11 lipca – wjazd do Rosji

I niestety opuszczamy urokliwą Ukrainę. Z Krymu do Rosji wjechaliśmy, a raczej wpłynęliśmy promem. Gdy pomyślę, ile jeszcze przejść granicznych przed nami, to aż się odechciewa podróżowania. Najpierw czekanie ok. 1,5 h w kolejce do szlabanu. Potem następne tyle, tylko za szlabanem. To był czas dla ukraińskich celników. Chodzili, oglądali każde auto, w końcu zapytali grzecznie o piwo bądź papierosy do poczęstowania. Gdy okazało się, że nie mamy, skończyło się na kwocie 5 euro za auto. Pytanie: po co dawać? Oczywiście można ich zignorować i czekać, aż oddadzą dokumenty i wpuszczą na prom. Tylko kiedy? Na który prom? O której godzinie? Im się z całą pewnością nie spieszy.

 

Po odprawie, ustawieni już w szyku do wjazdu na niewielki prom (zabierał ok. 30 aut) znów czekanie. Ot tak, dla zasady. W końcu łaskawie zostaliśmy wpuszczeni, co nie znaczy, że prom zaraz odpłynął. Nie, znów bezczynność. Takiego niezorganizowania i chaosu nie widziałam nawet na granicy mauretańskiej.

20 minutowa podróż minęła szybko i zjeżdżamy po stronie rosyjskiej. Co nas tu czeka?

I duże zdziwienie – bardzo mili celnicy, chętni do pomocy w wypełnianiu dokumenów (pisanych tylko cyrylicą), żadnych łapówek. Nasze auto jest dość charakterystyczne i na tyle „ciekawe”, że kazali rozsunąć się autom przed nami, aby wcześniej  nas odprawić. Oczywiście wszystkie procedury trwały i trwały (okienko dla pasażerów, okienko dla kierowcy z autem, budynek od odprawienia auta), że po wyjechaniu ze strefy granicznej, nie pozostało nic innego jak szukanie noclegu.

Podobno im dalej na wschód, tym gorzej. Aż strach się bać, co będzie na przejściu kazachstańsko – kirgistańskim..

 

12 lipca – kierunek Volgograd

No i skończyły się krymskie wakacje, czas wrócić do planu wyprawy .  W międzyczasie, kiedy my zachwycaliśmy się Jałtą i okolicami, z Lublina wyruszyły trzy kolejne załogi: Ania Tomek i Gabi, Małgosia i Paweł, Andrzej i Tadeusz. Swą podróż tego dnia rozpoczęli też Ania i Jarek. Dziś z Krakowa rusza reszta podróżników, z wyjątkiem Natalii i Michała. Oni dolecą samolotem do Bishkeku (Kirgistan). Do 23 lipca musimy wszyscy dojechać nad Jezioro Song Kul w Kirgistanie. Stamtąd rozpoczynamy wspólną przygodę po Chinach i Tybecie. Tymczasem my przemierzamy Rosję, w kierunku Vołgogradu. Droga monotonna, widok za oknem… przeciętny. Jak twierdzi Maks….n u d a ... W chwili obecnej mamy 2 godzinne przesunięcie czasowe (do przodu). Powoli przyzwyczajamy się do  zmiany + 5 godzin, które czeka nas w Chinach.

 

13 lipca – Volgograd

Volgograd to jedno z większych miast południowo-zachodniej części Rosji. Wjechaliśmy do niego, aby zobaczyć dwa ciekawe miejsca: Muzeum Panorama Bitwy pod Stalingradem i oczywiście Pomnik Matki Rosji. Muzeum składa się z ośmiu sal, w których są prezentowane zbiory opisujące kolejne etapy konfliktu. W pierwszych salach poznajemy tło historyczne w postaci rozwoju Stalingradu przed 1942 rokiem, wybuchu II wojny światowej, czy początku Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. W następnych pomieszczeniach oglądamy ekspozycję związaną z ofensywą kaukaską i kolejnymi fazami bitwy stalingradzkiej. Ostania sala jest salą pamięci poświęconą epilogowi bitwy oraz jej wpływowi na przebieg II wojny światowej.

 

 

 

Mateczka Rosja, dała nam troszkę „do wiwatu”, bo znajduje się na sporym wzgórzu zwanym Kurhan Mamaja. Na dworze ponad 30 stopni, słońce pali niemiłosiernie, a My dzielnie ;), wśród pompatycznych pomników, wart honorowych, patriotycznych radzieckich pieśni w tle wspinaliśmy się do góry. Ale w końcu nie co dzień widzi się jeden z największych pomników na świecie. Przedstawia on kobietę z mieczem. Jej wysokość wynosi 85 m, co czyni ją prawie dwukrotnie wyższą od Statuy Wolności. Pomnik Matki Ojczyzny jest wpisany na listę Siedmiu Cudów Rosji, obok jeziora Bajkał i cerkwi Wasyla Błogosławionego.

 

 

14 lipca – Samara

Dziś za nami wyczerpujący dzień. Ponad 650 kilometrów jazdy drogą, która wygląda jak stara A2 do Świecka, tylko z szutrowym poboczem i większymi koleinami :(. Dodatkowo przejeżdża tam cały transport ciężarowy ze wschodu na zachód i odwrotnie. Łatwo więc sobie wyobrazić natężenie ruchu jakie tam panuje. Jakby było mało,  w wielu miejscach ruch puszczany jest wahadlowo, przez liczne poszerzania i budowy nowych dróg. Powoduje to więc kilkunastokilometrowe korki. Hmmm… a nam się lekko spieszy ;). Włączamy oświetlenie górne i raz poboczem, raz środkiem napieramy do przodu. Nasze auta są na tyle chrakterystyczne i „dziwne”, że nikt nie protestuje. Bo może to jakiś konwój, albo roboty drogowe lub nie wiadomo co jeszcze… I w taki to sposób udaje nam się zaoszczędzić minimum 3 godzinny stania w korkach. Wieczorkiem docieramy do Samary, jednak jest na tyle ciemno, że nie szukamy już miejsca na obozowisko, tylko nocujemy w miłym okolicznym pensjonacie. 

Chyba każdy naród ma jakieś swoje upodobania.  Rosjanie z całą pewnością uwielbiają wynosić ” na piedestał”. Cokolwiek, kogokolwiek. Nigdzie nie widziałam tylu pomników co w Rosji. Począwszy od samolotów (helikopterów), które już nie latają, samochodów,  skończywszy na młocie i sierpie, czy Leninie (który w wielu miejscach ciągle „żywy”)

 

 

Na razie  tylko w dwa auta. Ania Tomek i Gabi, Małgosia i Paweł, Andrzej i Tadeusz oraz Ania i Jarek troszkę przed nami. Liczymy, że w ciągu max. 2 dni „połączymy siły”:) Załogi z Krakowa już też są na terenie Rosji i dzielnie podążają naszym śladem. Wszystkim podróżnikom życzymy Szerokiej drogi, w tym nadal troszkę „dzikim” kraju...

 

15 lipca – kierunek Chelyabinsk

Kolejne 900 km dalej na wschód. Przesunięcie czasowe wynosi już +4h. Droga niestety jak dnia poprzedniego, tylko… więcej Policji. Z całą pewnością za dwa, trzy lata, podróż przez Rosję będzie przyjemnością. Budują drogi, poszerzają istniejące, praktycznie na całej długości trasy. Dziś pokonywaliśmy Ural. To łańcuch górski przypominający trochę nasze Bieszczady, który jest jednocześnie granicą między Europą a Azją.

 

 

Rejony te są bardzo zielone. To raj dla amatorów miodów. Przy drodze można kupić różne ich odmiany, wosk pszczeli, pyłki. Pychotka

 

 

Późnym wieczorem dotarliśmy za Chelyabinsk. Po omacku szukaliśmy miejsca do biwakowania i wylądowaliśmy na dość podmokłych terenach, gdzie komary były rozmiarów XL ;( Temperatura na zewnątrz mocno się niestety obniżyła, do 11 stopni. Wracaj krymskie słoneczko! Do granicy z Kazachstanem zostało nam 50 km, co planujemy pokonać rano, a potem kierunek Astana.

 

16 lipca- Kazachstan

Dziś kolejna granica za nami. Niestety znów pół dnia zeszło. Najpierw czekanie w niemałej kolejce przed wyjazdem z Rosji.

 

 

Wykorzystaliśmy ten czas na wykupienie ubezpieczenia OC na Kazachstan, bo zielona karta tych rejonów nie obejmuje. Następnie postój przy okienku paszportowym – oczywiście czynne jest tylko jedno… Na szczęście nie wyglądamy na przemytników heroiny, więc pobieżnie, bez wielkiego zaglądania w skrzynie przeszliśmy kontrolę celną. Kazachowie jednak nie spieszą sie aby nas wpuścić. Czekamy więc grzecznie przed szlabanem. Granica pusta. Za nami sznur samochodów, tirów ale nie ma zmiłuj… W końcu docieramy do okienka paszportowego. Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, każda osoba, która podaje paszport, cofa się 2-3 kroki … i  staje na baczność. Okazało się, że wszyscy przekraczający granicę są fotografowani przy wjeździe.

 

 

Gdy w końcu wyruszyliśmy, trzeba było szukać noclegu. Jakby tego było mało, temperatura na zewnątrz spadła do 10 stopni i zaczął padać deszcz. Piknik wieczorny odbył się więc w namiocie, a śpiwory w nocy zapięte po szyję.