Każdy kto zawitał na Toyota Offroad Festival miał okazje poznać czerwonego Land Cruisera 40 oraz leśnika ze Smolnicy, którzy od lat przemierzają szlaki Europy i Azji. O tym gdzie Piotr Kulczyna samotnie lub wraz z synem Stanisławem byli mieliśmy okazję się przekonać oddając się lekturze książek Piotra. Była już "Droga na wschód", "Konno przez Polskę" a ostatnio "Ukraina bez przewodnika". Już wkrótce kolejna gratka dla amatorów przygód i opowieści o drodze poprzez kraje dalekie i bliskie, pokonywaniu kilometrów dróg i własnych słabości. Opowieść o tym, że warto wyruszyć z domu po przygodę...

Przed Wami fragmenty powieści "Od Inflat po Kaukaz". 

 

kulczyna inflanty 03

 

AZJA MNIEJSZA - ANATOLIA

"Rozłożyłem ogromną mapę Europy na dywanie mojego pokoju. Jeszcze nie zdążyłem rozwinąć poszczególnych stron, a już wbiegła na nią Zuzia, mój posokowiec bawarski, zostawiając ślady brudnych łap. „Wypad mi stąd” - krzyknąłem, zganiając psa z nowiutkiej mapy. Był rok 2006, a ja nieśmiało zacząłem układać plan podróży. Rozmyślałem, jak tu objechać dookoła Morze Czarne, wpaść na chwilę w Wysoki Kaukaz i na Zakaukazie, przemierzyć wschodnią część Turcji aż po Wyżynę Armeńską, wykąpać się w Morzu Kaspijskim… To były marzenia i to dość odległe.

Nie miałem, a raczej nie mieliśmy, bo wybierałem się w podróż z synami, żadnego najmniejszego nawet doświadczenia w poznawaniu odległego świata. Nasza wiedza o Dalekim czy Bliskim Wschodzie opierała się na przeczytanych książkach i skąpych zasłyszanych opowieściach wielkich podróżników.

Takie to były nasze początki. Tak właśnie zaczęły się samochodowe podróże, poznawanie wielu ludzi i krajów, nasza wielka przygoda z nieznanym. Świat z każdym wyjazdem stawał się mniejszy i bardziej dostępny. Mieliśmy ogromnie dużo szczęścia do napotkanych ludzi. Wielokulturowość każdej z odwiedzonych części Azji była inna. Każdy region świata miał swoją tradycję i swoją historię. To, co łączyło wszystkich ludzi, spajało w całość, stanowiło jedność i potwierdzało się w każdej odwiedzanej przez nas części świata, to była serdeczność, bezinteresowność, gościnność i zupełny brak obojętności wobec drugiego człowieka. Im dalej parliśmy na Wschód, tym ludzie stawali się bardziej przyjaźni i ciekawi, skąd jesteśmy, z jakiego kraju do nich zawitaliśmy.  Podziwiali nas, a nawet byli dumni, że są odwiedzani przez przybyszów z tak dla nich odległych, egzotycznych stron świata."

 

kulczyna inflanty 12

 

INFLANTY

"Urokliwym wąskim deptakiem ułożonym z desek wzdłuż brzegów jeziora doszliśmy do naszego obozowiska. Staszek zaproponował nocleg nad brzegiem wody. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, wytaszczył z namiotu materace i ułożył je obok ogniskowego kręgu oddalonego od wody o zaledwie kilka metrów. Pozbierał kawałki drewna wyrzucone przez fale jeziora i wepchane pomiędzy kamienie linii brzegowej. Wspaniały był to wieczór. Leżeliśmy razem nad wielkim jeziorem na wojskowych materacach i wspominaliśmy przy ognisku dziecięce lata synów, gdy jako mali chłopcy, nie odstępując mnie na krok, jeździli ze mną w kłobuckie lasy i wysiadywali godzinami na leśnych ambonach. Jakże dużym wysiłkiem musiała być dla nich pobudka o zaraniu dnia, by zobaczyć wschód słońca nad polami, wyczekiwać na chwiejącej się zwyżce rogacza czy sunące watahy dzików powracające do lasu z całonocnego żerowania na ziemniaczanych polach. Staś wspominał zawody strzeleckie, jak to z wielkim zapałem zbierali z Pawłem nierozbite rzutki, by ponownie załadować je do maszyny, albo jak narobili mi problemów, gdy przynieśli do szkoły cały plecak kolorowych łusek po wystrzelonych śrutowych pociskach, skrupulatnie wybranych ze strzelniczych koszy. A gdy przed dziesięciu laty pojawiły się w leśniczówce konie… - to dopiero zaczęła się przygoda.

Tak, o koniach Staś najbardziej lubił rozmawiać. Zdawkowe zdania zamieniały się wówczas w potok słów, a emocje brały górę, zyskując wyraźną przewagę, bowiem zwykłą rozmowę zastępowała gorącą dyskusja. Wspominaliśmy Lombarda i jego wyjątkowy charakter, gdyż właśnie ten koń miał największy wpływ na mojego syna. To z nim Staszek rozmawiał jak z równym sobie partnerem. Zresztą tak samo się traktowali. Obydwoje byli uparci i pewni siebie. Do rangi leśniczówkowych anegdot już na stałe wpisały się ich leśne spacery, bo w teren wyjeżdżali zawsze razem - Staś na Lombardzie - lecz wracali… osobno. Staszek szedł pierwszy, wściekając się na swojego przyjaciela, a za nim ze zwieszoną głową człapał jego koń, mrucząc coś pod nosem. Jeden złorzeczył na drugiego, choć jeden bez drugiego nie potrafił żyć. Po śmierci Lombarda wszystko się zmieniło. Już żaden inny koń nie był w stanie go zastąpić. Staszek jeździł konno coraz rzadziej i nawet zakupiony niebawem przepiękny rasowy ogier o zawadiackim imieniu Doping nie był w stanie dorównać wspomnieniom o Lombardzie, a co dopiero go zastąpić."

 

kulczyna inflanty 11

 

TĘTNIACY WYJAZD

"Przymknąłem oczy. Głowa mi ciążyła, w skroniach poczułem ciepło. Kotłujące się we mnie myśli pochłonęła mama. Bardzo wyraźnie widziałem jej zafrasowaną twarz, tęskniłem za jej głosem. Czym dla człowieka jest matka? Moja była wyjątkowa - ciepła, mądra i wyrozumiała, łatwowierna. Czasami musiałem jej tłumaczyć wspólnie oglądane filmy. Wszystko - niepewność, prostoduszność, naiwność znikały, gdy zaczynaliśmy rozmawiać o historii, o wielkich ludziach z dawnych czasów i wydarzeniach, w których brali udział. Kochała historię Francji z jej barwną przeszłością znaną z przeczytanych setek książek. Opowiadała o Napoleonie Bonaparte, Ludwiku XIV, Maximilianie Robespierre, kardynale Jules Mazanin, zburzeniu Bastylii i Wielkiej Rewolucji, małym Delfinie, jakobinach i żyrondystach. Wspaniałe były te mamine gawędy. Do dziś pamiętam, jak odprowadzając mnie do przedszkola, opowiadała o wielkim triumfie polskich szwoleżerów w szarży pod Somosierrą, zwycięskiej bitwie pod Wagram, klęsce pod Lipskiem i śmierci księcia Józefa Poniatowskiego, zwycięstwie Brytyjczyków pod Trafalgarem, porażce Napoleona pod Waterloo i jego zesłaniu na Wyspę Św. Heleny. Przywoływała z pamięci wspaniałych dowódców: Józefa Piłsudzkiego, kapitana Nelsona, generała Lassalle, księcia Poniatowskiego, Tadeusza Kościuszkę, Romualda Traugutta, Wellingtona i wielu, wielu innych, zaś mity greckie i rzymskie w ustach mojej mamy zamieniały się w najpiękniejsze baśnie. Bogowie Zeus, Posejdon, Hera, Hefajstos, Hermes, Herkules, postacie „Iliady” i „Odysei”, Menelaos, Odyseusz, Priam, Hektor, Achilles stawali się bohaterami dziecięcych zabaw.

Gdy troszkę podrosłem, tematy zaczęły się zmieniać i do naszych rozmów dołączyły miłość ojczyzny i patriotyzm. Rozmowy spoważniały i co rusz wywoływały we mnie wątpliwości, ale jednocześnie rozbudzały moją świadomość. Ileż to czasu spędzałem z moją mamą… Najpierw słuchałem jej słów, a potem z nią dyskutowałem, gdy pod wpływem przeczytanych książek, które sama mi podsuwała, zaczynałem mieć własne zdanie i poglądy na wiele spraw. Czasami rozmowy przybierały gwałtowny charakter, gdyż w żyłach młodego chłopaka gromadził się młodzieńczy bunt i radykalizowały się poglądy. Dążyłem za wszelką cenę do zdefiniowania samego siebie. Miotałem się i szukałem nie wiedzieć czego, by budować własną tożsamości. Matka zawsze miała dla mnie czas, wpajała mi patriotyzm i miłość do wolnej ojczyzny, lecz gdy wstąpiłem do podziemnej „Solidarności” w stanie wojennym, drżało jej matczyne serce. Bała się o mnie, gdy ukradkiem czmychałem z domu na spotkania. Pamiętam, jaka była pełna obaw, gdy brałem udział w niepodległościowych manifestacjach. Stała zapłakana w drzwiach i próbowała mnie zatrzymać. Chodziła niespokojna od okna do drzwi, wypatrując wracającego - Bóg jeden wie skąd – syna, by później w nocy ślęczeć przy łóżku i zmieniać okłady na granatowych i opuchniętych plecach. Jej serce było zranione bólem i niepokojem. Przechodziła upokarzające rewizje mieszkania, aresztowanie i relegowanie syna ze szkoły, a jej autorytet wspaniałego pedagoga cierpiał potworne obelgi. Do tego paraliżujący strach o dziecko, gdy lekarze nie wiedzieli, czy uda się uratować pobitą twarz chłopaka wierzącego w swoje ideały. Tak to już bywa, gdy pierwszą kołysanką jest Marsz Pierwszej Brygady."

 

Te trzy fragmenty przedstawiają jaki jest Piotr Kulczyna, jego podróżnicze początki i pomysł na podróżowanie. Chcielibyście przeczytać wiecej? Zapraszamy do wydawnictwa VECTRA. Już wkróce w księgarniach pojawi się opowieść "Od Inflat po Kaukaz" a potem ostatnia część serii "Podróże na 4 koła" czyli "Rosja".

 

podroze na 4 kola

 

 

 

GALERIA ZDJĘĆ

Galeria

kulczyna_inflanty_02
kulczyna_inflanty_03
kulczyna_inflanty_04
kulczyna_inflanty_05
kulczyna_inflanty_06
kulczyna_inflanty_08
kulczyna_inflanty_09
kulczyna_inflanty_10
kulczyna_inflanty_11
kulczyna_inflanty_12
kulczyna_inflanty_13
kulczyna_inflanty_16

Pełna galeria