17 lipca – Karagandy

Kazachstan- kraj wielkich kontrastów. Z jednej strony zacofane wsie z rozsypującymi się chatkami, w tle popegeerowskie gospodarstwa z wychudzonymi krowami, pasącymi się przy drodze. Zwierzęta te ściągnięto najprawdopodobniej z Indii, bo zachowują się jak święte – z całą pewnością. Potrafią ze stoickim spokojem wejść wprost pod nadjeżdżające auto, z gracją przedefilować na drugą stronę, ignorując całkowicie „intruza”. Z drugiej strony cywilizowane, nowoczesne miasta, jak choćby Astana.

 

 

Szerokie, czyste ulice, centra handlowe, modnie ubrane kobiety. Ogromne wrażenie zrobiło na nas Karagandy, miasto, które nazwaliśmy Dubajem Kazachstanu, a Gucio pokusił się nawet o określenie Las Vegas. Mieliśmy okazje podziwiać je w nocy. Niesamowicie oświetlone ulice, masa neonów, kolorowych bilbordów i lampek, które podświetlają budynki, a nawet drzewka na rondach i skrzyżowaniach. Równo przystrzyżone trawniki, zamiatarki sprzątające chodniki. Zupełnie inny świat.

 

 

Tak jak wspomniałam, już na granicy można było zaobserwować niebywałe posłuszeństwo obywateli wobec organów państwowych. To samo widać w całym kraju. Policja ma tu władzę absolutną. Mandaty są bardzo wysokie, bez możliwości negocjacji. Wszyscy przestrzegają więc przepisów ruchu drogowego. Paweł (obywatel Niemiec) stwierdził, że nawet on nie zna takiego zdyscyplinowania. Jedziemy więc grzecznie, żadnego wyprzedzania na ciągłej linii, przestrzeganie ograniczeń (często abstrakcyjnych) prędkości, a i tak już chyba ze dwa razy, żółty przydrożny radar „mrugnął” do nas swoim okiem.

 

18 lipca – kierunek Almaty

Republika Kazachstanu klasyfikuje się na 9 miejscu na świecie pod względem zajmowanej powierzchni ok. 2,7 mln km2., którą zamieszkuje tylko 17 mln ludzi. W tym kraju 8-krotnie większym niż Polska, żyje 2,5 raza mniej osób niż u nas. Dlatego można przejechać wiele kilometrów i nie spotkać ani jednego człowieka. Ale jak funkcjonować w miejscu, gdzie większa część to nieurodzajne stepy?

 

 

Jadąc na południe w stronę Almaty, krajobraz powoli zaczyna się zmieniać, ale tylko pod względem pojawiających się pagórków i wzniesień. Zamiast krów można zauważyć pasące się konie. Nadal jak okiem sięgnąć nieurodzaje. Drogi nie są tu nienajlepszej jakości, ratuje nas mały ruch na nich. Można więc w miarę równo jechać. Zdecydowanie poprawiła się pogoda, na termometrze już 27 stopni i pełne słońce. Dziś nocleg na bardzo urokliwym wzniesieniu nad jeziorem Balquash. Ten specyficzny zbiornik wodny ma 46% objętości wody słodkiej i 54% wody słonej.

 

 

Niestety ku niezadowoleniu młodzieży znów bez ogniska… Od naszych „przodowników pracy” dzieli już nas tylko kilkanaście kilometrów. Jutro z pewnością złączymy szeregi. Ekipa z Krakowa pędzi jak wicher i również lada moment dojedzie do nas.

 

19 lipca – Almaty

Almaty -  to kazachska nazwa miasta (do 1998r. stolica kraju), do niedawna funkcjonującego jako Ałma Ata. Zmiana nazewnictwa, to próba odcięcia się od wszystkiego co rosyjskie i nastąpiła w momencie uzyskania niepodległości w 1993r, przez Kazachstan.

 

 

 

Miasto znajduje się tuż przy granicy z Kirgistanem, u podnóża gór Tienszan. Duże wrażenie zrobiły na nas ośnieżone szczyty gór w tle miasta. Zdaliśmy sobie właśnie sprawę, że nasza przygoda dopiero się zaczyna. Oprócz dreszczyku podniecenia pojawił się też lekki strach. Skończyły się dzienne trasy po 800 km, równinne stepy, czy słoneczny Krym. Zaczynamy górską wspinaczkę, nie mając pewności, czy cel zostanie osiągniety. Pomimo, iz mamy wszystkie wymagane zgody i dokumenty potrzebne do wjazdu do Chin, istnieje ryzyko, że nie zostaniemy tam wpuszczeni. Najmniejszy niewłaściwy gadżet czy znak może uniemożliwić wjazd do Tybetu. Dodatkowo lęk przed chorobą wysokościową… kłębią się dziś myśli w naszych głowach..

 

Jesteśmy jednak życiowymi optymistami i wierzymy, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.

 

Dziś, w drodze do Almaty, odwiedziliśmy miejscowość Tamgały, gdzie znajduje się wąwóz, wpisany na listę zabytków UNESCO wraz z galerią petroglifów. Poskakaliśmy jak kozice po skałach i poogladaliśmy prymitywne rysunki z pradawnych lat. Ale skoro to skarb narodowy, należy koniecznie obejrzeć

 

 

 Jutro planujemy jeszcze odwiedzić Wielki Kanion Czaryński. To drugi co do wielkości Kanion po Kolorado… a potem kierunek granica z Kirgizją

 

20 lipca – Kanion Szaryn

W Kazachstanie oprócz stepów, można zobaczyć jednak ciekawe rzeczy. Jedną z nich niewątpliwie jest Kanion Czaryński, położony u podnóży gór Tienszan . Ma on 150 km długości i jest podobno drugi co do wielkości po Kolorado. Okazało się, że to niezwykle urokliwe miejsce przyciągnęło swoim urokiem większość naszych załóg i w końcu się spotkaliśmy.

 

 

 Za niewielką opłatą udało nam się wjechać w sam środek kanionu i rozbić tam obozowisko. Nocleg spędziliśmy w cztery auta (razem z Jagodą i Arturem oraz Marcinem i Cezarym) na bardzo malowniczej polance, otoczeni skalnymi ścianami ze wszystkich stron.

 

 

Wieczorem małego figla spłatała nam pogoda, gdyż w ciągłu kilku minut nadeszła silna wichura z deszczem, która chciała koniecznie „porwać” namiot razem z Guciem. Akcja ratownicza była bardzo sprawna, Panowie dzielnie walczyli z żywiołem i w końcu Paweł i Gucio spokojnie resztę nocy spędzili w samochodzie. Obyło się bez ofiar. Jutro granica. Ciekawe co nas tam czeka…