Hiluxem przez zapomniane zakątki Chorwacji
Rok 2020 dla osób które lubią zagubić się w podróżach w odległe miejsca jest szczególny. Wisi nad nami wszechobecna niepewność, mniej może o zachorowanie a bardziej o paniczne zachowania rządów, które przerażone statystykami pozamykają granice, z nami zawieszonymi gdzieś pośrodku, daleko od domu. I to jest ta chwila gdy podróże bardzo dalekie (w tym roku planowaliśmy Gruzję, potem wschodnia Turcję) stają się bliższe. Dużo bliższe…
Tak, postanowiliśmy po prostu spenetrować kraj do którego dojechać można w jeden dzień i każdy kojarzy go raczej z plażą i nurkowaniem niż przygodą – Chorwacja. Dla nas to będzie jeszcze inna bajka. Przejedziemy niespiesznie przez Slawonię, Centralną Chorwację, Kvarner na Istrię. Czas na realizacje planu, prawie dwa tygodnie. Dzienne przeloty w kilometrach w granicach 200 km. Dojazd – prosty i łatwy jak zawsze. Granica: jedyna która wymaga okazywania paszportu to ta chorwacka. Ponieważ startujemy w okolic miasta Harkany – nie sprawia żadnych problemów. W porannej porze, w środku tygodnia jesteśmy jedynym autem które chce przejechać. Chorwaci pytają tylko gdzie jedzmy, spisują na słowo honoru numer telefonu (nie rejestrowaliśmy wcześniej podróży na stronie entercroatia.mup.hr) i życzą udanej podróży.
START
W wioskach na południe od Peczu byliśmy już nie raz. Przyjemnie jest zanurzyć się w pofalowany krajobraz wypełniony winnicami i polami słoneczników. Dla wielbicieli terenowych przejażdżek jest tu sporo nie wyasfaltowanej przestrzeni do odkrycia… Dla tych którzy chcieliby eksplorować te rejony poleciłbym małe miasteczka takie jak Villany, z licznymi winiarniami, restauracyjkami, małymi klimatycznymi domkami i… czerwonym winem z którego słynie. Jednak cel w tym roku to kraj rozpięty pomiędzy Węgrami a Adriatykiem.
SLAWONIA
Dla Polaków nie jest to ulubiony kierunek podróżowania. Widać to chociażby z przewodników, które zdjęte z domowej półki miały naświetlić gdzie i co warto zobaczyć a informacje sączą skąpe. W swojej historii miała okresy gdy była odrębnym państwem jednak po ugodzie chorwacko-węgierskiej w 1868 połączono ją z Chorwacją jako część Trójjedynego Królestwa Chorwacji, Slawonii i Dalmacji. Podczas panowania Habsburgów na ten teren przedostawało się wielu uchodźców z terytoriów okupowanych przez Imperium Osmańskie, głownie Serbów. Zezwalano im na osiedlanie i zwalniano z podatków w zamian za służbę wojskową. W wyniku takich działań w 1790 r. na pograniczu Serbowie mieli stanowić już 42,4% ludności, Chorwaci – 35,5%, Rumuni – 9,7%, Węgrzy – 7,5%, Niemcy – 4,8%. Gdy rozpadała się Jugosławia, nie chcieli oni zostać włączeni do państwa chorwackiego w którym wzrastały nastroje nacjonalistyczne ale powołali do życia Republikę Serbskiej Krajiny. Została ona jednak pokonana przez Chorwatów w 1995r. Rząd Chorwacji zgodził się wprawdzie na utworzenie autonomicznej republiki serbskiej w regionie Srem-Baranja ale zlikwidował jej niezależność trzy lata później. Czystki etniczne jednej a potem drugiej strony spowodowały że dziś już Serbów na dawnym Pograniczu Wojennym nie ma. Pozostały tylko puste domy, groby tych którzy tu mieszkali, zaniedbane cerkwie…
Dla nas pierwsze spotkanie z urokami Slawonii to poznawanie Gór Papuk. Nie są to góry wysokie (Papuk - 953 m, Točak - 887 m, Ivačka glava - 913 m, Češljakovački vis - 820 m, Kapovac - 792 m). Ich pasmo rozciąga się równoleżnikowo na długości około 30 km w centralnej Slawonii, łącząc się z innymi panońskimi pasmami (Krndija od wschodu, Lisina i Ravna gora od zachodu, Psunj od południowego zachodu) tworząc grupę zamykającą Kotlinę Pożeską. Gdy zbliżamy się do nich od węgierskiej strony od razu pokazuje się to z czego słyną – ruiny zamków i twierdz. Zaraz przy drodze na Kutjewo rysuje się wśród drzew poszarpany ślad zamku Ružica.
Manastir Sv. Nikole w Duzluk. Od głównego asfaltu prowadzi do niego wąziutka, szutrowa droga, do której zjazd łatwo przegapić. A szkoda by było… Jest to jeden z najstarszych klasztorów prawosławnych w Chorwacji, założony pod koniec XVI wieku. Umieszczoną w centralnym punkcie cerkiew zdobią cenne, choć już zaniedbane freski oraz ikonostas namalowany w 1869 roku przez malarza z Nowego Sadu - Pavle Simicia. Kiedyś, w dniu przekazania relikwii św. Mikołaja (22 maja) i w Dzień Przemienienia Pańskiego (19 sierpnia) gromadziło się tutaj wielu wyznawców prawosławia. Dziś nie ma wyznawców, nie ma wsparcia państwa, jest zaledwie jeden mnich którzy zapytany o możliwość zwiedzania zaprasza. Pamiątki (magnesy, miód itp.) kupuje się za „co łaska” wrzucając pieniądze do skarbonki.
Parę kilometrów dalej mijamy jeszcze platformę widokową z planszami opisującymi historię tutejszego regionu i już za chwilę dojedziemy do miasteczka Kutjewo. Okolica jest uważana za stolicę chorwackiego wina, to tu powstaje słynna biała Graševina. Pierwsze winnice założyli w tej okolicy cystersi, którzy mieli tu swoje opactwo i właśnie na jego pozostałościach w latach 1721 – 1735 wybudowano Zamek Kutjewo. Obecnie pałac wraz z ogrodem jest własnością koncernu Agram i nie jest otwarty dla zwiedzających. Za to od strony przyległego do zamku kościoła znajdziecie duży sklep gdzie można zaopatrzać się w miejscowe, słynne wina takie jak wspomniana grasevina czy traminac, pinot sivi, pinot crni, chardonnay, a także wina różowe.
Szlak który znaleźliśmy na wikiloc.com po okolicy sugeruje żebyśmy już asfaltem udali się w kierunku słynnego wodospadu Jankovac. Ale przegląd mapy sugeruje, że znajdziemy jeszcze sporo małych, szutrowych dróg które zawiodą nas przez winnice i okoliczne pola. I warto!
Na Głowna drogę wracamy w pobliżu miejscowości Kaptol. I tu niespodzianka! W tym niepozornym miasteczku znajdziemy najlepiej zachowany zamek późnośredniowieczny w całej Slawonii. Niestety zniszczony podczas II WŚ nigdy nie został odbudowany a jego bramy zastaniemy zamknięte. Uskutecznimy więc tylko miły spacer wokół murów.
Dalsza, szutrowa już droga przez Park Papuk prowadzi u podnóża zamku Stari grad Velika, kamieniołom, wprost ku słynnemu wodospadowi Jankovac. Wodospad położony jest na wysokości 475 m w jednej z najładniejszych dolin górskich, na północnych stokach Papuku. Właściwie jest to większy obszar obejmujący również dwa stawy, jaskinie i leje krasowe który swoja nazwę wywodzi od hrabiego Josipa Jankovicia, właściciela licznych majątków ziemskich od Voćina do Viroviticy. W jednej z naturalnych pół-jaskiń, znajdziemy też marmurowy sarkofag w którym spoczywają doczesne szczątki hrabiego. Wyryto na nim inskrypcje w języku węgierskim i cerkiewno-słowiańskim. Nieco powyżej grobu znajduje się wąska i ciemna, długa na około 20 m jaskinia Maksima, nazwana na cześć dawnego hajduka Maksima Bojanicia. Całość zorganizowana jest tak, żeby wciągnąć turystę w zwiedzanie okolicy, pokazać mu piękny, bukowy las, jaskinie, prowadzić do słynnych wodospadów, które… znajdują się przy drodze w pobliżu parkingu.
Góry Papuk to miejsce gdzie występują w dużej ilości skały wulkaniczne. Dlatego też właśnie tutaj, w pobliżu miejscowości Voćin utworzono pierwszy chorwacki park geologiczny Rupnica, znany z niezwykłych warstw skalnych, tworzących bardzo efektowne pionowe, bazaltowe słupy. Obecnie niestety już zarastają krzakami i porostami ale nadal gdy podejdzie się bliżej docenić można ich efektowna formę.
Dzień zamierzamy zakończyć w mieście Daruvar. Jednak po drodze przemykamy przez wsie, które wyglądają jakby wojna tu nie skończyła się prawie 30 lat wstecz. Spalone i zrujnowane domy, cerkwie poznaczone kulami, zarośnięte pola, stacja kolejowa ze śladami walk na ścianach, zniszczone pomniki ze śladami dawnej, jugosłowiańskiej władzy. Kiedyś te tereny zamieszkiwali w większości Serbowie. Teraz nieliczni mieszkańcy to przesiedleni tu z Kosowa Chorwaci, z wioski Letnica gdzie mieszkali od XIIIw. Jedziemy wśród dawnych łąk i widać że las jest tu młody, gęsty. Ludzie próbują wydrzeć przyrodzie to co im zabrała, rąbią i usypują wielkie sterty nikomu nie potrzebnego drewna.
Do Daruvaru przybywamy wieczorem. I tu od razu mamy inny świat. Pieniądze z UE sprawiły że wygląda pięknie i nie ma już zniszczeń jakie pokazane są gdzie niegdzie na turystycznych tablicach informacyjnych. Za czasów Rzymu istniało tu patrycjuszowskie uzdrowisko termalne - Aquae Balissae co oznacza „bardzo gorące źródła”. W czasach tureckich miejsce to było ważnym punktem strategicznym. Jednak za założycieli współczesnego Daruvaru uważa się hrabiów Janković. Daruvar po węgiersku oznacza „miasto żurawia” . Przyjęto tą nazwę na cześć Antuna Jankovicia, który zbudował tutaj barokowy zamek i takie nadał mu imię. W mieście oprócz deptaka którym przespacerujemy się wśród ładny kamieniczek znajdziemy również ładny park oraz termy.
W mieście wiele się dzieje. Daruvar rozwinął się jako ważne centrum kulturalne, w którym odbywa się wiele wydarzeń kulturalnych i rozrywkowych. Tradycyjne coroczne festiwale, które odbywają się tu odbywają to: Vincekovo (otwarcie sezonu winnicowego), Vinodar (najważniejszy festiwal wina miasta Daruvar i jego winiarzy), Darfest (festiwal muzyki rozrywkowej), FLIG (międzynarodowy festiwal muzyka), Dožinky - dożynki (najważniejszy festiwal mniejszości czeskiej), MASKA (festiwal teatralny dla dzieci) i Martinje (ceremonia chrztu wina).
JASENOVAC
Po opuszczeniu Daruvaru poszukamy niezwykłych klimatów Slawonii przemieszczając się nad Sawę i przemierzając ja wzdłuż jej biegu. Niestety nie jest to tylko sielankowa wycieczka wśród atrakcji przyrody. Kontemplowaniu jej uroków przeszkadza burzliwa historia tych ziem. To tu zlokalizowana jest wioska Jasenovac a mało kto wie albo chce wiedzieć ale sprzymierzeni z Niemcami Chorwaci podczas II WŚ byli tu autorami największego ludobójstwa na Bałkanach. To właśnie pod tą miejscowością powstał określany mianem „Auschwitz Bałkanów” obóz śmierci w którym zginęło być może nawet kilkaset tysięcy osób – głownie Serbów. Może trudno w to uwierzyć ale komendantem tej fabryki śmierci od 1942r był franciszkanin - Miroslav Filipović-Majstorović. Dla oszczędzania kul podrzynano tu więźniom gardła – w zawodach urządzonych w obozie 28 sierpnia 1942 zwyciężył kolejny były franciszkanin Petar Brzica, późniejszy członek organizacji Križari (Krzyżowcy), który specjalnym nożem nazywanym srbosjek w ciągu jednej doby poderżnął gardło co najmniej 670 (sam twierdził, że 1360) nowo przybyłym więźniom. Jaki miało to wpływ na to że po rozpadzie komunistycznej Jugosławii, Serbowie pamiętając te czasy nie chcieli pozostać w ich mniemaniu Ustaszom dłużni a na pewno być obywatelami ich państwa?
Na miejscu znajdziemy ogromny monument upamiętniający tą tragedię oraz wiodącą do niego drogę z podkładów kolejowych ułożonych wśród pól śmierci.
Park przyrody Lonjsko polje
Szukając ciekawego miejsca do zobaczenia po drodze zaznaczyłem sobie na mapie Park Lonjsko polje z notatką, ze tylko zerkniemy i pojedziemy dalej. Tak zrobiliśmy ale miejsce to było warte zatrzymania się na dłużej. Jak sprawdziłem park zajmuje powierzchnię 506,5 km2 i wyróżnia się bogactwem świata roślin i zwierząt. Żyją tu orzeł bielik, gadożer, szara i biała czapla, czarny bocian i wiele innych. Teren ten jest też jednym z największych, naturalnych tareł karpia w Europie. Poza tym występują tu: dzik, chorwacki gatunek konia „posavec“, jeleń, sarna, wydra, bóbr, kot stepowy. Teoretycznie trudno to wszystko zobaczyć samemu, jednak na miejscu okazuje się kwitnie cały, turystyczny przemysł. Zawiozą, pokażą, zupełnie jak nad naszą Biebrzą…
Tylko prześliźniemy się po okolicy ale nawet przejazd przez te okolice też jest wart zboczenia z głównej drogi. Np. we wsi Krapje, zachowało się aż 80 oryginalnych, drewnianych domów, tzw. "Ganków". Wiele z nich w bardzo dobrym stanie. Tutaj też początek mają liczne, piesze i rowerowe, szlaki turystyczne. Sprzęt można wypożyczyć na miejscu. Dla tych którzy chcieliby tu zostać zorganizowano sieć noclegów w odremontowanych i wyposażonych hotelowo chatach.
Nie zostajemy tu długo, wzdłuż Sawy, która w tym właśnie miejscu przestaje być granicą pomiędzy Chorwacja a BiH i popłynie do Zagrzebia pojedziemy do najbliższej przeprawy promowej.
Znów przemieszczamy się przy samej granicy, którą stanowi od teraz rzeka Una. Podróżowanie rubieżami Chorwacji skłania do wielu przemyśleń, jak bardzo bogaty i zaludniony byłby to kraj gdyby nie nienawiść i wojna. Mijamy kolejne opuszczone domy, jeden z nich nawet z pełnym garażem w którym oprócz nieodzownego na wsi traktora znalazły się dwa stare „Golfy” i ukryta pod kocami Toyota Corolla. Chorwacja wyludnia się też w skutek ujemnego przyrostu naturalnego. Obecnie kształtuje się on na poziomie -2%, a że mało kto chce mieszkać i pracować ciężko z dala od luksusów cywilizacji wiele domów jest opuszczona lub z szyldami „na sprzedaż”.
Hrvatska Kostajnica
Tak dojedziemy do małego miasteczka które również nie oszczędziła ostatnia wojna. Chorwaci na oficjalnej stronie miasta podają, że Serbowie podjęli akcje celowego wyburzania i w gruzach legły tu klasztor franciszkanów i kościół św. Antoniego z Padwy, kościół parafialny św. Mikołaja z budynkiem sądu parafialnego, kaplica św. Anny i św. Rocha, dom Sonnenschein, tzw. domy napoleońskie i nie tylko…
Miasto przez historię zostało podzielone tak jak Cieszyn, rzeką na pół i dla odróżnienia od części bośniackiej po rozpadzie Jugosławii do jego nazwy dodano Hrvacka. Co ciekawe, Chorwaci wykroili sobie z bośniackiej części kawałek terenu po drugiej stronie rzeki wraz średniowiecznym zamkiem. Tuż za jego murami znajdziemy budynki przejścia granicznego i kontroli paszportowej, wiec od strony chorwackiej można go bez problemów zwiedzać bez przekraczania granicy. Jednakowoż Kostajnica miastem granicznym była już od dawna. Wraz z zawarciem pokoju w Srijemskich Karlovciach w 1699 roku ustanowiono w tym miejscu granicę z Imperium Osmańskim.
Obecnie nadal widać, że wiele domów jest nadal opuszczonych, zrujnowanych, choć samo zabytkowe centrum jest w tej chwili w odbudowie.
Dalsza droga nad rzeką Una skieruje nas wprost w małe, lokalne drogi w kierunku na miasteczko Rastoke, słynne z wodospadów. Droga ta to kolejne smutne widoki w których dominują upadek, opuszczenie i ruina mijanych miejscowości. Jednak naprawdę ciekawie robi się gdy zjeżdżamy z drogi krajowej D6, która jest wąska, zapuszczona ale jednak asfaltowa i ruszamy lokalną 33147. Choć na mapie pojawiają się kropki z nazwami wsi, nie mieszka tu już nikt. Prawie 30 lat i przez samochodowe okna obserwować można jak przyroda powoli pochłania to co zbudował człowiek. Że ludzie o tych miejscach pamiętają świadczą tylko zadbane cmentarze. Przejmujący jest widok nagrobka na którym widnieje zdjęcie młodego chłopaka z rokiem śmierci a obok wypisane nazwiska rodziców, z pustym miejscem na datę, że kiedyś i oni tu spoczną… Nieliczne ocalałe pomniki dawnej Jugosławii to zwykle monumenty z długimi listami pomordowanych przez Niemców. Wtedy tutejsi mieszkańcy przetrwali, teraz nie pozostał tu już nikt…
Przy wsiach Mali i Vielikij Obljaj szukam skrótu, bo droga odbija dosyć daleko na północ przez Hrvatsko Selo. Nie ma takiej możliwości. Wszystko zarosło lasem a wkrótce nawet nie próbuje po napotkaniu oznaczeń UWAGA MINY. Ponieważ to teren przygraniczny, oczywiście dopada nas lotna kontrola Policji, której kontenery spotykamy porozrzucane pomiędzy wioskami. Kliknięcie w nawigacji „najkrótsza droga do celu” powoduje kolejna przygodę. Na asfalcie spotykam usypaną pryzmę ziemi i jakiś bus który tarasuje drogę. Pójdę zobaczyć czy to jakiś remont, może da się objechać. Okazuje się że to granica z Bośnią a w aucie bez oznaczeń siedzą umundurowani policjanci. Pilnują żeby w czasach pandemii nikt nie próbował przekraczać drogi…
Już bez kombinowania, na około pojedziemy przez Topusko gdzie droga przecina ogromny, odrobinę zaniedbany ośrodek wczasowy , jakby sanatorium a potem na Staro Sielo w którym przy drodze popatrzeć można na ciekawy młyn wodny. Tutaj konstruowano je zupełnie inaczej niż u nas, budując zamiast ogromnego koła małe, stalowe turbiny.
Zamek Cetin
Nasza droga powiedzie nas jeszcze ku średniowiecznemu zamkowi w okolicach wsi Cetin. W czasach swojej świetności w pobliżu twierdzy istniał franciszkański klasztor i kilka kościołów. Zamek jest ważny dla historii Chorwacji ponieważ to właśnie tu, po klęsce w bitwie pod Mohaczem w 1526 roku, chorwacka szlachta w dniu 1 stycznia 1527, wybrała Ferdynanda Habsburga, arcyksięcia Austrii na króla Chorwacji. Pismo podpisane wówczas jest jednym z najważniejszych dokumentów chorwackiej państwowości i jest przechowywane w Archiwum Państwowym Austrii w Wiedniu. W następnych wiekach, Cetin stał się częścią Pogranicza Wojskowego i wielokrotnie przechodził z rąk do rąk przez co twierdza doznawała zniszczeń i była ponownie odbudowywana.
Dzisiejszy zamek z jego białymi kamieniami znów odzyskuje blask. Trwają właśnie prace konserwatorskie i za kilka lat będzie wyglądał bardziej okazale. Dziś to zaledwie słabo widoczne mury obronne i podniszczone, niekształtne kamienne ściany. Zaletą tego miejsca jest fakt, że nie cieszy się popularnością. Zwiedzaliśmy go sami wjeżdżając autem za obronne mury. Nikt tego nie pilnuje ani nie zabrania.
Rastoke
To wyjątkowe udało nam się odkryć dzięki szperaniu po mapie Grupy Biwakowej. Dowiedziałem się wówczas, że bardzo blisko znanych Plitvickich Jezior jest miejsce gdzie spotykają się dwie rzeki, a że Korana leży ok. 20 - 50 metrów niżej od Slunczicy efekt jest bardzo widowiskowy. Nurty rzek (zwłaszcza Slunczicy) wyżłobiły przez tysiąclecia w otaczającej skale kilkanaście małych i większych wysepek, pomiędzy którymi płynie z głośnym szumem rwący nurt, by już za chwilę opadać w kilkunastu różnych miejscach wspaniałymi wodospadami do Korany. Ludzie tu mieszkający po prostu połączyli te wysepki mostkami i groblami, zbudowali młyny i domy mieszkalne i w rezultacie powstała mała perełka - urocze miasteczko młynów wodnych. Podobno jeszcze wiek temu było ich ponad sto! Dzisiaj zostało po nich niewiele. Lecz w zamian miejsce to można dokładnie obejrzeć, posiedzieć w uroczych knajpkach nad brzegiem ryczących strumieni, a przede wszystkim wspaniale odpocząć.
Jaskinia Barać
Z wodospadów Rastoke mamy zamiar ruszyć na wspomniane wcześniej Plitvickie Jeziora, jednak jak zwykle nie jedziemy wprost, szukając drogi trudniejszej bardziej ciekawej. Przygód mamy aż nadto. Znów poruszamy się tuz przy granicy i w pewnym momencie docieramy do miejsca gdzie stoi wielu policjantów z długą bronią, Land Rovery z technikami Policji, wszyscy w pobliżu dymiącej dziury przy drodze. Nie pozwalają przejechać… Cofamy się trochę ale do celu brakuje nam zaledwie parę kilometrów a objazd jest bardzo długi. Druga próba jest już bardziej owocna. Wydaje się że służby zrobiły co miały zrobić bo bardzo się przeludniło, upewniają się tylko czy nie jesteśmy dziennikarzami i… na szczęście puszczają.
Co zastaniemy na miejscu? Jaskinia krasowa Baraćeve špilje tak naprawdę składa się z trzech jaskiń ale nie wszystkie jednak można zwiedzać i nie są one połączone. Zwiedzanie jaskini Górna Barac (Gornja Baraćeva špilja), której trasa wynosi 200 m odbywa się w towarzystwie przewodników turystycznych (jęz. chorwacki, angielski, niemiecki). Ciekawostką jest to że każdy uczestnik wycieczki dostaje kask i nie jest to zabezpieczenie na wyrost o czym przekonałem się osobiście. Popularność tego miejsca spowodowała, ze obecnie trzeba zostawić auto na dużym parkingu przy głównej drodze, pokonując resztę trasy do kas i wejścia już pieszo.
Stari grad Drežnik
Po drodze warto na chwile zajrzeć jeszcze do twierdzy położonej w pobliżu miasta Drežnik. Tutejsze fortyfikacje pojawiają się w źródłach historycznych już w XII wieku. Od XVI wieku zamek był pod ciągłym zagrożeniem ze strony Turków, którzy ostatecznie w 1592 roku go zdobyli. Dopiero po pokoju zawartym w 1791 roku pokój w Swisztowie Drežnik znów wrócił do korony habsburskiej. Co ciekawe w 1866r. został on sprzedany przedsiębiorcy, który zaczął burzyć mury i sprzedawać materiał budowlany... Z tego względu zamek dziś, pomimo renowacji i odbudowy zakończonej w 2015r to tylko jedna baszta i zarysy murów.
Park Narodowy Jezior Plitwickich
Jak podają przewodniki jest to jedna z najczęściej odwiedzanych atrakcji Chorwacji. Popularność ma tak wielką że właścicielka pensjonatu, w którym nocujemy zaleca internetową rezerwacje biletów bo jest limit osób które mogą wejść. Ale to w normalnych czasach. Obecnie również kłębią się tu przeogromne tłumy ale … kolejki do kasy nie ma. Gdybym jeszcze raz miał zaplanować odwiedzenie tego miejsca wybrałbym jednak wcześniejszą porę (lepiej oświetlone słońcem atrakcje) i co za tym też idzie przyjemniejszą temperaturę. Inna sprawa to koszt biletów, który jest rzekłbym raczej wygórowany. Co zastaniemy na miejscu? Obszar parku obejmuje szesnaście jezior krasowych które ze względu na różnice wysokości pomiędzy nimi przelewają się widowiskowo licznymi wodospadami. Przyznam szczerze, że miejsce to widzieliśmy już kilkanaście lat temu i zrobiło na nas większe wrażenie. Po prostu objęcie terenu ochrona parkową spowodowało zarastanie kładek krzakami i nie ma się już tego wrażenia spacerowania po turkusowej wodzie… Obszar Parku to ponad 296 kilometrów kwadratowych co czyni go jednym z największych obszarów chronionych na terenie kraju. Jeziora podzielone są na Górne i Dolne. Największe z nich to: Kozjak (81 ha) i Prošćansko (69 ha). Zwiedzać można wejściem NR1 i dalej podjechać kolejka lub promem lub krócej, wejściem NR2. Dla tych którzy chcą zobaczyć więcej, w tym Wielki Wodospad warto zacząć wyprawę od pierwszej opcji.
Następnego dnia żegnamy już soczyste lasy i zieleń centralnej Chorwacji. Jeszcze korzystając z tego że mamy dokładne mapy okolic ruszamy na wypad wokół jezior samochodem. W miejscowości Plitvica Selo przyt drodze stoi zakaz ruchu (dlaczego z żółtym wnętrzem?). Jednak jako że wyjechał z niej właśnie policyjny bus pytamy czy możemy jechać tą trasą na Plitvicki Lejskovac, mówią że można i warto było. Droga jest naprawdę wąską, wycięta w lesistym zboczu. Potem dociera nad same Prošćansko Jeziero.
Kolejne dni to trasa już w zupełnie innym, gorącym klimacie wybrzeża. Ale o tym w nastepnej opowieści...
Tekst i zdjęcia: Ireneusz Rek