269 r. Jednak to co najbardziej interesujące w mieście to pobliska twierdza. Pierwsze umocnienia zbudowali w tym miejscu prawdopodobnie Rzymianie, wielokrotnie były rozbudowane m.in. przez Cesarstwo Bizantyńskie jednak dzisiejszy kształt przybrały w czasie rządów tureckich, w latach 1719-1723. Wchodzi się do niej od strony miasta efektowna Brama Stambulską na której umieszczono tablicę w języku arabskim informującą o zakończeniu jej budowy. Dalej poruszamy sie już pośród mniej efektownych zabytków, już dużo gorzej zachowanych.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_7782.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Na początku XIX wieku podczas powstania serbskiego w okolicach Niszu doszło do bitwy z Turkami. Zwycięski Hurşid Ahmed Pasha po wygranej bitwie polecił odcięte głowy Serbów wysłać do Stambułu a z czaszek zbudować wieżę ku przestrodze dla przyszłych buntowników. To co dane będzie nam zobaczyć dziś to już jej niewielkie pozostałości starannie obudowane kaplicą i obłożone taflami szkła.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_7901.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Opuszczamy miejskie klimaty by poszukać wrażeń w <strong>Diabelskich Górach. Đavolja Varoš </strong>zlokalizowane są około 100 km od Niszu w pobliżu drogi nr 35 w kierunku na Kosowo. Na końcu asfaltu, znajdziemy parking na którym w naszym kierunku spoglądają sprzedawcy pamiątek z licznie umieszczonych tu kramów. Ale zwiedzających w taki powszedni dzień jest dla nich niestety a dla nas na szczęście niewielu... Potem leśny spacer i docieramy do żwirowych stożków przykrytych kamiennymi czapeczkami. Widok zaskakuje. Podobno tych iglic jest ponad dwieście. Wysokie na 2 do 15 m maja tylko 0,5-3,0 średnicy m u podstawy.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_8058.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Na dziś zaplanowałem jeszcze zwiedzanie pierwszej stolicy Serbów czyli <strong>Starego Rasu</strong> oraz <strong>monastyru Sopoćany</strong>. Nawigacja drogę wytyczyła przez Kosovo. Docieramy do granicy i tu problem. Trzeba wykupić winietę oraz obowiązkowe ubezpieczenie dla auta (nie obowiązuje OC z Polski). Koszt 70 Eu. Trochę za dużo jak na godzinną wycieczkę. Pojedziemy dookoła ale cos zyskamy w zamian. Najkrótsza droga prowadzi przez <strong>Park Narodowy Kopaniok</strong>. Wspinamy sie naszym <a href="https://www.landcruiser.pl/auta-2/artykuly-o-toyota-hilux-2/706-test-opinia-uzytkownika-toyota-hilux-vii-po-330-tys">HILUXEM</a> na 1800 m n.p.m ale dla takich widoków jak tam - warto!</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_8000.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Nadkładanie drogi owocuje jednak późnym przybyciem do <strong>Starego Rasu. </strong>Wchodzimy stromym podejściem. Trzeba uważać o czym świadczą krwawe ślady na ścieżce, zapewne rozbita głowa nieuważnego turysty. Na górze ostatnie pamiątkowe zięcia wśród ruin słabo oświetlonych słońcem schowanym za chmurami. Ras pozostawał głównym ośrodkiem państwa serbskiego do XIV w a pierwsze jego terytorium obejmowało Kosovo. Prisztina była nawet w pewnym momencie jego stolicą. Trzeba mieć to na uwadze gdy zadajemy sobie pytanie dlaczego Serbowie tak kurczowo trzymają ten teren w swoich granicach i nie chcą oddać. Pod naporem Turków opuszczali te ziemie a ich miejsce zajmowali pokorni wobec najeźdźcy i wyznający islam Albańczycy. Dominacje muzułmańskiej ludności doświadczamy w mijanym mieście Novi Pazar. W jego panoramie wyraźnie rysują się liczne meczety a przy wylotowych drogach zobaczymy charakterystyczne cmentarze z białymi stelami.</p>
<p>W planach mięliśmy jeszcze odwiedzenie Monastyru <strong>Sopoćany</strong> ufundowanego w 1260 przez króla Stefana Urosza I jako mauzoleum dla niego i jego rodziny. Jego bramy zastajemy zamknięte. Z powodu późnej pory nie dane nam będzie też zobaczyć urokliwych meandrów rzeki Uvac. Plan przewiduje dotarcie do miasta Zlatibor. W hotelu meldujemy się naprawdę późno. Te trzysta parę kilometrów okazało sie jednak zbyt wiele jak na jeden dzień.</p>
<p>Nowy dzień to nowe miejsca do odkrycia. Pierwszy punkt <strong>do Jaskinia Stopića</strong>. Jest to jedna z najładniejszych serbskich jaskiń. Ma długość 1691 m i przepływa przez nią Trnavski Potok. Wejście do groty to ogromny otwór z ulokowaną tuż za nim pierwszą komorą nazwaną Jasna, bo dociera do niej światło dzienne. Największą atrakcją są tu kaskadowe baseny wypełnione krystalicznie czystą wodą. Całość jest oświetlona, a trasa zwiedzania prowadzi po specjalnych metalowych i betonowych kładkach. Temperatura wewnątrz nie jest specjalnie niska z uwagi na duży otwór wejściowy i niezbyt dużą długość.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_8110.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Kolejna atrakcja do zwiedzania to <strong>skansen budownictwa ludowego w pobliskiej wsi Sirogojno</strong>. W kompleksie Stere selo znajduje się obecnie 47 budynków, które pochodzą z XIX oraz początku XX wieku i zostały tu przeniesione z okolicznych wiosek. Złożono je i rozlokowano na przestrzeni 5 hektarów. Całość jest jeszcze w organizacji wiec jest co oglądać ale za parę lat będzie to wyglądać zapewne jeszcze lepiej. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_8167.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Kontynuując zwiedzanie ludowych klimatów szukamy skansenu Emira Kusturicy, zlokalizowanego w pobliżu miasta Mokra Gora. Drewniana wioska zbudowana na potrzeby filmu “Życie jest cudem” jednak nie zachwyca. Autokary co chwila zatrzymują się tu i wypluwają ze swoich przepastnych wnętrz całe tłumy młodzieży szkolnej, która wypełnia później każdy skrawek skansenu. Ludowe budynki stylizowane są tu "na filmowo", więc widnieją na nich szyldy np. z nazwiskami znanych reżyserów. Jednak klimat tego miejsca jest przesiąknięty lekkim fałszem. Nie sprawia wrażenia autentyczności tylko szukania wodotrysków, które przyciągną następnych przyciągniętych magia wielkiego nazwiska, skłonnych zapłacić za bilet.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_8214.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Z Mokrej Gory jest już tylko krok do Parku Narodowego Tara. W jego środku widnieje niebieska plama sztucznego jeziora na rzece. Docieramy tam i cieszymy oczy widokami na pobliskie doliny, poszarpane zatokami wody, drogi przy których wiele tablic ostrzegających o niedźwiedziach... Tu też spotykamy sie z ekipą Bezdroży 4x4, z która potem mijamy sie kilkukrotnie na drodze.</p>
<p>Serpentynami z niesamowitymi widokami na rzekę Drina docieramy do miasta Banija Basta. Tutaj juz w latach 70-tych zbudowano bardzo ciekawy, mały domek umieszczony na środku rzeki, na samotnej skale. Odkąd fotograf National Geographic pokazał go na łamach pisma, jest jednym częściej poszukiwanych miejsc w Serbii. Żeby dłużej cieszyć oczy ładnym widokiem zatrzymujemy sie w restauracji z której okien widać rzekę i wspomniany dom i korzystamy z uroków lokalnej kuchni.</p>
<p> <img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_8331.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>A potem pozostaje nam juz tylko nocna i długa jazda do Suboticy, na granicy z Węgrami.</p>
<p>Miasto zwiedzimy następnego dnia. Czy warto się tu zatrzymać? Na pewno tak. Rozkwitało na początku XX wieku, kiedy wchodziło jeszcze w skład Królestwa Węgier, a następnie powstającego Królestwa Jugosławii. <strong>Szabadka, Subotica, Maria-Theresienstadt</strong>. Wiele nazw nosiło i tak jak różnorodnie je nazywano, tak wiele nacji do dziś je zamieszkuje. Unaoczniają to napisy po serbsku, chorwacku i węgiersku na murach oraz wielojęzykowy gwar na ulicach. Kiedyś w całym Królestwie Węgier Subotica ustępowała tylko Budapesztowi i Segedynowi . Trzecie miasto kraju zasługiwało na okazały ratusz. Zbudowano więc budynek z rozmachem. Jego wieża ma aż 80 metrów wysokości. Dzięki ornamentom wygląda jednak jak chatka z piernika. Będąc tutaj warto zajrzeć do synagogi czy Pałacu Rajhla - który dziś zajmuje Galeria Sztuki Współczesnej, miasto słynie bowiem z unikalnej architektury, ze szczególnym uwzględnieniem stylu art nouveau.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_8351.jpghttp://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_8351.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Po przejechaniu tych wszystkich kilometrów nachodzi takie przemyślenie, że do Serbii musimy wybrać się jeszcze raz. Tym razem jeszcze wolniej, z większa ilością czasu żeby zobaczyć więcej, żeby był czas na szukanie egzotyki tego kraju również poza asfaltami. Co jeszcze czeka na nas w Serbii? Na pewno warto popatrzeć na niesamowite meandry rzeki Uvac, kaniony rzeki Visocica w pobliżu Slavinji, Deliblatska peščare czyli pustynię między wsiami Samoš a Dubovac nad Dunajem, rzymskie zabytki w Felix Romulani, Monastyr <strong>Sopoćany</strong> i wiele innych ....</p>
<p> </p>
<p style="text-align: right;">Tekst i zdjęcia: <a href="https://www.facebook.com/irko.rek">Ireneusz Rek</a>, </p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><strong>GALERIA ZDJĘC</strong></p>
<p>{eventgallery event='serbia_na_weekend' attr=images mode=lightbox max_images=200 thumb_width=170 offset=1 }</p><p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/tytulowa_serbia_na_majowke_2.jpg" alt=""></p><p></p>
<p>Serbia to dla większości kraj tranzytowy. Dwupasmowa autostrada przecinająca go z góry, na dół mapy szybko przenosi tysiące aut wprost ku kamienistym greckim plażom. Jeśli ciekawość nowego, nie odkrytego kawałka świata nie ściągnie was w bok, gdzieś w mniejsze drogi to kraj zostawia nie najwięcej ciekawych wspomnień. Płasko i monotonnie. Większość marzy żeby już wyjechać, jak najszybciej zostawić za sobą te 600 km meczącego asfaltu . A tuż obok, z dala od szerokości autostrady mamy wiele niespodzianek. Na ciekawych przygody czekają wspaniałe meandry rzeki Uvac, niesamowite formacje geologiczne Đavolja Varoš, czyli Miasto Diabła, zabytkowe miasta Nowy Sad, Belgrad, Nis, klasztory Studenica, Sopoćani i wiele innych.</p>
<p>Na zwiedzanie wszystkich tych wspaniałości mamy zaledwie kilka dni. To za mało żeby zanurzyć sie w uroki tych najbardziej lokalnych dróg, bez asfaltu, jak najbliżej przyrody. Autostradę zostawimy jednak w okolicy Nowego Sadu i staramy się już poruszać lokalnymi drogami. Ma to swoje ogromne plusy. Wszystko to co interesujące nie przelatuje w szybach auta z prędkością przekraczającą 100 km/h. Ma też swoje wady. Poruszanie po kraju wąskimi, krętymi drogami spowalnia podróż tak, że 100 km przemierzać można więcej niż 3 godziny, szczególnie gdy widoki zatrzymują co chwilę.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_7252.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Przygodę z Serbia zaczynamy w Nowym Sadzie. Mały hotel w którym zamieszkamy, wciśnięty w jedna z bocznych uliczek ma tą zaletę, że tuż obok ma stare miasto. Samo miasto powstało na przełomie XVII i XVIII wieku kiedy zaczęli tu masowo emigrować Serbowie z ziem okupowanych przez Turków. Do dziś zachowało kosmopolityczny charakter bo nadal mieszkają tu obok siebie i Serbowie, i Chorwaci, i Węgrzy, Słowacy, Romowie, Niemcy... Jego zwiedzanie jest łatwe i przyjemne. Wszystko co warto zobaczyć skupione jest w jednym miejscu. Zaczynamy od Placu Niepodległości z pomnikiem Svetozara Miletica, kościołem Mariackim i ratuszem. Potem chodzimy jeszcze długo po wąskich uliczkach miasta szukając zabytkowych cerkwi, kamieniczek, uroków wieczornego życia w małych restauracyjkach jakich na starówce jest pełno. Jeszcze rano pojedziemy do położonej za rzeką twierdzy <strong><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Petrovaradin">Petrovaradin</a></strong>. Właściwie mieliśmy iść do niej pieszo ale rzut oka na mapę i okazuje się że to 10 km wycieczka w obie strony z rynku. Podjedziemy wiec autem. Co ciekawe da się tam dojechać na sam plac główny na którym znajduje sie muzeum. Wjazd jest efektowny - umocnioną bramą, tunelami... Serbowie również maja majówkę więc historycznych pamiątek ustawionych na regałach nie zobaczymy ale widoki na okolicę - super. Ludzie nadal tu pamiętają bombardowania NATO i zniszczenie wszystkich trzech mostów na rzece. Na moście widnieją wymalowane czerwoną farbą antyamerykańskie hasła.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_7323.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Dalsza nasza podróż to jazda do Belgradu ale w poszukiwaniu wrażeń zboczymy do <strong>Parku Narodowego <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Fru%C5%A1ka_gora">Fruška Gora</a></strong>. Nazwa parku podobno wywodzi się od Franków bo państwo Karola Wielkiego rozciągało się aż do okolic Belgradu. Jedziemy Partyzancka Drogą (tak się nazywa) i to co zaskakuje w krajobrazie to las. Dotychczas Serbia pokazywała nam się jako płaski, rolniczy kraj. A tu: krajobraz zafalował i zazielenił się od świeżych, majowych liści... Przy wjeździe powinniśmy zapłacić za bilet jednak pracownik parku widząc obcą rejestracje nie wierzy w to ze mamy dinary i każe jechać dalej. A chciałem mieć taki pamiątkowy bilet... To co się dzieje dalej przyprawia nas o zdumienie. Tak jak wspomniałem jesteśmy tu majowa porą, w dniu robotniczego święta. I chyba wszyscy okoliczni Serbowie korzystając z wolnego dnia postanowili wypocząć przy rodzinnym grillu. Cała droga to setki aut i każdy krzak obstawiony ludźmi. Las jakby płoną, wszędzie dymy z ognisk i grillów. A przypominam, jest to park narodowy.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_7348.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p><strong>Fruška Gora </strong>znana jest również z licznych monastyrów. My zobaczymy dwa <strong>Vdrnik </strong>i<strong> Monaster Krušedol. </strong>Oba to konstrukcje obronne, z bramą i cerkwią po środku.</p>
<p>Potem jazda w kierunku Belgradu i szukanie zamówionego noclegu. Miały być na miejscu uskutecznione romantyczne spacery po mieście, zwiedzanie... Jednak zobaczyliśmy niewiele. Problemem był parking. Ciepłe, świąteczne popołudnie ściągnęło do miasta tysiące ludzi. Wprawdzie zamówiony przez internet apartament miał teoretycznie miejsce na auto ale Toyota Hilux w żaden sposób sie w nim nie mieściła. Poszukiwania pomocnego pana z recepcji doprowadziły do szczęśliwego finału ale czas, czas, czas... W końcu idziemy na Plac Republiki. Popatrzymy na pomnik Kniazia Michała, Muzeum Narodowe, zabytkowe domy przy deptaku przy ulicy, również Kniazia Michała.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_7499.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Potem jeszcze nocne zwiedzanie Belgradzkiej fortecy. Ponieważ jest to obszar rozległy, dobrze oświetlony i funkcjonuje jako miejski park - można wejść o dowolnej porze. Sama twierdza, choć ma korzenie jeszcze rzymskie, to główne swoje umocnienia zawdzięcza Turkom, którzy rozbudowali ją w XVIIw. Jej nazwa <strong>Kalemegdan</strong> w języku tureckim oznacza tyle co "pole pod twierdzą". Z najstarszych zabytków zobaczyć tu można rzymska studnię, średniowieczna basztę Nebojsy. Poza tym tureckie łaźnie, bramę Karola VI i Muzeum Wojska, kolumna z pomnikiem "Victor" umieszczona na widokowym tarasie z którego popatrzeć można na rozległą panoramę miasta. I jeszcze wiele innych atrakcji. <a href="https://www.landcruiser.pl/auta-2/artykuly-o-toyota-land-cruiser-j4-2/326-land-cruiser-fj-40-zbigniew-nowosielski">Dla mnie osobiście interesujące było zobaczenie jednego z niewielu zachowanych egzemplarzy polskiego czołgu TKF o którym opowiadał mi Zbigniew Nowosielski</a>, zajmujący sie renowacja zabytków ale również budową jeżdżących kopi tego pojazdu.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_7541.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Potem przyszła pora na naddunajskie szlaki wiodące prosto do <strong>twierdzy Ram</strong> i <strong>Golubac</strong>. Ta pierwsza, mniejsza , w obecnej formie pochodzi z XVw i jest jednym z najstarszych fortów artyleryjskich w Serbii. Jej budowniczym był sułtan Bayezid II, który wydał polecenie przystosowania istniejących wcześniej obwarowań do ataków z użyciem artylerii i broni palnej. Co ciekawe, na jeszcze niedawnych fotografiach forteca przedstawiała sie niespecjalnie. Duża, nieefektowna ruina. Ale to właśnie sie zmienia ponieważ mury są w całkowitej odbudowie. Nie przeszkadza to turystom, miedzy innymi nam w jej zwiedzaniu. Mija się otwarta bramę z zakazem wejścia, a potem w towarzystwie robotników, kładących nowe kamienie patrzymy jak zamek nabiera nowych, starych kształtów... W pobliżu fortecy mamy też senna wieś z przeprawą promową i gospodą. W porcie, podróżnych wita jeden z wielu w tym kraju pomników upamiętniających krwawe walki.</p>
<p>Jadąc wzdłuż Dunaju na południowy wschód zobaczymy jeszcze <strong>twierdzę w</strong> <strong>Golubacu</strong>. To tu zginął wg przekazów Zawisza Czarny. Jest nawet tablica która to upamiętnia ale czy ja zobaczyliśmy? Niestety nie. Ten zamek również jest w odbudowie i dokłamie zamknięty! Jednak Serbowie przewidując spory ruch turystyczny wybudowali pod twierdzą duży parking i poprowadzili pod mury alejki. Można odbyć miły spacer nad rzeką, tutaj bardzo spiętrzoną pobliska zapora i popatrzeć na zbudowane na początku XIV w. obwarowania. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_7592.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Do tej chwili podróżujemy raczej po płaskim, południowym brzegu Dunaju. Na góry możemy popatrzeć na drugi brzeg rzeki. Tam, w Rumunii teren jest bardzo pofalowany. Wszystko jednak zmienia się gdy zmienimy kierunek na bardziej południowy. Małymi drogami, przez drogi przechodzące w skalnych kanionach docieramy do wsi <strong>Kučevo</strong>. Tu chętni zobaczyć mogą <strong>jaskinie Ceremonsja</strong>. My jednak jedziemy dalej, w kierunku na<strong> Monastyr Manasija</strong>. Zanim do niego dotrzemy zatrzymujemy sie przy małym <strong>monastyrze w Tumane. </strong>Ma on tą zaletę, ze jego kościół można fotografować a w pobliskiej restauracji prowadzonej przez zakonników dla pielgrzymów podają dobry obiad. Uwaga - obiad jest za co łaska! Tzn. każdy zostawia ile uważa, bardzo chrześcijańskie podejście!</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_7659.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Kolejny,<strong> Monastyr Manasija</strong> który koniecznie chcemy zobaczyć założony przez despotę Stefana Lazarevica w pierwszej połowie XVw. ma najlepiej zachowaną średniowieczną fortyfikację w Serbii. Jego mury obronne z 12 wieżami otaczają wysokim wianuszkiem zabudowania klasztorne i cerkiew. Do dziś pozostały: ruiny starego refektarza, zrekonstruowane klasztorne cele, prywatna biblioteka z cennym księgozbiorem i Kościół Świętej Trójcy z jego wyjątkowo pięknych freskami.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_7704.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Ostatnim punktem wycieczki miały być rzymskie zabytki w Felix Romuliana ale... już wieczór pogonił nas w kierunku na <strong>Niš</strong>, do którego dotarliśmy późna nocą.</p>
<p>Rankiem, korzystając z pięknego dnia pooglądamy trochę to trzecie co do wielkości miasto w kraju. To tutaj urodzili się rzymscy cesarze Konstantyn I Wielki i Justynian I a cesarz Klaudiusz II odniósł wielkie zwycięstwo w bitwie z Ostrogotami w 269 r. Jednak to co najbardziej interesujące w mieście to pobliska twierdza. Pierwsze umocnienia zbudowali w tym miejscu prawdopodobnie Rzymianie, wielokrotnie były rozbudowane m.in. przez Cesarstwo Bizantyńskie jednak dzisiejszy kształt przybrały w czasie rządów tureckich, w latach 1719-1723. Wchodzi się do niej od strony miasta efektowna Brama Stambulską na której umieszczono tablicę w języku arabskim informującą o zakończeniu jej budowy. Dalej poruszamy sie już pośród mniej efektownych zabytków, już dużo gorzej zachowanych.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_7782.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Na początku XIX wieku podczas powstania serbskiego w okolicach Niszu doszło do bitwy z Turkami. Zwycięski Hurşid Ahmed Pasha po wygranej bitwie polecił odcięte głowy Serbów wysłać do Stambułu a z czaszek zbudować wieżę ku przestrodze dla przyszłych buntowników. To co dane będzie nam zobaczyć dziś to już jej niewielkie pozostałości starannie obudowane kaplicą i obłożone taflami szkła.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_7901.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Opuszczamy miejskie klimaty by poszukać wrażeń w <strong>Diabelskich Górach. Đavolja Varoš </strong>zlokalizowane są około 100 km od Niszu w pobliżu drogi nr 35 w kierunku na Kosowo. Na końcu asfaltu, znajdziemy parking na którym w naszym kierunku spoglądają sprzedawcy pamiątek z licznie umieszczonych tu kramów. Ale zwiedzających w taki powszedni dzień jest dla nich niestety a dla nas na szczęście niewielu... Potem leśny spacer i docieramy do żwirowych stożków przykrytych kamiennymi czapeczkami. Widok zaskakuje. Podobno tych iglic jest ponad dwieście. Wysokie na 2 do 15 m maja tylko 0,5-3,0 średnicy m u podstawy.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_8058.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Na dziś zaplanowałem jeszcze zwiedzanie pierwszej stolicy Serbów czyli <strong>Starego Rasu</strong> oraz <strong>monastyru Sopoćany</strong>. Nawigacja drogę wytyczyła przez Kosovo. Docieramy do granicy i tu problem. Trzeba wykupić winietę oraz obowiązkowe ubezpieczenie dla auta (nie obowiązuje OC z Polski). Koszt 70 Eu. Trochę za dużo jak na godzinną wycieczkę. Pojedziemy dookoła ale cos zyskamy w zamian. Najkrótsza droga prowadzi przez <strong>Park Narodowy Kopaniok</strong>. Wspinamy sie naszym <a href="https://www.landcruiser.pl/auta-2/artykuly-o-toyota-hilux-2/706-test-opinia-uzytkownika-toyota-hilux-vii-po-330-tys">HILUXEM</a> na 1800 m n.p.m ale dla takich widoków jak tam - warto!</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_8000.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Nadkładanie drogi owocuje jednak późnym przybyciem do <strong>Starego Rasu. </strong>Wchodzimy stromym podejściem. Trzeba uważać o czym świadczą krwawe ślady na ścieżce, zapewne rozbita głowa nieuważnego turysty. Na górze ostatnie pamiątkowe zięcia wśród ruin słabo oświetlonych słońcem schowanym za chmurami. Ras pozostawał głównym ośrodkiem państwa serbskiego do XIV w a pierwsze jego terytorium obejmowało Kosovo. Prisztina była nawet w pewnym momencie jego stolicą. Trzeba mieć to na uwadze gdy zadajemy sobie pytanie dlaczego Serbowie tak kurczowo trzymają ten teren w swoich granicach i nie chcą oddać. Pod naporem Turków opuszczali te ziemie a ich miejsce zajmowali pokorni wobec najeźdźcy i wyznający islam Albańczycy. Dominacje muzułmańskiej ludności doświadczamy w mijanym mieście Novi Pazar. W jego panoramie wyraźnie rysują się liczne meczety a przy wylotowych drogach zobaczymy charakterystyczne cmentarze z białymi stelami.</p>
<p>W planach mięliśmy jeszcze odwiedzenie Monastyru <strong>Sopoćany</strong> ufundowanego w 1260 przez króla Stefana Urosza I jako mauzoleum dla niego i jego rodziny. Jego bramy zastajemy zamknięte. Z powodu późnej pory nie dane nam będzie też zobaczyć urokliwych meandrów rzeki Uvac. Plan przewiduje dotarcie do miasta Zlatibor. W hotelu meldujemy się naprawdę późno. Te trzysta parę kilometrów okazało sie jednak zbyt wiele jak na jeden dzień.</p>
<p>Nowy dzień to nowe miejsca do odkrycia. Pierwszy punkt <strong>do Jaskinia Stopića</strong>. Jest to jedna z najładniejszych serbskich jaskiń. Ma długość 1691 m i przepływa przez nią Trnavski Potok. Wejście do groty to ogromny otwór z ulokowaną tuż za nim pierwszą komorą nazwaną Jasna, bo dociera do niej światło dzienne. Największą atrakcją są tu kaskadowe baseny wypełnione krystalicznie czystą wodą. Całość jest oświetlona, a trasa zwiedzania prowadzi po specjalnych metalowych i betonowych kładkach. Temperatura wewnątrz nie jest specjalnie niska z uwagi na duży otwór wejściowy i niezbyt dużą długość.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_8110.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Kolejna atrakcja do zwiedzania to <strong>skansen budownictwa ludowego w pobliskiej wsi Sirogojno</strong>. W kompleksie Stere selo znajduje się obecnie 47 budynków, które pochodzą z XIX oraz początku XX wieku i zostały tu przeniesione z okolicznych wiosek. Złożono je i rozlokowano na przestrzeni 5 hektarów. Całość jest jeszcze w organizacji wiec jest co oglądać ale za parę lat będzie to wyglądać zapewne jeszcze lepiej. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_8167.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Kontynuując zwiedzanie ludowych klimatów szukamy skansenu Emira Kusturicy, zlokalizowanego w pobliżu miasta Mokra Gora. Drewniana wioska zbudowana na potrzeby filmu “Życie jest cudem” jednak nie zachwyca. Autokary co chwila zatrzymują się tu i wypluwają ze swoich przepastnych wnętrz całe tłumy młodzieży szkolnej, która wypełnia później każdy skrawek skansenu. Ludowe budynki stylizowane są tu "na filmowo", więc widnieją na nich szyldy np. z nazwiskami znanych reżyserów. Jednak klimat tego miejsca jest przesiąknięty lekkim fałszem. Nie sprawia wrażenia autentyczności tylko szukania wodotrysków, które przyciągną następnych przyciągniętych magia wielkiego nazwiska, skłonnych zapłacić za bilet.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_8214.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Z Mokrej Gory jest już tylko krok do Parku Narodowego Tara. W jego środku widnieje niebieska plama sztucznego jeziora na rzece. Docieramy tam i cieszymy oczy widokami na pobliskie doliny, poszarpane zatokami wody, drogi przy których wiele tablic ostrzegających o niedźwiedziach... Tu też spotykamy sie z ekipą Bezdroży 4x4, z która potem mijamy sie kilkukrotnie na drodze.</p>
<p>Serpentynami z niesamowitymi widokami na rzekę Drina docieramy do miasta Banija Basta. Tutaj juz w latach 70-tych zbudowano bardzo ciekawy, mały domek umieszczony na środku rzeki, na samotnej skale. Odkąd fotograf National Geographic pokazał go na łamach pisma, jest jednym częściej poszukiwanych miejsc w Serbii. Żeby dłużej cieszyć oczy ładnym widokiem zatrzymujemy sie w restauracji z której okien widać rzekę i wspomniany dom i korzystamy z uroków lokalnej kuchni.</p>
<p> <img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_8331.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>A potem pozostaje nam juz tylko nocna i długa jazda do Suboticy, na granicy z Węgrami.</p>
<p>Miasto zwiedzimy następnego dnia. Czy warto się tu zatrzymać? Na pewno tak. Rozkwitało na początku XX wieku, kiedy wchodziło jeszcze w skład Królestwa Węgier, a następnie powstającego Królestwa Jugosławii. <strong>Szabadka, Subotica, Maria-Theresienstadt</strong>. Wiele nazw nosiło i tak jak różnorodnie je nazywano, tak wiele nacji do dziś je zamieszkuje. Unaoczniają to napisy po serbsku, chorwacku i węgiersku na murach oraz wielojęzykowy gwar na ulicach. Kiedyś w całym Królestwie Węgier Subotica ustępowała tylko Budapesztowi i Segedynowi . Trzecie miasto kraju zasługiwało na okazały ratusz. Zbudowano więc budynek z rozmachem. Jego wieża ma aż 80 metrów wysokości. Dzięki ornamentom wygląda jednak jak chatka z piernika. Będąc tutaj warto zajrzeć do synagogi czy Pałacu Rajhla - który dziś zajmuje Galeria Sztuki Współczesnej, miasto słynie bowiem z unikalnej architektury, ze szczególnym uwzględnieniem stylu art nouveau.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_8351.jpghttp://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=serbia_na_weekend&file=2018.05_SERBIA__IMG_8351.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Po przejechaniu tych wszystkich kilometrów nachodzi takie przemyślenie, że do Serbii musimy wybrać się jeszcze raz. Tym razem jeszcze wolniej, z większa ilością czasu żeby zobaczyć więcej, żeby był czas na szukanie egzotyki tego kraju również poza asfaltami. Co jeszcze czeka na nas w Serbii? Na pewno warto popatrzeć na niesamowite meandry rzeki Uvac, kaniony rzeki Visocica w pobliżu Slavinji, Deliblatska peščare czyli pustynię między wsiami Samoš a Dubovac nad Dunajem, rzymskie zabytki w Felix Romulani, Monastyr <strong>Sopoćany</strong> i wiele innych ....</p>
<p> </p>
<p style="text-align: right;">Tekst i zdjęcia: <a href="https://www.facebook.com/irko.rek">Ireneusz Rek</a>, </p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><strong>GALERIA ZDJĘC</strong></p>
<p>{eventgallery event='serbia_na_weekend' attr=images mode=lightbox max_images=200 thumb_width=170 offset=1 }</p>Zimowa Laponia2018-03-28T20:55:36+02:002018-03-28T20:55:36+02:00https://landcruiser.pl/en/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/742-zimowa-laponiairkoirek@bluephoto.pl<p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/tytulowa_zimowa_laponia.jpg" alt=""></p><p> </p>
<p>Spontaniczne decyzje często są wynikiem wzajemnych motywacji. Przy jakiejś (nie pamiętam już jakiej) okazji kilka lat temu rozmawialiśmy o tym, że trzeba w końcu odwiedzić Świętego Mikołaja zanim nam dzieci wyrosną. Zaczęło się od zwykłej rozmowy: a kiedy?, a co tam będzie?, jak pojechać?... i teoretycznie wszystko było jasne i nie budziło wątpliwości. Temat pozostawiliśmy otwarty aż w końcu w tym roku wrócił już na poważnie. Dziwnie wszyscy uważali, że to zwyczajny wyjazd ale nie zamierzałem nikogo straszyć. Może uspokajał nas fakt, że kiedyś jako Drivenfar już tam byliśmy zimą i wróciliśmy cali i zdrowi. Ustaliliśmy więc, że weźmiemy trzy Toyoty z namiotami dachowymi, po jednym agregacie prądotwórczym na samochód, po jednej farelce do namiotu oraz, że kupujemy całe jedzenie przed wyjazdem, bierzemy sanki, hulajnogi, jabłuszka i co tam jeszcze kto ma, ubrań ile tylko się zmieści i jedziemy do Finlandii za koło podbiegunowe. Proste, prawda? To już brzmi jak przygoda….i słusznie. Od początku było mocno.</p>
<h1> </h1>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=zimowa_laponia&file=zimowa_laponia___IMG_1436.jpg" alt="" /></p>
<h1> </h1>
<h1>Janusze w podróży.</h1>
<p>Na tę wyprawę pojechały LC 100 4,2 TD, i dwie LC95 3,0 D4D, namioty dachowe, trochę zwykłego, nie wyczynowego sprzętu i sporo niepotrzebnych rzeczy. W ogóle nie mamy zwyczaju się skupiać na sprzęcie bo to nie jest ta kategoria podróżnictwa. Bliżej nam chyba do Januszów w podróży niż do profesjonalnych globetrotterów ale nie widzę chętnych aby to zmieniać. Mamy zwykłe ubrania, brakuje nam wielu rzeczy ale mamy dużo chęci i cieszą nas takie wyprawy. Chyba odpowiada nam tak jak jest. Na wypadek dużych mrozów, poniżej -15st, wzięliśmy agregaty i małe farelki, do wstawienia do namiotu. Takie niewielkie źródło ciepła wystarcza spokojnie na namiot. Już to przetestowaliśmy kiedyś na Ukrainie przy poważnych mrozach. Spakowaliśmy auta w piątek, na szybko (bo zimno) pod garażem, umówiliśmy się na wyjazd w sobotę po południu i zgodnie z planem wystartowaliśmy do Tallina.</p>
<p>Pierwszy tysiąc zawsze jakoś leci i już na 7 rano byliśmy na promie. Nie ma tu nic do opisywania bo całość drogi jechaliśmy w nocy, choć jest jedna rzecz, która nieustannie mnie zadziwia. Po raz kolejny zapomnieliśmy o zmianie czasu i wyszło w końcu, ze mamy godzinę mniej niż planowaliśmy. Niby tylko godzina ale to już wniosło dodatkowy dreszczyk, czy my w ogóle zdążymy na ten prom. Taki pośpiech oraz do tego dobre słowo od Polaka przed wjazdem na Litwę (że on to by nie jechał nocą przez te kraje bo tam jest zbyt ślisko, bo „nie sypią”) to dobry początek. Aż się chce już dojechać na prom i mieć to za sobą. A tymczasem w samochodach sielanka. Dzieci się bawią, muzyka gra, na CB wesoło. Się jedzie…a kilometry powoli uciekają.</p>
<p>Na prom dojechaliśmy już styrani na poważnie ale na szczęście zdążyliśmy na czas - piątka dzieci, trójka odważnych mam i trzech tatusiów - kierowców. Każdy driver po tej trasie miał po kokardy więc znalazł sobie jakąś kanapę i prawie cały rejs przespaliśmy. Byliśmy mniej więcej w połowie drogi do Świętego.</p>
<h1> </h1>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=zimowa_laponia&file=zimowa_laponia___IMG_1453.jpg" alt="" /></p>
<h1> </h1>
<h1>Finlandia Południowa</h1>
<p>Nie mamy najlepszych doświadczeń z zimą w Polsce ostatnimi laty, tym bardziej zima w Skandynawii jest trochę podróżą do dzieciństwa. Taki obraz zimy, jaki mamy z lat, gdy sanki były używane do dojazdu do przedszkola…</p>
<p>Zgodnie z naszymi zwyczajami nawet nie było pomysłu aby oglądać Helsinki. Nie wątpię, że mają wiele do zaoferowania turystom ale póki co wolimy las i jezioro. Może za kilka lat przelecimy się po świecie i uzupełnimy te duże miasta, które dzisiaj omijamy…ale póki co jechaliśmy dalej na północ. Zahaczyliśmy o Lahti aby zobaczyć skocznie narciarskie i zrobiliśmy sobie mały spacer dla odmiany od siedzenia w aucie. Polecam takie proste i przyjemne przerwy. Wystarczy krótki przystanek i skutecznie przerywa to bądź co bądź męczącą monotonię podróży. Szczególnie w podróży z dzieciakami nadaje to jakiś sens samej jeździe.</p>
<p>Po Lahti już na dobre wystartowaliśmy na północ…i zrobiło się popołudnie. Zaczęliśmy szukać miejsca na nocleg. Warto tu przypomnieć, ze mamy piękną słoneczną pogodę ale jednak 15 stopni mrozu. Poszukiwania lokum to standardowo długa historia. Szukamy na mapie coraz mniejszych dróg, w pobliżu jeziora i dalej staramy się zboczyć z tej drogi i dojechać gdzieś na odludzie. Niestety to co sprawdza się w lecie, niekoniecznie zadziała w zimie. Pierwsze miejsce było bajkowe. Nad zamarzniętym jeziorem, na skraju lasu, o zachodzie słońca. Po prostu pięknie. No niestety musieliśmy się stamtąd wynieść bo okazało się, że to prywatne miejsce i właściciel się nie zgodził. Zdarza się. Przy tym zawracaniu oczywiście się wszyscy zakopaliśmy więc przydały się wyciągarki i liny. Po kwadransie byliśmy znów na drodze. Szybko zdaliśmy sobie sprawę że tam gdzie jest droga….tam ktoś mieszka. Przecież nie odśnieża się drogi jak na końcu nie ma mieszkańca. Czyli wszystkie te drogi leśne co nas najbardziej interesowały zimą po prostu nie istnieją.</p>
<p>Pomyśleliśmy, że może camping…krótkie dwa telefony i już wiemy, że nie ma opcji. Jeden z właścicieli może zna kogoś, kto kiedyś słyszał o campingu otwartym zimą. Może by się dało coś załatwić ale na pewno nie w pół godziny. Jedziemy więc do lokalnego chłopa i pytamy. Chłop dziwi się, na wieść o tym, że szukamy miejsca gdzie można przenocować nad jeziorem ale po otrząśnięciu się z szoku podpowiada nam gdzie jest letnie miejsce do plażowania. To miejsce okazuje się być tym czego szukamy. Już się ściemnia ale zdążamy dojechać i zacumować.</p>
<h1> </h1>
<h1 style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=zimowa_laponia&file=zimowa_laponia___IMG_1630.jpg" alt="" /></h1>
<p> </p>
<h1>Biwak w minus 20</h1>
<p>Dojeżdżamy na miejsce i rozstawiamy obóz. Dość strome zejście do jeziora robi teraz za górkę dla dzieci, które zjeżdżają na czym tylko się da wprost na jezioro. Obok mamy altankę, gdzie rozpalamy ogień. Mamy więc wszystko co potrzebne. Jest minus 20 stopni ale zabawa trwa w najlepsze. Sanki, zimowe hulajnogi, jabłuszka. A tym czasem mamy i tatusiowie przy ognisku gawędzą jakby nigdy nic. Może z tą różnicą, że woda w czajniku gotuje się godzinę, a wszyscy są ubrani jak niegdyś Pi i Sigma.</p>
<p>Po kilku godzinach kładziemy się spać. Odpalamy agregaty i idziemy do namiotów. Dzieci już śpią. Są bardzo zmęczone i jakby nie wiedziały, że po drugiej stronie materiału namiotu jest dobrze poniżej minus 20. Jak kończy się benzyna, natychmiast robi się chłodno w twarz (bo tylko twarz wystaje ze śpiwora). Poza tym ciągnie przez nieszczelności namiotu przy podłodze ale to wszystko jest do przeżycia. Podczas nocy kilka razy trzeba wyjść dolać benzyny do agregatu ale to nadal nie zniechęca. Okoliczności przyrody są tak piękne i ekstremalne, że można to znieść w zamian za świadomość miejsca i czasu. Prawdopodobnie takie doświadczenie zimy zostanie we wspomnieniach na zawsze.</p>
<p>W końcu przychodzi ranek, wstajemy i życie zaczyna się na nowo. Dzieci wstają wyspane, uśmiechnięte i znowu zdają się nie wiedzieć, że w nocy było tak zimno. Robimy płatki (które zamarzają w mleku w miskach), jajecznicę, która zamarza na talerzu i pijemy herbatę, która gorąca jest tylko chwile. Trochę niedoszacowaliśmy potrzebnego paliwa do agregatów i nad ranem się skończyło, co spowodowało już ekstremalne doznania ale teraz, przy śniadaniu znów pali się ogień i mroczne wspomnienie lodowatej nocy ze wschodem słońca, przy ognisku znika. Pakujemy obóz na zamrożone auta i ruszamy na północ. Mamy Toyoty więc po prostu odpalamy i jedziemy dalej.</p>
<h1> </h1>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=zimowa_laponia&file=zimowa_laponia___TERENOWO.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>Aby do koła podbiegunowego</h1>
<p>Zostało nam 500 km do celu. Już powoli mamy dosyć. Może nawet bardzo mamy dosyć. Jest jednak jedna rzecz która na wszystkich robi wrażenie. Zwykłe piękno okoliczności. W Finlandii, na północy jest mało ludzi i samochodów. Na drogach jest raczej pusto i faktycznie są oblodzone i sypane co najwyżej kamykami. Jedzie się miejscami trudno ale za to jest zupełnie biało. To robi niesamowite wrażenie. Po drodze zadziwiają nas urządzone drogi po zamarzniętych jeziorach ale jak decydujemy się zjechać do Oulu, żeby zobaczyć zimowe morze…to już jesteśmy w szoku. Robimy sobie przystanek na cyplu, gdzie przed nami rozciąga się zatoka Fińska…i zauważamy jak daleko po zamarzniętym morzu jedzie auto. Dopiero do nas dociera jak wygląda tu zima. Prawdopodobnie od listopada jest gruby mróz i stąd takie rozwiązania. Ludzie żyją tu z tą pogodą i już.</p>
<p>Dojeżdżamy na miejsce. Okazuje się, że zarezerwowaliśmy sobie dom w starej szkole w małej wiosce w środku lasu nad rzeką. Super. Cisza i spokój. No może poza naszym domem gdzie za sprawą nas samych i naszych pociech jest głośno od rana do nocy.</p>
<p>Codziennie rano oglądaliśmy mrożący spektakl, jak nasi gospodarze w lodowatej wodzie, w balii na dworze, uprzednio rozkuwając lód wielkim kijem zażywają kąpieli. To bardzo inspirujące. My z kolei, codziennie mieliśmy inne atrakcje tak te kilka dni minęło nam na łowieniu podlodowym na rzece (po uprzednim szkoleniu z technik ratowania na wypadek zarwania się lodu – musieliśmy zabrać noże i pas transportowy), ale był także zaprzęg psów Husky, skutery śnieżne po zamarzniętych bagnach i po lesie, renifery, wizyta u Świętego Mikołaja i w ogóle najprawdziwsza zima na fińskiej wsi…</p>
<h1> </h1>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=zimowa_laponia&file=zimowa_laponia___IMG_1629.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>Nasze Toyoty</h1>
<p>Jak zwykle sprawiły się świetnie. Bez specjalnego ogumienia radziły sobie na śniegu i lodzie całkiem znośnie. Nie mieliśmy co prawda tak jak lokalni kolców w oponach ale i tak było w porządku. W lesie były górki, podjazdy i kopny śnieg. Wszystko to nie przeszkodziło nam poruszać się w miarę pewnie. Na tym wyjeździe najważniejsze było to, żeby było ciepło i niezawodnie. I trzeba przyznać, ze pod tym względem nie ma nic do zarzucenia. Są to samochody wielozadaniowe…do tych zadań śmiało można dorzucić zimowy camping z namiotami.</p>
<h1> </h1>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=zimowa_laponia&file=zimowa_laponia___IMG_1557.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>Czy warto tak daleko?</h1>
<p>Z każdych wakacji pamięta się najbardziej te chwile, kiedy wychodzi się poza swoją strefę komfortu. I to jest tego najlepszy przykład. W takich okolicznościach jak nigdy wychodzi się poza tę strefę. Grubo ponad minus 20 w nocy, dwie doby jazdy autem, tylko po to żeby zobaczyć jak wygląda Święty Mikołaj, którego doskonale znamy? Oczywiście, że nie. Raczej żeby przeżyć coś fajnego razem, pokazać dzieciom coś niespotykanego i pobyć z bliskimi. Taka jest też idea, którą kiedyś nazwaliśmy Drivenfar Family. Zawsze widzieliśmy taką potrzebę, żeby pojechać gdzieś rodzinnie i niebanalnie, prosto i bez planu ale za to ciekawie i z emocjami; w nieznane. Super, że nasze Żony i dzieci są na tyle otwarte i to podzielają, że chce im się działać, super, że nasi znajomi podłapują te pomysły i świetnie, że mamy z kim pojechać! To jest warunek konieczny. Taka przygoda nie smakuje w odosobnieniu prawie wcale. Czy to namioty na dwa dni w Łebie (bo bywa, że tylko tyle mamy czasu), czy to stare przyczepy campingowe ciągnięte kilometrami po Europie z kilkoma noclegami na brudnych autostradowych parkingach, a czasami wyprawa zimowa z agregatem w bagażniku i namiotem na dachu. Najważniejsze, że razem, rodzinnie. Takie kilka dni starym, porządnym samochodem, który w tych ciężkich zimowych warunkach staje się domem, zamyka chyba temat niewygód w podróży już na zawsze. Po tej wyprawie raczej nikt nie będzie miał pomysłu, żeby narzekać na zimno w przyczepie campingowej podczas majówki w górach, gdzie przypadkiem w nocy pojawi się przymrozek. Raczej zimniej już nie będzie i to jest właśnie najlepsze. Ta świadomość, że mamy w kolekcji taką rodzinną przygodę – namioty w Laponii zimą.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: right;">Tekst i zdjęcia: <strong><a href="http://drivenfar.com/">drivenfar.com</a></strong></p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><strong>GALERIA ZDJĘC</strong></p>
<p>{eventgallery event='zimowa_laponia' attr=images mode=lightbox max_images=100 thumb_width=170 offset=1 }</p><p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/tytulowa_zimowa_laponia.jpg" alt=""></p><p> </p>
<p>Spontaniczne decyzje często są wynikiem wzajemnych motywacji. Przy jakiejś (nie pamiętam już jakiej) okazji kilka lat temu rozmawialiśmy o tym, że trzeba w końcu odwiedzić Świętego Mikołaja zanim nam dzieci wyrosną. Zaczęło się od zwykłej rozmowy: a kiedy?, a co tam będzie?, jak pojechać?... i teoretycznie wszystko było jasne i nie budziło wątpliwości. Temat pozostawiliśmy otwarty aż w końcu w tym roku wrócił już na poważnie. Dziwnie wszyscy uważali, że to zwyczajny wyjazd ale nie zamierzałem nikogo straszyć. Może uspokajał nas fakt, że kiedyś jako Drivenfar już tam byliśmy zimą i wróciliśmy cali i zdrowi. Ustaliliśmy więc, że weźmiemy trzy Toyoty z namiotami dachowymi, po jednym agregacie prądotwórczym na samochód, po jednej farelce do namiotu oraz, że kupujemy całe jedzenie przed wyjazdem, bierzemy sanki, hulajnogi, jabłuszka i co tam jeszcze kto ma, ubrań ile tylko się zmieści i jedziemy do Finlandii za koło podbiegunowe. Proste, prawda? To już brzmi jak przygoda….i słusznie. Od początku było mocno.</p>
<h1> </h1>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=zimowa_laponia&file=zimowa_laponia___IMG_1436.jpg" alt="" /></p>
<h1> </h1>
<h1>Janusze w podróży.</h1>
<p>Na tę wyprawę pojechały LC 100 4,2 TD, i dwie LC95 3,0 D4D, namioty dachowe, trochę zwykłego, nie wyczynowego sprzętu i sporo niepotrzebnych rzeczy. W ogóle nie mamy zwyczaju się skupiać na sprzęcie bo to nie jest ta kategoria podróżnictwa. Bliżej nam chyba do Januszów w podróży niż do profesjonalnych globetrotterów ale nie widzę chętnych aby to zmieniać. Mamy zwykłe ubrania, brakuje nam wielu rzeczy ale mamy dużo chęci i cieszą nas takie wyprawy. Chyba odpowiada nam tak jak jest. Na wypadek dużych mrozów, poniżej -15st, wzięliśmy agregaty i małe farelki, do wstawienia do namiotu. Takie niewielkie źródło ciepła wystarcza spokojnie na namiot. Już to przetestowaliśmy kiedyś na Ukrainie przy poważnych mrozach. Spakowaliśmy auta w piątek, na szybko (bo zimno) pod garażem, umówiliśmy się na wyjazd w sobotę po południu i zgodnie z planem wystartowaliśmy do Tallina.</p>
<p>Pierwszy tysiąc zawsze jakoś leci i już na 7 rano byliśmy na promie. Nie ma tu nic do opisywania bo całość drogi jechaliśmy w nocy, choć jest jedna rzecz, która nieustannie mnie zadziwia. Po raz kolejny zapomnieliśmy o zmianie czasu i wyszło w końcu, ze mamy godzinę mniej niż planowaliśmy. Niby tylko godzina ale to już wniosło dodatkowy dreszczyk, czy my w ogóle zdążymy na ten prom. Taki pośpiech oraz do tego dobre słowo od Polaka przed wjazdem na Litwę (że on to by nie jechał nocą przez te kraje bo tam jest zbyt ślisko, bo „nie sypią”) to dobry początek. Aż się chce już dojechać na prom i mieć to za sobą. A tymczasem w samochodach sielanka. Dzieci się bawią, muzyka gra, na CB wesoło. Się jedzie…a kilometry powoli uciekają.</p>
<p>Na prom dojechaliśmy już styrani na poważnie ale na szczęście zdążyliśmy na czas - piątka dzieci, trójka odważnych mam i trzech tatusiów - kierowców. Każdy driver po tej trasie miał po kokardy więc znalazł sobie jakąś kanapę i prawie cały rejs przespaliśmy. Byliśmy mniej więcej w połowie drogi do Świętego.</p>
<h1> </h1>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=zimowa_laponia&file=zimowa_laponia___IMG_1453.jpg" alt="" /></p>
<h1> </h1>
<h1>Finlandia Południowa</h1>
<p>Nie mamy najlepszych doświadczeń z zimą w Polsce ostatnimi laty, tym bardziej zima w Skandynawii jest trochę podróżą do dzieciństwa. Taki obraz zimy, jaki mamy z lat, gdy sanki były używane do dojazdu do przedszkola…</p>
<p>Zgodnie z naszymi zwyczajami nawet nie było pomysłu aby oglądać Helsinki. Nie wątpię, że mają wiele do zaoferowania turystom ale póki co wolimy las i jezioro. Może za kilka lat przelecimy się po świecie i uzupełnimy te duże miasta, które dzisiaj omijamy…ale póki co jechaliśmy dalej na północ. Zahaczyliśmy o Lahti aby zobaczyć skocznie narciarskie i zrobiliśmy sobie mały spacer dla odmiany od siedzenia w aucie. Polecam takie proste i przyjemne przerwy. Wystarczy krótki przystanek i skutecznie przerywa to bądź co bądź męczącą monotonię podróży. Szczególnie w podróży z dzieciakami nadaje to jakiś sens samej jeździe.</p>
<p>Po Lahti już na dobre wystartowaliśmy na północ…i zrobiło się popołudnie. Zaczęliśmy szukać miejsca na nocleg. Warto tu przypomnieć, ze mamy piękną słoneczną pogodę ale jednak 15 stopni mrozu. Poszukiwania lokum to standardowo długa historia. Szukamy na mapie coraz mniejszych dróg, w pobliżu jeziora i dalej staramy się zboczyć z tej drogi i dojechać gdzieś na odludzie. Niestety to co sprawdza się w lecie, niekoniecznie zadziała w zimie. Pierwsze miejsce było bajkowe. Nad zamarzniętym jeziorem, na skraju lasu, o zachodzie słońca. Po prostu pięknie. No niestety musieliśmy się stamtąd wynieść bo okazało się, że to prywatne miejsce i właściciel się nie zgodził. Zdarza się. Przy tym zawracaniu oczywiście się wszyscy zakopaliśmy więc przydały się wyciągarki i liny. Po kwadransie byliśmy znów na drodze. Szybko zdaliśmy sobie sprawę że tam gdzie jest droga….tam ktoś mieszka. Przecież nie odśnieża się drogi jak na końcu nie ma mieszkańca. Czyli wszystkie te drogi leśne co nas najbardziej interesowały zimą po prostu nie istnieją.</p>
<p>Pomyśleliśmy, że może camping…krótkie dwa telefony i już wiemy, że nie ma opcji. Jeden z właścicieli może zna kogoś, kto kiedyś słyszał o campingu otwartym zimą. Może by się dało coś załatwić ale na pewno nie w pół godziny. Jedziemy więc do lokalnego chłopa i pytamy. Chłop dziwi się, na wieść o tym, że szukamy miejsca gdzie można przenocować nad jeziorem ale po otrząśnięciu się z szoku podpowiada nam gdzie jest letnie miejsce do plażowania. To miejsce okazuje się być tym czego szukamy. Już się ściemnia ale zdążamy dojechać i zacumować.</p>
<h1> </h1>
<h1 style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=zimowa_laponia&file=zimowa_laponia___IMG_1630.jpg" alt="" /></h1>
<p> </p>
<h1>Biwak w minus 20</h1>
<p>Dojeżdżamy na miejsce i rozstawiamy obóz. Dość strome zejście do jeziora robi teraz za górkę dla dzieci, które zjeżdżają na czym tylko się da wprost na jezioro. Obok mamy altankę, gdzie rozpalamy ogień. Mamy więc wszystko co potrzebne. Jest minus 20 stopni ale zabawa trwa w najlepsze. Sanki, zimowe hulajnogi, jabłuszka. A tym czasem mamy i tatusiowie przy ognisku gawędzą jakby nigdy nic. Może z tą różnicą, że woda w czajniku gotuje się godzinę, a wszyscy są ubrani jak niegdyś Pi i Sigma.</p>
<p>Po kilku godzinach kładziemy się spać. Odpalamy agregaty i idziemy do namiotów. Dzieci już śpią. Są bardzo zmęczone i jakby nie wiedziały, że po drugiej stronie materiału namiotu jest dobrze poniżej minus 20. Jak kończy się benzyna, natychmiast robi się chłodno w twarz (bo tylko twarz wystaje ze śpiwora). Poza tym ciągnie przez nieszczelności namiotu przy podłodze ale to wszystko jest do przeżycia. Podczas nocy kilka razy trzeba wyjść dolać benzyny do agregatu ale to nadal nie zniechęca. Okoliczności przyrody są tak piękne i ekstremalne, że można to znieść w zamian za świadomość miejsca i czasu. Prawdopodobnie takie doświadczenie zimy zostanie we wspomnieniach na zawsze.</p>
<p>W końcu przychodzi ranek, wstajemy i życie zaczyna się na nowo. Dzieci wstają wyspane, uśmiechnięte i znowu zdają się nie wiedzieć, że w nocy było tak zimno. Robimy płatki (które zamarzają w mleku w miskach), jajecznicę, która zamarza na talerzu i pijemy herbatę, która gorąca jest tylko chwile. Trochę niedoszacowaliśmy potrzebnego paliwa do agregatów i nad ranem się skończyło, co spowodowało już ekstremalne doznania ale teraz, przy śniadaniu znów pali się ogień i mroczne wspomnienie lodowatej nocy ze wschodem słońca, przy ognisku znika. Pakujemy obóz na zamrożone auta i ruszamy na północ. Mamy Toyoty więc po prostu odpalamy i jedziemy dalej.</p>
<h1> </h1>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=zimowa_laponia&file=zimowa_laponia___TERENOWO.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>Aby do koła podbiegunowego</h1>
<p>Zostało nam 500 km do celu. Już powoli mamy dosyć. Może nawet bardzo mamy dosyć. Jest jednak jedna rzecz która na wszystkich robi wrażenie. Zwykłe piękno okoliczności. W Finlandii, na północy jest mało ludzi i samochodów. Na drogach jest raczej pusto i faktycznie są oblodzone i sypane co najwyżej kamykami. Jedzie się miejscami trudno ale za to jest zupełnie biało. To robi niesamowite wrażenie. Po drodze zadziwiają nas urządzone drogi po zamarzniętych jeziorach ale jak decydujemy się zjechać do Oulu, żeby zobaczyć zimowe morze…to już jesteśmy w szoku. Robimy sobie przystanek na cyplu, gdzie przed nami rozciąga się zatoka Fińska…i zauważamy jak daleko po zamarzniętym morzu jedzie auto. Dopiero do nas dociera jak wygląda tu zima. Prawdopodobnie od listopada jest gruby mróz i stąd takie rozwiązania. Ludzie żyją tu z tą pogodą i już.</p>
<p>Dojeżdżamy na miejsce. Okazuje się, że zarezerwowaliśmy sobie dom w starej szkole w małej wiosce w środku lasu nad rzeką. Super. Cisza i spokój. No może poza naszym domem gdzie za sprawą nas samych i naszych pociech jest głośno od rana do nocy.</p>
<p>Codziennie rano oglądaliśmy mrożący spektakl, jak nasi gospodarze w lodowatej wodzie, w balii na dworze, uprzednio rozkuwając lód wielkim kijem zażywają kąpieli. To bardzo inspirujące. My z kolei, codziennie mieliśmy inne atrakcje tak te kilka dni minęło nam na łowieniu podlodowym na rzece (po uprzednim szkoleniu z technik ratowania na wypadek zarwania się lodu – musieliśmy zabrać noże i pas transportowy), ale był także zaprzęg psów Husky, skutery śnieżne po zamarzniętych bagnach i po lesie, renifery, wizyta u Świętego Mikołaja i w ogóle najprawdziwsza zima na fińskiej wsi…</p>
<h1> </h1>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=zimowa_laponia&file=zimowa_laponia___IMG_1629.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>Nasze Toyoty</h1>
<p>Jak zwykle sprawiły się świetnie. Bez specjalnego ogumienia radziły sobie na śniegu i lodzie całkiem znośnie. Nie mieliśmy co prawda tak jak lokalni kolców w oponach ale i tak było w porządku. W lesie były górki, podjazdy i kopny śnieg. Wszystko to nie przeszkodziło nam poruszać się w miarę pewnie. Na tym wyjeździe najważniejsze było to, żeby było ciepło i niezawodnie. I trzeba przyznać, ze pod tym względem nie ma nic do zarzucenia. Są to samochody wielozadaniowe…do tych zadań śmiało można dorzucić zimowy camping z namiotami.</p>
<h1> </h1>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=zimowa_laponia&file=zimowa_laponia___IMG_1557.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<h1>Czy warto tak daleko?</h1>
<p>Z każdych wakacji pamięta się najbardziej te chwile, kiedy wychodzi się poza swoją strefę komfortu. I to jest tego najlepszy przykład. W takich okolicznościach jak nigdy wychodzi się poza tę strefę. Grubo ponad minus 20 w nocy, dwie doby jazdy autem, tylko po to żeby zobaczyć jak wygląda Święty Mikołaj, którego doskonale znamy? Oczywiście, że nie. Raczej żeby przeżyć coś fajnego razem, pokazać dzieciom coś niespotykanego i pobyć z bliskimi. Taka jest też idea, którą kiedyś nazwaliśmy Drivenfar Family. Zawsze widzieliśmy taką potrzebę, żeby pojechać gdzieś rodzinnie i niebanalnie, prosto i bez planu ale za to ciekawie i z emocjami; w nieznane. Super, że nasze Żony i dzieci są na tyle otwarte i to podzielają, że chce im się działać, super, że nasi znajomi podłapują te pomysły i świetnie, że mamy z kim pojechać! To jest warunek konieczny. Taka przygoda nie smakuje w odosobnieniu prawie wcale. Czy to namioty na dwa dni w Łebie (bo bywa, że tylko tyle mamy czasu), czy to stare przyczepy campingowe ciągnięte kilometrami po Europie z kilkoma noclegami na brudnych autostradowych parkingach, a czasami wyprawa zimowa z agregatem w bagażniku i namiotem na dachu. Najważniejsze, że razem, rodzinnie. Takie kilka dni starym, porządnym samochodem, który w tych ciężkich zimowych warunkach staje się domem, zamyka chyba temat niewygód w podróży już na zawsze. Po tej wyprawie raczej nikt nie będzie miał pomysłu, żeby narzekać na zimno w przyczepie campingowej podczas majówki w górach, gdzie przypadkiem w nocy pojawi się przymrozek. Raczej zimniej już nie będzie i to jest właśnie najlepsze. Ta świadomość, że mamy w kolekcji taką rodzinną przygodę – namioty w Laponii zimą.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: right;">Tekst i zdjęcia: <strong><a href="http://drivenfar.com/">drivenfar.com</a></strong></p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><strong>GALERIA ZDJĘC</strong></p>
<p>{eventgallery event='zimowa_laponia' attr=images mode=lightbox max_images=100 thumb_width=170 offset=1 }</p>Z Mariuszem Rewedą do Archangielska2018-02-19T09:08:52+01:002018-02-19T09:08:52+01:00https://landcruiser.pl/en/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/732-z-mariuszem-reweda-do-archangielskairkoirek@bluephoto.pl<p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/tytulowa_archangielsk_reweda_zastepcza.jpg" alt=""></p><p> </p>
<p>Do Archangielska wybraliśmy się w lipcu, najgorszym miesiącu, w jakim można podjąć się takiej wyprawy. A to z powodu największego nasilenia ataku owadów, zwłaszcza w roku 2010, kiedy odnotowywano rekordowe upały na północy europejskiej Rosji. Upał powoduje, że owadów jest więcej, a słońce człowieka rozbiera z odzienia i wystawia na żer komarów, meszek (dwojga odmian) oraz gzów wielkości pudełka od zapałek. Nie mieliśmy jednak wyboru, bowiem w lipcu skończyliśmy kolejną wyprawę na płw. Kolski. Postanowiliśmy chwycić byka za rogi, zaopatrzyć się w duży zapas chemii odstraszającej owady i ruszyć na podbój północnej tajgi. Przyłączył się do nas przyjaciel z synem z Ząbkowic, jadący VW LT 4x4. My używaliśmy <a href="https://www.landcruiser.pl/auta-2/artykuly-o-toyota-land-cruiser-j8-2/139-toyota-land-cruiser-hdj80-w-opinii-uzytkownika">Toyoty Land Cruiser HDJ80</a>. Spotkaliśmy się nad wschodnim brzegiem jez. Ładoga. Celem wyprawy było wyznaczenie nowej trasy, skrótami do Archangielska, potem dalej północną drogą do Republiki Komi i miasta Usogorsk, następnie powrót na południe przez Syktywkar, Łuza, Wieliki Ustijug, Wołogda, Jaroslaw do Moskwy i powrót na Łotwę. </p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/images/arch24.jpg" alt="arch24" /></p>
<p> </p>
<p> Wspólna wyprawa i wytyczanie trasy rozpoczyna się dla nas od chwili spotkania nad jez. Ładoga. Rozpoczynamy od wytyczenia skrótu łączącego Lodejnoje Pole z Wytegrą. Dający nadzieję, nowy asfalt, na początku tej drogi, szybko się skończył i trafiliśmy na szutrówkę. Niepokojąco zarośniętą i mało uczęszczaną. Ale parliśmy na przód jak lokomotywa. W końcu wypadliśmy na asfalt, tuż obok komunalnego śmietniska dla miasta Podporoże. Tutaj uraczyli nas smrodem palonych, w wielkich ogniskach, śmieci. Jechaliśmy według starej drogi, według tego, co nam pokazał Ozi Explorer i stare mapy na Garmina. A tu niespodziewanie wybudowano nową drogę, z asfaltem. W Rosji zwykle nie remontuje się starych dróg, ale po prostu wycina się tajgę równolegle i buduje nowe drogi. Tak taniej, łatwiej i szybciej. Tylko w miejscach, gdzie bagna, liczne wioski, albo tereny wojskowe ograniczają możliwości ekspansji terytorialnej drogowców, remontuje się stare drogi. Po setkach kilometrów szutrówek i karkołomnie dziurawych dróg rosyjskich, widok dobrego asfaltu koi moje serce. Wiem, że to herezja dla offroadowców z Polski, zwłaszcza dla tych, którzy ciągle nie zaznali wystarczająco długiej wyprawy, z kilkoma tysiącami kilometrów dziurawych jak durszlak szutrówek. Ale ja dryfuje w kierunku podróży i off-road kojarzy mi się tylko z męczącymi podskokami i uciążliwym wpatrywaniem się w nawierzchnię drogi, zamiast w to, co interesujące dookoła.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"> <img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch38.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p> W mieście Wytegra upał został pokonany na chwilę przez ulewną burzę. Więc po ośki w wodzie wyprowadziliśmy samochody na północ, wzdłuż wschodniego wybrzeża Oniegi do Pudoża. Ta nowa droga została wybudowana w intencji przyciągnięcia turystów z Moskwy do Karelii i płw. Kolskiego. Łączy ona bowiem centrum kraju z Miedwieżegorskiem, a tam już główna M18 do Murmańska. W lecie widać jak wielu rosyjskich turystów z niej korzysta. Stare, ale i także w coraz większej ilości, nowe samochody, obładowane pontonami, łódkami, bagażami urlopowymi i całymi rodzinami, prą w plener, pięknej Karelii i płw. Kolskiego. U nas, w Polsce, zapomniana już idea spędzania urlopu na świeżym powietrzu, po prostu nad jeziorem albo rzeką, w Rosji ciągle kwitnie. Starzy pamiętają jeszcze hasło 'wczasy pod gruszą'. W Rosji to taki standard jak u nas urlop w Egipcie. Od czerwca do września, brzegi wód śródlądowych w Rosji zapełniają się chmarami ludzi z miast. Często można zobaczyć nowe Land Cruisery parkujące obok starych Żigulaków i Zaporożców, a ich właścicieli w komitywie przy ognisku. Na urlopie bowiem różnice statusu społecznego znikają. Znikają także stereotypy o Rosjanach i ich kraju, jakie roją się w głowach Polaków. W Rosji rodzi się coraz większa średnia klasa, dobrze zarabiających ludzi, to oni kupują nowe i drogie samochody i inne gadżety. Mafiozi w oklejonych na czarno Mercedesach G znikli z ulic. Tych których Putin nie zamknął, zmienili dresy na krawaty i garnitury od Armaniego, a łobuzów powodujących, że Rosja jawiła się krajem niebezpiecznym do podróżowania, już prawie nie ma. Rosja miejska nie odbiega od standardu ucywilizowania, jaki mamy w Polsce, a czasami go przewyższa, zwłaszcza mentalnie i finansowo. Światopogląd ateisty, komunisty zawsze był wyższych lotów od światopoglądu prawicowca, opozycjonisty, praktykującego katolika. Natomiast Rosja wiejska tkwi ciągle w epoce początku XX wieku, a jeśli nawet nie, to cofnęła się do niej z powodu upadku wszelkiej, państwowej działalności gospodarczej związanej z rolnictwem i często także z leśnictwem. Na prowincji cywilizacja zagląda tylko tam gdzie działa jakaś kopalnia, prężny leschoz (kombinat leśny), albo baza wojskowa. Jednak 99% wszelkiej maści leschozów, kołchozów, sowchozów, rybchozów i nim podobnych padła. Ludzie, jeśli tylko mieli za co, przenieśli się do dużych miast, a ci co pozostali kombinują na krawędzi szkoły przetrwania Beara Gryllsa. Dla nas, turystów to po prostu fajny skansen, ciągle żywy. Zawsze można przejechać kolejne 150km diablo rozpieprzonej drogi i dostać hamburgera na stacji StatOil. Tylko starszych Polaków widok takiego skansenu rozbraja, bo im się kojarzy. Młodszym już się nie kojarzy.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch30.jpg" alt="" style="border: 1px solid #000000;" /></p>
<p> </p>
<p><br /> Ale o czym to ja... Aha, Wytegra. Przechodzi przez miasto kanał, nazywa się Biełomorkanal. Wybudowano go na początku XX wieku, a łączy w jeden akwen dostępny nawet dla pełnomorskich statków, morza Kaspijskie, Czarne, Białe i Bałtyckie. Przedsięwzięcie na miarę światową. Ale jak to w Rosji, nie wykorzystane w odpowiednim stopniu. W Wytegrze można obejrzeć potężną śluzę, nie taką jak na Mazurach, dla jachtów. Ale taką dla wielkich, pełnomorskich masowców i tankowców. Surrealizm w pełnym rozkwicie.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch9.jpg" alt="" /></p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch37.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p> Tuż za Wytegrą, jadąc na północ. Odwiedziliśmy wioskę z piękną drewnianą cerkwią. Jeszcze pięć lat temu stała, chociaż już się chyliła swym ogromem, 40-sto metrowych wieżyc, ku upadkowi. Dziś już leży w gruzach. Czas i klimat powalił ją na kolana. Obok stoi nadal monastyr, też drewniany. Tak jak drewniane budownictwo domów we wioskach, tak też styl architektoniczny cerkwi jest swoisty i niepowtarzalny dla każdego regionu Rosji północnej. To najstarsze tereny związane z Rusią. Tradycja budowy z drewna przetrwała od setek pokoleń, zabił ją dopiero dzisiejszy materializm. Jednak sądzę, że jeszcze przez kilkadziesiąt lat, będzie można oglądać relikty tej pięknej przeszłości. Przechodzą one jednak w zapomnienie i ruinę, bo starzy ludzie wymierają jak muchy na zimę, a młodzi mają inne priorytety. Dla wnikliwego oka, dostrzegalne są różnice w architekturze drewnianej między regionami, a nawet między wioskami oddalonymi od siebie o dziesiątki kilometrów. Zastanawia misterna sztukateria stolarki okiennej i drzwiowej, okapów, gontów. Ciekawa kolorystyka nadal lśni jakby na przekór marazmowi i stagnacji wsi rosyjskiej. Jednak najciekawsze do obserwacji są domy wciąż żyjące. Za małymi oknami ozdobionymi drewnianymi falbankami, jakby wycinankami z kolorowych papierów, stoją kwiaty, powiewają na wietrze czyste firanki w starym stylu, siedzi kot na parapecie, suszą się na drucie pod dachem altany ryby, słupy podpierające dach obwieszone są suszkami ziół. Klamka drzwi, często drewniana, wyślizgana jest czyjąś sękatą ręką, a tuż obok stoi brzozowa miotła, jakby zaraz miała brać się do pracy. Czasami z małego budynku obok unosi się dym rozpalanej bani (sauna rosyjska). A przed domem obrośniętym dookoła wysoką na metr trawą i okolonym rozchwianym, drewnianym płotkiem, stoi Zaporożec, albo Iż. Nadmiar szczęścia to babinka albo starik siedzący na przyzbie, na wysiedzianej już drewnianej ławeczce. Niebieska chusta zawiązana pod brodą na supeł, owalne kształty i nogi w zniszczonych walonkach, albo chodakach, babinka jak z rosyjskiej bajki. A mużyk zawsze chudy i sękaty jak stary kostur. Zarośnięta twarz i beret albo czapka na głowie. Nogi obute w stare buty wojskowe z cholewami, albo w gumiaki. Jasna koszula poplamiona i wyciągnięta na spodnie, czasami kosa w ręku, albo widły. Oczywiście osobny rozdział stanowią pijacy wałęsający się pod sklepem, ale to już zupełnie inna historia opowiedziana w noweli "Moskwa Pietuszki". Widok niezapomniany, dla mnie lepszy od wieży Eiffel'a.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch2.jpg" alt="" /></p>
<p><br /> Tak klucząc i podziwiając minęliśmy Pudoż i skierowaliśmy się na wschód w kierunku drogi M8 na Archangielsk. Jednak zanim do niej dojechaliśmy spędziliśmy noc nad rzeką oganiając się od meszek. Upał nie chciał zelżeć, bo to lipiec i słońce w tych rejonach zachodzi tylko na 3 godziny, a właściwie ciemno się prawie w ogóle nie robi. Podstawowe zajęcie podczas koczowania przy ognisku to smarowanie kremami i sprayami przeciw komarom oraz rozgniatanie gzów, próbujących ugryźć nawet przez jeansy. My już tak trwamy od przeszło dwóch tygodni, ale dla Tomka i Karola to nowość. Na tej wyprawie zdążą się przyzwyczaić. Prysznic trzeba brać szybko, mieć wypracowane ruchy oszczędzające czas i wodę. Podobnie ze skokiem w krzaki za potrzebą. Psikanie Moskitalem (ruski spray przeciw komarom) po tyłku daje wystarczającą swobodę na załatwienie fizjologii na czysto. Wcześniej zawitaliśmy nad jezioro. Piękna, kamienista plaża, miejsce przygotowane do biwakowania, wiaty, parking i... gzy. Nawet słońce zaszło za chmurę, ale one nie ustawały w wysiłkach prowadzących do przetrwania. Wierzę, że każdy z nich ma duszę, ale kąpiel w jeziorze nie była orzeźwiająca. Atakowały nawet czubek głowy wystający ponad powierzchnię wody. Trzeba było uciekać i ubrać się po szyję, a na głowę założyć kapelusz pszczelarski. Zły czas. Trzeba było przyjechać tu w czerwcu albo pod koniec sierpnia.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch19.jpg" alt="" /></p>
<p><br /> Następnego dnia zwiedziliśmy kompleks klasztorny w małej wiosce. Wszystko z drewna i zgodnie z tradycją odbudowy po czasach komunizmu. Zaczęto od pokrycia na złoto cebulastych dachów dzwonnic. Potem jeszcze wizyta we wiosce letniskowej, w której akurat w tą sobotę był odpust. Ale nie taki wiejski, ale taki wakacyjny dla ludzi spędzających urlopy na daczy. Większość domków działkowych była nowa i piękna. Ale zdarzały się także trubdoma, czyli takie ogromne rury z rurociągów, cięte z metra, zaślepione z obu końców, z wyciętymi otworami na okna i komin. To całkiem popularny sposób na domek w lesie, albo na budowie. Trzeba tylko dobrze umocować rurę, aby się nie potoczyła do jeziora. Widzieliśmy trubdoma przeznaczone na garaż, sklep i nawet pocztę. Im dalej na wschód i dalej od granicy cywilizowanej Europy, tym biedniej i więcej takich obrazków.<br /> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch20.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>W końcu wypadliśmy na główną do Archangielska. Miało być lepiej, w temacie asfaltu, ale okazało się, że musieliśmy zwolnić, bo pokrycie drogi przypominało asfalt podziabany grabiami, albo kipiącą, czarną lawę, zastygłą w formie grzybków, dziur, fałd, zaklęśnięć. Ja to nazywam 'wolna dwójka'. Czyli jazda z maksymalną prędkością 17-20km/h. Czasami uciekałem na pobocze, bo tam było lepiej. Rosjanie oczywiście się tym nie przejmują, wychodzą z założenia Islandczyków - im szybciej tym mniej czuć dziury. Ja z doświadczenia setek tysięcy kilometrów po dziurawych drogach Azji wiem, że szybko znaczy awaria i nawet jeśli w szybkości nasz tyłek nie czuje wibracji, to zawieszenie musi się napracować. Prawie 500km drogi do Archangielska przeszło nam ze zmiennym szczęściem. Były odcinki dręczące i irytujące z powodu absurdalnych wręcz dziur, były odcinki nowe, jakby wyciągnięte z Bawarii, były wreszcie długie odcinki starego asfaltu jeszcze się trzymającego, ale pofałdowanego, bo usuwająca się z powodu miękkiego gruntu podsypka, wygina asfalt jak falujące na wietrze prześcieradło suszące się na sznurku. Toyota z takimi nierównościami dawała sobie akurat dobrze radę, ale VW Tomka musiał jechać wolno, bo mały skok zawieszenia powodował dobijanie do żywego. Znam to ze swojego VW.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch28.jpg" alt="tak się kończy szybka jazda " /></p>
<p style="text-align: center;"><a>Tak się kończy szybka jazda </a></p>
<p><br /> Główne drogi Rosji poprowadzone są tak, aby omijały wszelkie zabudowania wiosek, fabryk i miast. Podobno po to, aby w czasach komuny nikt komu wolno było podróżować nie mógł widzieć za wiele więcej niż tajgę, a poza tym milicja ustawiona na rogatkach siedlisk ludzkich skutecznie mogła izolować je od świata zewnętrznego. Taka taktyka stalinowska czy coś... Więc aby cokolwiek zobaczyć, na przykład starą, ceglaną cerkiew sprzed Lenina, a przez ostatnie 80 lat funkcjonującą jako garaż dla Ziłów, albo magazyn zbożowy, trzeba było zjechać z głównej szutrówką do wioski, nad brzeg wielkiej rzeki Siewierna Dwina. Nad tą rzeką znaleźliśmy w końcu nocleg. Udało się to po długich i żmudnych poszukiwaniach idealnego noclegu, jaki mógłbym zaproponować klientom za rok. Ja bym zanocował gdziekolwiek, byle dalej od ludzi, ale ja mam inne priorytety. Nocleg nad rzeką był nawet fajny. Mniej owadów, bo jak tylko zjedzie się z trawiastej łąki, wyjedzie z lasu, na piaszczystą plażę, albo szeroki asfalt, to owadów jest od razu o 50% mniej. To myśliwce krótkiego zasięgu. Nocowaliśmy na plaży, szerokiej na 300-500 metrów rzeki, po której pływały barki pełne drewna. Spławiano je też ciągnięte za holownikiem. Ogromne ilości. Widzieliśmy kilka połączonych barek, a na nich dosłownie górę, wielkości tankowca, zbudowaną z bel drewna. Nigdy wcześniej nie widziałem takiej ilości ściętego drewna w jednym miejscu. Lokalny przemysł województwa Archangielskiego żyje tylko z drewna, nie mają innych surowców. Podobno szykuje im się klęska ekologiczna, bo wycieli już prawie wszystko z obszaru prawie dwa razy większego niż Polska. Nie ma tu kultury hodowli lasu. Wycina się rabunkowo. Po prostu w tajgę wjeżdża leschod (pojazd gąsienicowy wyspecjalizowany do wycinki drewna), rozjeżdża cienkie, krępe albo nie nadające się do wyrębu drzewa i wyciąga te grubsze. Poranioną tajgę zostawia się aby sama się odnowiła, co w tym klimacie i rodzaju podmokłych gruntów trwa wieki. Nikt tu nie sadzi drzew, ani nie prowadzi racjonalnej polityki leśnej. Wyrąb trwa od setek lat, niewiele pozostało do wycięcia. Ewentualne pożary lasu nie są gaszone, jeśli nie dochodzą do nielicznych wiosek. Nie ma na to pieniędzy ani dróg dojazdowych do lasu. Ekipy drwali muszą dojeżdżać coraz dalej od cywilizacji. Drogi na przestrzeni setek kilometrów są robione spychaczem, często utwardzane układanymi w błocie kłodami drewna. Jeśli komuś mało off-roadu, może sobie wybrać jedną z takich, ślepych dróg i pojechać nią 150km w las, albo w to co z niego zostało i wrócić. Zajmie mu to dwa dni. Kamazy i Urale na wielkich oponach robią takie koleiny, że opony 35" nie wystarczą, a wyciągarka nawet z kotwicą nie ma do czego się zapiąć. A pomoc nie nadejdzie, bo gęstość zaludnienia to 2.2 osoby na 1km kwadratowy, dla porównania w Polsce jest około 125 osób na 1km. Ilość ludzi w tym województwie spada od końca komuny. Młodzi wyjeżdżają do Moskwy. Przez ostatnie 20 lat znikło stąd prawie 15% ludzi. Osobnym rozdziałem jest życie drwali i kierowców ciężarówek w lesie. Mają domki zbudowane z rur rurociągu, albo ze starych wagonów kolejowych, leschody ciągną je na płozach po błocie albo śniegu. Czasami za domki robią piękne GAZy66 z budą na ramie (<a href="http://www.kilometr.com/opis-g.html">opis maszyny </a>). Wszystkie te pojazdy nie wytrzymują długo takiego traktowania ręką rosyjską. Po modelach widać, że nie ma starszych niż 5-7 lat. Tylko wieśniacy użytkują jeszcze GAZy6x6, albo ZISy5, a Zaporożcem, albo Żigulakiem potrafią przewieźć cały zapas drewna na zimę z lasu.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch25.jpg" alt="najstarsze budynki w Archangielsku " /></p>
<p style="text-align: center;"><a>Najstarsze budynki w Archangielsku </a></p>
<p><br /> No i dojechaliśmy do Archangielska. Przed miastem jest posterunek DPS. Sprawdzają papiry i każą się wpisać do księgi gości. Tomek ze strachem zauważył, że nie ma dokumntów. Długo trwały poszukiwania, w końcu VW ma spora kubaturę wnętrza. Nie znaleźliśmy. Zapadła decyzja, że my odwiedzimy Archangielsk, a on zaczeka, bo potem i tak jedziemy na południe, tyle że okrężną drogą do Moskwy, to sobie wyrobi nowe papiery w ambasadzie. Jednak kiedy odwiedzaliśmy z Iwoną Archangielsk, dostaliśmy SMSa, że Tomek znalazł dokumenty. Były w sraczu, bo nawet taki przybytek kryje w sobie VW. Tomek ukrył je tam, aby mu ich nie ukradli, kiedy się łobuzy włamią do wozu.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch17.jpg" alt="pomnik pierwszych osadników w Archangielsku " /></p>
<p style="text-align: center;"><a>Pomnik pierwszych osadników w Archangielsku </a></p>
<p><br /> Archangielsk ma dziś 340000 mieszkańców i wita nas ogromnymi mostami zwodzonymi nad Siewierną Dwiną. Na nadbrzeżach leżą wprost góry drewna, bez przesady. Władze nie myślą perspektywicznie. Sprzedają tani surowiec, który już się kończy. Zamiast ściągnąć firmy mogące zatrudnić pracowników i przerabiać drewno na papier, albo meble, czy płyty wiórowe, albo chemikalia. Sprzedaż gotowych produktów za granicę była by bardziej dochodowa. Podobno Putin pracuje nad nową ustawą tworzącą bariery finansowe dla eksportu półproduktów z Rosji. Sam się łapię na tym, że traktuję Putina jak cara. Większość Rosjan też tak robi.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch18.jpg" alt="http://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch18.jpg" /></p>
<p style="text-align: center;"><a>Archangielsk</a></p>
<p> </p>
<p> Archangielsk jest miastem portowym u ujścia Sierwiernej Dwiny do Morza Białego. Zamarza na 5 miesięcy w roku. Tylko atomowe lodołamacze potrafią utrzymać port w stanie funkcjonującym. Temperatury zimą spadają do -40st.C. Miasto nie jest tak bogate jak Murmańsk, ani tak nowoczesne. Stare centrum jest ładniejsze i starsze niż te w Murmańsku, ale strasznie zaniedbane. Tylko promenada nad rzeką ma jako taki wygląd. Archangielsk ma bogatą historię. W skrócie był zbudowany na użytek handlu z Anglią, nazwę wywodzi się od Archanioła Michała. Tu zbudowano pierwszy, morski statek rosyjski. Tutaj lądowało gros pomocy Lend Lease od Amerykanów w czasie II wojny światowej. Tutaj wylądowały wojska alianckie ku wsparciu armii Białych w czasie wojny domowej. Długo by pisać o historii tego regionu. Na początku naszej ery tereny te zamieszkiwały plemiona ugrofińskie, pierwsze wzmianki historyczne pochodzą z X wieku. Dopiero w XII wieku pojawili się tu prawosławni mnisi, którzy zbudowali klasztor św. Michała Archanioła u ujścia Siewiernej Dwiny. Biali Rosjanie zamieszkujący te ziemie nazywają siebie Pomorzanami (w 2002 roku około 6500 osób). Do XV wieku o te ziemi, bogate w zwierzynę futerkową, Rosja walczyła z Norwegami. Wojna zakończyła się wygraną Rosjan. W 1553 roku angielski żeglarz Richard Chancellor założył faktorię handlową w miejscu dzisiejszego Archangielska. Placówką zarządzała spółka Moscow Company. Wtedy Rosja nie posiadała dostępu do Morza Czarnego ani Bałtyckiego, więc port w Archangielsku był niezwykle ważny. W 1584 roku car Iwan Groźny postawił tu twierdzę, dla ochrony interesów handlowych, tą datę uważa się za początek Archangielska. Po zbudowaniu Petersburga, Archangielsk stracił na znaczeniu. Miał jednak kilka wzniosłych chwil. Nawet w sprawie wojny francusko-rosyjskiej. Przez port w Archangielsku Anglia utrzymywała kontakty handlowe z Rosją, mimo blokady jaką zarządził Napoleon. To nieposłuszeństwo podobno było głównym powodem ataku Francji na Rosję. Na koniec, za czasów ZSRR był to region powstawania wielu gułagów (obozów pracy dla więźniów politycznych i kryminalnych).</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch3.jpg" alt="" /></p>
<p><br /> Z Archangielska ruszyliśmy dalej na wschód, wzdłuż rzeki Piniega. Mogliśmy podziwiać kolejne, drewniane wioski zawieszone wzdłuż rzeki jak owoce oblepichy na gałązce. Ludzie od dawna zakładali tu swoje siedziby blisko rzek, bo to były jedyne szlaki transportowe. Zresztą do dziś tak jest, istnieją tylko nieliczne drogi czynne cały rok. Zimą dróg jest więcej, kiedy rzeki i bagna zamarzają na tyle, aby po nich jeździć ciężarówkami.</p>
<p><br /> Udało się nam znaleźć skrót do Karpogory. Zrobiliśmy sobie kolejny nocleg w dziczy, pośród przerzedzonej tajgi. Skrót wiódł daleko od meandrującej rzeki, więc w tej okolicy nie było wiosek. Tajga była podmokła, więc i drwale się tu nie zapuszczali, bo nie było po co. Drzewa tu liche, dojazd marny, tylko zimą. Zostaliśmy na noc w kompletnej ciszy i cywilizacyjnej pustce. Przyzwyczailiśmy się myśleć, że jeśli nie ma w okolicy domów, ani ludzi, to znaczy nie ma NIC. Dla ludzi cywilizacji las to NIC. Dla tubylców las to wszystko. Nie chodzi o to, że się na nim znają, że go na swój sposób kochają, ani o to że im jest sąsiadem. Chodzi o to, że z niego żyją. Tak jak my wychodzimy do pracy i potem do sklepu, tak oni idą do lasu albo do pracy albo po żywność i opał. Las jest ICH, jest ich środowiskiem życia. Znają go tak jak my znamy własne miasto, nazwy ulic, numery tramwajów, adresy znajomych, sklepy w których da się kupić tanią rąbankę. Kochamy swoje miasto tak jak oni kochają swoją tajgę. Brudzimy swoje miasto i je niszczymy swoją obecnością, swoim samochodem, zaśmiecamy, rozdeptujemy trawniki, hałasujemy w parku, plujemy na chodnik. Oni robią to samo w lesie. Więc nie dziwmy się, że nie mają do niego takiego stosunku jaki my mamy do lasu. A mimo to jest dla nich bliższy niż dla nas. Wielu ludzi bez pracy w mieście, albo emerytów, mieszka w leśnych wioskach. Tak jest bardziej racjonalnie. Kiedy mieszkaliby w mieście, chodzili do nędznej pracy, płacili podatki i rachunki, to mieliby mniej pieniędzy niż tu w lesie. Tutaj cały zasiłek albo emerytura idzie do skarpety. Dom mają za darmo, opał z lasu, żywność z lasu albo rzeki, płacą czasami za elektrykę aby telewizor działał, nawet wódkę sami robią. Praktycznie prawie są samowystarczalni. Pewnie to oni przetrwają koniec świata, razem ze szczurami i karaluchami, no i oczywiście Indyjczykami. W rzekach ryb jest mało, bo w zimie przemarzają do samego dna, ale wystarcza dla tubylców. W lesie polują na łosie, jelenie, dziki. Niedźwiedzia nie ruszają bo trudniej, a i tak większość z nich choruje na włosiennicę. Zwierzyny jest ciągle dużo, bo ludzi jest mało, a myśliwi z Moskwy rzadko tu docierają, bo za daleko i drogi nie ma. Widzieliśmy ślady niedźwiedzi, licząc od tylnich łap do przednich, to okazy po prawie trzy metry wysokości. Są ślady łosi i jeleni. Podobno żyją tu tez rosomaki, wilki, rysie i lisy. Poluje się też na głuszce i cietrzewie. Tutaj jest ich dużo, w Polsce są pod ścisłą ochroną, bo za dużo ludzi a one lubią żyć w ciszy. Właśnie cisza... Ilu z Was zna totalną ciszę, taką trwającą non-stop, aż do momentu kiedy ktoś nie wytrzyma i otworzy jadaczkę aby ją zagłuszyć i nie czuć się nieswojo. Nie słychać w oddali samochodów, to nie cisza pomiędzy jednym autobusem a drugim tramwajem, ani pomiędzy szczeknięciem psa a pianiem koguta. Tu nic nie wydaje dźwięku, nawet ptaki są cicho. Zegar nie tyka na ścianie, woda nie kapie w kranie. Taka cisza zmusza do refleksji a to nie każdy lubi. Ja lubię, bo w takiej ciszy czuję się jakbym lewitował w nicości, w jakiejś protozupie, zupełnie sam. Pewnie dlatego lubię tu wracać.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch31.jpg" alt="Miezeń " /></p>
<p style="text-align: center;"><a>Miezeń </a></p>
<p><br /> Dwa dni później nocowaliśmy na betonowym moście ponad rzeką Miezeń. Drogę zbudowali Bułgarzy, ściągnięci tu do wyrębu lasów (1968-1994). Droga asfaltowa kończy się w lesie i nikt prócz lokalnych myśliwych nią nie jeździ. Spaliśmy na moście, bo tu mniej owadów, poniżej, jakieś 30 metrów niżej, płynął płytki, spokojny Miezeń. W tej ciszy można było poczuć raczej niż usłyszeć, szmer wody na piasku. Chciałbym popłynąć kajakiem do jej ujścia do Morza Białego. Wcześniejszy nocleg mieliśmy na wysokim klifie ponad rzeką Piniega. Tam tez było cicho, ale ogień z ogniska hałasował i trochę za dużo wypiliśmy, więc tamtej ciszy nie pamiętam. Nocleg na moście znaleźliśmy dzięki przewodnikowi, którego mieliśmy, aby nas oprowadził po regionie Udorskim Republiki Komi. To taki lokalny przedsiębiorca turystyczny, który oprowadza grupy z Moskwy i ma kilka baz w lesie, gdzie pokazuje jak żyli ludzie przed wiekami i dziś. Organizuje spływy pontonowe, udorskie szkoły przetrwania w tajdze, itp. Bliżej mu do leśnika niż do przedsiębiorcy, ale on tu jest jedyny, który rozumie co to jest turysta. Skontaktowaliśmy się z nim dzięki pomocy pana Przemysława z Syktywkaru. Kiedy wrócimy tu z klientami, zorganizuje nam ciekawe wycieczki i nocleg z banią w tajdze. Dzięki niemu też znaleźliśmy drogi, których na mapach wojskowych na Oziego nie ma i odwiedziliśmy miasto widmo, zbudowane przez Bułgarów, a dziś niszczejące w tajdze.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch36.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p> Na początku lat '60-tych władze Bułgarii i Rosji dogadały się w sprawie wymiany towarowej. Bułgaria dawała owoce, a Rosja pozwoliła na osiedlenie się Bułgarom w Republice Komi i wycinkę drzew wysyłanych do Bułgarii. Na tereny Udorców, przyszła cywilizacja. Bułgarzy inaczej widzieli instytucję leschozu niż Rosjanie. Zbudowali asfaltowe drogi przez bagna, zamiast zimników, mosty betonowe przez rzeki, zamiast brodów, ładne miasta zamiast baraków robotniczych. Rosjanie tego nie rozumieli. Po pierestrojce, kontrakt wygasł i Bułgarzy wrócili do domu, ale zostawili infrastrukturę, którą wykorzystali Rosjanie. Pozostawili także wyrąbany las. A że Republika Komi ma boksyty, ropę i gaz, to przemysł drzewny nie rozwinął się tu już tak jak za czasów Bułgarów, i dobrze. Las odżyje. Niektóre miasta bułgarskie zasiedlili Rosjanie, inne nie. Miasta, czyli takie większe wsie, ale z blokami z betonu.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch38.jpg" alt="" /></p>
<p><br /> Niefrasobliwa polityka państwa wykorzystuje obywateli jako narzędzia do produkcji towarów. Buduje się leschozy albo inne kombinaty w tajdze, zsyła się tu ludzi, aby je obsługiwali. Po jakimś czasie kombinat nie ma już surowca do dalszej egzystencji, więc się go zamyka. Przez ten czas ludzie namnożyli się dwu-trzykrotnie. I jest problem, pracy już nie ma a ludzi jest i tak więcej niż by potrzeba było na obsługę kombinatu. Normalnie ludzie powinni wyjechać, albo umrzeć z głodu. Pozostała by garstka tych, co umieją i chcą żyć w tajdze. Ale dziś się tak nie robi, dziś polityka państwa musi nosić znamiona humanitarności, więc produkuje się różne programy rewitalizacji. Bo dziś obywatel dla państwa jest człowiekiem a nie narzędziem, przynajmniej w oficjalnym raporcie dla mediów. Niestety programy rewitalizacji nie obejmują systemów uświadamiania ludności. Nie mówi się tu o zmianie myślenia robotników, którymi od trzech pokoleń zarządzano a dziś wymaga się od nich inicjatywy. Nie mówi się o tym, aby rodzice myśleli nad przyszłością swoich dzieci, skoro dziś nie ma pracy, to po co produkować dwójkę czy trójkę dzieci, skoro jutro też nie będzie pracy. Dzieci bez pracy nie są podporą dla emerytów, ale utrapieniem, bo przepijają emerytury rodziców. No ale w idealnym przypadku dzieci wyjadą na studia do Moskwy, tam zrobią karierę i będą odwiedzać dziadków w weekendy swoją nową Toyotą Land Cruiser, tak aby poczuć prawdziwej natury, zjeść prawdziwego masła i chleba, pojeździć konno i połowić ryby. To wysoce mało prawdopodobny scenariusz. Ale gdyby ludzie myśleli o rachunku prawdopodobieństwa, to by nie grali w totolotka. Nawet scjentyści wierzą w szczęście. Myśli się natomiast nad rozwinięciem turystyki w tym regionie. Jakby turysta był panaceum dla wszystkich upadających regionów blisko natury. Problem w tym, że region ma wątłe szlaki transportowe. Rzeki płytkie, drogi tylko dla samochodów terenowych, jest tylko linia kolejowa. Aby uzmysłowić sobie izolację regionu Udorskiego pomyślcie, że mieszkacie w miasteczku z 10000 mieszkańców, a wokół tajga i bagna. Najbliższym miastem jest Warszawa oddalona o 450km jazdy samochodem terenowym, albo starym Żiguli. Na tej drodze wybitnie off-roadowej, nie da się rozwinąć prędkości więcej niż 25km/h, a mosty są na krawędzi rozkładu. Po drodze do stolicy mijacie 4 miasteczka mniejsze od waszego i trzy wioski, reszta to tajga i bagna. Jak sobie to wyobrazicie to zrozumiecie izolację miast typu Usogorsk, których w Rosji jest wiele, a na Syberii ta izolacja wzrasta trzy-czterokrotnie, a czasami i dziesięciokrotnie. A jednak mieszkają tu ludzie i w typowy dla Rosjan sposób są dumni ze swego kraju i nie chcą słyszeć o innych krainach. Zgodnie z naukami Goebells'a, kłamstwo powtarzane po wielokroć staje się prawdą. Trzy pokolenia ludzi wystawionych na silną propagandę stalinowską, myślą tak jak chciała władza.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch14.jpg" alt="" /></p>
<p><br /> I znowu... a jednak, jest tu pięknie, bo dziko, bo bez ludzi, bo inaczej niż u nas. Oni nie rozumieją, po co my tu się pchamy, a my nie rozumiemy jak oni potrafią tu żyć. Wycieczka po wioskach wzdłuż Miezenia, zaglądanie do domostw żyjących do dziś. Podglądanie obyczajów, sposobów na przetrwanie w tajdze, to wyjątkowa okazja zobaczenia na własne oczy czegoś co można oglądać w telewizji na Discovery Channel.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch32.jpg" alt="" /></p>
<p><br /> Po kilku dniach zjawiliśmy się w Syktywkarze, stolicy Republiki Komi. To województwo leży po zachodniej stronie północnego Uralu. Jest o około 30% większe niż Polska i mieszka tu około 2.4 człowieka na 1km kwadratowy. To podstawowe dane, które mogą zobrazować, o czym mówimy. Prawie 8% tego obszaru pokrywa dziewiczy jeszcze las, tak zwane płuca Europy. Te lasy są płotem z drutem kolczastym dla Workuty, miasta zakazanego z dawnej historii. Workuta jest niedostępna w lecie dla samochodów. Tyle samo przestrzeni zajmują bagna, nietknięte ludzką stopą. Na północy województwa używa się języka Komi. Północ graniczy z regionem Nienieckim. Piękną i dziką tundrą nad Morzem Białym i Barentsa. Terenem wiecznej zmarzliny i ciekawym celem dla ekspedycji off-roadowej, której mam zamiar w przyszłości dowodzić. Republika Komi ma taką samą historię jak województwo Archangielskie, była jego częścią do XX wieku. Komi była też, ze względu na swój dziki charakter, główną destynacją dla budowy gułagów. Część tych obozów funkcjonuje do dziś jako obozy karne i zwykłe więzienia. Tzw. tjurmsioła, czyli wioski - więzienia. Mięliśmy szczęście trafić do jednego z nich w Kraju Krasnojarskim, na Syberii. Ciekawe doświadczenie dla turysty. Dziś Komi odnotowuje spadek liczby ludności, ludzie uciekają do cywilizacji, i dobrze. W ciągu 20 lat, uciekło ponad 22% ludzi. Zostają najbardziej niedołężni w inicjatywie. Rdzenną ludnością są ugrofińscy Komiacy (Zyrianie). Dziś już prawie zupełnie zrusyfikowani, ale w odległych rejonach nadal kultywujący animistyczne religie. Udorcy to część ludu Komi, mająca swoje odrębne obyczaje.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch5.jpg" alt="" /></p>
<p style="text-align: center;"><a>Monastyr w Lalsku </a></p>
<p><br /> Syktywkar ma 320000 mieszkańców i jest stolicą Komi. Nazwa pochodzi z języka Komi i oznacza - miasto na rzece Sysole. Zbudowano je właściwie w 1930 roku, wcześniej była to wioska o nazwie Ustsysolsk. Spotkaliśmy się tu ze znajomymi i spędziliśmy upalne piątkowe popołudnie. Dalej pojechaliśmy na południe i trasą przez Lalsk, Łuzę i Wieliki Ustijug do Wołogdy. Trasę tą opisałem w <a href="http://www.kilometr.com/ruskawies.html">innym miejscu</a>, więc tutaj nie będę się dublował. Wołogdy tym razem nie zwiedzaliśmy, za to piękny i zupełnie nie rosyjski Jaroslaw oraz prowincjonalny i podobny w charakterze do Kazimierza Wielkiego Rostow przyciągnęły nas na chwilkę. Zwiedziliśmy także pobieżnie Moskwę. To przeogromne miasto, niezwykle rozległe i nowoczesne. Gdyby nie rejestracje samochodów i napisy w cyrylicy, można by pomyśleć, że to Zachód. Nawet twarze ludzi nie zdradzają rosyjskości. Rozmach i ogrom wprost surrealistyczny. Nie potrafię porównać tego ze stolicami zachodniej Europy, mimo że znam je wszystkie. Dalej był tylko powrót główną drogą, nie wart uwiecznienia w tekście. Chociaż noclegi były już w ciemnościach i bez owadów. Zupełnie się odzwyczailiśmy od takich udogodnień.<br /><em></em></p>
<p> </p>
<p><em>Mariusz Reweda <a href="http://www.kilometr.com">www.kilometr.com</a></em></p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"> </p>
<p> </p>
<p> </p><p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/tytulowa_archangielsk_reweda_zastepcza.jpg" alt=""></p><p> </p>
<p>Do Archangielska wybraliśmy się w lipcu, najgorszym miesiącu, w jakim można podjąć się takiej wyprawy. A to z powodu największego nasilenia ataku owadów, zwłaszcza w roku 2010, kiedy odnotowywano rekordowe upały na północy europejskiej Rosji. Upał powoduje, że owadów jest więcej, a słońce człowieka rozbiera z odzienia i wystawia na żer komarów, meszek (dwojga odmian) oraz gzów wielkości pudełka od zapałek. Nie mieliśmy jednak wyboru, bowiem w lipcu skończyliśmy kolejną wyprawę na płw. Kolski. Postanowiliśmy chwycić byka za rogi, zaopatrzyć się w duży zapas chemii odstraszającej owady i ruszyć na podbój północnej tajgi. Przyłączył się do nas przyjaciel z synem z Ząbkowic, jadący VW LT 4x4. My używaliśmy <a href="https://www.landcruiser.pl/auta-2/artykuly-o-toyota-land-cruiser-j8-2/139-toyota-land-cruiser-hdj80-w-opinii-uzytkownika">Toyoty Land Cruiser HDJ80</a>. Spotkaliśmy się nad wschodnim brzegiem jez. Ładoga. Celem wyprawy było wyznaczenie nowej trasy, skrótami do Archangielska, potem dalej północną drogą do Republiki Komi i miasta Usogorsk, następnie powrót na południe przez Syktywkar, Łuza, Wieliki Ustijug, Wołogda, Jaroslaw do Moskwy i powrót na Łotwę. </p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/images/arch24.jpg" alt="arch24" /></p>
<p> </p>
<p> Wspólna wyprawa i wytyczanie trasy rozpoczyna się dla nas od chwili spotkania nad jez. Ładoga. Rozpoczynamy od wytyczenia skrótu łączącego Lodejnoje Pole z Wytegrą. Dający nadzieję, nowy asfalt, na początku tej drogi, szybko się skończył i trafiliśmy na szutrówkę. Niepokojąco zarośniętą i mało uczęszczaną. Ale parliśmy na przód jak lokomotywa. W końcu wypadliśmy na asfalt, tuż obok komunalnego śmietniska dla miasta Podporoże. Tutaj uraczyli nas smrodem palonych, w wielkich ogniskach, śmieci. Jechaliśmy według starej drogi, według tego, co nam pokazał Ozi Explorer i stare mapy na Garmina. A tu niespodziewanie wybudowano nową drogę, z asfaltem. W Rosji zwykle nie remontuje się starych dróg, ale po prostu wycina się tajgę równolegle i buduje nowe drogi. Tak taniej, łatwiej i szybciej. Tylko w miejscach, gdzie bagna, liczne wioski, albo tereny wojskowe ograniczają możliwości ekspansji terytorialnej drogowców, remontuje się stare drogi. Po setkach kilometrów szutrówek i karkołomnie dziurawych dróg rosyjskich, widok dobrego asfaltu koi moje serce. Wiem, że to herezja dla offroadowców z Polski, zwłaszcza dla tych, którzy ciągle nie zaznali wystarczająco długiej wyprawy, z kilkoma tysiącami kilometrów dziurawych jak durszlak szutrówek. Ale ja dryfuje w kierunku podróży i off-road kojarzy mi się tylko z męczącymi podskokami i uciążliwym wpatrywaniem się w nawierzchnię drogi, zamiast w to, co interesujące dookoła.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"> <img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch38.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p> W mieście Wytegra upał został pokonany na chwilę przez ulewną burzę. Więc po ośki w wodzie wyprowadziliśmy samochody na północ, wzdłuż wschodniego wybrzeża Oniegi do Pudoża. Ta nowa droga została wybudowana w intencji przyciągnięcia turystów z Moskwy do Karelii i płw. Kolskiego. Łączy ona bowiem centrum kraju z Miedwieżegorskiem, a tam już główna M18 do Murmańska. W lecie widać jak wielu rosyjskich turystów z niej korzysta. Stare, ale i także w coraz większej ilości, nowe samochody, obładowane pontonami, łódkami, bagażami urlopowymi i całymi rodzinami, prą w plener, pięknej Karelii i płw. Kolskiego. U nas, w Polsce, zapomniana już idea spędzania urlopu na świeżym powietrzu, po prostu nad jeziorem albo rzeką, w Rosji ciągle kwitnie. Starzy pamiętają jeszcze hasło 'wczasy pod gruszą'. W Rosji to taki standard jak u nas urlop w Egipcie. Od czerwca do września, brzegi wód śródlądowych w Rosji zapełniają się chmarami ludzi z miast. Często można zobaczyć nowe Land Cruisery parkujące obok starych Żigulaków i Zaporożców, a ich właścicieli w komitywie przy ognisku. Na urlopie bowiem różnice statusu społecznego znikają. Znikają także stereotypy o Rosjanach i ich kraju, jakie roją się w głowach Polaków. W Rosji rodzi się coraz większa średnia klasa, dobrze zarabiających ludzi, to oni kupują nowe i drogie samochody i inne gadżety. Mafiozi w oklejonych na czarno Mercedesach G znikli z ulic. Tych których Putin nie zamknął, zmienili dresy na krawaty i garnitury od Armaniego, a łobuzów powodujących, że Rosja jawiła się krajem niebezpiecznym do podróżowania, już prawie nie ma. Rosja miejska nie odbiega od standardu ucywilizowania, jaki mamy w Polsce, a czasami go przewyższa, zwłaszcza mentalnie i finansowo. Światopogląd ateisty, komunisty zawsze był wyższych lotów od światopoglądu prawicowca, opozycjonisty, praktykującego katolika. Natomiast Rosja wiejska tkwi ciągle w epoce początku XX wieku, a jeśli nawet nie, to cofnęła się do niej z powodu upadku wszelkiej, państwowej działalności gospodarczej związanej z rolnictwem i często także z leśnictwem. Na prowincji cywilizacja zagląda tylko tam gdzie działa jakaś kopalnia, prężny leschoz (kombinat leśny), albo baza wojskowa. Jednak 99% wszelkiej maści leschozów, kołchozów, sowchozów, rybchozów i nim podobnych padła. Ludzie, jeśli tylko mieli za co, przenieśli się do dużych miast, a ci co pozostali kombinują na krawędzi szkoły przetrwania Beara Gryllsa. Dla nas, turystów to po prostu fajny skansen, ciągle żywy. Zawsze można przejechać kolejne 150km diablo rozpieprzonej drogi i dostać hamburgera na stacji StatOil. Tylko starszych Polaków widok takiego skansenu rozbraja, bo im się kojarzy. Młodszym już się nie kojarzy.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch30.jpg" alt="" style="border: 1px solid #000000;" /></p>
<p> </p>
<p><br /> Ale o czym to ja... Aha, Wytegra. Przechodzi przez miasto kanał, nazywa się Biełomorkanal. Wybudowano go na początku XX wieku, a łączy w jeden akwen dostępny nawet dla pełnomorskich statków, morza Kaspijskie, Czarne, Białe i Bałtyckie. Przedsięwzięcie na miarę światową. Ale jak to w Rosji, nie wykorzystane w odpowiednim stopniu. W Wytegrze można obejrzeć potężną śluzę, nie taką jak na Mazurach, dla jachtów. Ale taką dla wielkich, pełnomorskich masowców i tankowców. Surrealizm w pełnym rozkwicie.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch9.jpg" alt="" /></p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch37.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p> Tuż za Wytegrą, jadąc na północ. Odwiedziliśmy wioskę z piękną drewnianą cerkwią. Jeszcze pięć lat temu stała, chociaż już się chyliła swym ogromem, 40-sto metrowych wieżyc, ku upadkowi. Dziś już leży w gruzach. Czas i klimat powalił ją na kolana. Obok stoi nadal monastyr, też drewniany. Tak jak drewniane budownictwo domów we wioskach, tak też styl architektoniczny cerkwi jest swoisty i niepowtarzalny dla każdego regionu Rosji północnej. To najstarsze tereny związane z Rusią. Tradycja budowy z drewna przetrwała od setek pokoleń, zabił ją dopiero dzisiejszy materializm. Jednak sądzę, że jeszcze przez kilkadziesiąt lat, będzie można oglądać relikty tej pięknej przeszłości. Przechodzą one jednak w zapomnienie i ruinę, bo starzy ludzie wymierają jak muchy na zimę, a młodzi mają inne priorytety. Dla wnikliwego oka, dostrzegalne są różnice w architekturze drewnianej między regionami, a nawet między wioskami oddalonymi od siebie o dziesiątki kilometrów. Zastanawia misterna sztukateria stolarki okiennej i drzwiowej, okapów, gontów. Ciekawa kolorystyka nadal lśni jakby na przekór marazmowi i stagnacji wsi rosyjskiej. Jednak najciekawsze do obserwacji są domy wciąż żyjące. Za małymi oknami ozdobionymi drewnianymi falbankami, jakby wycinankami z kolorowych papierów, stoją kwiaty, powiewają na wietrze czyste firanki w starym stylu, siedzi kot na parapecie, suszą się na drucie pod dachem altany ryby, słupy podpierające dach obwieszone są suszkami ziół. Klamka drzwi, często drewniana, wyślizgana jest czyjąś sękatą ręką, a tuż obok stoi brzozowa miotła, jakby zaraz miała brać się do pracy. Czasami z małego budynku obok unosi się dym rozpalanej bani (sauna rosyjska). A przed domem obrośniętym dookoła wysoką na metr trawą i okolonym rozchwianym, drewnianym płotkiem, stoi Zaporożec, albo Iż. Nadmiar szczęścia to babinka albo starik siedzący na przyzbie, na wysiedzianej już drewnianej ławeczce. Niebieska chusta zawiązana pod brodą na supeł, owalne kształty i nogi w zniszczonych walonkach, albo chodakach, babinka jak z rosyjskiej bajki. A mużyk zawsze chudy i sękaty jak stary kostur. Zarośnięta twarz i beret albo czapka na głowie. Nogi obute w stare buty wojskowe z cholewami, albo w gumiaki. Jasna koszula poplamiona i wyciągnięta na spodnie, czasami kosa w ręku, albo widły. Oczywiście osobny rozdział stanowią pijacy wałęsający się pod sklepem, ale to już zupełnie inna historia opowiedziana w noweli "Moskwa Pietuszki". Widok niezapomniany, dla mnie lepszy od wieży Eiffel'a.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch2.jpg" alt="" /></p>
<p><br /> Tak klucząc i podziwiając minęliśmy Pudoż i skierowaliśmy się na wschód w kierunku drogi M8 na Archangielsk. Jednak zanim do niej dojechaliśmy spędziliśmy noc nad rzeką oganiając się od meszek. Upał nie chciał zelżeć, bo to lipiec i słońce w tych rejonach zachodzi tylko na 3 godziny, a właściwie ciemno się prawie w ogóle nie robi. Podstawowe zajęcie podczas koczowania przy ognisku to smarowanie kremami i sprayami przeciw komarom oraz rozgniatanie gzów, próbujących ugryźć nawet przez jeansy. My już tak trwamy od przeszło dwóch tygodni, ale dla Tomka i Karola to nowość. Na tej wyprawie zdążą się przyzwyczaić. Prysznic trzeba brać szybko, mieć wypracowane ruchy oszczędzające czas i wodę. Podobnie ze skokiem w krzaki za potrzebą. Psikanie Moskitalem (ruski spray przeciw komarom) po tyłku daje wystarczającą swobodę na załatwienie fizjologii na czysto. Wcześniej zawitaliśmy nad jezioro. Piękna, kamienista plaża, miejsce przygotowane do biwakowania, wiaty, parking i... gzy. Nawet słońce zaszło za chmurę, ale one nie ustawały w wysiłkach prowadzących do przetrwania. Wierzę, że każdy z nich ma duszę, ale kąpiel w jeziorze nie była orzeźwiająca. Atakowały nawet czubek głowy wystający ponad powierzchnię wody. Trzeba było uciekać i ubrać się po szyję, a na głowę założyć kapelusz pszczelarski. Zły czas. Trzeba było przyjechać tu w czerwcu albo pod koniec sierpnia.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch19.jpg" alt="" /></p>
<p><br /> Następnego dnia zwiedziliśmy kompleks klasztorny w małej wiosce. Wszystko z drewna i zgodnie z tradycją odbudowy po czasach komunizmu. Zaczęto od pokrycia na złoto cebulastych dachów dzwonnic. Potem jeszcze wizyta we wiosce letniskowej, w której akurat w tą sobotę był odpust. Ale nie taki wiejski, ale taki wakacyjny dla ludzi spędzających urlopy na daczy. Większość domków działkowych była nowa i piękna. Ale zdarzały się także trubdoma, czyli takie ogromne rury z rurociągów, cięte z metra, zaślepione z obu końców, z wyciętymi otworami na okna i komin. To całkiem popularny sposób na domek w lesie, albo na budowie. Trzeba tylko dobrze umocować rurę, aby się nie potoczyła do jeziora. Widzieliśmy trubdoma przeznaczone na garaż, sklep i nawet pocztę. Im dalej na wschód i dalej od granicy cywilizowanej Europy, tym biedniej i więcej takich obrazków.<br /> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch20.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>W końcu wypadliśmy na główną do Archangielska. Miało być lepiej, w temacie asfaltu, ale okazało się, że musieliśmy zwolnić, bo pokrycie drogi przypominało asfalt podziabany grabiami, albo kipiącą, czarną lawę, zastygłą w formie grzybków, dziur, fałd, zaklęśnięć. Ja to nazywam 'wolna dwójka'. Czyli jazda z maksymalną prędkością 17-20km/h. Czasami uciekałem na pobocze, bo tam było lepiej. Rosjanie oczywiście się tym nie przejmują, wychodzą z założenia Islandczyków - im szybciej tym mniej czuć dziury. Ja z doświadczenia setek tysięcy kilometrów po dziurawych drogach Azji wiem, że szybko znaczy awaria i nawet jeśli w szybkości nasz tyłek nie czuje wibracji, to zawieszenie musi się napracować. Prawie 500km drogi do Archangielska przeszło nam ze zmiennym szczęściem. Były odcinki dręczące i irytujące z powodu absurdalnych wręcz dziur, były odcinki nowe, jakby wyciągnięte z Bawarii, były wreszcie długie odcinki starego asfaltu jeszcze się trzymającego, ale pofałdowanego, bo usuwająca się z powodu miękkiego gruntu podsypka, wygina asfalt jak falujące na wietrze prześcieradło suszące się na sznurku. Toyota z takimi nierównościami dawała sobie akurat dobrze radę, ale VW Tomka musiał jechać wolno, bo mały skok zawieszenia powodował dobijanie do żywego. Znam to ze swojego VW.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch28.jpg" alt="tak się kończy szybka jazda " /></p>
<p style="text-align: center;"><a>Tak się kończy szybka jazda </a></p>
<p><br /> Główne drogi Rosji poprowadzone są tak, aby omijały wszelkie zabudowania wiosek, fabryk i miast. Podobno po to, aby w czasach komuny nikt komu wolno było podróżować nie mógł widzieć za wiele więcej niż tajgę, a poza tym milicja ustawiona na rogatkach siedlisk ludzkich skutecznie mogła izolować je od świata zewnętrznego. Taka taktyka stalinowska czy coś... Więc aby cokolwiek zobaczyć, na przykład starą, ceglaną cerkiew sprzed Lenina, a przez ostatnie 80 lat funkcjonującą jako garaż dla Ziłów, albo magazyn zbożowy, trzeba było zjechać z głównej szutrówką do wioski, nad brzeg wielkiej rzeki Siewierna Dwina. Nad tą rzeką znaleźliśmy w końcu nocleg. Udało się to po długich i żmudnych poszukiwaniach idealnego noclegu, jaki mógłbym zaproponować klientom za rok. Ja bym zanocował gdziekolwiek, byle dalej od ludzi, ale ja mam inne priorytety. Nocleg nad rzeką był nawet fajny. Mniej owadów, bo jak tylko zjedzie się z trawiastej łąki, wyjedzie z lasu, na piaszczystą plażę, albo szeroki asfalt, to owadów jest od razu o 50% mniej. To myśliwce krótkiego zasięgu. Nocowaliśmy na plaży, szerokiej na 300-500 metrów rzeki, po której pływały barki pełne drewna. Spławiano je też ciągnięte za holownikiem. Ogromne ilości. Widzieliśmy kilka połączonych barek, a na nich dosłownie górę, wielkości tankowca, zbudowaną z bel drewna. Nigdy wcześniej nie widziałem takiej ilości ściętego drewna w jednym miejscu. Lokalny przemysł województwa Archangielskiego żyje tylko z drewna, nie mają innych surowców. Podobno szykuje im się klęska ekologiczna, bo wycieli już prawie wszystko z obszaru prawie dwa razy większego niż Polska. Nie ma tu kultury hodowli lasu. Wycina się rabunkowo. Po prostu w tajgę wjeżdża leschod (pojazd gąsienicowy wyspecjalizowany do wycinki drewna), rozjeżdża cienkie, krępe albo nie nadające się do wyrębu drzewa i wyciąga te grubsze. Poranioną tajgę zostawia się aby sama się odnowiła, co w tym klimacie i rodzaju podmokłych gruntów trwa wieki. Nikt tu nie sadzi drzew, ani nie prowadzi racjonalnej polityki leśnej. Wyrąb trwa od setek lat, niewiele pozostało do wycięcia. Ewentualne pożary lasu nie są gaszone, jeśli nie dochodzą do nielicznych wiosek. Nie ma na to pieniędzy ani dróg dojazdowych do lasu. Ekipy drwali muszą dojeżdżać coraz dalej od cywilizacji. Drogi na przestrzeni setek kilometrów są robione spychaczem, często utwardzane układanymi w błocie kłodami drewna. Jeśli komuś mało off-roadu, może sobie wybrać jedną z takich, ślepych dróg i pojechać nią 150km w las, albo w to co z niego zostało i wrócić. Zajmie mu to dwa dni. Kamazy i Urale na wielkich oponach robią takie koleiny, że opony 35" nie wystarczą, a wyciągarka nawet z kotwicą nie ma do czego się zapiąć. A pomoc nie nadejdzie, bo gęstość zaludnienia to 2.2 osoby na 1km kwadratowy, dla porównania w Polsce jest około 125 osób na 1km. Ilość ludzi w tym województwie spada od końca komuny. Młodzi wyjeżdżają do Moskwy. Przez ostatnie 20 lat znikło stąd prawie 15% ludzi. Osobnym rozdziałem jest życie drwali i kierowców ciężarówek w lesie. Mają domki zbudowane z rur rurociągu, albo ze starych wagonów kolejowych, leschody ciągną je na płozach po błocie albo śniegu. Czasami za domki robią piękne GAZy66 z budą na ramie (<a href="http://www.kilometr.com/opis-g.html">opis maszyny </a>). Wszystkie te pojazdy nie wytrzymują długo takiego traktowania ręką rosyjską. Po modelach widać, że nie ma starszych niż 5-7 lat. Tylko wieśniacy użytkują jeszcze GAZy6x6, albo ZISy5, a Zaporożcem, albo Żigulakiem potrafią przewieźć cały zapas drewna na zimę z lasu.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch25.jpg" alt="najstarsze budynki w Archangielsku " /></p>
<p style="text-align: center;"><a>Najstarsze budynki w Archangielsku </a></p>
<p><br /> No i dojechaliśmy do Archangielska. Przed miastem jest posterunek DPS. Sprawdzają papiry i każą się wpisać do księgi gości. Tomek ze strachem zauważył, że nie ma dokumntów. Długo trwały poszukiwania, w końcu VW ma spora kubaturę wnętrza. Nie znaleźliśmy. Zapadła decyzja, że my odwiedzimy Archangielsk, a on zaczeka, bo potem i tak jedziemy na południe, tyle że okrężną drogą do Moskwy, to sobie wyrobi nowe papiery w ambasadzie. Jednak kiedy odwiedzaliśmy z Iwoną Archangielsk, dostaliśmy SMSa, że Tomek znalazł dokumenty. Były w sraczu, bo nawet taki przybytek kryje w sobie VW. Tomek ukrył je tam, aby mu ich nie ukradli, kiedy się łobuzy włamią do wozu.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch17.jpg" alt="pomnik pierwszych osadników w Archangielsku " /></p>
<p style="text-align: center;"><a>Pomnik pierwszych osadników w Archangielsku </a></p>
<p><br /> Archangielsk ma dziś 340000 mieszkańców i wita nas ogromnymi mostami zwodzonymi nad Siewierną Dwiną. Na nadbrzeżach leżą wprost góry drewna, bez przesady. Władze nie myślą perspektywicznie. Sprzedają tani surowiec, który już się kończy. Zamiast ściągnąć firmy mogące zatrudnić pracowników i przerabiać drewno na papier, albo meble, czy płyty wiórowe, albo chemikalia. Sprzedaż gotowych produktów za granicę była by bardziej dochodowa. Podobno Putin pracuje nad nową ustawą tworzącą bariery finansowe dla eksportu półproduktów z Rosji. Sam się łapię na tym, że traktuję Putina jak cara. Większość Rosjan też tak robi.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch18.jpg" alt="http://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch18.jpg" /></p>
<p style="text-align: center;"><a>Archangielsk</a></p>
<p> </p>
<p> Archangielsk jest miastem portowym u ujścia Sierwiernej Dwiny do Morza Białego. Zamarza na 5 miesięcy w roku. Tylko atomowe lodołamacze potrafią utrzymać port w stanie funkcjonującym. Temperatury zimą spadają do -40st.C. Miasto nie jest tak bogate jak Murmańsk, ani tak nowoczesne. Stare centrum jest ładniejsze i starsze niż te w Murmańsku, ale strasznie zaniedbane. Tylko promenada nad rzeką ma jako taki wygląd. Archangielsk ma bogatą historię. W skrócie był zbudowany na użytek handlu z Anglią, nazwę wywodzi się od Archanioła Michała. Tu zbudowano pierwszy, morski statek rosyjski. Tutaj lądowało gros pomocy Lend Lease od Amerykanów w czasie II wojny światowej. Tutaj wylądowały wojska alianckie ku wsparciu armii Białych w czasie wojny domowej. Długo by pisać o historii tego regionu. Na początku naszej ery tereny te zamieszkiwały plemiona ugrofińskie, pierwsze wzmianki historyczne pochodzą z X wieku. Dopiero w XII wieku pojawili się tu prawosławni mnisi, którzy zbudowali klasztor św. Michała Archanioła u ujścia Siewiernej Dwiny. Biali Rosjanie zamieszkujący te ziemie nazywają siebie Pomorzanami (w 2002 roku około 6500 osób). Do XV wieku o te ziemi, bogate w zwierzynę futerkową, Rosja walczyła z Norwegami. Wojna zakończyła się wygraną Rosjan. W 1553 roku angielski żeglarz Richard Chancellor założył faktorię handlową w miejscu dzisiejszego Archangielska. Placówką zarządzała spółka Moscow Company. Wtedy Rosja nie posiadała dostępu do Morza Czarnego ani Bałtyckiego, więc port w Archangielsku był niezwykle ważny. W 1584 roku car Iwan Groźny postawił tu twierdzę, dla ochrony interesów handlowych, tą datę uważa się za początek Archangielska. Po zbudowaniu Petersburga, Archangielsk stracił na znaczeniu. Miał jednak kilka wzniosłych chwil. Nawet w sprawie wojny francusko-rosyjskiej. Przez port w Archangielsku Anglia utrzymywała kontakty handlowe z Rosją, mimo blokady jaką zarządził Napoleon. To nieposłuszeństwo podobno było głównym powodem ataku Francji na Rosję. Na koniec, za czasów ZSRR był to region powstawania wielu gułagów (obozów pracy dla więźniów politycznych i kryminalnych).</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch3.jpg" alt="" /></p>
<p><br /> Z Archangielska ruszyliśmy dalej na wschód, wzdłuż rzeki Piniega. Mogliśmy podziwiać kolejne, drewniane wioski zawieszone wzdłuż rzeki jak owoce oblepichy na gałązce. Ludzie od dawna zakładali tu swoje siedziby blisko rzek, bo to były jedyne szlaki transportowe. Zresztą do dziś tak jest, istnieją tylko nieliczne drogi czynne cały rok. Zimą dróg jest więcej, kiedy rzeki i bagna zamarzają na tyle, aby po nich jeździć ciężarówkami.</p>
<p><br /> Udało się nam znaleźć skrót do Karpogory. Zrobiliśmy sobie kolejny nocleg w dziczy, pośród przerzedzonej tajgi. Skrót wiódł daleko od meandrującej rzeki, więc w tej okolicy nie było wiosek. Tajga była podmokła, więc i drwale się tu nie zapuszczali, bo nie było po co. Drzewa tu liche, dojazd marny, tylko zimą. Zostaliśmy na noc w kompletnej ciszy i cywilizacyjnej pustce. Przyzwyczailiśmy się myśleć, że jeśli nie ma w okolicy domów, ani ludzi, to znaczy nie ma NIC. Dla ludzi cywilizacji las to NIC. Dla tubylców las to wszystko. Nie chodzi o to, że się na nim znają, że go na swój sposób kochają, ani o to że im jest sąsiadem. Chodzi o to, że z niego żyją. Tak jak my wychodzimy do pracy i potem do sklepu, tak oni idą do lasu albo do pracy albo po żywność i opał. Las jest ICH, jest ich środowiskiem życia. Znają go tak jak my znamy własne miasto, nazwy ulic, numery tramwajów, adresy znajomych, sklepy w których da się kupić tanią rąbankę. Kochamy swoje miasto tak jak oni kochają swoją tajgę. Brudzimy swoje miasto i je niszczymy swoją obecnością, swoim samochodem, zaśmiecamy, rozdeptujemy trawniki, hałasujemy w parku, plujemy na chodnik. Oni robią to samo w lesie. Więc nie dziwmy się, że nie mają do niego takiego stosunku jaki my mamy do lasu. A mimo to jest dla nich bliższy niż dla nas. Wielu ludzi bez pracy w mieście, albo emerytów, mieszka w leśnych wioskach. Tak jest bardziej racjonalnie. Kiedy mieszkaliby w mieście, chodzili do nędznej pracy, płacili podatki i rachunki, to mieliby mniej pieniędzy niż tu w lesie. Tutaj cały zasiłek albo emerytura idzie do skarpety. Dom mają za darmo, opał z lasu, żywność z lasu albo rzeki, płacą czasami za elektrykę aby telewizor działał, nawet wódkę sami robią. Praktycznie prawie są samowystarczalni. Pewnie to oni przetrwają koniec świata, razem ze szczurami i karaluchami, no i oczywiście Indyjczykami. W rzekach ryb jest mało, bo w zimie przemarzają do samego dna, ale wystarcza dla tubylców. W lesie polują na łosie, jelenie, dziki. Niedźwiedzia nie ruszają bo trudniej, a i tak większość z nich choruje na włosiennicę. Zwierzyny jest ciągle dużo, bo ludzi jest mało, a myśliwi z Moskwy rzadko tu docierają, bo za daleko i drogi nie ma. Widzieliśmy ślady niedźwiedzi, licząc od tylnich łap do przednich, to okazy po prawie trzy metry wysokości. Są ślady łosi i jeleni. Podobno żyją tu tez rosomaki, wilki, rysie i lisy. Poluje się też na głuszce i cietrzewie. Tutaj jest ich dużo, w Polsce są pod ścisłą ochroną, bo za dużo ludzi a one lubią żyć w ciszy. Właśnie cisza... Ilu z Was zna totalną ciszę, taką trwającą non-stop, aż do momentu kiedy ktoś nie wytrzyma i otworzy jadaczkę aby ją zagłuszyć i nie czuć się nieswojo. Nie słychać w oddali samochodów, to nie cisza pomiędzy jednym autobusem a drugim tramwajem, ani pomiędzy szczeknięciem psa a pianiem koguta. Tu nic nie wydaje dźwięku, nawet ptaki są cicho. Zegar nie tyka na ścianie, woda nie kapie w kranie. Taka cisza zmusza do refleksji a to nie każdy lubi. Ja lubię, bo w takiej ciszy czuję się jakbym lewitował w nicości, w jakiejś protozupie, zupełnie sam. Pewnie dlatego lubię tu wracać.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch31.jpg" alt="Miezeń " /></p>
<p style="text-align: center;"><a>Miezeń </a></p>
<p><br /> Dwa dni później nocowaliśmy na betonowym moście ponad rzeką Miezeń. Drogę zbudowali Bułgarzy, ściągnięci tu do wyrębu lasów (1968-1994). Droga asfaltowa kończy się w lesie i nikt prócz lokalnych myśliwych nią nie jeździ. Spaliśmy na moście, bo tu mniej owadów, poniżej, jakieś 30 metrów niżej, płynął płytki, spokojny Miezeń. W tej ciszy można było poczuć raczej niż usłyszeć, szmer wody na piasku. Chciałbym popłynąć kajakiem do jej ujścia do Morza Białego. Wcześniejszy nocleg mieliśmy na wysokim klifie ponad rzeką Piniega. Tam tez było cicho, ale ogień z ogniska hałasował i trochę za dużo wypiliśmy, więc tamtej ciszy nie pamiętam. Nocleg na moście znaleźliśmy dzięki przewodnikowi, którego mieliśmy, aby nas oprowadził po regionie Udorskim Republiki Komi. To taki lokalny przedsiębiorca turystyczny, który oprowadza grupy z Moskwy i ma kilka baz w lesie, gdzie pokazuje jak żyli ludzie przed wiekami i dziś. Organizuje spływy pontonowe, udorskie szkoły przetrwania w tajdze, itp. Bliżej mu do leśnika niż do przedsiębiorcy, ale on tu jest jedyny, który rozumie co to jest turysta. Skontaktowaliśmy się z nim dzięki pomocy pana Przemysława z Syktywkaru. Kiedy wrócimy tu z klientami, zorganizuje nam ciekawe wycieczki i nocleg z banią w tajdze. Dzięki niemu też znaleźliśmy drogi, których na mapach wojskowych na Oziego nie ma i odwiedziliśmy miasto widmo, zbudowane przez Bułgarów, a dziś niszczejące w tajdze.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch36.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p> Na początku lat '60-tych władze Bułgarii i Rosji dogadały się w sprawie wymiany towarowej. Bułgaria dawała owoce, a Rosja pozwoliła na osiedlenie się Bułgarom w Republice Komi i wycinkę drzew wysyłanych do Bułgarii. Na tereny Udorców, przyszła cywilizacja. Bułgarzy inaczej widzieli instytucję leschozu niż Rosjanie. Zbudowali asfaltowe drogi przez bagna, zamiast zimników, mosty betonowe przez rzeki, zamiast brodów, ładne miasta zamiast baraków robotniczych. Rosjanie tego nie rozumieli. Po pierestrojce, kontrakt wygasł i Bułgarzy wrócili do domu, ale zostawili infrastrukturę, którą wykorzystali Rosjanie. Pozostawili także wyrąbany las. A że Republika Komi ma boksyty, ropę i gaz, to przemysł drzewny nie rozwinął się tu już tak jak za czasów Bułgarów, i dobrze. Las odżyje. Niektóre miasta bułgarskie zasiedlili Rosjanie, inne nie. Miasta, czyli takie większe wsie, ale z blokami z betonu.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch38.jpg" alt="" /></p>
<p><br /> Niefrasobliwa polityka państwa wykorzystuje obywateli jako narzędzia do produkcji towarów. Buduje się leschozy albo inne kombinaty w tajdze, zsyła się tu ludzi, aby je obsługiwali. Po jakimś czasie kombinat nie ma już surowca do dalszej egzystencji, więc się go zamyka. Przez ten czas ludzie namnożyli się dwu-trzykrotnie. I jest problem, pracy już nie ma a ludzi jest i tak więcej niż by potrzeba było na obsługę kombinatu. Normalnie ludzie powinni wyjechać, albo umrzeć z głodu. Pozostała by garstka tych, co umieją i chcą żyć w tajdze. Ale dziś się tak nie robi, dziś polityka państwa musi nosić znamiona humanitarności, więc produkuje się różne programy rewitalizacji. Bo dziś obywatel dla państwa jest człowiekiem a nie narzędziem, przynajmniej w oficjalnym raporcie dla mediów. Niestety programy rewitalizacji nie obejmują systemów uświadamiania ludności. Nie mówi się tu o zmianie myślenia robotników, którymi od trzech pokoleń zarządzano a dziś wymaga się od nich inicjatywy. Nie mówi się o tym, aby rodzice myśleli nad przyszłością swoich dzieci, skoro dziś nie ma pracy, to po co produkować dwójkę czy trójkę dzieci, skoro jutro też nie będzie pracy. Dzieci bez pracy nie są podporą dla emerytów, ale utrapieniem, bo przepijają emerytury rodziców. No ale w idealnym przypadku dzieci wyjadą na studia do Moskwy, tam zrobią karierę i będą odwiedzać dziadków w weekendy swoją nową Toyotą Land Cruiser, tak aby poczuć prawdziwej natury, zjeść prawdziwego masła i chleba, pojeździć konno i połowić ryby. To wysoce mało prawdopodobny scenariusz. Ale gdyby ludzie myśleli o rachunku prawdopodobieństwa, to by nie grali w totolotka. Nawet scjentyści wierzą w szczęście. Myśli się natomiast nad rozwinięciem turystyki w tym regionie. Jakby turysta był panaceum dla wszystkich upadających regionów blisko natury. Problem w tym, że region ma wątłe szlaki transportowe. Rzeki płytkie, drogi tylko dla samochodów terenowych, jest tylko linia kolejowa. Aby uzmysłowić sobie izolację regionu Udorskiego pomyślcie, że mieszkacie w miasteczku z 10000 mieszkańców, a wokół tajga i bagna. Najbliższym miastem jest Warszawa oddalona o 450km jazdy samochodem terenowym, albo starym Żiguli. Na tej drodze wybitnie off-roadowej, nie da się rozwinąć prędkości więcej niż 25km/h, a mosty są na krawędzi rozkładu. Po drodze do stolicy mijacie 4 miasteczka mniejsze od waszego i trzy wioski, reszta to tajga i bagna. Jak sobie to wyobrazicie to zrozumiecie izolację miast typu Usogorsk, których w Rosji jest wiele, a na Syberii ta izolacja wzrasta trzy-czterokrotnie, a czasami i dziesięciokrotnie. A jednak mieszkają tu ludzie i w typowy dla Rosjan sposób są dumni ze swego kraju i nie chcą słyszeć o innych krainach. Zgodnie z naukami Goebells'a, kłamstwo powtarzane po wielokroć staje się prawdą. Trzy pokolenia ludzi wystawionych na silną propagandę stalinowską, myślą tak jak chciała władza.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch14.jpg" alt="" /></p>
<p><br /> I znowu... a jednak, jest tu pięknie, bo dziko, bo bez ludzi, bo inaczej niż u nas. Oni nie rozumieją, po co my tu się pchamy, a my nie rozumiemy jak oni potrafią tu żyć. Wycieczka po wioskach wzdłuż Miezenia, zaglądanie do domostw żyjących do dziś. Podglądanie obyczajów, sposobów na przetrwanie w tajdze, to wyjątkowa okazja zobaczenia na własne oczy czegoś co można oglądać w telewizji na Discovery Channel.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch32.jpg" alt="" /></p>
<p><br /> Po kilku dniach zjawiliśmy się w Syktywkarze, stolicy Republiki Komi. To województwo leży po zachodniej stronie północnego Uralu. Jest o około 30% większe niż Polska i mieszka tu około 2.4 człowieka na 1km kwadratowy. To podstawowe dane, które mogą zobrazować, o czym mówimy. Prawie 8% tego obszaru pokrywa dziewiczy jeszcze las, tak zwane płuca Europy. Te lasy są płotem z drutem kolczastym dla Workuty, miasta zakazanego z dawnej historii. Workuta jest niedostępna w lecie dla samochodów. Tyle samo przestrzeni zajmują bagna, nietknięte ludzką stopą. Na północy województwa używa się języka Komi. Północ graniczy z regionem Nienieckim. Piękną i dziką tundrą nad Morzem Białym i Barentsa. Terenem wiecznej zmarzliny i ciekawym celem dla ekspedycji off-roadowej, której mam zamiar w przyszłości dowodzić. Republika Komi ma taką samą historię jak województwo Archangielskie, była jego częścią do XX wieku. Komi była też, ze względu na swój dziki charakter, główną destynacją dla budowy gułagów. Część tych obozów funkcjonuje do dziś jako obozy karne i zwykłe więzienia. Tzw. tjurmsioła, czyli wioski - więzienia. Mięliśmy szczęście trafić do jednego z nich w Kraju Krasnojarskim, na Syberii. Ciekawe doświadczenie dla turysty. Dziś Komi odnotowuje spadek liczby ludności, ludzie uciekają do cywilizacji, i dobrze. W ciągu 20 lat, uciekło ponad 22% ludzi. Zostają najbardziej niedołężni w inicjatywie. Rdzenną ludnością są ugrofińscy Komiacy (Zyrianie). Dziś już prawie zupełnie zrusyfikowani, ale w odległych rejonach nadal kultywujący animistyczne religie. Udorcy to część ludu Komi, mająca swoje odrębne obyczaje.</p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=archangielsk_z_mariuszem_reweda_kilometr_com&file=arch5.jpg" alt="" /></p>
<p style="text-align: center;"><a>Monastyr w Lalsku </a></p>
<p><br /> Syktywkar ma 320000 mieszkańców i jest stolicą Komi. Nazwa pochodzi z języka Komi i oznacza - miasto na rzece Sysole. Zbudowano je właściwie w 1930 roku, wcześniej była to wioska o nazwie Ustsysolsk. Spotkaliśmy się tu ze znajomymi i spędziliśmy upalne piątkowe popołudnie. Dalej pojechaliśmy na południe i trasą przez Lalsk, Łuzę i Wieliki Ustijug do Wołogdy. Trasę tą opisałem w <a href="http://www.kilometr.com/ruskawies.html">innym miejscu</a>, więc tutaj nie będę się dublował. Wołogdy tym razem nie zwiedzaliśmy, za to piękny i zupełnie nie rosyjski Jaroslaw oraz prowincjonalny i podobny w charakterze do Kazimierza Wielkiego Rostow przyciągnęły nas na chwilkę. Zwiedziliśmy także pobieżnie Moskwę. To przeogromne miasto, niezwykle rozległe i nowoczesne. Gdyby nie rejestracje samochodów i napisy w cyrylicy, można by pomyśleć, że to Zachód. Nawet twarze ludzi nie zdradzają rosyjskości. Rozmach i ogrom wprost surrealistyczny. Nie potrafię porównać tego ze stolicami zachodniej Europy, mimo że znam je wszystkie. Dalej był tylko powrót główną drogą, nie wart uwiecznienia w tekście. Chociaż noclegi były już w ciemnościach i bez owadów. Zupełnie się odzwyczailiśmy od takich udogodnień.<br /><em></em></p>
<p> </p>
<p><em>Mariusz Reweda <a href="http://www.kilometr.com">www.kilometr.com</a></em></p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"> </p>
<p> </p>
<p> </p>Hiluxem przez Rumunię2018-01-22T07:55:00+01:002018-01-22T07:55:00+01:00https://landcruiser.pl/en/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/712-przez-rumunieirkoirek@bluephoto.pl<p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/tytulowa_rumunia_1.jpg" alt=""></p><p> </p>
<p>Rumunia, kraj nie tak odległy a jednak wzbudza iskrę zachwytu swą odmiennością i egzotyką. Co sprawia, że poszukiwacze przygód nie tylko z Polski tam kierują swoje napędzane offroadowymi pragnieniami maszyny? W roku 2017 podarowałem sobie trzy tygodnie na przemierzanie tego kraju. Nie od granicy prosto w najbliższą dzikość ale turystycznie, szukając najciekawszych miejsc i przyrodniczych, i historycznych pamiątek. Co tam zobaczyłem dzień po dniu opisałem na stronie <a href="http://www.bluephoto.pl/category/w-drodze/">www.bluephoto.pl</a>. Tu zaznaczę to wszystko co wydało mi się najciekawsze, inne.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_2017_z_irko&file=Rumunia2017_IMG_5460.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Rumunia w moim mniemaniu dla nas, Polaków ma dwa najważniejsze plusy. Jednym z nich jest fakt, ze jest ona nieodległa, wręcz na wyciągniecie ręki. Spakowawszy to co najważniejsze wcześnie rano, wieczorem można już dotrzeć do Maramureszu. Boleśnie doświadczają tego poszukiwacze przygód i samotności wybierający się tam w popularnych terminach np. majowego weekendu. Spotykając co i rusz kolejne offroadowe wycieczki z Polski można stracić nadzieję na dziką przygodę wśród samotności i przyrody na zagubionych wśród lasów i połonin drogach. Jednak poza takimi niefortunnymi datami, trochę dalej od granicy Rumunia pokazuje swoja druga najważniejszą zaletę: dzikość i swobodę. Tutaj nie spotkacie zielono biało paskowanych szlabanów jakże popularnych w rodzimych stronach, stawianych chętnie przez ALP. Las i droga są dla ludzi, mniej główne drogi, nawet te oznaczone jako lokalne często są już wyzwaniem dla auta i załogi i dają mnóstwo frajdy z jazdy.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_2017_z_irko&file=Rumunia2017_IMG_6928.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Rzut oka na mapę Rumunii daje wyobrażenie jak niedostępny jest to kraj. Całe centrum na mapie fizycznej to żółcie przechodzące w brązy oznaczające wyżyny i góry. Dominującą formę krajobrazu w środkowej Rumunii stanowią Karpaty (ponad 30% całej powierzchni kraju) otaczające Wyżynę Transylwańską. Dla osób lubiących noclegi pod gwiazdami wymarzone okolice by biwakować na dziko, bez kosztów, ograniczeń, pełna wolność (<a href="https://www.landcruiser.pl/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/656-terenowo-przez-maramuresz">o biwakowaniu w Rumuni - poczytacie w artykule The Beduins</a> ). Choć... w Karpatach już taki sposób spania nie jest taki bezkarny. Jak pisze Jacek Jarosik w książce <strong> </strong><a href="https://bradziaga.pl/">„Bradziaga znaczy obieżyświat”</a> tutaj wszyscy ostrzegają przed niedźwiedziami. Na trasie Transfogarskiej, pod zamkiem Poenari kemping dla turystów otoczony jest drutem pod napięciem a na ścieżce wiodącej do twierdzy, mnóstwo znaków ostrzegających o groźbie takiego spotkania. (o Trasie Transfogarskiej czytaj na <a href="http://www.bluephoto.pl/rumunia-2017-dzien-6-branu-trasa-transfogarska-do-sibiu/">bluephoto.pl</a>).</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_2017_z_irko&file=Rumunia2017_IMG_5294.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Jednak Rumunia to nie tylko przedzieranie sie po bezdrożach. Trzy letnie tygodnie roku 2017 spędziłem na zwiedzaniu tego kraju poruszając się raczej głównymi drogami, od czasu do czasu szukając wrażeń i skrótów gdy droga stawała się zbyt monotonna. Czy warto wybrać taki sposób podróżowania? Czy jest co zobaczyć w tym kraju? Czy jest bezpiecznie?</p>
<p>Odpowiedź na te wszystkie pytania brzmi TAK. Drogi w Rumunii opisywane kiedyś jako legendarnie złe i dziurawe, już takie nie są. Jeśli poruszanie sie głównymi trasami krajowymi DN was znuży warto szukać dróg tych bardziej lokalnych oznaczonych jako DJ, lub zupełnie zdać się na mniejsze drogi, często szutrowe i pełne niespodzianek i niesamowitych lokalnych klimatów oznaczane jako DC. Warto zauważyć, że tak chętnie odwiedzane trasy karpackie jak Transaplina czy Trasa Transfogarska to już niestety w pełni i gładko wyasfaltowane szlaki o statusie dróg krajowych. Otwarte tylko sezonowo ale tak popularne, że czasami aż za bardzo tłoczne. Każda z nich ma swój charakter. Ta pierwsza, przebiegająca wśród mniej efektownych gór, jednak zawzięcie wijąca się wśród połonin z niesamowitymi widokami. Droga wiodąca przez Góry Fogarskie, które są najwyższym pasmem górskim rumuńskich Karpat, prowadzi między ich dwoma najwyższymi szczytami – Moldoveanu i Negoiu. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_2017_z_irko&file=Rumunia2017_IMG_5391.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Co oprócz przyrodniczych uroków kraju warto jeszcze zobaczyć? Maramuresz (inna forma: Marmarosz), to kraina w Rumunii łatwo dla nas dostępna, niedaleko od granicy w Węgrami. Przez wzgląd na swoje położenie, pomiędzy wysokimi masywami górskimi, przez długi czas była obszarem trudno dostępnym i jednocześnie samowystarczalnym. To z kolei sprzyjało wytworzeniu się w tym miejscu unikalnej kultury. Obecnie tu drewniane kościółki są traktowane w Rumunii jako wyznacznik narodowego stylu architektonicznego co wynika z ich wiejskiego charakteru oraz braku naleciałości architektury bizantyjskiej. Traktuje się je jako „autentyczną” architekturę rumuńską. Potężną świątynie z drewna w tym stylu chciano nawet postawić w centrum Bukaresztu... Jadąc bocznymi drogami nie trudno zauważyć, że kultura ludowa jest tu nadal żywa. Gdy przejeżdżamy w okolicach Budeşti, spotkamy np. panów w małych, słomianych kapelusikach. Takie nakrycie głowy noszone są na co dzień, do pracy w polu. A niedziela to w ogóle festiwal folkloru. Ludzie poubierani w ludowe stroje idą do kościoła. W jednej z wsi mijamy cały korowód zmierzający w kierunku lokalnego domu kultury z instrumentami muzycznymi, trąbami itp.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_2017_z_irko&file=Rumunia2017_IMG_3991.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Zwiedzając Maramuresz warto wstąpić również o miejscowości Săpânța z jej kolorowym i rozreklamowanym wszędzie cmentarzem. Pomimo, że tłoczno, że wszędzie znajdziecie fotografię tych niecodziennych nagrobków zobaczyć je osobiście, to zupełnie inne wrażenie niż tylko papierowa, kolorowa namiastka.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_2017_z_irko&file=Rumunia2017_IMG_3911.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Bukowina na której terenach w drugiej połowie XIV w. powstało hospodarstwo mołdawskie pozostawia niezapomniane wrażenia po wizycie w malowanych monastyrach. Są one przykładem architektury, której nie spotkamy w Polsce, ani nigdzie indziej w Europie. Jednak wyjątkowość religijnej architektury to nie jedyny cel podróży na północ Rumunii. W Suczawie warto odwiedzić zamek, który nieskutecznie próbował zdobyć Jan Olbracht w 1497. Obecnie po dużej odbudowie. Obowiązkowym punktem odwiedzin dla wielu są też polskie wioski zlokalizowane w pobliżu tego miasta. Polonia w Rumunii jest oficjalnie uznaną mniejszością narodową i ma jednego przedstawiciela w rumuńskim parlamencie. Większość polonusów zamieszkujących ten kraj pochodzi właśnie z tych okolic. Przybywających w te strony już od XVIIIw. naszych rodaków sprowadzono do pracy w kopalniach soli. Powstałe wsie: Kaczyka, Nowy Sołoniec, Plesza oraz Pojana Mikuli miały polskie szkoły, kościoły, pisma i stowarzyszenia. Polonusów tu coraz mniej jednak nadal kultywują swoje polskie korzenie, dbają o polskie domy, rozmawiają na co dzień w języku przodków.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_2017_z_irko&file=Rumunia2017_IMG_4295.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Transylwania, czyli Siedmiogród to historia zamknięta w obronnych kościołach oraz przepięknych i wręcz wymuskanych miastach takich jak Sybin, Alba Iulia, Braszów, Sighișoara. Ten region szczególnie polubią miejscy turyści, zakochani w ładzie i porządku. Np. zabytkowe centrum Alba Iulii to twierdza. Gdy przekroczymy jej bramy zaskoczą nas postaci z brązu, rzeźby nie zawsze upamiętniające bohaterów ale też zwykłych ludzi. Muzeum rzymskich pamiątek, prawosławna i katolicka katedra. W tej ostatniej znajduje się grób Izabeli Jagiellonki, córki Zygmunta Starego, królowej Węgier. Wszystko utrzymane w nienagannym porządku, czyste, wypielęgnowane. Podobnie Sybin, który w 2006r. był Europejską Stolica kultury czy inne miasta Siedmiogrodu.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_2017_z_irko&file=Rumunia2017_IMG_6784.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Wizytówką Transylwanii są też kościoły, które sprowadzona tutaj od XIIw. ludność niemiecka zamieniała w twierdze. Przewodniki wymieniają tylko te najważniejsze takie jak Biertan, Prejmer, Moșna... Ale przemierzając drogi Siedmiogrodu spotkacie wiele tych mniejszych lub na uboczu tak ich wiele w tym regionie. Otaczające je saskie wioski często opuścili już Niemcy korzystając z okazji wyjazdu do kraju przodków po otwarciu granic. W opuszczonych domach zamieszkali Cyganie więc łatwo stać sie łupem bandy dzieciaków domagających sie drobnych czego nie uświadczy sie w miastach.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_2017_z_irko&file=Rumunia2017_IMG_5806.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Cyganów łatwo też spotkać w Hunedoarze. To miasto znane głównie z pięknego, gotyckiego zamku Jana Hunyadyego, którego początki sięgają XII/XIIIw. Jednak na przedmieściach kwitnie niecodzienna architektura, pałace z dachami z blachy uformowanej w przedziwne, skomplikowane kształty. To romskie domy tych którzy pracując w obcych stronach inwestują w swoje miejsce na ziemi w kraju. Nie trudno ich spotkać w autach z rejestracjami z całej Europy na mieście...</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/Rumunia2017_IMG_7012.jpg" alt="Rumunia2017 IMG 7012" /></p>
<p> </p>
<p>W swojej podróży przez Rumunię przemierzyliśmy też Dobrudzę. Rejon ten ze swoimi równinami usianymi wieżami naftowymi robi się ciekawa nad morzem. Zasiedlana przez Greków od IV w. p.n.e. nazywana była Scytią Mniejszą. Dla wczasowicza szukającego plaż region nieodpowiedni. Widać to z ruin średniowiecznego zamku w Enisali: wybrzeże na odcinku delty Dunaju i na południe od niej ma charakter lagunowy, morze znajduje się daleko od brzegu odcięte piaskowymi mierzejami (największe jeziora Rumuni znajdują sie właśnie tutaj). We wsi Jurilovca zamieszkanej przez staroobrzędowców mówiących po rosyjsku, jest mały port z promem. Codziennie ustawiają się tam kolejki spragnionych płazowania nad morzem, którzy wiezieni są na mierzeję. My spróbowaliśmy plażowania dalej na południe, odbijając w kierunku wybrzeża w pobliżu wsi Vadu na południe od Istrii. Piaskowa plaża do której dociera sie szutrowym szlakiem usiana jest gruba warstwą muszli.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_2017_z_irko&file=Rumunia2017_IMG_6133.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Dobrudza to również skromne, osmańskie pozostałości w Babagad. Kiedyś ważny ośrodek militarny i gospodarczy regionu, dziś małe i senne miasto znane z meczetu Baszy Ali-Gazi oraz grobu Baby-Sari-Saltuka od którego podobno zawdzięcza swą nazwę. Orientalne ślady Osmańskiego imperium znajdziemy również w Konstancy. Chociaż stara, orientalna, swobodna zabudowa tego miasta przeszła w XIX i XX w "europeizację" i tak da sie tu wyczuć ducha wschodu. Jego długa historia rozpoczynająca się wraz z Grekami w VI w. p.n.e. ma również zabytki rzymskie, bizantyjskie, genueńskie i osmańskie pamiątki.</p>
<p> <img src="https://www.landcruiser.pl/images/Rumunia2017_2017_rumunia_trasa.jpg" alt="Rumunia2017 2017 rumunia trasa" /></p>
<p> </p>
<p>Tyle w skrócie. O tym jak dokładnie przebiegała nasza podróż i co zobaczyliśmy po drodze będziecie mogli przeczytać na <a href="http://www.bluephoto.pl/tag/rumunia/">www.bluephoto.pl</a></p>
<p style="text-align: right;">Zdjecia i tekst: <a href="https://www.facebook.com/irko.rek">Ireneusz Rek</a></p>
<p> </p>
<p> </p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><strong>GALERIA ZDJĘC</strong></p>
<p>{eventgallery event='rumunia_2017_z_irko' attr=images mode=lightbox max_images=100 thumb_width=170 offset=1 }</p><p><img src="https://www.landcruiser.pl//images/fotoart/tytulowa_rumunia_1.jpg" alt=""></p><p> </p>
<p>Rumunia, kraj nie tak odległy a jednak wzbudza iskrę zachwytu swą odmiennością i egzotyką. Co sprawia, że poszukiwacze przygód nie tylko z Polski tam kierują swoje napędzane offroadowymi pragnieniami maszyny? W roku 2017 podarowałem sobie trzy tygodnie na przemierzanie tego kraju. Nie od granicy prosto w najbliższą dzikość ale turystycznie, szukając najciekawszych miejsc i przyrodniczych, i historycznych pamiątek. Co tam zobaczyłem dzień po dniu opisałem na stronie <a href="http://www.bluephoto.pl/category/w-drodze/">www.bluephoto.pl</a>. Tu zaznaczę to wszystko co wydało mi się najciekawsze, inne.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_2017_z_irko&file=Rumunia2017_IMG_5460.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Rumunia w moim mniemaniu dla nas, Polaków ma dwa najważniejsze plusy. Jednym z nich jest fakt, ze jest ona nieodległa, wręcz na wyciągniecie ręki. Spakowawszy to co najważniejsze wcześnie rano, wieczorem można już dotrzeć do Maramureszu. Boleśnie doświadczają tego poszukiwacze przygód i samotności wybierający się tam w popularnych terminach np. majowego weekendu. Spotykając co i rusz kolejne offroadowe wycieczki z Polski można stracić nadzieję na dziką przygodę wśród samotności i przyrody na zagubionych wśród lasów i połonin drogach. Jednak poza takimi niefortunnymi datami, trochę dalej od granicy Rumunia pokazuje swoja druga najważniejszą zaletę: dzikość i swobodę. Tutaj nie spotkacie zielono biało paskowanych szlabanów jakże popularnych w rodzimych stronach, stawianych chętnie przez ALP. Las i droga są dla ludzi, mniej główne drogi, nawet te oznaczone jako lokalne często są już wyzwaniem dla auta i załogi i dają mnóstwo frajdy z jazdy.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_2017_z_irko&file=Rumunia2017_IMG_6928.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Rzut oka na mapę Rumunii daje wyobrażenie jak niedostępny jest to kraj. Całe centrum na mapie fizycznej to żółcie przechodzące w brązy oznaczające wyżyny i góry. Dominującą formę krajobrazu w środkowej Rumunii stanowią Karpaty (ponad 30% całej powierzchni kraju) otaczające Wyżynę Transylwańską. Dla osób lubiących noclegi pod gwiazdami wymarzone okolice by biwakować na dziko, bez kosztów, ograniczeń, pełna wolność (<a href="https://www.landcruiser.pl/czytelnia/relacje-z-wypraw/europa/656-terenowo-przez-maramuresz">o biwakowaniu w Rumuni - poczytacie w artykule The Beduins</a> ). Choć... w Karpatach już taki sposób spania nie jest taki bezkarny. Jak pisze Jacek Jarosik w książce <strong> </strong><a href="https://bradziaga.pl/">„Bradziaga znaczy obieżyświat”</a> tutaj wszyscy ostrzegają przed niedźwiedziami. Na trasie Transfogarskiej, pod zamkiem Poenari kemping dla turystów otoczony jest drutem pod napięciem a na ścieżce wiodącej do twierdzy, mnóstwo znaków ostrzegających o groźbie takiego spotkania. (o Trasie Transfogarskiej czytaj na <a href="http://www.bluephoto.pl/rumunia-2017-dzien-6-branu-trasa-transfogarska-do-sibiu/">bluephoto.pl</a>).</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_2017_z_irko&file=Rumunia2017_IMG_5294.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Jednak Rumunia to nie tylko przedzieranie sie po bezdrożach. Trzy letnie tygodnie roku 2017 spędziłem na zwiedzaniu tego kraju poruszając się raczej głównymi drogami, od czasu do czasu szukając wrażeń i skrótów gdy droga stawała się zbyt monotonna. Czy warto wybrać taki sposób podróżowania? Czy jest co zobaczyć w tym kraju? Czy jest bezpiecznie?</p>
<p>Odpowiedź na te wszystkie pytania brzmi TAK. Drogi w Rumunii opisywane kiedyś jako legendarnie złe i dziurawe, już takie nie są. Jeśli poruszanie sie głównymi trasami krajowymi DN was znuży warto szukać dróg tych bardziej lokalnych oznaczonych jako DJ, lub zupełnie zdać się na mniejsze drogi, często szutrowe i pełne niespodzianek i niesamowitych lokalnych klimatów oznaczane jako DC. Warto zauważyć, że tak chętnie odwiedzane trasy karpackie jak Transaplina czy Trasa Transfogarska to już niestety w pełni i gładko wyasfaltowane szlaki o statusie dróg krajowych. Otwarte tylko sezonowo ale tak popularne, że czasami aż za bardzo tłoczne. Każda z nich ma swój charakter. Ta pierwsza, przebiegająca wśród mniej efektownych gór, jednak zawzięcie wijąca się wśród połonin z niesamowitymi widokami. Droga wiodąca przez Góry Fogarskie, które są najwyższym pasmem górskim rumuńskich Karpat, prowadzi między ich dwoma najwyższymi szczytami – Moldoveanu i Negoiu. </p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_2017_z_irko&file=Rumunia2017_IMG_5391.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Co oprócz przyrodniczych uroków kraju warto jeszcze zobaczyć? Maramuresz (inna forma: Marmarosz), to kraina w Rumunii łatwo dla nas dostępna, niedaleko od granicy w Węgrami. Przez wzgląd na swoje położenie, pomiędzy wysokimi masywami górskimi, przez długi czas była obszarem trudno dostępnym i jednocześnie samowystarczalnym. To z kolei sprzyjało wytworzeniu się w tym miejscu unikalnej kultury. Obecnie tu drewniane kościółki są traktowane w Rumunii jako wyznacznik narodowego stylu architektonicznego co wynika z ich wiejskiego charakteru oraz braku naleciałości architektury bizantyjskiej. Traktuje się je jako „autentyczną” architekturę rumuńską. Potężną świątynie z drewna w tym stylu chciano nawet postawić w centrum Bukaresztu... Jadąc bocznymi drogami nie trudno zauważyć, że kultura ludowa jest tu nadal żywa. Gdy przejeżdżamy w okolicach Budeşti, spotkamy np. panów w małych, słomianych kapelusikach. Takie nakrycie głowy noszone są na co dzień, do pracy w polu. A niedziela to w ogóle festiwal folkloru. Ludzie poubierani w ludowe stroje idą do kościoła. W jednej z wsi mijamy cały korowód zmierzający w kierunku lokalnego domu kultury z instrumentami muzycznymi, trąbami itp.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_2017_z_irko&file=Rumunia2017_IMG_3991.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Zwiedzając Maramuresz warto wstąpić również o miejscowości Săpânța z jej kolorowym i rozreklamowanym wszędzie cmentarzem. Pomimo, że tłoczno, że wszędzie znajdziecie fotografię tych niecodziennych nagrobków zobaczyć je osobiście, to zupełnie inne wrażenie niż tylko papierowa, kolorowa namiastka.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_2017_z_irko&file=Rumunia2017_IMG_3911.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Bukowina na której terenach w drugiej połowie XIV w. powstało hospodarstwo mołdawskie pozostawia niezapomniane wrażenia po wizycie w malowanych monastyrach. Są one przykładem architektury, której nie spotkamy w Polsce, ani nigdzie indziej w Europie. Jednak wyjątkowość religijnej architektury to nie jedyny cel podróży na północ Rumunii. W Suczawie warto odwiedzić zamek, który nieskutecznie próbował zdobyć Jan Olbracht w 1497. Obecnie po dużej odbudowie. Obowiązkowym punktem odwiedzin dla wielu są też polskie wioski zlokalizowane w pobliżu tego miasta. Polonia w Rumunii jest oficjalnie uznaną mniejszością narodową i ma jednego przedstawiciela w rumuńskim parlamencie. Większość polonusów zamieszkujących ten kraj pochodzi właśnie z tych okolic. Przybywających w te strony już od XVIIIw. naszych rodaków sprowadzono do pracy w kopalniach soli. Powstałe wsie: Kaczyka, Nowy Sołoniec, Plesza oraz Pojana Mikuli miały polskie szkoły, kościoły, pisma i stowarzyszenia. Polonusów tu coraz mniej jednak nadal kultywują swoje polskie korzenie, dbają o polskie domy, rozmawiają na co dzień w języku przodków.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_2017_z_irko&file=Rumunia2017_IMG_4295.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Transylwania, czyli Siedmiogród to historia zamknięta w obronnych kościołach oraz przepięknych i wręcz wymuskanych miastach takich jak Sybin, Alba Iulia, Braszów, Sighișoara. Ten region szczególnie polubią miejscy turyści, zakochani w ładzie i porządku. Np. zabytkowe centrum Alba Iulii to twierdza. Gdy przekroczymy jej bramy zaskoczą nas postaci z brązu, rzeźby nie zawsze upamiętniające bohaterów ale też zwykłych ludzi. Muzeum rzymskich pamiątek, prawosławna i katolicka katedra. W tej ostatniej znajduje się grób Izabeli Jagiellonki, córki Zygmunta Starego, królowej Węgier. Wszystko utrzymane w nienagannym porządku, czyste, wypielęgnowane. Podobnie Sybin, który w 2006r. był Europejską Stolica kultury czy inne miasta Siedmiogrodu.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_2017_z_irko&file=Rumunia2017_IMG_6784.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Wizytówką Transylwanii są też kościoły, które sprowadzona tutaj od XIIw. ludność niemiecka zamieniała w twierdze. Przewodniki wymieniają tylko te najważniejsze takie jak Biertan, Prejmer, Moșna... Ale przemierzając drogi Siedmiogrodu spotkacie wiele tych mniejszych lub na uboczu tak ich wiele w tym regionie. Otaczające je saskie wioski często opuścili już Niemcy korzystając z okazji wyjazdu do kraju przodków po otwarciu granic. W opuszczonych domach zamieszkali Cyganie więc łatwo stać sie łupem bandy dzieciaków domagających sie drobnych czego nie uświadczy sie w miastach.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_2017_z_irko&file=Rumunia2017_IMG_5806.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Cyganów łatwo też spotkać w Hunedoarze. To miasto znane głównie z pięknego, gotyckiego zamku Jana Hunyadyego, którego początki sięgają XII/XIIIw. Jednak na przedmieściach kwitnie niecodzienna architektura, pałace z dachami z blachy uformowanej w przedziwne, skomplikowane kształty. To romskie domy tych którzy pracując w obcych stronach inwestują w swoje miejsce na ziemi w kraju. Nie trudno ich spotkać w autach z rejestracjami z całej Europy na mieście...</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/images/Rumunia2017_IMG_7012.jpg" alt="Rumunia2017 IMG 7012" /></p>
<p> </p>
<p>W swojej podróży przez Rumunię przemierzyliśmy też Dobrudzę. Rejon ten ze swoimi równinami usianymi wieżami naftowymi robi się ciekawa nad morzem. Zasiedlana przez Greków od IV w. p.n.e. nazywana była Scytią Mniejszą. Dla wczasowicza szukającego plaż region nieodpowiedni. Widać to z ruin średniowiecznego zamku w Enisali: wybrzeże na odcinku delty Dunaju i na południe od niej ma charakter lagunowy, morze znajduje się daleko od brzegu odcięte piaskowymi mierzejami (największe jeziora Rumuni znajdują sie właśnie tutaj). We wsi Jurilovca zamieszkanej przez staroobrzędowców mówiących po rosyjsku, jest mały port z promem. Codziennie ustawiają się tam kolejki spragnionych płazowania nad morzem, którzy wiezieni są na mierzeję. My spróbowaliśmy plażowania dalej na południe, odbijając w kierunku wybrzeża w pobliżu wsi Vadu na południe od Istrii. Piaskowa plaża do której dociera sie szutrowym szlakiem usiana jest gruba warstwą muszli.</p>
<p> </p>
<p><img src="https://www.landcruiser.pl/components/com_eventgallery/helpers/image.php?option=com_eventgallery&mode=full&view=resizeimage&folder=rumunia_2017_z_irko&file=Rumunia2017_IMG_6133.jpg" alt="" /></p>
<p> </p>
<p>Dobrudza to również skromne, osmańskie pozostałości w Babagad. Kiedyś ważny ośrodek militarny i gospodarczy regionu, dziś małe i senne miasto znane z meczetu Baszy Ali-Gazi oraz grobu Baby-Sari-Saltuka od którego podobno zawdzięcza swą nazwę. Orientalne ślady Osmańskiego imperium znajdziemy również w Konstancy. Chociaż stara, orientalna, swobodna zabudowa tego miasta przeszła w XIX i XX w "europeizację" i tak da sie tu wyczuć ducha wschodu. Jego długa historia rozpoczynająca się wraz z Grekami w VI w. p.n.e. ma również zabytki rzymskie, bizantyjskie, genueńskie i osmańskie pamiątki.</p>
<p> <img src="https://www.landcruiser.pl/images/Rumunia2017_2017_rumunia_trasa.jpg" alt="Rumunia2017 2017 rumunia trasa" /></p>
<p> </p>
<p>Tyle w skrócie. O tym jak dokładnie przebiegała nasza podróż i co zobaczyliśmy po drodze będziecie mogli przeczytać na <a href="http://www.bluephoto.pl/tag/rumunia/">www.bluephoto.pl</a></p>
<p style="text-align: right;">Zdjecia i tekst: <a href="https://www.facebook.com/irko.rek">Ireneusz Rek</a></p>
<p> </p>
<p> </p>
<p> </p>
<p style="text-align: center;"><strong>GALERIA ZDJĘC</strong></p>
<p>{eventgallery event='rumunia_2017_z_irko' attr=images mode=lightbox max_images=100 thumb_width=170 offset=1 }</p>