Trzecia guma, Góry Atlas i pustynia

Dakhla to mekka dla windsurfing-u, kitesurfing-u [Piękne zatoki oraz silne wiatry zapewniły Dakhli status jednego z najważniejszych centrów surfingu, windsurfingu, kitesurfingu, które cenią sobie amatorzy sportów wodnych. Dakhla co roku gości 3 tys. miłośników morskiego szaleństwa, którzy zgodnie twierdzą iż marokańska miejscowość jest drugim w kolejności spotem surfingowym po Hawajach. Tradycyjnie w marcu w Dakhli odbywa się festiwal na cześć morza i pustyni]. Płytka laguna ma 40 km długości, 10 km szerokości. Gdzieś w południe zbiornik wypełnia się wodą, nad ranem woda odpływa. Przyjeżdżają tam tysiące amatorów sportów wodnych z całego świata. Warunki do uprawiania windsurfingu podobno są najlepsze na świecie.


Pora na Góry Atlas, Icht, Zagora, Tinerhir i wąwóz Thodra [wąwozu o 300-metrowych ścianach, świetne warunki wspinaczkowe] - to kolejne cele mojej podróży. Podróżuję, bez pośpiechu, odcinkami, po których ścigali się uczestnicy legendarnego rajdu Paryż-Dakar. Marzyłem, aby zapuścić się w wąwozy, obserwować wzgórza Afryki przy zachodzie i wschodzie słońca. Góry nastrajają mnie w szczególny sposób.

 

 

Klimat małych miasteczek, które mijałem był niepowtarzalny. Jednak pech z gumą mnie nie opuszcza, łapię kolejną. Na szczęście w Zagorze trafiam na warsztat samochodowy IRIKI, którego właściciel jest najwyraźniej fanem rajdów. Na ścianach pełno naklejek z przeróżnych imprez rajdowych. Właściciel pochwalił się, że był mechanikiem "na Dakarze". Twierdził, że pomagał w wielu innych imprezach rajdowych, m.in. też Polakom. A jakże! Były tam też nalepki z Polski (RMF Maroco Chellenge, RMF Carolina Team i Sahara Rally) dobrze mi znanych zarówno imprez jak i Team-u. Robimy sobie razem fotę!!

 


Na koniec, na tzw. deser pozostawiłem sobie Merzoug [Małe miasteczko zasłynęło wśród turystów naturalnymi, ruchomymi wydmami, które mogą osiągać wysokość nawet do 250 m. Najwyższy piaszczysty skrawek pustyni na terenie Maroka, czyli Erg Chebbi co roku przyjeżdżają oglądać tysiące ludzi z całego świata, a przede wszystkim amatorzy tzw. sandboardu , czyli zjeżdżania na desce po wydmach]. 

Pustynia niejedno ma imię. Niby to ta sama pustynia, ale inna; ta w Mauretanii, w Saharze Zachodniej, a jeszcze inna w Merzuga. Wynająłem przewodnika i powłóczyłem się cały dzień po tym rejonie, odwiedziłem kopalnię kryształów, skamielin. Pracownicy spuszczani są do dziury o głębokości 50-70 metrów i dłubią w skałach. Można spotkać karawany, zupełnie takie, jakie widzi sie na filmach. Tylko ubrania jakieś inne.... tych przewodników. Nie takie jak na filmie Lawrence z Arabii.

 

 

W ubogiej osadzie na zupełnym pustkowiu odwiedziłem wiejską szkołę. Widziałem, że budowano tam hotel z basenem i klimatyzacją. Mój przewodnik rozegrał z właścicielem obiektu pasjonującą walkę w grę zwaną DAMA. (nasze warcaby muszą mieć coś z tą grą wspólnego).