POYSDORF

Dalsza droga kieruje nas już coraz blizej domu. Jeszcze tylko jeden nocleg w drodze i koniec wakacji. Ale na razie cieszymy oczy zaokiennymi krajobrazami, ciepełkiem, swobodą i wakacyjna beztroską. Na spostój wybieramy austriackie miasteczko Poysdorf, połozone w poblizu granicy Czech. Mijane wielokrotnie podczas wcześniejszych wypadów na południe kusiło zawsze ogromnymi winnicami je otaczajacymi dając obietnicę ciekawych smaków podczas wieczoru spedzonego przy lampce miejscowych specjaów.

Hotel – o to tutaj jest trudno. Wprawdzie nawigacja na w swojej bazie i pensjonaty i hotele jednak wygladaja na dawno zamkniete… Calkiem przypadkiem w jednej z bocznych uliczek znajdujemy cos w rodzaju gospodarstwa agroturystycznego gdzie w starych piwnicach o pięknych kolebkowych stropach właściciele urzadzili pokoje dla strudzonych gości. Pokoje – ceny i standard do wyboru.

Rzeczy w kąt i ruszamy w rajd po okolicy. Pieknie tu jest. W bocznych uliczkach poutykane obok siebie małe piwniczki a w każdej własciciele trzymają inny rodzaj wina. Jest też lokal masowo nawiedzany przez turystów gdzie szacowny winiaż od wielu pokoleń udostepnia winnice do zwiedzania a także za drobna opłata serwuje rózne secjały które pracowicie tłoczy i butelkuje. To co przypadnie do gustu do kartonika z uchem i do domu . Niestety tutejsze wina mają też swoja cenę. Tu nie ma tak i dobrych i tanich trunków jak na Sycylii.

 

 

 

 

Pomimo późnej pory gorąc mamy nieprzyzwoicie przyjemny. Z uroków ciepłej nocy korzysta też miejscowa Policja – przez miasto przebiega droga tranzytowa – spieszno ci? Na poboczu wyjaśnia ci, że pospiech kosztuje .

Rano smakujemy austriackich sepcjałow w postaci uczciwej jajecznicy i wszelakiej maści wedlin (po włoskich, hotelowych sniadaniach – rarytas!) i w drogę.

Mijamy Czechy wraz z mijana jak zawsze reklama MATTONI z przeświadczeniem, że niedługo już przywitamy sie w progu z kotami w naszym dawno nie widzianym domku

 

 

Zdjęcia i tekst: Ireneusz Rek

 

 

ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ