12.11.2015 – czwartek

Douentza > góra – Ręka Fatimy > Hombori (odcinek ten jedziemy w konwoju chronionym przez wojsko wraz z grupą pozostałych, malijskich pojazdów) > Gao (nocleg w zamkniętym murem hotelu typu „więzienie”, chronionym przez uzbrojoną obstawę, kontenery z piaskiem i zabezpieczonego zasiekami z koncentriny) – 400km

Z niewielkim opóźnieniem, o 6.30 rusza konwój. Nasza eskorta to trzy toyoty pickup wypchane uzbrojonymi wojskowymi.

 

 

Jedzie wiele ciężarówek, fatalna droga powoduje, że średnia przejazdu siego 25km/h. Tłuczemy się w kurzu, co kilka kilometrów konwojujący żołnierze sprawdzają całość składu. Jedynym pocieszeniem jest otoczenie, jedziemy w pięknym krajobrazowo terenie. Góry niczym klifowe wypusty, włażą do żółtej trawy posypanej drzewkami lub kamieniami. Gdzieniegdzie poletka sorgo i miletu, góry zmieniają formy, teraz przybrały kształty łodzi podwodnych i taszczą się nenufarom wprost do wody. Jedziemy… a raczej telepiemy się, droga jak serwetka dziergana asfaltem na więcej nie pozwala. Przed miejscowością Hombori, mamy przez wiele kilometrów wgląd na „Main de Fatma”, czyli „Reka Fatimy”… to wspinaczkowa Mekka Mali, nie lada gratka dla mających zamiar spróbowania swoich sił na ścianach masywu Hombori Tondo (1153 m n.p.m.), a wioska Daari leżąca u podnóża, jest dla nich wspaniałą bazą.

 

 

W Hombori rozstajemy się z eskortą, która wraca do Douentza, tymczasem z Gao dojechać ma konwój przejmujący nas. Jakoś tak, za podpowiedzią lokalesa, podjęliśmy decyzję… jedziemy już dalej indywidualnie, stan drogi się nieco poprawił, góry zastąpiła równina, a nenufary spalone ciężarówki.

 

 

Przed zmrokiem docieramy do miejscowości Gao, na Nigrze funkcjonuje nowy most, zatankowanie (1l oleju napędowego 500CFA – tak niska cena paliwa jest tylko tutaj, wcześniej utrzymywała się w cenie 630CFA) i szukamy hotelu lub miejsca do kempingowania. Ostatecznie na nocleg pozostajemy w „Tizimizi Hotel”… coś typu „więzienie”, chroniony przez uzbrojoną obstawę, kontenery z piaskiem i zabezpieczony zasiekami z koncentriny (spiralne zwoje wykonane z drutu ostrzowego). Po kontroli podwozia (coś jak selfie), tylko zamiast aparatu, czy telefonu jest lusterko, zarozumiały właściciel, nie zezwala na kempingowanie, musimy wykupić pokoje (20tys. CFA za pokój).

 

 

Jak do tej pory nie pisaliśmy nic o naszym wyżywieniu, tak więc… gotują dla nas najlepsi!… Knorr, Krakus, Sokołów, Liofiz i Jetboil ;-) … od czasu do czasu, oczywiście gdy jest taka możliwość, kupujemy pieczywo, pomidory, owoce i duuużo napojów typu coca-cola, tonik i piwo. Nasz mocno „urozmaicony” jadłospis, podpieramy kawą i rumem.

… chciałabym podsumować Mali, wlewam swoje myśli do formy, patrzę przez szkło powiększające i ciągle widzę Dogonów, niech więc będzie to myślą przewodnią, czymś co zszywa zmysły złotą nicią, tym co utwierdza każdego dnia… że warto czasem skoczyć za horyzont… rzucając swoje istnienie w niepewność…

… trzy tysiące metrów na sekundę spadam w dół… z Syriusza wprost na Ziemię… lecę bez zabezpieczenia, nie widząc swego cienia… przez okiennice moich zmysłów… w nieskończoności zwątpień… próbuję dogonić Dogonów… nawet Pan Cogito przestał myśleć, woli generować widzenia… za zasłoną pokrętnej filozofii… stoi realny lud… maski, maski, tysiąc barw… nim kogut zapieje trzy razy i na zawsze straci gardło… hogonowe czary przegonią mary… wierząc w swą wyjątkowość… strażnicy pamięci, zezwalają mędrcom łamać sobie głowy akrobacjami astrofizycznymi… do czcicieli psiej gwiazdy zapukała cywilizacja… co robić?… strzec nieprzeciętności?… czy z przymrożeniem oka oświadczyć sobie… pecunia non olet!…