Nowy Land Cruiser 250 - pierwsza jazda
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że Toyota Land Cruiser 250 jest najlepszym land cruiserem, jaki kiedykolwiek powstał. Jeśli nadal będzie trzymał jakość, a na to się zanosi. Jeździłem nim przez cały dzień po drogach i bezdrożach Szkocji, a oto co mam do powiedzenia na jego temat.
Oczywiście określenie “najlepszy” zawsze rodzi pewne wątpliwości, bo wszystko zależy od preferencji. Dla jednych najlepszy jest i będzie Land Cruiser 70 z oczywistych względów. Inni za najlepszego uznają Land Cruisera 300, a nawet 200 ze względu na silnik i komfort jazdy. Ja w określeniu najlepszy szukam zawsze złotego środka pomiędzy wszystkimi preferencjami. Pod tym względem nowy Land Cruiser 250 jest nie tylko lepszy od poprzednika, ale także od najnowszych modeli z rodziny Station Wagon i Heavy Duty.
To już nie żaden kompromis – Prado bierze wszystko co najlepsze
Zastosowanie części z innych modeli zawsze kojarzy się z oszczędnościami. Toyota tak postąpiła z nowym Land Cruiserem i wiąże się to z oszczędnościami, ale ze względu na to, że bazuje na dobrych modelach, efekt jest znakomity. Otóż rama w całości została przejęta z Land Cruisera 300, co oznacza większą sztywność i wytrzymałość. Dopasowano punkty mocowania zawieszenia, nadwozia i silnika wraz z układem przeniesienia napędu, więc nie jest identyczna, ale baza to 1 do 1 Land Cruiser 300. Co więcej, nawet rozstaw osi czy kół jest identyczny.
Tym samym powstał samochód o gabarytach bardzo zbliżonych do najnowszego Station Wagona, ale zaprojektowany trochę po europejsku, a trochę po amerykańsku. Po europejsku wygospodarowano w kabinie dużo miejsca, zwłaszcza z tyłu, gdzie pasażerowie będą mieli więcej przestrzeni na nogi niż w Land Cruiserze 300 i więcej na szerokość niż w Land Cruiserze 150. Wnętrze zagospodarowano w taki sposób, by z tak samo pojemnej kabiny jak w modelu 300 wycisnąć jak najwięcej, np. cieńsze są oparcia foteli, mniej jest plastyków na desce rozdzielczej i panelach drzwi. Bagażnik dzięki bardzo kanciastemu kształtowi stał się jeszcze bardziej pojemny i jeszcze bardziej praktyczny, choć nie każdemu będzie odpowiadało koło umieszczone pod podłogą (od zewnątrz rzecz jasna).
To, co mocno zwraca uwagę w nowym Land Cruiserze, to bardzo łatwy w obsłudze kokpit, nieprzerośnięte ekrany, prosty kształt i dużo schowków, a także świetna jakość wykonania, pomimo iż miałem do czynienia z egzemplarzem przedprodukcyjnym. Pozycja za kierownicą jest bliska doskonałości, a przednie fotele są bardzo wygodne. Pomimo iż słupki A są mocno wysunięte do przodu, to są też odpowiednio cienkie, a przednia szyba jest niemal płaska, więc widoczność pozostaje świetna - lepsza niż w ostatnich generacjach land cruiserów. Jedno co mi kompletnie nie pasowało, to kształt zewnętrznych lusterek, które mogłoby być szersze. Wracając do podwozia, bo od ramy zaczęliśmy, to po raz pierwszy zrezygnowano z pneumatyki, z adaptacyjnego tłumienia amortyzatorów, a jedynym rozwiązaniem sterowanym elektrycznie jest odłączany stabilizator. Krok w tył - powiedzą jedni. Krok w dobrym kierunku - powiedzą inni. Tymczasem ja mówię, że to złoty środek pomiędzy prostotą modelu 70, a dobrymi właściwościami jezdnymi modelu 300.
I tak właściwie to nie ma się tu co zepsuć, bo jeśli zamierzacie jeździć Land Cruiserem na wyprawy, to raczej nie wersją Executive czy First Edition, a więc i tak bez rozłączanego stabilizatora. Komfort resorowania jest nieporównywalnie wyższy niż w jeszcze prostszym Land Cruiserze 70. Natomiast właściwości jezdne są bardzo porównywalne z Land Cruiserem 300, który prowadzi się świetnie, tylko jest nieco bardziej komfortowy. Choć w pewnych sytuacjach nawet mniej, bo elektrycznie wspomagany układ kierowniczy w modelu 250 utrzyma auto na pasie ruchu czy wspomoże manewr omijania przeszkody, a w czasie parkowania nie wymaga tyle siły przy obracaniu kierownicą co układy hydrauliczne. A właściwości terenowe?
Land Cruiser 250 ma tylko jedną wadę - długi tylny zwis. Zastąpienie fabrycznego zderzaka akcesoryjnym wydaje się więc nieuniknione, jeśli macie zamiar pokonywać trudniejszy teren. Ale poza tym jest świetny. Trakcja jeszcze lepsza niż w poprzedniku 150, a w przeciwieństwie do niego niemal wszystkie wersje mają dwie blokady dyferencjałów - centralną i tylną. Niższa masa daje przewagę nad Land Cruiserem 300, a większy rozstaw kół nad Land Cruiserem 70. Zawieszenie przednie poprawiono w zakresie skoku o 10 proc. i rzeczywiście pracuje sprawniej na wykrzyżach. Jednak to system A-TRC będzie nadrabiał w zakresach, poza które układ poprzecznych wahaczy nie jest w stanie wyjść. Działa niewyobrażalnie dobrze, przynajmniej, a mam wrażenie, że dużo sprawniej niż w obecnym Hiluxie.
Jeśli zaś wybierzecie jedną z dwóch najdroższych wersji i włączycie system SDM, czyli odłączycie przedni stabilizator, możecie liczyć na skok przedniego zawieszenia o 20 proc. większy w stosunku do modelu 150 z systemem KDSS. Przynajmniej tak wynika z informacji Toyoty, bo w praktyce trzeba by to zmierzyć. Niemniej – taka wartość robi już wrażenie. Ciekawostką może być prześwit poprzeczny, który w testowym samochodzie był większy z tyłu niż z przodu. Otóż pod mostem na ciśnieniu 2,3 bara w ogumieniu było to równe 24 cm, a z przodu tylko niewiele ponad 21 cm.
2.8 pod maską, to przecież silnik z 70 i Hiluxa
Choć podobnie jak wy uważam “szkoda, że nie ma wersji benzynowej”, to jednocześnie wcale nie uznaję silnika 2.8 za nieodpowiedni do Land Cruisera. Z pewnością najciekawsza jest wersja hybrydowa, ale koniec końców diesel 2.8 to dokładnie taka jednostka, jakiej naprawdę potrzebujemy. Stosunkowo prosta i znana już od 2014 roku, czyli od 10 lat z Land Cruisera i od kilku lat z Hiluxa. A na świecie, za powiedzmy dekadę, zamienna z tym, co znajdzie się pod maską Land Cruisera 70. Tylko skrzynie biegów nie będą pasowały.
Maksymalne 204 KM mocy i 500 Nm momentu obrotowego to w praktyce lepsze parametry niż mogłoby się wydawać, kiedy myślimy o silniku czterocylindrowym. 2,8 litra pojemności to więcej niż w konkurencyjnych jednostkach, np. Forda Rangera, które mają tylko 2 litry. Oczywiście będziemy gdzieś tam wzdychać do silników sześcio- czy tym bardziej ośmiocylindrowych, ale w mojej opinii zamontowane w Land Cruiserze 2.8 jest odpowiedzią na potrzeby naszego rynku, a jednocześnie prawdopodobnie jedynym silnikiem, jaki Toyota mogła nam zaoferować. Atutem nowego-starego silnika są nie tylko drobne modyfikacje (zmieniona turbosprężarka i wzmocniony alternator), ale przede wszystkim skrzynia biegów AL80F, która ma osiem przełożeń o większej rozpiętości i ciaśniejszym zestopniowaniu w niskim zakresie. Kiedy porównamy przełożenia od pierwszego do czwartego, to każde jest krótsze niż w Land Cruiserze 150, a przełożenie wynoszące 1 pojawia się dopiero na szóstce, kiedy w 150 było piątym. Dalej, siódemka nowej przekładni jest dłuższa niż szóstka w poprzedniej, a mamy jeszcze ósemkę, która podczas jazd testowych włączała się przy 105 km/h.
Jazda z nową przekładnią jest jak jazda z nowym silnikiem. Choć nie utracił on żadnej ze swoich cech, to pracuje w innych warunkach. Nie musi przeciągać obrotów podczas dynamicznego rozpędzania, tylko zmieniając biegi częściej, skrzynia wprowadza go częściej w optymalny zakres obrotów. Dodatkowo skrzynia biegów na przekładni hydrokinetycznej ma sprzęgło wielopłytkowe z funkcją lock-up, które blokuje wahania obrotów silnika i bezwładność przekładni. Dzięki temu jazda na jednym biegu bardziej przypomina jazdę ze skrzynią manualną, a reakcje silnika na przyspieszenie są bardziej naturalne. Auto stało się dynamiczniejsze, przynajmniej subiektywnie, bo nie miałem możliwości wykonania pomiarów czy porównania, ale ogólnie jeździ się przyjemniej. Ponadto widać potencjał na spadek zużycia paliwa mniej więcej o litr, ale już na autostradzie może być on większy.
Nie było okazji sprawdzić Land Cruisera z przyczepą, ale producent oferuje możliwość ciągnięcia przyczepy z dopuszczalną masą całkowitą do 3,5 tony i masą własną do 3,15 t. Natomiast ładowność według danych katalogowych to od 820 do 600 kg, zależnie od masy własnej, czyli wersji samochodu. Moim zdaniem nowy Land Cruiser jest najlepszym land cruiserem w historii, bo:
• Dostał ramę od modelu z linii Station Wagon - mocniejszą, potężniejszą, większą niż dotychczas, dającą większy rozstaw kół.
• Ma najprzestronniejsze i najwygodniejsze wnętrze w całej gamie Land Cruisera.
• Dostał zawieszenie o sprawdzonej konstrukcji, ale większym skoku.
• Ma równie dobre, a jednocześnie uproszczone konstrukcyjnie zawieszenie, co może pozytywnie wpłynąć na trwałość.
• Ma wygodniejszy układ kierowniczy i pakiet systemów bezpieczeństwa, jakich do tej pory w żadnym Land Cruiserze jeszcze nie było.
• Wciąż ma sprawdzony i najlepszy z możliwych stały napęd na cztery koła.
• Dostał standardowo (prócz jednej wersji Prestige) dwie blokady dyferencjałów.
• Ma jeszcze lepiej pracującą elektronikę offroad.
• Wciąż ma silnik od poprzednika i Hiluxa, ale i z Land Cruisera 70, co daje wiarę w jego trwałość i niezawodność, a parametry są w zupełności wystarczające.
• Dostał nową skrzynię biegów, która zmieniła na korzystniejszą charakterystykę pracy silnika.
• Jest lepiej wyciszony, zwłaszcza od strony silnika.